On i żona podjęli decyzję o aborcji, wie, na jakie piekło skazano kobiety. "Pełzająca dyktatura"

Aneta Olender
– Jeśli będzie kiedyś trzeba złamać prawo i pomóc takiej kobiecie, to ja to zrobię – zaznacza Dariusz Szczotkowski, kiedy rozmawiamy o publikacji wyroku TK ws. aborcji. Jego żona i on musieli stanąć przed najtrudniejszym w życiu wyborem, gdy okazało się, że ich dziecko mogłoby urodzić się z rzadką, groźną chorobą genetyczną, zespołem Edwardsa. Zdecydowali wtedy o terminacji ciąży.
Dariusz Szczotkowski i jego żona musieli podjąć decyzję dotyczącą aborcji, bo okazało się, że u płodu potwierdzono Zespół Edwardsa. Fot. Screen z Facebooka
Co pan pomyślał, kiedy usłyszał, że pisemne uzasadnienie wyroku TK z 22 października zostało opublikowane? Teoretycznie wiedzieliśmy, że tak się stanie...

Niestety sprawę wolności do decydowania o sobie, rozgrywa się znowu w sposób polityczny. PiS musiał przykryć aborcją aferę ze szczepionkami, problemy z przedsiębiorcami.

Jest to dla nas przykre, ponieważ temat aborcji, czyli ludzkiej tragedii, ciężkiego wyboru, tego, co się przeżywa, gdy staje się przed tym wyborem, po raz kolejny staje się tematem politycznym. To jest najbardziej w tym wszystkim bolesne.


To, że ten wyrok zostanie opublikowany, wiedzieliśmy, ale pozwolę sobie na taki komentarz, to nie jest wyrok, bo wyroki i orzeczenia wydają niezależne sądy. A jedyne, co sprawdza ostatnio pani Przyłębska. to jest to, czy dostała wolę prezesa na mail, czy jeszcze je nie dostała. Pisał pan kilka miesięcy temu w poście opublikowany na Facebooku: "Jeśli oni to zrobią, obiecuję Wam, że będę jednym z pierwszych, którzy staną pod Trybunałem, żeby zaprotestować". Coś się zmieniło?

Dużo jeżdżę po Polsce, ale dziś jestem w rodzinnych Myślenicach i na pewno będę z tymi ludźmi, którzy przybędą protestować. Powiem pani szczerze, że parę miesięcy temu w październiku byłem w szoku, że w takich małych miejscowościach, jak choćby podhalańskie Myślenice, na rynku protestuje tyle osób. Na pewno będziemy z żoną walczyć i absolutnie wspierać tę sprawę.

Bo ta sprawa to walka o godność człowieka, wbrew temu, co chcą nam wmówić działacze pro-life, czyli że to głos za "mordowaniem".

To jest walka o podstawowe prawa człowieka. Jestem liberałem, działam trochę w polityce, i mówię wprost, liberalizm polega na dysponowaniu swoją własnością, a kobieta jest właścicielką swojego ciała i ona ma absolutne prawo do decydowania o sobie.

To, że komuś się to nie podoba, rozumiem, ale mi też nie podoba się bardzo wiele rzecz np. chrzczenie dzieci bez ich wiedzy i bez ich świadomości, jednak nie chodzę do Sejmu i nie mówię, żeby tego zakazać.

Rozumiem, że niektórzy mają taką moralność i takie poczucie etyki, ok. Tylko dlaczego ktoś później wchodzi do parlamentu lub do Trybunału i nakazuje mi, żebym zgadzał się z jego etyką? Nie, ja tego po prostu nie akceptuję.

Jest w panu dziś więcej złości, czy może innych emocji?

Z jednej strony jest bardzo dużo złości i gniewu, ale znamienne są też słowa mojej żony, które wypowiedziała wczoraj, pomimo tego, co się wydarzyło, to ona dziękuje losowi, że wydarzyło się to wtedy, kiedy jeszcze cokolwiek mogliśmy zrobić.

Pana żona mogła liczyć na pańskie wsparcie, a teraz okazuje się, że za taką pomoc mogą grozić 3 lata pozbawienia wolności.

Tak, dlatego dziś sprawa wyjazdu na Słowację lub do Czech, aby dokonać aborcji, wcale nie jest taka prosta. Jeśli była już karta ciąży, a do kraju wróci się bez ciąży, to de facto, według przepisów, jako obywatel Polski popełnia się przestępstwo. To może się skończyć karnie.

Niepojęte jest dla mnie to, co w tym momencie robimy. Zagrażamy lekarzom, grozimy kobietom, które i tak już przeżywają tragedię, która pozostanie z nimi we wspomnieniach do końca życia.

