Przez ten samochód złapałem się za głowę. Panamera w nowiutkiej wersji Turbo S łamie prawa fizyki

Piotr Rodzik
Na początek ciekawostka: samochód, który widzicie na zdjęciach, to Porsche Panamera po liftingu. Widzicie jakieś zmiany? Nie? To dobrze – są tak kosmetyczne, że prawdę mówiąc też nie za bardzo je dostrzegam. Ale przy okazji liftingu do gamy wpadła nowa wersja – Turbo S. To najmocniejsza czysto spalinowa Panamera w historii i powiadam wam – można dla niej stracić głowę. Albo przetrącić sobie kark od przyspieszenia.
Porsche Panamera Turbo S to szokujące auto. Naprawdę. Fot. naTemat
Patrzysz na nią i naprawdę nie wiesz, o co im wszystkim chodzi z tym liftingiem. Bo tak, ten samochód naprawdę się zmienił. LED-y do jazdy dziennej są szerzej rozstawione (choć to nie tyle kwestia liftingu, co większych wlotów powietrza w wersji Turbo S), zmienił się także wysuwany spojler. Do tego pojawiły się w gamie nowe wzory felg, nowe kolory lakieru i… to w zasadzie tyle.
Fot. naTemat
Pamiętam sprzed wielu lat, kiedy jeszcze nie miałem nic wspólnego z dziennikarstwem, jak media rozpisywały się o liftingu Alfy Romeo 159. I najważniejszą informacją był brak zmian wizualnych. Bo po co poprawiać coś, co jest doskonale. Czy tak samo uznali projektanci Porsche?


Byłaby to dość odważna decyzja. Przecież wiele osób uważa Panamerę za pokraczną próbę przeniesienia proporcji 911 na limuzynę. Tak jak zresztą dzieje się w przypadku Cayenne czy Macana. Na szczęście Panamera mi jako taka podoba się. I tak to zostawię.
Fot. naTemat


Trudno jednak nie uciec mi od poczucia, że cały lifting był tylko po to, żeby do gamy wprowadzić nową wersję. Turbo S to teraz najmocniejsza spalinowa Panamera w ofercie i w ogóle najmocniejsza kiedykolwiek. Spalinowa, podkreślmy. Bo wersja hybrydowa jest mocniejsza, ale z racji ciężkich akumulatorów i odzyskiwania energii przy hamowaniu nie da purystom tyle radości z jazdy.

Czytaj także: Zaczynam myśleć, że jak w Porsche zrobią miejskie autko, to też się uda. Panamera Sport Turismo przesuwa kolejną granicę

Na początek może kilka suchych liczb. Turbo S to 630 dzikich koni mechanicznych (z czterolitrowego, doładowanego V8) oraz 820 niutonometrów momentu obrotowego dostępnego w szerokim zakresie obrotów – od 2300 do 4500 na minutę.
Fot. naTemat
Efekt to pięciometrowa, ponad dwutonowa, gigantyczna limuzyna, która do stu kilometrów na godzinę rozpędza się w 3,1 sekundy. Po 11,2 sekundy jedziemy już 200 km/h. Jest duża szansa, że wasze prywatne auta wolniej rozpędzają się do pierwszej setki. I wreszcie prędkość maksymalna – 315 km/h. Żadnych komputerowych ograniczeń.

Panamera Turbo S wywołuje krzyk pasażerów – sprawdziłem to. Przyspiesza tak, jakby była autem elektrycznym, a w trybie launch control zostawia zresztą w tyle większość z nich. Bo nie radzi sobie choćby z… Porsche Taycanem. Ale kiedy "elektryki" zaczynają puchnąć, Panamera Turbo S dalej się napędza.
Fot. naTemat
Absurdalne poczucie mocy jest właśnie tą rzeczą, którą najbardziej zapamiętałem z tego testu. Musicie bowiem wiedzieć, że w naTemat o obecnej generacji Panamery pisaliśmy już wielokrotnie. W słabszych wersjach silnikowych, w niby bardziej sportowej GTS, w odmianie Sport Turismo… no wielokrotnie. Ale to właśnie ogłupiające przyspieszenie jest tym, co wyróżnia Turbo S. Tego nawet nie da się za bardzo opisać słowami.

Czytaj także:

Nagrałem reakcje ludzi na przyspieszenie Porsche na prąd. Są tak "dobre", że nie mogę ich pokazać

Aż nie chce się wysiadać. Porsche wypuściło specjalną Panamerę na 10. urodziny tego modelu


To w gruncie rzeczy beznadziejne zadanie. Bo ile razy w naTemat pisaliśmy, jak szybkie są Panamery? A ta jest jeszcze szybsza. Jakby ktoś po prostu wstał i wywrócił stolik. Wcześniej było szybko, ale teraz zasady gry uległy kompletnej zmianie.
Fot. naTemat
Panamera to oczywiście wciąż torowa bestia. A raczej – samochód, który z racji na swoje wymiary i masę powinien wylecieć z toru na pierwszym zakręcie, ale niemieccy inżynierowie w sobie znany tylko sposób postanowili zakpić sobie z praw fizyki.

