"Koszmar za życia". Burmistrz wyznaczył cmentarz na miejsce obowiązkowej kwarantanny

Daria Różańska
Codziennie kogoś tu chowają. Na dole jest kaplica i chłodnia, na górze – trzy pomieszczenia socjalne. I to właśnie w nich – na cmentarzu komunalnym w Lipnie – odbywa się obowiązkowa kwarantanna osób podejrzanych o zakażenie koronawirsuem.
Zdjęcie poglądowe. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
– Wiem, że to nie jest hotel czterogwiazdkowy, ale kwarantanna to coś, z czym możemy się nie zgadzać, ale jesteśmy zmuszeni, żeby jej się poddać – tłumaczył podczas sesji burmistrz Paweł Banasik.

Cmentarz komunalny w Złotopolu położony jest na obrzeżach Lipna (kujawsko-pomorskie). Około 700 grobów rozlokowanych jest w kilku kwaterach. Na terenie nekropolii stoi też piętrowy budynek.

– Na dole jest kaplica, chłodnia, pomieszczenia socjalne. Natomiast na górze są trzy pomieszczenia z toaletą i prysznicem, które przeznaczone są na kwarantannę – opisuje radna Wiesława Tyfczyńska.


To tam podejrzani o zakażenie covid-19 mają odbywać przeszło tygodniową, obowiązkową kwarantannę. Na cmentarzu codziennie odprawiany jest przynajmniej jeden pogrzeb.

– I proszę sobie wyobrazić, że siedzi się na górze i słyszy te wszystkie dźwięki: "w imię ojca, syna i ducha". Normalnie jakby człowiek sam był skazany na odejście na tamten świat. Przecież tam się ludzi wysyła na ostatnią drogę: nie ma ani kablówki, ani internetu – burzy się radny z Lipna. Woli pozostać anonimowy.

Wtóruje mu koleżanka z rady Anna Domeracka. – Jakbym miała trafić na kwarantannę, to chciałabym chociaż ludzi widzieć przez okno. Może tam się widzi, ale tylko nieboszczyków...

W sieci też oburzenie. "Chcą nam urządzić koszmar za życia"; "Gdyby głupota miała skrzydła, to niektórzy fruwali by jak gołębie”; "Gratulacje dla burmistrza , niech on spędzi sam tam kwarantannę, wstyd"; "W pierwszej kolejności wysłać tam urzędników” – piszą mieszkańcy.

Burmistrz zdecydował


– Tej decyzji nie podjęli radni, tylko burmistrz. Nawet nas nie zapytano o zdanie, nie było żadnej konsultacji – broni się radny.

Wiesława Tyfczyńska dodaje: – Pan burmistrz zdecydował o tym w marcu, kiedy zaczęła się pandemia.

23 października radni z Lipna spotkali się z burmistrzem na nadzwyczajnej sesji. Część z nich apelowała o wyznaczenie innego miejsca na odbywanie obowiązkowej kwarantanny. Wskazywali np. na budynek po zlikwidowanej filii bibliotecznej na osiedlu Sikorskiego.

Ale jednogłośni nie byli. Ten pomysł skrytykował m.in. radny Sebastian Lewandowski: – Ja widziałem ten budynek i wiem jak on wygląda w środku. I uważam, że on nie nadaje się do zamieszkania przez osoby na kwarantannie. Jest bardzo zniszczony.

Wachlarz możliwości był szerszy. – Miejscem kwarantanny mogłaby być strażnica miejsca czy stadion miejski. Poza tym jest on położony w odosobnieniu. I przynajmniej człowiek przebywający w kwarantannie bez strachu mógłby wyjść na powietrze. Na cmentarzu to mało przyjemne i może odbywać się akurat pogrzeb – mówi nam radna Domerecka.

Burmistrz nie mógł z nami w piątek porozmawiać. Podczas sesji przyznał, że najpierw wyznaczono trzy budynki do odbywania kwarantanny: strażnicę, budynek na stadionie i na cmentarzu.

Ale i przyznał: – Później mogliśmy "zejść" do jednego budynku i wskazaliśmy ten na cmentarzu komunalnym. Tam są pomieszczenia socjalne z tapczanikami. Ja wiem, że to nie jest hotel czterogwiazdkowy, ale kwarantanna to jest coś, do czego jesteśmy zmuszeni, nie szukajmy luksusów.


Jedna chętna


Ale tu nie o luksusy chodzi, ale atmosferę. – No kto by chciał w takim stanie siedzieć na cmentarzu i patrzeć przez okno, jak innych covidowców chowają? – pyta mieszkaniec Lipna.

Radna Tyfczyńska słyszała już o kilku osobach, którym burmistrz proponował kwarantannę na cmentarzu. – I jak się dowiedzieli, to od razu odmawiali. Nie dość, że w takiej sytuacji człowiek jest psychicznie obciążony, martwi się o swoje zdrowie, to przebywanie w takim miejscu wcale nie pomaga – mówi Tyfczyńska.

Wieść miejska niesie, że na razie kwarantannę w budynku komunalnym na cmentarzu odbyła tylko jedna osoba. I tylko dlatego, że nie miała innej opcji. – Miała w domu osobę chorą na białaczkę i nie chciała narażać rodziny – słyszę.

– Burmistrz nie powiedział kto to był, ale stwierdził, że osoba ta była zadowolona. No bo chyba naprawdę nie miała innego wyjścia. Pozostali szukają miejsca gdzie indziej, działają na własną rękę. Też bym tak robił – emocjonuje się radny.