Pani Godek, pan Bosak i cała ta pseudointelektualna sekta, chcą skazać kobiety i ewentualnie ludzi, którzy im pomagają, na karę więzienia. Powiem jednak wprost, jeśli będzie kiedyś trzeba złamać prawo i pomóc takiej kobiecie, to ja to zrobię.

Taka możliwa kara sprawia, że kobiet, które znajdą się w tak trudnej sytuacji, pozostaną same. Owszem, nie wątpię, że będą i tacy bliscy, którzy mimo wszystko ich nie zostawią, ale będą i tacy, którzy nie zechcą ryzykować.

Ma pani rację. W naszym przypadku, gdy jeden lekarz nam odmówił, to nagle odezwało się mnóstwo ludzi, którzy zaczęli nam pomagać, szukać rozwiązania. Dostaliśmy telefon od znajomych z Warszawy, że jeśli trzeba, to w stolicy zrobią nam ten zabieg, podobnie na Śląsku. Ktoś miał za sobą doświadczenia wyjazdu na Słowację, więc chciał podpowiedzieć, co ewentualnie trzeba zrobić.

W tym momencie boję się, że ta kobieta, jej mąż, partner, zostaną absolutnie sami, bo każdy będzie się bał. Dziś Ordo Iuris to zwykła dziewiętnastowieczna inkwizycja, przy czym wspierana aparatem państwowym i gigantycznymi pieniędzmi. Tropią ludzi, zabierając im smak życia.

Czekam na moment, kiedy zostaną zdelegalizowani w Polsce i jest to jeden z powodów, dla których chcę na nowo działać w Polityce bardziej aktywnie. Chcę tę organizację zdelegalizować, ale nie przez ich poglądy, bo mogą sobie takie mieć, ale przez to, że chcą implikować to na życie ludzi, których poglądy są zupełnie inne.

Niebywałe jest to, że ktoś, kto walczy o życie nienarodzone, z taką zaciekłością krzywdzi ludzi i niszczy ich życia, potrafi opluć, obrazić.

Ostatnio szedłem na laryngologię do szpitala i zobaczyłem, że prawdopodobnie, bo on za to odpowiada w Krakowie, pan dr Bawer Aondo-Akaa – pseudo doktor, bo nie uznaję teologii za naukę – wystawił pod oknami tego szpitala swoją śmieszną furgonetkę z absolutnie zmanipulowanymi zdjęciami porozrywanych płodów. Nikt dziś, w XXI wieku, nie rozrywa żadnych płodów, to się robi farmakologicznie.

Byłem tak zły, że napisałem wprost do żony: "Co zrobisz, jeśli zamkną mnie? Bo ja to po prostu rozwalę". Nie myślałem wtedy o sobie, ale to stało pod oknami sal, w których mogły leżeć kobiety np. na patologii ciąży, mogły tam być ofiary jakiegoś czynu zabronionego, a on ma czelność coś takiego tam postawić.

W normalnym państwie przyjeżdża policja lub straż miejska, usuwa to i jest po temacie. Jednak my mamy dziś państwo, które nie działa, które nie chroni najsłabszych obywateli, nie chroni kobiet w szpitalach, które mogą być w ciężkim stanie. Jest to zaprzeczenie idei państwa.

Prawnicy mówią, że uzasadnienie do wyroku jest też puszczaniem oka do ustawodawcy, że jest furtką do likwidacji ostatnich przesłanek, czyli pozwalającej na aborcję w przypadku ciąży z gwałtu lub aktu kazirodczego, lub gdy ciąża zagraża zdrowiu lub życiu matki.

Oczywiście. Przecież pani Godek zapowiedziała, że tego chce. Mówiąc o pani Godek, czy o Ordo Iuris, mówimy o skrajnych ekstremistach, od których odciął się nawet Kościół katolicki. Mówimy o ludziach, którzy robili konferencję na temat tego, jak zakazać w Polsce rozwodów.

To już nie chodzi tylko i wyłącznie o aborcję. Dzisiaj jesteśmy na cywilizacyjnej wojnie z ludźmi, którzy chcą decydować o wszystkim, co będziemy robić.

Jednak ci ludzie wiatru w żagle nabrali w ostatnich latach, poczuli, że mogą więcej.

Tego chciało Prawo i Sprawiedliwość. Ludźmi zastraszonymi łatwiej się rządzi. Ludźmi, którzy nie znają innego porządku prawnego niż narzucony z góry, też łatwiej się rządzi.

W książkach o Korei Północnej mówi się, że gdyby ktoś podbił to państwo, to nie wiadomo, co dalej. Przecież edukacja tych ludzi, przekazanie im, że świat wygląda inaczej, niż mówiła władza, potrwałaby kilka pokoleń.

