Nagrałem reakcje ludzi na przyspieszenie Porsche na prąd. Są tak "dobre", że nie mogę ich pokazać
Michał Mańkowski
26 czerwca 2020, 10:51·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 czerwca 2020, 10:51
Koledzy, którzy już jeździli Taycanem, ostrzegali mnie, że po tym aucie można się dużo spodziewać. Niestety nawet najlepsza opowieść nie odda tego, co czuć w środku na własnej skórze. Po pierwszych kilkuset przejechanych metrach po prostu wybuchłem szczerym śmiechem zachwytu zmieszanego z niedowierzaniem. Porsche Taycan to najlepszy samochód elektryczny na świecie i zamknie usta każdemu niedowiarkowi. Mi zamknął.
Reklama.
W siedzibie głównej Porsche przez kilka lat musieli obserwować, jak inne marki podchodziły do aut na prąd. Następnie robili sobie sesje czytania na głos wszystkich hejterskich komentarzy, w których kierowcy z całego świata mówili szczerze, co sądzą o elektromobilności.
A potem powiedzieli wymowne: "Tak wszyscy myślicie? No to potrzymajcie nam piwo".
Tak powstało Porsche Taycan – najlepszy obecnie samochód elektryczny świata. Znajomy powiedział mi ostatnio dość kontrowersyjnie, ale trafnie, że gdyby była kategoria samochodów napędzanych krowim łajnem, inżynierowie Porsche byliby w stanie zrobić najlepszy samochód na krowie łajno na świecie i też byśmy się nim jarali.
I czuję, że właśnie tak by było.
Legendarny producent nie raz już przesunął granicę i pokazał, że to, co wszystkim wydaje się idiotycznym pomysłem, tak naprawdę się przyjmuje. Trzeba to po prostu "tylko" zrobić najlepiej, jak to możliwe. Niech przykładem będzie Cayenne, Panamera czy Macan, popularne modele, które dziś są oczywiste i ciągną sprzedaż Porsche, lata temu wydawały się bluźnierstwem.
Teraz robią to samo z autami na prąd. Nie są pierwsi, ale to nie ma znaczenia.
Spędziłem z Taycanem kilka obłędnych dni (i nocy). Objeździłem go i w trasie, i w mieście. Ładowałem go i na szybkich ładowarkach, i ze zwykłego gniazdka w domu. Poznaliśmy się całkiem nieźle i poniżej chcę Wam przedstawić kilka najbardziej praktycznych i subiektywnych spostrzeżeń, które zostają w głowie kierowcy po takiej przygodzie, a jednocześnie odpowiadają na pytania, które padały. A było ich naprawdę sporo.
Ile zasięgu ma Porsche Taycan Turbo S?
Odpowiem zgodnie z najstarszą prawniczą zasadą: to zależy. W tym przypadku od wielu czynników, ale najważniejszy jest ten jeden: styl jazdy. Teoretycznie maksymalny zasięg według producenta to 388-412 km na jednym pełnym ładowaniu. Teoria a praktyka to jednak dwa zupełnie inne światy zależne od masy czynników (styl jazdy, drogi, temperatura, klimatyzacja itd) i mi osobiście nie udało się nawet zbliżyć do 400 kilometrów. Nie wiem też, czy ktokolwiek normalnie jeżdżący byłby w stanie to zrobić. To wartość maksymalna przy odpowiednich warunkach i w odpowiednim trybie (Range), który zwiększa zasięg, ale np. ogranicza prędkość do maksymalnie 110 km/h.
Nie znaczy to jednak, że z tym zasięgiem jest źle. Ba, po tygodniu przekonałem się, że idąc na pewne kompromisy de facto można sensownie żyć z autem na prąd, a do tej pory nie znaleźlibyście mnie raczej w pierwszym rzędzie zwolenników elektromobilności.
Jeżdżąc normalnie w mieście i trasie z okazjonalnymi dynamiczniejszymi przyspieszeniami zasięg maksymalny wynosił ok. 330 km.
W praktyce jednak nigdy nie zbliżyłem się nawet do zera. Mam w głowie psychologiczną barierę, która nie pozwala mi na doprowadzenia do tego stanu. Planowałem drogę w taki sposób, by zawsze w okolicach 50 km zasięgu zahaczyć jakieś miejsce do ładowania.
