17-letnia Amelia w małym mieście wychodziła na ulicę w obronie praw kobiet. Teraz ściga ją policja

Daria Różańska-Danisz
Amelia Wieczorek na początku stycznia została wezwana na komendę policji, gdzie usłyszała zarzut organizacji protestów w obronie praw kobiet w Barlinku. – Czytając historie innych dziewczyn, które też są zatrzymywane, byłam przygotowana na to, że prędzej czy później może i mnie to czekać – mówi nam 17-latka.
17-letnia Amelia Wieczorek z Barlinka. Fot. Cosmosphotography/design
17-letnia Amelia Wieczorek uczestniczyła w protestach w obronie praw kobiet w Barlinku, miasteczku w województwie zachodniopomorskim. Zdecydowała się na to po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej ws. aborcji. Teraz usłyszała zarzut organizacji trzech protestów.

Mecenas Tomasz Milewski
, reprezentujący nastolatkę: – Nie doszło dziś do przesłuchania pani Amelii Wieczorek. Pani policjantka zaproponowała pouczenie jako swego rodzaju symboliczną karę za zorganizowanie trzech zgromadzeń w Barlinku (31.10; 5.11; 28.11) wbrew przepisom (zakaz organizacji zgromadzeń powyżej 5 osób). Pani Amelia nie przyznała się do winy, więc nie zgodziła się na propozycję przyjęcia pouczenia. Dlatego też sprawa będzie miała dalszy finał, czekamy na wezwanie na kolejne przesłuchanie.

Amelia Wieczorek
: – Najpierw z trzeciej ręki dowiedziałam się, że ściga mnie policja.


Daria Różańska: – Za co dokładnie?

Na początku mogłam się tylko domyślać. Dopiero dziś – 8 stycznia – na policji usłyszałam zarzut organizowania protestów.

Organizowała pani strajki, czy po prostu w nich uczestniczyła?

Uczestniczyłam w strajkach a także przekazywałam zasłyszane informacje o spacerach. Na komisariacie nie przyznałam się do winy.

W małym mieście wyjście na ulice wymaga większej odwagi niż np. w Warszawie?

Tak, to wymaga odwagi. Też nie jestem osobą jakoś bardzo śmiałą. Nawet w gronie przyjaciół czy znajomych. Ale sytuacja na tyle mnie wkurzyła, rozzłościła, sprawiła, że poczułam się niebezpiecznie w tym kraju.

Czytaj także: Mamy zdjęcia ze Strajku Kobiet. Tak wygląda protest Na Warszawę [GALERIA]

Stwierdziłam, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Dziś wiem, że lepiej było wyjść i walczyć, a nie tylko czytać o tym w internecie.

Jak przygotowała się pani do protestu?

Zaczęło się właściwie od tego, że przygotowałam transparent i chciałam usiąść na rynku miejskim z koleżanką. Napisałam do jednej z nich, spodobał jej się ten pomysł.

Założyłyśmy na Facebooku wydarzenie. Nie wiedziałyśmy jeszcze, że na tej podstawie policja może wobec nas wyciągnąć konsekwencje.

Polecono nam, by napisać na policję, że gdyby cokolwiek stało się w tym terminie, to nie jest w żaden sposób z nami związane.

Ale zdecydowałyście się to napisać po interwencji policji, czy raczej w ramach działania prewencyjnego?

Zrobiłyśmy to w ramach działania prewencyjnego. Na pierwszym proteście było sporo ludzi. Byłyśmy zdziwione, że w takim miasteczku przyszło tak dużo osób.


To był pani pierwszy w życiu protest?


Tak, pierwszy protest. Kiedy były czarne protesty, to byłam młodsza i wydaje mi się, że nie byłam świadoma tego, że to mnie też dotyczy.

Jak wyglądał sam strajk?

Na początku zaśpiewałyśmy piosenkę "Wolność, kocham i rozumiem" Chłopców z Placu Broni. Wydawała nam się najbardziej odpowiednia. Nie miałyśmy jeszcze megafonu, więc w towarzystwie innych kobiet i mężczyzn przeszłyśmy się po mieście. Oglądając filmiki w mediach społecznościowych słyszałam różne hasła, wypisałam je sobie, np. "Kiedy państwo mnie nie chroni, mojej siostry będę bronić"; "Solidarność naszą bronią"; "Rewolucja jest kobietą". I takie hasła wykrzykiwałyśmy idąc przez miasto.

Ile protestów odbyło się w Barlinku?

To było kilka protestów. Na pewno odbyły się cztery.

Interweniowała policja, zatrzymano Was?

No właśnie nie było sytuacji, żeby policja interweniowała. Ale podczas każdego protestu, nawet kiedy ludzie się zbierali, stały wozy policyjne, jeździli, krążyli za nami. Niektórzy mówili, że pojawiają się, żeby nagrywać.

Czy ta sytuacja kosztuje panią dużo stresu?

Czytając historie innych dziewczyn, które też są zatrzymywane, byłam przygotowana na to, że prędzej czy później może i mnie to czekać.
Protest w obronie praw kobiet w Barlinku (zachodniopomorskie).Fot. Cosmosphotography/design
Wydaje mi się, że moi rodzice stresują się dużo bardziej. Wiedziałam, że walka o prawa nigdy nie jest usłana różami i nie idzie gładko. Takie rzeczy będą się działy, gdy ktoś wychodzi walczyć o swoje. Teraz czeka mnie kolejne przesłuchanie. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie adwokat.

Czy w szkole spotkały panią jakieś komentarze z powodu udziału w strajkach?

Nie, w szkole nie było żadnych problemów. Moja szkoła jest akurat bardzo otwarta, jeśli chodzi o kwestie poglądów. Nikt nikomu niczego nie narzuca. Dużo osób miało ustawioną błyskawicę na zdjęciu profilowym na aplikacji do nauki zdalnej.

Nigdy nie było o to problemów.

Co mówią rodzice?

Rodzice mnie wspierają, choć i bardzo się stresują. Za każdym razem, gdy szłam na protest, prosili, żebym na siebie uważała, żeby nikogo nie prowokować.

Co pani pomyślała, gdy usłyszała o orzeczeniu TK Julii Przyłębskiej ws. aborcji?

Oglądałam rozprawę i pierwsze co, to pomyślałam: dlaczego tam jest tylu mężczyzn, a tylko jedna kobieta. Było mi przykro, że to znowu mężczyźni decydują o losie kobiet.

Pamiętam, że płakałam. Byłam przybita, wkurzona, nie czułam się bezpiecznie. Martwiłam się też o młodszą siostrę. Nie chcę, by żyła w kraju, w którym będzie się bała zbliżyć do jakiegokolwiek mężczyzny.

A w jakim kraju chciałby pani żyć?

Chciałabym żyć w kraju, w którym każdy miałby równe prawa, nikt nie musiałby się bać o swoje życie wychodząc na ulice. Chciałabym, żeby kobiety nie musiały wieczorami bać się wychodzić, żeby nigdy nie czuły, że to one są winne np. gwałtom. Chciałabym, żeby ludzie nie mówili, że przemoc czy gwałt zawsze jest winą kobiet. By w końcu brali nas na poważnie i szanowali nasze zdanie.

Czytaj także: Takich scen małe miasta jeszcze nie widziały. Powiem wam, jak się strajkuje w "pisowskiej pipidówie"