To jest mokre marzenie Ziobry, Kaczyńskiego, Przyłebskiej, Godek, pytanie tylko, czy pozwolimy im to marzenie zrealizować, czy też nie. Dziś uprzedmiotowiło się kobiety. Fajnie mówi się o prawie dzieci nienarodzonych, tylko to prawo się kończy, gdy to dziecko jest dziewczynką.

Ona może być żoną bitą przez męża, bo za chwilę chcemy zakazać rozwodów. Ma rodzić, bo tego chce państwo, bo tego chce biskup, który nigdy nie przyjdzie do tego dziecka. Przecież do niedawna Kościół katolicki odmawiał pochówków sakramentalnych dzieciom z poronienia.

Zmusza się kobiety do rodzenia, ale zapomina się o dzieciach, które są oddawane tuż po porodzie. Są przecież ośrodki, gdzie trafią ciężko chore maluchy i tam też umierają...

Kiedy słyszę argumenty drugiej strony, niech odda do okna życia, to za przeproszeniem mam do powiedzenia jedno, niech głupek dowie się, jak wygląda prawo. Póki się nie ustali, czyje to jest dziecko, to praktycznie nie można go adoptować, bo nikt nie podpisał dokumentów.

Nasze prawodawstwo nie jest przygotowane na okna życia, Dzieci często zostają w domach dziecka do 18 roku życia, są słabo wykształcone, mają zaburzenia z powodu tego, że nie miały normalnej rodzicielskiej miłości. Jeśli więc ktoś opowiada takie bzdury, to oznacza, że nie zna tego tematu i szkodzi, opowiadając takie brednie.

Poza tym, co by było, gdybym poszedł do pani z Ordo Iuris, np. pani Bosak, i zgodnie z moją moralnością kazałbym jej zerwać ślub kościelny, bo jest zakaz, a wszyscy mogą brać tylko ślub cywilny? Pewnie czułaby się zbrukana, prześladowana itd. To dlaczego w takim razie ona w drugą stronę robić dokładnie to samo, dlaczego ona mnie prześladuje?

Czy czasami myśli pan o tych kobietach, które miały już wyznaczony termin terminacji ciąży, a nagle okazało się, że przeprowadzenie tego zabiegu jest niemożliwe?

To jest potworne. Bo być może pojawiła się jakaś ulga, że to prawie martwe dziecko, które jest w tej kobiecie, zostanie usunięte, a za chwilę przyszedł taki policzek ze strony władzy. Żeby chociaż zapowiedzieli: lekarze, ginekolodzy, kobiety, genetycy, za tydzień to opublikujemy, macie ostatnich kilka dni, żeby coś jeszcze zrobić.

Zostawiono ludzi samych sobie, a tak nie powinno działać państwo. Wprowadzanie prawa bez żadnej zapowiedzi jest barbarzyństwem i de facto pełzającą dyktaturą.

W narracji działaczy pro life w ogóle nie ma miejsca na mówienie o cierpieniu matek i ojców.

Władza myśli o emocjach, jeśli ktoś artystycznie położy Matkę Boską na tęczowym tle. Jeśli mówimy o aborcji, to chcę podkreślić, że nigdy wcześniej ani później nie stałem przed tak trudnym wyborem. Jednocześnie trzeba było być silnym, bo jest żona i ją trzeba wspierać, bo to ona przezywała dużo większy koszmar niż ja, bo to ona była w szpitalu, bo to jej odmawiano środków przeciw bólowych, bo i tak już się utrudniało w Polsce aborcję.

Systemowo nas upokarzano, odsyłano od drzwi do drzwi. Mieliśmy się wstydzić! Sam zacząłem się zastanawiać wytłumaczyć w pracy, że idzie się zanieść papiery do komisji bioetycznej? Coś się wymyślało – wolne, opieka nad dzieckiem – bo reakcja społeczeństwa mogła być różna. W końcu stwierdziliśmy, że nie zrobiliśmy niczego złego, nie mamy ani pół powodu, żeby się wstydzić

A co myśli pan, gdy widzi radość niektórych osób po publikacji wyroku?

Miałem jedno skojarzenie, niestety bardzo brutalne. Widzieliśmy relacje z Bliskiego Wschodu, na których Talibowie cieszyli się, że obcięli komuś głowę, że kogoś publicznie zabili... Miałem dokładnie takie samo skojarzenie.

Polscy katoliccy Talibowie cieszą się, bo wyrządzili komuś krzywdę, zadali cierpienie, tylko po to, aby zrobić komuś na złość. On sami na tym niczego nie zyskali. W ich życiu nic się nie zmieniło. Cieszenie się z czyjegoś cierpienia jest powodem do wstydu, a nie powodem do celebracji.

Czytaj także: Ojciec o aborcji płodu z zespołem Edwardsa. "Gdyby syn umierał, nie byłoby tam obrońców życia"

Kto kontroluje płodność, kontroluje człowieka. Następny będzie zakaz badań prenatalnych