Jeśli jednak chcecie wycisnąć z tego samochodu tyle prądu, ile fabryka dała, jeździcie w trybie Sport lub Sport+, korzystacie często z procedury startu to... no cóż, zasięg znika dużo szybciej i będzie miał raczej poniżej trójki z przodu. W rzeczywistości jednak do każdego auta się przyzwyczajasz i po jakimś czasie po prostu się nim przemieszczasz.
Poniżej szacunki na podstawie wskazań komputera. Nie miałem okazji wyjeździć całej baterii w 100 procentach jadąc ciągle jednym z poniższych stylów:
a) ostra jazda i zabawa przez cały czas: ok. 250 km zasięgu
b) normalna jazda z dynamiczniejszymi momentami: 300-330 km
c) tryb range, krajoznawcze przejażdżki bez dynamiki: 350km
Jak ładuje się samochód elektryczny?
To największa obawa: czy wystarczy, czy będę miał gdzie załadować, czy będę musiał długo czekać, czy ładowarka nie będzie zajęta, czy dojadę? I tak dalej, i tak dalej. Lista wątpliwości w głowie kierowcy auta na prąd jest długa i zazwyczaj podobna. Zmierzyłem się z nimi wszystkimi i okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
Testowany model był w parze z kartą Greenway – to jedna z sieci, która umożliwia ładowanie, ale też ogranicza nas do siebie. Trochę tak jak karty do tankowania różnych stacji. Ściągamy aplikację i po dwóch kliknięciach widzimy dostępne stacje, gdziemożna sprawdzić ich dokładny status (moc ładowarki, ilość wolnych stanowisk, itd).
Gigantyczną baterię Taycana, która jest ukryta w podwoziu, ładujemy przez jedno z dwóch gniazdek z przodu auta. Otwiera się je w specyficzny i nieco magiczny sposób: wystarczy "smyrnąć" palcem element obok zaślepki i voilà: pokrywka się unosi. Zamyka się ją w ten sam sposób. Działa płynnie i sprawnie 8 na 10 razy, chyba że spadnie deszcz: wtedy musiałem się namachać palcem.
Przedni bagażnik (mamy dwa) zajmuje w dużej mierze spora torba z serią kilku kabli, dzięki czemu podłączysz się do każdego gniazdka. Na Greenwayu nie musiałem jednak ich wyciągać, korzystaliśmy z tych w dystrybutorze. Pyknięcie kartą, włożenie kabla i jedziemy... to znaczy stoimy i czekamy.
Na ekranie wewnątrz auta widzimy na bieżąco postęp i czas pozostały do pełnego naładowania. Podłączam się do pierwszej ładowarki o mocy 40kwH. Mam równe 50 proc. baterii. Komputer pokazuje, że za 58 minut będę naładowany na 100 proc. Nie ma tragedii, w praktyce jednak już po 30 minutach ruszam dalej, nie ma potrzeby ładowania się na full. Poziom ładowania to ok. 2,5km/min. To wyniki z najefektywniejszego obecnie trybu ładowania CCS. Z domowego gniazdka to tempo wynosi już... 0,1km/min.
Praktyka ładowania w mieście też jest całkiem niezła. Jadę do centrum handlowego, podłączam się do ładowarki i załatwiam swoje sprawy. Kilkadziesiąt minut później mam kilkadziesiąt procent baterii więcej. Generalnie śmiało wyobrażam sobie, że można korzystać z elektryka, który ładuje się "natywnie" to znaczy, że w mieście nie musimy specjalnie zjeżdżać do ładowarek, ale robimy to równolegle do naszych codziennych czynności.
Przetestowałem też ładowanie Taycana ze zwykłego gniazdka w domu. Tutaj jest już... zabawnie. Jeśli podłączysz go w sobotę rano to na 100 proc. bateria naładuje się na 14, ale za dwa dni.
W praktyce jednak wyglądało to tak. O 21 parkowałem auto pod domem z baterią na nieco ponad 50 proc. Rano po śniadaniu ok. 10-11 auto miało 80-90 proc. poziomu naładowania, więc... zaskakująco nieźle.
Dlaczego Taycan ma zieloną rejestrację?
To pytanie, które padało pod moim adresem kilkukrotnie. Zielona blacha wzbudza uwagę i ciekawskie spojrzenia. Odpowiedź jest prosta. W Polsce samochody elektryczne mają zielone tablice rejestracyjne. Jednym z największych plusów jest fakt, że autem na prąd można jeździć po buspasach, czym oszczędza się masę czasu w godzinach szczytu. Świetna opcja. Minusem jest niestety fakt, że jeszcze nie wszyscy kierowcy spalinowych samochodów zdają sobie z tego sprawę i patrzą spod byka.
