To słowo pojawiło się w sporze Stop Bzdurom i "Wysokich Obcasów". Kim jest TERF?

Anna Dryjańska
Kim jest TERF? Takie pytanie mogą zadawać sobie osoby, do których z lewicowej bańki przeniknął konflikt Stop Bzdurom i "Wysokich Obcasów". W kolejnych wpisach kolektywu, który stał się sławny dzięki sprawie Margot, pada słowo TERF – co to znaczy?
Kim jest TERF? Tego słowa używa kolektyw Stop Bzdurom, który ma zastrzeżenia do "Wysokich Obcasów". fot. Isi Parente / Unsplash

Na początek kilka słów wyjaśnienia, o co chodzi w awanturze między Stop Bzdurom i "Wysokimi Obcasami", których jestem felietonistką. Mówiąc krótko, Margot i inne aktywistki są wkurzone tym, że magazyn umieścił je na liście "50 śmiałych 2020 roku". Powód? Towarzystwo.

Stop Bzdurom kontra liderki OSK

"Na liście znajduje się sprawczyni przemocy o podłożu seksualnym i ekonomicznym na nas – Klementyna Suchanow z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet – a także Marta Lempart, aktywnie pracująca na rzecz zamiatania tejże sytuacji pod dywan, czy Kaya Szulczewska znana ostatnio z transfobicznych wypowiedzi w WO" – napisało 2 stycznia Stop Bzdurom, a kilka dni później przed siedzibą "Gazety Wyborczej" odbyła się pikieta w tej sprawie.


Z kolei "Wysokie Obcasy" nie zamierzają edytować "50 śmiałych 2020 roku". – Nie będziemy zmieniali listy, to by oznaczało, że przestaliśmy szanować Margot i 'Stop Bzdurom" – powiedziała Aleksandra Klich, redaktorka naczelna tygodnika, pytana przez Wirtualne Media.

Na odpowiedź kolektywu nie trzeba było długo czekać: "Hej, Wyborcza, ile razy trzeba napisać że terficie, żebyście przestali?".

TERF – co to znaczy?

TERF to angielski skrótowiec oznaczający radykalne feministki (feministów) wykluczających osoby transpłciowe (Trans Exlusionary Radical Feminist). Jest to więc specyficzny rodzaj transfobii – podlanej feministycznym sosem. Ale na czym konkretnie to polega?

– Dla mnie TERF-ami są osoby, które używają feministycznego dyskursu, żeby usprawiedliwiać poglądy godzące w dobro osób trans – mówi Maja Heban, trans aktywistka. I podaje przykład: feministki, które nazywają trans mężczyzn "zagubionymi siostrami", odrzucającymi swoją kobiecość. Kolejny przejaw terfizmu to według niej wykorzystywanie hejtu ze strony internetowych trolli po to, by pokazać społeczność trans jako agresywną.

Heban woli jednak unikać używania słowa TERF. – Ono zakłada złą wolę albo przynajmniej jakieś złudzenia danej osoby, że działa w dobrej wierze, mimo że szkodzi, a ocenić czyjeś intencje jest ciężko. Dlatego ja wolę oceniać czyjeś zachowania i wypowiedzi jako transfobiczne lub nie – mówi działaczka.

Obejrzyj: "Będziemy się afiszować!". Trans lesbijka o tym, dlaczego ludzie LGBT mają dość

TransGrysy, autorka fanpejdża na Facebooku pod tą samą nazwę, ma podobną definicję. "TERFki to grupa feministek, która wyklucza osoby transpłciowe z feminizmu, nie uznaje ich płci, a transpłciowość postrzega jako przejaw seksizmu i zagrożenie dla cis kobiet" – pisze. Cis kobiety to kobiety, których tożsamość zgadza się z płcią przypisaną im po urodzeniu.

Co nie jest terfizmem?

I Maja Heban i TransGrysy przestrzegają przed nadużywaniem pojęcia TERF. – Nie jestem zwolenniczką etykietowania, ale jeśli już ktoś się na to decyduje, to z rozwagą. Czyjś dystans, poczucie wyższości, czy brak zrozumienia dla osób transpłciowych, to za mało – ocenia Heban.

Jej zdaniem osoby, pod których adresem pada to określenie, manipulują zrównując je z takimi wyzwiskami jak "czarnuch" czy "pedał" lub dopatrując się w nim nienawiści do kobiet.

TransGrysy zwraca uwagę na to, że rzucanie słowem TERF na prawo i lewo jest przeciwskuteczne, bo umacnia transfobiczny feminizm. – Jeśli komuś to ma pomagać, to przede wszystkim właściwym TERFom korzystającym na tym, że pojęcie to zostanie rozmydlone przez jego nadużywanie – tłumaczy aktywistka.

J.K. Rowling i "osoby, które menstruują"

Określenie TERF w ostatnich miesiącach wielokrotnie padło pod adresem J.K. Rowling, znanej pisarki, autorki bestsellerowych książek o czarodzieju Harrym Potterze. Wszystko za sprawą jej wpisów na Twitterze. W czerwcu zadrwiła z tytułu tekstu poruszającego problem braku dostępu do podpasek i tamponów w wielu regionach świata.

Artykuł jest zatytułowany "Creating a more equal post-COVID-19 world for people who menstruate", czyli "Stworzenie bardziej równego, postcovidowego świata, dla ludzi którzy menstruują". Pisarka zaczęła natrząsać się z "ludzi, którzy menstruują" proponując inne, prześmiewcze określenia.

Osoby krytykujące termin TERF ostrzegają, że trans aktywiści – lub osoby transpłciowe jako takie – chcą zakazać używania terminu "kobieta" pod pretekstem używania bardziej włączającego języka. Innych rażą określenia typu "osoby z macicami" w kontekście zapobiegania i przerywania niechcianej ciąży. – Bardzo precyzyjnie można mówić o "osobach potrzebujących aborcji": nie jest to termin kliniczny i zawiera wszystkich. To oczywiście nie znaczy, że nie można używać słowa "kobieta", bo to nie jest to postulat lobby trans, wbrew temu, co się sugeruje – śmieje się Maja Heban. Na profilu na Twitterze pisze o sobie "woman" (ang. kobieta).

Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl


Przeczytaj też:

"Nie ma magicznej tabletki". Psycholog pracujący z trans dziećmi o absurdach Rzecznika Praw Dziecka

Nawet rodzice dręczą dzieci, które chcą się zabić. "Powodem zaburzeń jest nienawiść"