Panamerą Turbo S jako taką w trakcie mojego testu nie miałem okazji pojeździć w warunkach torowych, więc może nie powinienem tego pisać na wyrost. Natomiast jeździłem przecież wielokrotnie słabszymi odmianami i okazywały się one bardzo wydajnymi maszynami do pokonywania zakrętów na torze. Nie ma więc powodu, aby sądzić, że jest inaczej w tym wypadku.
Fot. naTemat
Trzeba natomiast powiedzieć, że Turbo S jest jeszcze sprawniejsza niż pozostałe Panamery w tym, gdzie zapewne większość z nich spotkacie – w trakcie szaleńczej gonitwy lewym pasem autostrady. Elastyczność silnika jest tak duża, że włączenie się do ruchu nie stanowi tu żadnego problemu. Czy nagła zmiana pasa połączona z redukcją biegu i przyspieszeniem. Samochód sprawia wręcz takie wrażenie, że jazda z przepisową, autostradową prędkością wydaje się… zbyt prosta. Aż się chce zająć jedną ręką smartfonem. Tylko tego nie róbcie przypadkiem.

Zaawansowana elektronika trzyma to auto w ryzach właściwie w każdych warunkach. Trudno mi nawet powiedzieć, czy Panamerę Turbo S w normalnej, życiowej sytuacji da się wyprowadzić z równowagi. Według mnie, jeśli nie zrobicie czegoś wyjątkowo głupiego – to nie. Napęd na cztery koła, aktywne zawieszenie, milion systemów bezpieczeństwa oraz wyjątkowo precyzyjny układ kierowniczy sprawiają, że w tym aucie możesz poczuć się lepszym kierowcą niż jesteś.
Fot. naTemat
Ja się tak czułem. Panamera Turbo S aż zachęca do pseudosportowej jazdy nawet po drogach publicznych. Na skrzyżowaniu aż chcesz przyspieszyć na wyjściu z zakrętu. Na autostradowym ślimaku trzymasz optymalną linię jazdy. I tak w kółko. Przy akompaniamencie silnika V8, który zwłaszcza w trybie Sport Plus jest wyjątkowo przyjemnym doznaniem. Nie sportowym, ale takim… luksusowym. Łagodnie podnieca cię swoim rasowym brzmieniem, ale nie próbuje cię ogłuszyć poziomem decybeli. Jest luksusowo. Bo przecież taka jest Panamera.

Zresztą: auta z cyklu "Turbo S" mają znaną renomę w świecie Porsche. Choćby 911 Turbo S jest napakowanym elektroniką do granic możliwości supersamachodem. Takim, który do 100 km/h rozpędza się w 2,8 sekundy, może bić kolejne rekordy na torach wyścigowych, a jednocześnie znajdziecie w nim elektrycznie sterowane fotele. Nie ma w niej nic, co świadczyłoby o walce o jak najniższą masę własną. Tak ważną przecież w autach sportowych. W 911 Turbo S chodzi o połączenie wybitnych osiągów z maksymalnym komfortem, oczywiście jak na takie auto.
Fot. naTemat
Panamera Turbo S jest dokładnie taka sama. Oferuje ci przygniatające możliwości w fotelu pokrytym delikatną skórą z ręcznie wykonanymi przeszyciami. Z masażem, nawiewem i podgrzewaniem. Możesz w niej cieszyć się dźwiękiem silnika albo po prostu przykryć to wszystko muzyką sączącą się z nagłośnienia Burmestera. Swoją drogą w cenie niewiele niższej niż miejskie auta. W całości.

Mnie ten egzotyczny miks uwiódł całkowicie. I choć mówimy o aucie za okrągłą bańkę (cennik zaczyna się od 897 tysięcy, ale przecież na tym się ta zabawa nie skończy, w Porsche trzeba dopłacić za naprawdę wiele rzeczy), to finalnie wyjeżdżamy z salonu z samochodem, który jest luksusowy do granic możliwości, efektowny jak wschód słońca na Bali i szybki jak… jak Porsche.
Fot. naTemat
To auto kompletne. Możesz w nim przewieźć spore zakupy, teleportować się na weekend nad morze albo po prostu być najszybszy spod świateł. Rewelacja. Zostawiam was z jeszcze kilkoma zdjęciami tego zjawiskowego auta.

Porsche Panamera Turbo S na plus i minus:


+ Wybitne osiągi
+ Niesamowita radość z jazdy
+ Dobre brzmienie silnika V8 jak na tę klasę aut
+ Luksusowe, komfortowe wnętrze
+ Czujesz się w nim jak w 911, a jest jednak znacznie wygodniej
- Jakie minusy?

Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat