Lekarz z Przemyśla wyleczy COVID-19 w dwa dni? Specjaliści mówią, że to nieprawda

Anna Kaczmarek
Włodzimierz Bodnar, lekarz z Przemyśla, przekonuje w sieci, że przy odpowiednim dawkowaniu amantadyny można wyleczyć COVOD-19 nawet w 2 dni. Jego entuzjazm studzą jednak najlepsi polscy specjaliści. Dodają, że działalność lekarza to nieautoryzowany eksperyment.
Niestety doniesienia o tym, jakoby amantadyna leczyła z COVID-19 w dwa dni, nie są prawdziwe. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Amantadyna a oficjalne zalecenia


Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, mówi wprost, że rekomendacje Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych są bardzo elastyczne, nawet bardziej niż rekomendacje WHO – dopuszczają np. kojarzenie leków.

Czytaj także: Ta tabela pokazuje, jak Polska nie radzi sobie z epidemią. Najgorzej w Europie pod względem zgonów

Jednak Towarzystwo opiera się na wynikach badań klinicznych, najlepiej randomizowanych, a jeśli nie, to na serii przypadków opublikowanych w wiarygodnych, profesjonalnych czasopismach naukowych. Nie ma tam zaleceń stosowania amantadyny.


– Doktor Bodnar z Przemyśla twierdzi, że przeciwciała przeciw grypie są podobne do przeciwciał przeciw COVID-19 i na tej podstawie można twierdzić, że mechanizm zakażenia jest podobny. Załóżmy, że ma rację, choć moim zdaniem nie ma racji. Problem polega na tym, że już od lat wiadomo, że amantydyna jest kiepskim lekiem na grypę. Zaniechano jej stosowania i nie jest polecana – wyjaśnia prof. Flisiak.
Prof. Robert Flisiak
Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

Proszę pamiętać, że wiele leków, a już szczególnie leki przeciwwirusowe, było w ostatnim czasie badanych w kierunku leczenia zakażeń SARS-CoV-2. Badania tego leku zostały storpedowane na poziomie in vitro.

Nie kontynuowano oczywiście badań dalej, bo to bez sensu. To przecież logiczne, że firmy próbowały przetestować wszystko, co mają w swoim portfolio, w kierunku skuteczności walki z COVID-19. Dlatego np. stosujemy remdesivir, który pierwotnie był terapią w przebiegu eboli.

Amantadyna – stary lek, niechętnie używany


Także wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski nie pozostawia złudzeń co do leczenia COVID-19 amantydyną. Wszystkie doniesienia na temat przełomowego leczenia z Przemyśla powinny, jego zdaniem, budzić wiele wątpliwości. Dlaczego?

– Pierwsza kwestia to sami pacjenci, którzy z rozpoznaniem COVID-19 powinni być leczeni albo w szpitalach jednoimiennych, albo na dedykowanych oddziałach obserwacyjno-zakaźnych – odpowiada.

– Jeśli lekarz pracujący w nZOZ potwierdził u pacjenta zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2, to tego pacjenta kieruje się do izolacji, jeżeli jest on słabo objawowy lub bezobjawowy i nie prowadzi się u niego leczenia. Jeśli pogarsza się jego stan zdrowia, to wysyła się go do szpitala, gdzie nie zajmuje się nim lekarz nZOZ – mówi nam wirusolog.

Jeśli zaś chodzi o samą amantadynę, to, jak wyjaśnia, jest ona stosunkowo starym lekiem używanym w tej chwili bardzo niechętne wyłącznie w terapii zakażeń wirusem grypy typu A, gdzie nie ma nawet wskazań by stosować ją w przypadku grypy typu B. Ewentualnie znajduje ona zastosowanie w leczeniu choroby Parkinsona.

Mechanizm jej działania w przypadku wirusa grypy polega na podwyższeniu pH endosomów, co zapobiega fuzji wirusa z błonami komórki oraz na wiązaniu się ze strukturalnym białkiem M2 wirusa grypy(kanał wapniowy) i jego blokowaniu.

– Proces ten uniemożliwia wnikanie jonów wapnia do wnętrza wirusa i utrudnia zakażenie. Koronawirusy SARS-CoV-2, mają zupełnie inny mechanizm wnikania wirusa do komórki niż wirusy grypy, a w związku z tym amantadyna jako taka nie będzie na nie działała. Dlatego też nie ma żadnych rekomendacji do stosowania tego typu leku w przypadkach zakażeń COVID-19 – podkreśla specjalista.

Eksperyment tak, ale nie na własną rękę


Dr Dzieciątkowski podkreśla, że jeśli jakiś lekarz czy zespół badawczy chcieliby przebadać terapeutyczne właściwości amantadyny w zakażeniach SARS-CoV-2, to musieliby oni poprosić o zgodę stosownej komisji bioetycznej na wykorzystanie tego leku - jak to się określa - "off-label”, czyli poza wskazaniami umieszczonymi w charakterystyce produktu leczniczego.

– Nie wolno tego robić na własną rękę. Nie należy też zapominać, że amantadyna ma szereg działań ubocznych, gdzie na pierwszy plan wysuwają się zaburzenia nerwowo-mięśniowe czy objawy psychotyczne. Ma ona też wpływ na elektrofizjologię serca, w tym na wydłużenie czasu trwania potencjału czynnościowego, poprzez zahamowanie napływu repolaryzujących jonów potasu, co może potencjalnie powodować arytmię. Jest to wyraźnie opisane w jej Charakterystyce Produktu Leczniczego – ostrzega wirusolog.

Dodaje, że prowadząc tego typu badania kliniczne, nie wolno zapominać o jednoczesnym prowadzeniu grupy kontrolnej, gdzie podawane byłyby inne zarejestrowane do COVID-19 leki oraz potencjalnie obojętne placebo. – Bez tego trudno wyciągnąć jednoznaczne wnioski na temat skuteczności zastosowanej terapii eksperymentalnej – zaznacza nasz rozmówca.

– Jeszcze raz należy podkreślić, że amantadyna nie znalazła się w żadnym międzynarodowym badaniu klinicznym, poświęconym rozmaitym terapiom skierowanym przeciwko COVID-19. Ani badania SOLIDARITY, ani badanie RECOVERY nie rozważały nawet jej użycia. Chyba jednak o czymś to świadczy – podsumowuje specjalista.

Doktor Bodnar ma zapewne dobre intencje, jednak tu chodzi o zdrowie i życie ludzkie, dlatego należy z wielką ostrożnością podchodzić do takich rewelacji jak ta z amantadyną. Dopóki nauka nie udowodni dobroczynnego działania i w ogóle działania jakiegoś leku w terapii danej choroby lepiej wstrzymać się z jego wykorzystaniem.