Ten wnętrzarski trend podbija internet w pandemii. Cluttercore to koszmar dla fanów minimalizmu

Ola Gersz
Rzeczy, szpargały, bzdety. Minimalizm mówi im "nie", ale cluttercore, nowy wnętrzarski trend, który zdobywa popularność na Instagramie i TikToku, kocha artystyczny chaos i kontrolowany bałagan. Po co wyrzucać stare meble, skoro można zrobić z nich użytek? Po co zostawiać puste ściany, skoro można zapełnić je od góry do dołu? Przedstawiamy cluttercore – może urządziłeś w tym stylu mieszkanie, ale jeszcze o tym nie wiesz?
Cluttercore to celebracja... kontrolowanego bałaganu Fot. naTemat
– Mam alergię na wnętrza z katalogów: jednokolorowe zestawy mebli, fabryczne dekoracje, które nic nie znaczą, wszystko bezduszne i bez osobowości. Kiedy urządzałam swoje mieszkanie, zależało mi na trzech rzeczach: duszy, odzwierciedlaniu mnie jako osoby i przytulności. Oprócz tego zawsze lubiłam mieć wokół siebie dużo rzeczy, jestem typem zbieracza – opowiada 30-letnia Kasia.

Kasia buszowała w różnych miejscach: po Ikei i internetowych sklepach wnętrzarskich, pchlich targach i sklepach ze starociami, second-handach i OLX, strychach, piwnicach i... śmietnikach. Znalazła perełki w najbardziej zaskakujących miejscach: wiklinowy koszyk przy kontenerach na śmieci, starą filiżankę u koleżanki, z której zrobiła doniczkę na sukulenty.
Fot. naTemat
– Każda rzecz w moim mieszkaniu pochodzi z innego miejsca. W jednej przestrzeni mam uszak z Ikei, stół zrobiony ze starej deski, zabytkową maszynę do szycia Singer po babci i PRL-owski stojak na gazety. Półki w salonie zrobiłam z drewnianych skrzynek po owocach, a wąską szafkę, na której stawiam rośliny, znalazłam w piwnicy zmarłej cioci – opisuje Kasia.


Podkreśla, że nie znosi pustych ścian i zajęła już praktycznie każdą wolną przestrzeń. – Wieszam zdjęcia, prace artystów, wydruki, wycinki z gazet, makramy. Nad kanapą mam galerię, nad biurkiem jeden wielki mood board. Moją inspiracją jest dom Florence Welch, wokalistki Florence and he Machine, ale jeszcze mi do niej daleko – śmieje się.

Rezultat? Oryginalne wnętrze, w którym czuje się dobrze. A jak reagują goście? – Moi przyjaciele w większości są zachwyceni, mówią, że jest u mnie przytulnie i ładnie. Ale słyszałam też inne opinie – mówi Kasia. Jakie? – Że moje mieszkanie jest zagracone, że wygląda "staro". Przeprawę miałam ze swoją z mamą, która na początku krytykowała wszystko od góry do dołu i nie rozumiała, po co mi używane rzeczy. Dopiero gdy zobaczyła całość, uznała, że ma to ręce i nogi – śmieje się.

Oto cluttercore w pigułce. Przedstawiamy trend, który podbija internet podczas pandemii. Trend, który pozwala na... bałagan. Ale kontrolowany.

Co to jest cluttercore?

– Cluttercore to nowa estetyka, która na razie jest dosyć niszowa. Jest bardzo pojemna – obejmuje różnego rodzaju style: od cottagecore po popularny w Polsce styl prowansalski. Ten wnętrzarski trend wpisał się w szerszy kulturowy zwrot, jakim jest przyzwolenie na niedoskonałość – tłumaczy mówi w rozmowie z naTemat Katarzyna Lipińska, badaczka trendów w Grupie 4P, z zamiłowania folklorystka i netlorystka. – Po latach 90., które były rozpasane, mieliśmy szarobiały minimalizm, ale teraz jesteśmy już nim znudzeni. Odchodzimy od wysokiego połysku oraz tego minimalizmu, który królował głównie w reklamach i katalogach, bo w Polsce ten "clutter" zawsze w jakimś stopniu występował, chociażby we wspomnianym stylu prowansalskim (ozdobne napisy "home" i "love", itd.) – podkreśla nasza rozmówczyni.

Tutaj "clutter" (z języka angielskiego: bałagan) jest słowem kluczem. Cluttercore to maksymalizm. Marie Kondo, japońska guru od sprzątania, powtarza, że rzeczy musi być jak najmniej? Tutaj odwrotnie – rzeczy ma być dużo, nie trzeba się ograniczać.

Jednak cluttercore ma paradoksalnie z metodą KonMari coś wspólnego – rzeczy powinny sprawiać nam radość. Cluttercore polega więc na gromadzeniu szpargałów, eksponowaniu pamiątek, trzymaniu przedmiotów, które w oczach innych są bezużytecznymi śmieciami, ale dla nas są piękne, wartościowe i mają znaczenie sentymentalne. To kontrolowany bałagan i artystyczny chaos. – Cluttercore to trochę mood board, a trochę pokój nastolatka. To z jednej strony sprzeciw wobec perfekcyjnych białych ścian, które są domeną rodziców, a z drugiej możliwość wyrażania siebie i pragnienie otaczania się rzeczami, które nas wyrażają i coś o nas mówią. Przypomina to trochę walkę z rodzicami o powieszenie plakatu w pokoju, bo "ściana się zniszczy" i trzeba będzie ja odmalować na śnieżną biel – mówi Katarzyna Lipińska.

