Kim byli dowódcy od pałowania kobiet? Policja potrzebuje miesięcy, by to ustalić

Anna Dryjańska
Prawniczka Eliza Rutynowska zapytała policję o okoliczności gazowania i pałowania pokojowego Strajku Kobiet w Warszawie, do czego doszło 18 listopada. Okazuje się, że na ustalenie, kim byli dowódcy głośnej akcji, policja potrzebuje dwóch miesięcy.
18 listopada policja zaatakowała Strajk Kobiet pałkami i gazem. Pytania o akcję funkcjonariuszy zadała prawnika Eliza Rutynowska. fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Filmiki i zdjęcia z napaści na Strajk Kobiet błyskawicznie rozeszły się w sieci. Szybko okazało się, że mężczyźni, którzy zaatakowali protestujące osoby pałkami i gazem, to nie bandyci ani "naziole", jak wynikało z początkowych doniesień świadków, lecz policjanci (część nieoznakowana jako policja), w tym antyterroryści.

Przeczytaj też: Ujawniono, który wydział miał pałować w Warszawie. Inni policjanci są wściekli

W związku z głośną akcją cztery pytania zadała policji prawniczka Eliza Rutynowska. Zapytała które oddziały policyjne zostały użyte wobec Strajku Kobiet, na jakiej podstawie w działaniach wzięli udział antyterroryści, czy wydarzenia z 18 listopada zostały uznane za zdarzenia o charakterze terrorystycznym, a także kim byli dowódcy zabezpieczający Strajk Kobiet.


Przeczytaj też: Elitarna jednostka zdekonspirowana? Zatrważające ustalenia ws. kontrowersyjnej decyzji

Odpowiedź policji datowana jest na 8 grudnia. Okazuje się, że na Strajk Kobiet zostali ściągnięci funkcjonariusze z miast takich jak Białystok, Bielsko–Biała, Bydgoszcz, Częstochowa, Gdańsk, Gorzów Wielkopolski, Katowice, Kielce, Legnica, Lublin, Łódź, Olsztyn, Opole, Płock, Poznań, Radom, Rzeszów, Szczecin, Warszawa i Wrocław. Jak pisze prawniczka, na podstawie odpowiedzi, której udzieliła Komenda Główna Policji, można wnioskować, że antyterroryści zostali zaangażowani na podstawie ustawy o policji. Jednocześnie KGP przyznała, że 18 listopada nie doszło do zdarzeń o charakterze terrorystycznym. "Mamy potwierdzenie na nieproporcjonalne użycie sił policji" – napisała Eliza Rutynowska na Twitterze.

Najciekawsza jest jednak odpowiedź na pytanie o nazwiska i stopnie dowódców, którzy kierowali akcją policji. Okazuje się, że policja potrzebuje dodatkowego czasu na to, by to ustalić – aż 2 miesięcy licząc od dnia zadania pytania.

Komentarz prawniczki

O rozszerzenie komentarza do odpowiedzi policji poprosiliśmy samą prawniczkę. – W pierwszej kolejności należy podkreślić, iż siły policyjne, jakie są każdorazowo kierowane w przypadkach zgromadzeń związanych ze Strajkiem Kobiet, pozostają nieproporcjonalne do skali ewentualnego, jakiegokolwiek zagrożenia – mówi Eliza Rutynowska.

– Mamy do czynienia z pokojowymi protestami, które są chronione zarówno przepisami prawa polskiego, jak również standardami międzynarodowymi – podkreśla prawniczka.

Dodaje, że policja nie może używać siły w celach politycznych. – Zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, środki kontroli tłumu nie powinny być stosowane przez władze krajowe bezpośrednio lub pośrednio w celu tłumienia lub zniechęcania do protestów – tłumaczy prawniczka.

Ale to nie koniec. – Ponadto, zapewnienie realizacji prawa do zgromadzeń oznacza
również pozytywne obowiązki po stronie państwa – a więc zabezpieczanie prawa do zgromadzeń dla osób o niepopularnych poglądach czy też przynależących do mniejszości – zaznacza ekspertka.

Zwraca też uwagę na to, że to policja stanowi zagrożenie epidemiczne. – Po drugie, w sytuacji epidemicznej, kierowanie tak wielkich sił wręcz powoduje zagrożenie epidemiczne. Podobnie sytuację należy ocenić w kontekście technik działania oddziałów BOA lub tzw. kotłów policyjnych. To policja zaczyna stwarzać największe zagrożenie – ocenia Eliza Rutynowska.