Pandemiczny powrót aromaterapii. Polacy kupują modne dyfuzory, ale nie wiedzą, jak z nich korzystać
Z tym, że ulubione perfumy poprawiają nastrój, zgodzi się większość z nas. Jednak czy zapachy mogą pobudzać, uspokajać, albo nawet zmniejszać ryzyko infekcji? Aromaterapeuci nie mają co do tego wątpliwości. Mimo dużej dostępności naturalnych olejków eterycznych, Polacy wciąż okadzają domy tanimi, chemicznym pachnidłami.
A to "szarlotką jak u babci", a to lodami waniliowymi z karmelem, kiedy indziej zaś kompozycjami owoców tropikalnych. Rzadziej: sosną, cytryną, miętą. Tak "niewyszukane" zapachy długo kojarzyły się z odświeżaczem do toalety albo płynem Ludwik. Do przytulnej przestrzeni okadzanej kominkiem nie pasowały.
Ale że mody przychodzą i odchodzą, w większości domów kominki zapachowe wylądowały w końcu w odmętach szafek i szuflad. Chęć wprowadzenia zapachu do domu nie zniknęła jednak wraz z olejkami do kominków.
Aromatyzowaliśmy się, ale inaczej – pałeczkami zapachowymi wetkniętymi w fikuśne buteleczki, woskami Yankee Candle, żeby dorosnąć w końcu do ekologicznych świec sojowych lokalnej produkcji.
Ostatnie miesiące, zresztą nie bez udziału pandemii, która skłoniła nas do baczniejszego przyjrzenia się swoim czterem kątom, to powrót aromatyzacji olejkami. Tym razem gwiazdą sezonu jest jednak nie kominek, a dyfuzor.
Urządzenia rozpylające zapachy, a przy okazji nawilżające powietrze, nie są wcale rynkową nowością. Od ponad dekady świetnie znane aromaterapeutom i dostępne online, nie cieszyły się wielką popularnością. Częściowo pewnie za sprawą cen, które dobre kilka lat temu wydawały się za wysokie jak na coś, co ma po prostu "stać i pachnieć".
Inna kwestia to awans dyfuzorów do rangi mini trendu. To już nie dziwaczny przedmiot dla zainteresowanych aromaterapią, ale raczej modny bibelot. Tym modniejszy, że z modnymi torebkami chodzić nie ma gdzie.
Po kominkach do aromaterapii nadeszła moda na patyczki zapachowe•fot. Pixaby / monicore
W 2021 roku przeciętny konsument zastanowi się dwa razy, zanim kupi olejek zapachowy za 7 złotych o nazwie "Armani" (bynajmniej nie od Armaniego) lub też "Bochenek" (jak się można domyślić – o zapachu chleba).
To furtka dla aromaterapii – dziedziny zajmującej się wykorzystywaniem wyłącznie naturalnych olejków eterycznych do poprawy samopoczucia fizycznego i psychicznego.
Oczywiście zapachem nie da się uleczyć nowotworu albo depresji, ale jest wiele przesłanek świadczących o tym, że zapachy mają wpływ na nasze samopoczucie. Do tego naturalne olejki stosowane są w medycynie alternatywnej nie od dziś. Zapach to po prostu inna forma niż aplikowanie oleju na skórę czy spożywanie go.
O tym, jak zacząć swoją przygodę z domową aromaterapią, rozmawiam z Dariuszem Cwajdą – członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Aromaterapeutycznego i założycielem Instytutu Naturalnej Aromaterapii w Warszawie.
Helena Łygas: Aromaterapia, czyli właściwie co?
Dariusz Cwajda: Wiele osób postrzega aromaterapię jako modę na "perfumy do domu" albo jakąś nie do końca jasną dziedzinę związaną z magią. Wiedza, że skaleczony palec polewa się wodą utlenioną, jest powszechna, ale niewiele osób wie, że olejku eterycznego można użyć na przykład do pobudzenia. A to tylko jeden z dziesiątek przykładów, kiedy olejki eteryczne mogą nam pomóc w codziennym życiu. To nie magia, tylko chemia organiczna, zapach to w tym przypadku cząsteczki lotne substancji pozyskiwanych przez destylację parową z różnych części roślin. Założycielka Polskiego Towarzystwa Aromaterapeutycznego nie jest wróżką, tylko chemiczką z doktoratem.
