Romanse i poezja made by TVP. Serial "Osiecka" jest jak artykuł na Wikipedii [RECENZJA]

Ola Gersz
Agnieszki Osieckiej raczej przedstawiać nie trzeba. A jeśli trzeba (bo czy młodsi widzowie na pewno wiedzą, kim była?), to warto obejrzeć "Osiecką". Serial TVP to scenariuszowo streszczenie jej bogatego życiorysu w stylu... Wikipedii. Może spodobać się osobom nieobeznanym z historią poetki, ale miłośników Osieckiej i jej twórczości raczej nie usatysfakcjonuje. Oceniamy serial "Osiecka" po szóstym z 13 odcinków.
W młodszą Agnieszkę Osiecką wciela się Eliza Rycembel Fot. Kadr z serialu "Osiecka" / vod.tvp.pl
Szybciej, szybciej, szybciej! Trudno nie krzyczeć tych słów do ekranu ze zniecierpliwieniem i gorzką ironią podczas oglądania serialu "Osiecka". Produkcja TVP niewyobrażalnie pędzi, ale trudno, żeby było inaczej, skoro Robert Gliński i Michał Rosa postanowili zmieścić zaledwie w 13 odcinkach ponad 40 lat z życia słynnej poetki, kompozytorki i reżyserki.


Cel był więc ambitny, a bohaterka – wybitna. Życiorys Agnieszki Osieckiej, kobiety głodnej życia, nieprzeciętnej i artystycznie płodnej, to wymarzony materiał na serial – jest w nim i skomplikowane życie rodzinne, i romanse, i zdrady, i poezja, i film, i teatr, i kawał polskiej historii, i artyści. Słowem jest w nim wszystko, czego potrzebuje dobra serialowa czy filmowa historia.

Problem w tym, że historia Osieckiej jest tak bogata, że po prostu nie da się jej zmieścić w kilkunastu odcinkach, czego rezultatem jest wspomniany już pęd fabularny. Byle dotrzeć do mety (czyli śmierci w 1997 roku) i zaliczyć wszystkie przeszkody. A szkoda, bo gdyby dać serialowi TVP tak z kilka sezonów, to ta recenzja byłaby zupełnie inna.

Miłość i twórczość Agnieszki Osieckiej


Pierwsze dwa odcinki "Osieckiej" są jak początek każdej biografii na Wikipedii, który jest dość powolny i nudnawy (urodziła się..., uczyła się w..., jej rodzice byli..., jako nastolatka marzyła o...), ale bez niego ani rusz. Byle tylko przez niego przebrnąć i dotrzeć do ciekawszych fragmentów.

Osiecka (znakomita Eliza Rycembel w roli młodszej poetki) uczy się więc w liceum, wzdycha do kolegi z klasy, irytuje się na niewiernego ojca (Jan Frycz) i bierną matkę (Maria Pakulnis), pisze wiersze w dzienniku, zdaje maturę. Jak każda nastolatka i każdy nastolatek po zakończeniu liceum zastanawia się: co teraz? Tarot mówi, że osiągnie sukces, chociaż łatwo nie będzie, a ona chce po prostu tworzyć i kochać.

Zresztą już sam początek sugeruje, że w serialu o Agnieszce Osieckiej będzie i tworzenie, i kochanie, ale to drugie będzie "nieco" ważniejsze. Bójka dwóch adoratorów przyszłej poetki na balu maturalnym zdaje się mówić: "będzie się działo, będą romanse!" i przysłania artystyczne zapędy Osieckiej, które właściwie nie wiadomo skąd się wzięły.

Osiecka idzie więc na studia na Uniwersytet Warszawski, potem do Łódzkiej Szkoły Filmowej, poznaje artystów, zaczyna reżyserować i pisać piosenki, jednak to wszystko jest jak odhaczanie kolejnych rozdziałów jej biografii, bo to właśnie owe romanse zajmują najwięcej czasu ekranowego.
Fot. Kadr z serialu "Osiecka" / vod.tvp.pl
Aż dwa i pół twórcy przeznaczyli na związek z Markiem Hłaską. I chwała Bogu, bo ten wątek w końcu rozruszał serial TVP. Jędrzej Hycnar w roli niepokornego pisarza jest fantastyczny, a chemia aktora z Elizą Rycembel jest wręcz elektryczna. Jest namiętność i zniszczenie, ekstaza i ból, wódka i literatura, chociaż... w wersji light. Wciąż jest dość poprawnie i grzecznie (mimo rzadkich wulgaryzmów i "momentów") – mówimy przecież o serialu TV, nie HBO.

A szkoda, bo przydałby się temu serialowi większy pazur – logo Telewizji Polskiej, która w swoich serialach stawia na edukację, historię i stawianie znanym postaciom pomników z brązu, ogranicza potencjał bujnej historii Agnieszki Osieckiej. "Spróbowałem oglądać OSIECKĄ na TVP1, ale nie dałem rady: to jakby dostać szarlotkę na zarzyganym talerzu" – stwierdził Tomasz Raczek i trudno się z nim nie zgodzić.

Scenariusz "Osieckiej" niedomaga


Sama szarlotka też mogłaby być jednak smaczniejsza. Serial "Osiecka" nabiera rumieńców w trzecim odcinku, a wątek Hłaski jest jak na razie (a w TVP wyemitowano na razie sześć odcinków, w tym tylko jeden z Magdaleną Popławską w roli starszej poetki) najbardziej fabularnie rozbudowany, żywy i emocjonalny. Dalej jest... chaos.
Fot. Kadr z serialu "Osiecka" / vod.tvp.pl
Kiedy Hłasko znika, na scenę wkracza Wojciech Frykowski (Mikołaj Roznerski), pierwszy mąż Osieckiej. Znika równie szybko, co się pojawia, a serial znowu zaczyna pędzić. Co odcinek, to innych kochanek Osieckiej, przewijają się twarze i nazwiska wybitnych polskich artystów (Cybulski, Andrzejewski, Kobiela, Przybora, Sienkiewicz...), tytuły piosenek, wiersze, miejsca, cytaty.

Zresztą same postacie mówią cytatami – Osiecka i Hłasko momentami po prostu cytują fragmenty swoich twórczości, a dialogi są czasami do bólu papierowe. Jasne, bohaterami są artyści, którzy stworzyli wybitne rzeczy, ale... to wciąż ludzie. A ludzie z krwi i kości tak nie rozmawiają. I nie ma w tym winy aktorów, ale scenariusza.

Scenariusz Macieja Karpińskiego i Macieja Wojtyszki, który powstał przy współpracy z Henryką Królikowską i Robertem Glińskim, niestety niedomaga. Serialowi brakuje historii nie tyle mięsistej i smakowitej (która w przypadku życiorysu Osieckiej aż się prosi), ile uporządkowanej. Takiej, której poszczególne rozdziały będą ułożone w sensowną całość, która będzie miała wyraźny cel oraz konkretne "przesłanie".
Fot. Kadr z serialu "Osiecka" / vod.tvp.pl
Wydaje się bowiem, że twórcy postanowili po prostu "zrobić serial o Osieckiej", bo to ważna postać. ale nie do końca wiedzieli, na czym się skupić. Jest tutaj i hagiograficzna biografia wielkiej poetki, i historia silnej kobiety, która żyła po swojemu, i kalejdoskop namiętnych, zakazanych romansów, i kronika Rzeczpospolitej Ludowej, i spojrzenie na środowisko artystyczne lat minionych, i walka z cenzurą. Dużo tego, za dużo.

Popis Elizy Rycembel i Magdaleny Popławskiej


Ale nie da się tylko krytykować. Realizacyjnie serial jest znakomity. Piękne są kostiumy, doskonała jest scenografia. Świat w "Osieckiej" jest realny i żywy, buzuje kolorami i muzyką, zdjęcia są stylowe. Dzięki tej doskonałej otoczce, "Osiecką" ogląda się miło i sympatycznie. Bo niestety z brakami scenariuszowymi trudno o emocje czy wzruszenia.

Z kolei aktorsko serial jest perełką. Eliza Rycembel w roli młodej Agnieszki Osieckiej jest po prostu fantastyczna – trudno oderwać od niej oczy. Jest magnetyczna, pełna siły i przekory. Aktorka, która została nagrodzona za rolę drugoplanową w filmie "Boże Ciało" na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2019 roku, udowadnia, że jest obecnie jedną z najzdolniejszych i najbardziej obiecujących młodych artystek.

Magdalena Popławska pojawiła się dopiero w jednym odcinku (drugi, siódmy w kolejności, dostępny jest na vod.tvp.pl), a najlepsze dopiero przed nią. Jednak już jej debiut pokazał, że ten casting był strzałem w dziesiątkę. Popławska nie tylko jest do Osieckiej podobna, ale gra z niezwykłą siłą i energią. Nic tylko podziwiać w kolejnych odcinkach i trzymać kciuki, że zachwyci podobnie jak Rycembel.
Fot. Kadr z serialu "Osiecka" / vod.tvp.pl
Inna sprawa, że obie aktorki, jak i pozostali świetni aktorzy w obsadzie – do szóstego odcinka wyróżniają się szczególnie Maria Pakulnis i wspomniany Jędrzej Hycnar – są ograniczani przez scenariusz. Nie mogą rozwinąć skrzydeł, zniuansować swoich postaci, pokazać czegoś więcej. Szkoda.

Wnioski? "Osiecka" nie jest złym serialem. Jest jednak serialem poprawnym, co w przypadku tej niezwykłej kobiety po prostu boli. To streszczenie życiorysu Osieckiej, które napisane jest ładnie i na ozdobnym papierze, ale bez ładu i składu, polotu i finezji. A szkoda, bo Agnieszka Osiecka zasługuje na serial epicki: niegrzeczny i niepoprawny, bogaty i emocjonalny, pełen poezji, miłości i piękna. Jedną Wikipedię już mamy.