Pandemiczny trend

Gdy zajrzymy do internetu, okazuje się, że cluttercore zdobywa popularność w specyficznym okresie – od początku pandemii koronawirusa. Badaczka trendów Katarzyna Lipińska zauważa, że mimo ze odwrót od minimalizmu rozpoczął się już jakiś czasu temu, to "właśnie teraz – w dobie Zooma czy TikToka, który zupełnie inaczej pokazuje wnętrza, niż Instagram – mamy szczególne przyzwolenie na kompozycyjną niedoskonałość".
– Kiedy zamknęliśmy się w domach podczas lockdownu, okazało się, że nie może być cukierkowo i idealnie – szczegolnie gdy mieszkamy z dziećmi. Zareagowała na to nawet reklama, co nie zdarza się często. Siedząc w domu – częściej i w "gromadzie" – zaczęliśmy więcej myśleć o naszych wnętrzach: co chcemy mieć wokół siebie i co jest dla nas ważne – mówi.

Jak podkreśla Katarzyna Lipińska, "nastąpił zwrot ku domowi i przytulności". – Zaczęliśmy poszukiwać w domu nowych wartości. Przestał być on miejscem, w którym spędzamy jedynie wieczory i noce. Pracując w domu, dostrzegliśmy w świetle dziennym więcej. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie wszystko musi być schludne i pedantyczne – zwłaszcza że musimy pomieścić w naszych domach coraz więcej rzeczy – dodaje.

Drugie życie rzeczy


Obecnie panuje moda na rzeczy z drugiej ręki – używane meble, PRL-owskie cudeńka, rzeczy handmade. Cluttercore idealnie się w tę modę wpisuje. Miłośnicy maksymalizmu mogą buszować do woli, chociażby na lokalnych grupach "Uwaga, śmieciarka jedzie", gdzie można znaleźć prawdziwe skarby.

– Cluttercore dopuszcza większą otwartość – nie wszystko w naszych domach musi być fabrycznie nowe. Stajemy przed wyborem: możemy zainwestować w urządzenie naszego wnętrza duże pieniądze, albo możemy zostawić przestrzeń na przetwarzanie rzeczy, które znajdujemy po drodze – mówi Katarzyna Lipińska, badaczka trendów w Grupie 4P.

I właśnie o to przetwarzanie chodzi. Styl cluttercore polega na kombinowaniu. W jaki sposób można wykorzystać starą pufę? Co zrobić z wielką szufladą, która ostała się po wyrzuceniu biurka? Nie chcemy wyrzucać starych rzeczy, bo mają swój urok i mogą się przydać: nawet w najbardziej nieoczekiwany sposób. Ale nie tylko dlatego. W dobie kryzysu klimatycznego coraz więcej osób żyje w zgodzie z ekologią. Po co kupować nowe meble i rzeczy, skoro można zrobić pożytek z tych, które już się ma albo które ktoś chce wyrzucić na śmietnik?

– W cluttercore chodzi o wykorzystywanie przedmiotów w zupełnie inny sposób, kreatywne czerpanie z otoczenia, elastyczne użycie materiałów. To forma oswajania starości: cluttercore pokazuje, że w starych przedmiotach tkwi piękno i nie musimy ich chować. Niektóre "cluttercorowe" akcesoria zresztą się powtarzają, jak chociażby szuflada zecerska, która pełni role półki, na której składowane są różne skarby czy drewniane skrzynki jako regał. Meble stały się więc rzeczą względną – tłumaczy Katarzyna Lipińska.

Różnice pokoleniowe

Fan cluttercore jest jak wspomniany wcześniej nastolatek, który kłóci się z rodzicami, żeby urządzić pokój po swojemu. Pokolenia naszych rodziców patrzą na ten trend ze zdziwieniem i... lekkim obrzydzeniem. Z jednym strony, robimy im na złość, celebrując bałagan, ale z drugiej... wykazujemy się praktycznością, której przecież nas uczyli.

Jak podkreśla Katarzyna Lipińska, "młodsze pokolenie żyje trochę w bańce "śmieciarkowej". – Kiedy pokazujemy swoje inspiracje mamie, jej to wcale nie ekscytuje – zauważa. – Nasi rodzice w większości pochodzą z terenów wiejskich, dlatego chociażby wiejskie kredensy, które wracają do łask, dla nich są czymś wstydliwym. Nie mieści im się w głowie, że ktoś nie chce mieć w kuchni szafek na wysoki połysk i bez klamek. Dla naszych rodziców wszystko wciąż musi być idealnie czyste i świetnie utrzymane. Postawienie w domu czegoś rustykalno-ogrodowego wzbudza więc spore kontrowersje – mówi Katarzyna Lipińska.

Jednak niewykluczone, że to się zmieni. – Podejrzewam, że cluttercore wciąż będzie niszowym trendem, jednak będzie rósł na popularności. Być może kolejne pokolenie – w kontrze do bałaganu i maksymalizmu – przywróci minimalizm – podkreśla badaczka.