Jak ma się aromaterapia do różnego rodzaju odświeżaczy powietrza, które można kupić w popularnych drogeriach?
Mniej więcej tak jak herbata z liści mięty do tanich miętusów na wagę. Może i miętusy będą miały smak i zapach podobny do mięty, co nie znaczy, że będą ją zawierały. Tym samym nie mają właściwości wspomnianego wywaru, o którym wiemy, że działa m.in. rozkurczowo, czy pomaga na wzdęcia i kolki. Podobnie jest z odświeżaczami powietrza, które zawierają substancje syntetyczne – są pozbawione właściwości, które mają olejki eteryczne, a dodatkowo mogą uczulać i drażnić.
Skoro już mówimy o mięcie – akurat jej olejek eteryczny działa stymulująco, dodaje energii, a dodatkowo poprawia koncentrację. Jeśli ktoś hoduje miętę pieprzową w domu, może zrobić sobie taką namiastkę aromaterapii rozcierając delikatnie liście w dłoniach i wąchając co jakiś czas. Co ciekawe, olejek eteryczny z mięty pieprzowej rozpylano popołudniami na tokijskiej giełdzie już w latach 70. XX wieku, żeby pobudzić maklerów i przedłużyć ich koncentrację.
Jak wybrać dyfuzor do aromaterapii? Na pewno należy unikać tanich produktów ściąganych bezpośrednio z Chin i pozbawionych nawet nazwy producenta•fot. Pixaby / Anke Sundermeier
Ludzie mówią czasem, że od zapachu boli ich głowa. Większość ma jednak doświadczenia właśnie z odświeżaczami albo tanimi świecami zapachowymi, które przeważnie mają w składzie dużo sztucznych aromatów. W przypadku olejku eterycznego, o ile oczywiście nie przesadzimy z jego ilością, ból głowy powodowany przez zapach jest rzadkością.
Zapach może się nam podobać lub nie. Często jest to związane nie tyle z gustem, co z naszymi wspomnieniami i doświadczeniami. Jeśli mieliśmy w podstawówce nauczycielkę, której się baliśmy, a pachniała lawendą, nie będziemy lubili tego zapachu, mimo że ma właściwości wyciszające i relaksacyjne.
Załóżmy, że przekonaliśmy już czytelnika, że warto zastąpić odświeżacz powietrza wtykany do kontaktu aromaterapią. Zmieniamy więc półkę w Rossmannie i idziemy do działu z olejkami zapachowymi. Na co zwrócić uwagę przy zakupie?
Zacząłby od tego, że – z całym szacunkiem do Rossmanna – nie jest to najlepsze miejsce do kupowania tego typu produktów. Z prostego powodu – trudno znaleźć tam 100-procentowo czyste olejki eteryczne, czyli takie, które będą miały właściwości cenione w aromaterapii. Polecałbym raczej sklepy zielarskie, z produktami ekologicznymi, wyspecjalizowane sklepy online.
Jak czytać skład olejków eterycznych?
Przede wszystkim powinien się w nim znaleźć zapis "100 % pure essential oil" oraz nazwa rośliny, z której pochodzi. Łatwo złapać się na hasła takie jak "olejek zapachowy" albo "mieszanka olejków zapachowych", które naturalnymi olejkami eterycznymi nie są. Jeśli w składzie natrafimy na glikol (propylene glycol), powinniśmy odłożyć taki produkt z powrotem na półkę. Kolejną wskazówką, że mamy do czynienia z odpowiednim produktem, może być cena.
Przykładowo olejek różany, jeden z najdroższych olejków eterycznych na świecie, w handlu detalicznym kosztuje średnio 500-600 złotych za 5 ml. Nietrudno się domyślić, że "olejek różany" za 10 czy nawet 40 złotych będzie podróbką, czasem z minimalną ilością właściwego produktu.
Powinniśmy być też podejrzliwi, jeśli wszystkie olejki w danym sklepie są sprzedawane w tej samej cenie. Pozyskiwanie olejów różni się w zależności od tego, z jakiej są rośliny. Co do zasady, im bardziej żmudny czy długi jest ten proces, tym wyższa cena. Do tego dochodzi jeszcze kilkadziesiąt innych czynników – czy roślina jest rzadka, czy można ją uprawiać, czy rośnie w wielu miejscach czy tylko w jednym regionie.