Co to za samochód?!
Taycan jest wyjątkowy i na ulicy wzbudza uwagę z wielu względów. To samochód, którego nigdy wcześniej nie mogliśmy zobaczyć, więc z oczywistych powodów przyciąga wzrok.
Przyznam szczerze, że widząc go na zdjęciach nie padłem z zachwytu. Ot, delikatna wariacja popularnej i znanej Panamery. Dość podobny kształt, zbliżone rozmiary (w środku na tylnej kanapie jest jednak wyraźnie mniej miejsca). Ze świetnie narysowanym tyłem, ale dziwnym przodem, gdzie mamy charakterystycznie osadzone reflektory (z fotela kierowcy widzimy wyraźnie zarysowaną maskę w tych miejscach).
Nie powalił mnie swoim futuryzmem na kolana, ale gdy obejrzałem go na żywo doszedłem, że ma w sobie "to coś". Wyróżnia się na tle "normalnych" samochodów, ale jednocześnie nie jest kosmitą z przyszłości motoryzacji (tym jest pod względem jazdy, ale o tym za chwilę).
To jednak nie przeszkadza mu w tym, by odkręcać szyje jak najbardziej szalone supersamochody. Przyznaję, że byłem szczerze zaskoczony, jak często ludzie się za nim odwracają lub zagadują z ciekawością na parkingu: a co to właściwie jest, ile się go ładuje, jak daleko można przejechać, ile kosztuje, jak jeździ i tak dalej, i tak dalej.
To w dużej mierze efekt tego, jak jeździ. Charakterystyczny dźwięk (a właściwie jego brak) jest istnym magnesem nie tylko na fanów motoryzacji.
Jak brzmi Taycan?
A raczej jak... nie brzmi. To jeden z głównych argumentów przeciwników elektromobilności, zwłaszcza w wykonaniu marek sportowych. Nie raz słyszałem: Co to za auto bez ryku silnika i strzałów z wydechu? Eunuch nie samochód.
W praktyce jednak to nie ma wielkiego znaczenia. Dźwięk, jaki wydaje Taycan przypomina statek kosmiczny (dosłownie i w przenośni). Można się poczuć jak w Jetsonach – kreskówce z dzieciństwa, w której cała rodzina mieszkała w kosmosie i latała po nim różnymi pojazdami.
Jest dziwnie satysfakcjonujący i przyjemny dla ucha. Za pomocą specjalnej opcji możemy go nieco podbić (tak jak w przypadku zwykłych aut). Nie ma tutaj jednak mowy o udawaniu "normalnego" silnika. Wtedy po prostu dźwięk jest donośniejszy i jeszcze bardziej... kosmiczny. Taycan pod tym względem nie udaje tego, czym nie jest. I bardzo dobrze.
Podróżowanie bez warkotu silnika spalinowego to coś, do czego trzeba się przyzwyczaić. Na początku jest nietypowo, ale potem docenia się ten komfort podróży. Gdy kilka dni później przesiadłem się do sportowego samochodu bardzo szybko doceniłem ciszę, która panowała wewnątrz Taycana. Ba, zatęskniłem za nią.
Do dźwięków elektrycznych samochodów przywyknąć muszą też zwierzęta. W trasie wprost przed koła wybiegł mi pies, który chciał przejść na drugą stronę zatłoczonej jezdni. Po prostu nie usłyszał samochodu, choć wszystkie obok puścił. W ostatniej chwili udało się uniknąć zderzenia.
Jak jeździ Porsche Taycan Turbo S?
I na koniec absolutnie najlepsze, choć nie najłatwiejsze, bo nie ma słów, które oddadzą wrażenia z jazdy tym samochodem. Mógłbym silić się tutaj na mniej lub bardziej śmieszne metafory, ale będą to tylko literki. Nawet gdy opowiadałem osobom przed przejażdżką, czego mogą się spodziewać, po fakcie przyznawali, że na coś takiego nie byli gotowi.
