"Obraz jest dramatyczny". Takich scen Holendrzy dawno nie widzieli. Polka opowiada o protestach

Katarzyna Zuchowicz
Wszyscy są w szoku. Takich zamieszek i protestów, które od weekendu dzień w dzień targają Holandią, nikt się po tym kraju nie spodziewał, na czele z samymi Holendrami. Zdemolowane centra, spalone samochody, splądrowane sklepy – tak wygląda dziś wiele miast. – To ewenement. W Holandii takie rzeczy się nie dzieją – mówi nam Polka z Hagi.
Protesty przeciwko wprowadzeniu godziny policyjnej opanowały Holandię. Na zdjęciu: Eindhvoven. fot. screen/https://youtu.be/Evmo5aG377Q


Od trzech dni z Holandii napływały wstrząsające i szokujące zdjęcia. Wściekły tłum atakował policjantów, demolował sklepy, próbował wyrywać latarnie i znaki drogowe. Na ulicach płonęły barykady z desek, śmietniki, samochody. A Europa patrzyła z niedowierzaniem, jak spokojny naród zareagował na wieść o wprowadzeniu godziny policyjnej.


– Rano jest dramatyczny obraz. Są powybijane szyby, poprzewracane śmietniki, widać zgliszcza po ogniskach. To jest niedorzeczne, co się dzieje. Tak jest codziennie. Nie widzimy tego wieczorem, bo nie można wychodzić z domu. Skutki widzimy dopiero rano – opowiada naTemat Ewa Banysz, która mieszka w śródmieściu Hagi.

– Mieszkam praktycznie w centrum wydarzeń. Nawet mój brat, który mieszka w Niemczech, przysyła mi ciągle filmiki i pyta: Ewa, czy tak jest naprawdę? Naprawdę tak jest. Wczoraj w nocy nie mogłam spać. Helikoptery krążyły cały czas, co chwila słychać było policyjną syrenę. Czułam się jak kiedyś za komuny – dodaje.

Protesty przeciwko godzinie policyjnej


23 stycznia holenderski rząd wprowadził godzinę policyjną – pierwszy raz od II wojny światowej – z czym część społeczeństwa nie może się pogodzić.

– Uważają, że zabrano im wolność osobistą. W Holandii ograniczenie swobód obywatelskich to coś niewiarygodnego. Sama nie sądziłam, że to zrobią. Tym bardziej, że to kraj wielokulturowy, z wieloma narodowościami i językami. Tu nawet dzieci w szkołach rozmawiają o tym, żeby każdego szanować, uczą się o różnych kulturach, omawiają wszystkie religie. Ale to, co dzieje się teraz, to zwykłe chuligaństwo młodych ludzi, którzy muszą dać upust emocjom, a nie protesty obywatelskie – mówi Polka.
Ewa Banysz

Dlatego jest szok, ale i niesmak. Ci ludzie palą ogniska, biegają, krzyczą, awanturują się, wybijają szyby w sklepach. Nie mają żadnych postulatów, ani przywódcy, który wypowiadałby się w mediach. To nie jest tak, że ktoś wychodzi z banerami i mówi: Nie chcemy, by zabierano nam wolności obywatelskie. Porównałabym to raczej do różnych zdarzeń z udziałem polskich kibiców.

"Skala agresji i przemocy ze strony młodych chuliganów, ich brutalne ataki na policjantów i furgonetki policyjne – to wszystko w ostatnich dniach wywołało zaskoczenie i oburzenie wśród Holendrów. (...) Takie sceny znamy z relacji z innych – europejskich i pozaeuropejskich – krajów. Tymczasem teraz podobne obrazy pochodzą z kilkunastu miast Holandii w styczniu 2021 roku" – relacjonował polonijny portal w Holandii polonia.nl.

Gdzie odbyły się protesty


Protesty rozlały się na kilka miast. Zaczęło się 17 stycznia od Amsterdamu.

Czytaj także: Holendrzy protestują przeciw obostrzeniom. Demonstrację musiała rozpędzić policja

Tydzień później doszły kolejne – Eindhoven, Rotterdam, Haga i inne. W mieście Urk podpalono punkt, w którym wykonywano testy na obecność koronawirusa. W Den Bosch plądrowano supermarket. Policja odpowiadała armatkami wodnymi i gazem łzawiącym, na ulicach pojawiły się konne patrole. Do 26 stycznia zatrzymano kilkaset osób.

Najgorzej było w Eindhoven, a burmistrz tego miasta skomentował: "Tak zmierzamy do wojny domowej". Tu protestujący ustawiali np. barykady z rowerów. "To jest niedopuszczalne. Nie ma nic wspólnego z protestem. To nie jest walka o wolność, ale przemoc kryminalna i tak będziemy ją traktować" – zareagował p.o. premiera Mark Rutte.

Zasady godziny policyjnej


Godzina policyjna w Holandii obowiązuje od godz. 21.00 do 4.30 rano, do 10 lutego. Kara za jej złamanie wynosi 95 euro. Szczegóły, kto może wyjść z domu i na jakich zasadach, znajdziecie m.in. na polonia.nl.

Jak obserwuje Ewa Banysz, tak naprawdę Holendrzy się z godziną policyjną pogodzili i nie wydaje się ona bardzo uciążliwa. – O tej godzinie, o tej porze roku, i tak jest zimno, ciemno, ciągle pada. Na ulicach Hagi o tej porze i tak niewiele się działo. Co innego, gdyby to było lato. Wybrano godzinę 21.00, żeby właśnie nie zabierać swobód obywatelskich – uważa.

Jak w ogóle wygląda lockdown w Holandii? – Gdy w Polsce trzeba było nosić maseczki, tu tak nie było. Jeszcze niedawno można było robić zakupy, było całkowicie normalnie, zupełnie inaczej niż w Polsce. Sytuacja zmieniła się przed Bożym Narodzeniem, gdy z dnia na dzień zamknięto wszystkie sklepy, z wyjątkiem spożywczych i niektórych drogerii – opowiada Polka.

Dziś maseczki, jak mówi, są obowiązkowe tylko w sklepach, na zewnątrz nie. – Zamknięte są wszystkie szkoły podstawowe, ale dzieci rodziców pracujących lub takie, które nie radzą sobie z lekcjami, mogą chodzić na zajęcia do szkoły. Klasy maturalne mają lekcje w szkole. Inne uczą się zdalnie – opowiada. Jej syn w 2017 roku wygrał konkurs holenderskiej ortografii w Hadze. Głośno było o nim również w Polsce.

Czytaj także: 11-letni Karol z Polski został mistrzem holenderskiej ortografii w Hadze i wywołał szok. Zobaczcie, jak tam uczą