Gdy wyjechałem z salonu po kilkuset pierwszych metrach wybuchłem szczerym śmiechem, który łączył w sobie zachwyt, szok i niedowierzanie. Dynamika z jaką porusza się ten samochód przypomina uderzenie "tutaj wstaw dowolne potężne narzędzie/broń" w plecy i tył głowy. Ciało momentami nie jest po prostu fizycznie przyzwyczajone do takich przeciążeń.
2,8 sekundy do setki nie jest czymś, czego w motoryzacji jeszcze nie widzieliśmy, ale 2,8 sekundy do setki i nawet 1050 Nm momentu obrotowego (w trybie launch control) dostępnego absolutnie od razu w maksymalnym zakresie to potęga.
Siedząc na fotelu pasażera i nie zdając sobie sprawy, kiedy kierowca użyje tej broni, można pokusić się nawet o stwierdzenie, że jazda Taycanem jest nieznośna. Spada czapka, spadają okulary. Telefon wypada z ręki, a nogi czasami aż same lekko unoszą się do góry. Jeśli głowy nie oprzesz o zagłówek, za chwilę w niego uderzysz (sprawdzone osobiście).
Miałem plan, by zrobić kompilację reakcji pasażerów. Nagrałem nawet kilka bliskich osób, ale gdy obejrzałem efekt końcowy, doszedłem do wniosku, że po prostu nie mogę im tego zrobić. Reakcje są zbyt komiczne, nie zawsze cenzuralne i z – delikatnie mówiąc – dziwnymi minami. – Boże, może tego po mnie nie widać, ale to najlepsza przejażdżka w moim życiu. Aż ręce mi się trzęsą z wrażenia – usłyszałem od jednego z nastolatków.
Na światłach ruszasz, jesteś już daleko za skrzyżowaniem, a w lusterku widzisz inne pojazdy, które dopiero wjeżdżają na jego środek. I wcale nie dlatego, że jedziesz za szybko, ale po prostu sprawność elektryka zjada spalinowe auta już od pierwszych metrów.
Z perspektywy kierowcy zabawna jest świadomość, że "takim tam samochodzikiem na prąd" uciszasz absolutnie każdego napinacza w wielkim, kosmicznym i wariacko ryczącym aucie. Mało które dorówna mu osiągami, a co dopiero je przegoni. Lamborghini, Ferrari, Mclaren? Proszę bardzo. Mercedesy AMG, Audi RS, BMW M, a nawet "normalne" Porsche? Z pocałowaniem ręki.
Jednocześnie to nie jest samochód tylko do durnej jazdy w stylu start-stop. Zza kierownicy Porsche Taycan nabiera zupełnie innego wymiaru. Gdy masz pod stopą pedał gazu, wiesz czego się spodziewać. Masz pełną kontrolę i nie zaskakujesz się nagłymi zrywami.
Potężna bateria ukryta w podwoziu pomiędzy dwoma silnikami elektrycznymi z jednej strony wywindowała masę auta do ogromnych ok. 2400 kg (to poziom Audi RSQ8). Z drugiej pozwoliła osiągnąć idealny środek ciężkości, przez co Taycan prowadzi się wyśmienicie, dając performance jak z najlepszych aut sportowych. Tylko trochę inny, bo elektryczny. Tej wagi zdecydowanie nie czuć.
Znany polski instruktor jazdy Janusz Dudek udowodnił jednak już, że Taycanem można zrobić naprawdę wiele. Także driftować.
Podsumowanie
Przejażdżka Taycanem Turbo S to doświadczenie, które na długo zostaje w kościach i głowie kierowcy. Porsche bez wątpienia stworzyło aktualnie najlepszy samochód elektryczny na świecie. I jeśli Taycan nie przekona cię do elektromobilności, to mam wrażenie, że już nic nie będzie w stanie.
Pewnie, ma swoje minusy: momentami jest nieco za plastikowy jak na auto tej klasy, logika systemu do sterowania nawiewiem i multimediami mogłaby być nieco sensowniejsza, ale to schodzi na drugi plan, gdy tylko pukniecie w pedał gazu.
Cena? Zaczynają się od 454 tys. złotych, ale nie łudźcie się, że tyle wydalibyście na swojego Taycana. Testowany model w wariancie Turbo S kosztował niemal milion złotych. Przyszli właściciele jednak nie będą rozczarowani. To przeważnie kierowcy, którzy w swoim garażu już mają Porsche, a Taycan będzie kolejnym autem pod domem, więc i kwestia zasięgu nie okaże się problemem.