Jeśli weźmiemy olejek cynamonowy, z drzewa sandałowego i pomarańczy, to ten ostatni ma prawo kosztować 20 złotych za kilka mililitrów, pozostałe powinny być tańsze. Z kolei olejki z drzewa sandałowego czy ylang ylang będą znacznie droższe.
Na opakowaniu olejku powinniśmy szukać napisu "100 % essential oil"•fot. Pixaby / mitchfr3
Jak wygląda korzystanie z kominka zapachowego, wszyscy wiemy. Dyfuzor wymaga może szerszego wprowadzenia. Działa podobnie jak nawilżacz powietrza, przy czym woda nie paruje pod wpływem ciepła, ale jest rozbijana na cząsteczki przez membranę emitującą ultradźwięki. Olejki eteryczne nie mieszają się z wodą, ale ich cząsteczki ulatują z parą, która zabiera je z powierzchni wody.
Ta metoda jest skuteczniejsza od kominków, jako że dyfuzor jest w stanie nawonnić w kilka minut średniej wielkości mieszkanie i to bardziej równomiernie niż kominek. Poza tym intensywne podgrzewanie zawsze odrobinę zmienia skład chemiczny olejków. Polecałbym więc dyfuzor, chociaż oczywiście nie uważam, że to zupełnie dyskwalifikuje kominki. Przy odpowiedniej atmosferze, np. romantycznej kolacji we dwoje, kominek będzie miał swój urok.
Czym powinnam się kierować szukając dyfuzora?
Zacznijmy od tego, że często popełnianym błędem jest wlewanie olejków do nawilżaczy powietrza, które nie zostały do tego przystosowane. W ten sposób można szybko zepsuć wcale nie najtańsze urządzenie, bo niektóre olejki mają dla niezabezpieczonego plastiku właściwości destrukcyjne.
Jeśli kupujemy dyfuzor, to musi być to urządzenie do aromaterapii. Przestrzegam przed szukaniem okazji na Allegro. Często dyfuzory za 40-50 złotych są ściągane za bezcen z Chin i nie mają nawet nazwy producenta. Pomijając już czy działają, jak należy, plastik użyty do ich produkcji miewa przykry zapach. Często też szybko się psują, choćby ze względu na nieprzystosowanie materiałów.
Na pewno lepiej poszukać dyfuzora bez materiałowych knotów filtrujących. Przede wszystkim dlatego, że większości osób nie chce się ich wymieniać wystarczająco często, co rzecz jasna jest niehigieniczne, ale i dlatego, że na knotach osadzają się resztki olejków, więc oprócz olejku, który wybraliśmy do aromaterapii, urządzenie emituje też inne zapachy, często o przeciwstawnym działaniu jak np. pobudzanie i wyciszenie.
Obecnie niezłe markowe dyfuzory można znaleźć już za około 130-150 złotych, więc nie jest to gigantyczny wydatek, chociaż oczywiście kominek do aromaterapii będzie tańszy.
Dyfuzory do aromaterapii często są kupowane także jako modny dodatek. Wiele tego typu urządzeń pełni też funkcję małej lampki•fot. Unsplash / Jopeel Quimpo
Zawsze zalecam nie więcej niż dwie 45-minutowe sesje dziennie. Dla "początkujących" jedną. I nie chodzi tu o zapach, ale o sprawdzenie jak działają na nas olejki eteryczne. W aromaterapii dłużej i intensywniej niekoniecznie znaczy korzystniej. Znów porównam aromaterapię do ziołolecznictwa, które jest lepiej znane w Polsce – tymianek ma szereg właściwości, ale w nadmiarze może zaszkodzić. Podobnie dyfuzor, który pracuje kilkanaście godzin na dobę.
A jakie olejki wybrać na początek, żeby skorzystać nie tylko z ich zapachu, ale też właściwości?
Najlepiej zaczynać zabawę z aromaterapią od popularnych olejków, których zapach znamy. Na wieczorny relaks fajnie sprawdzi się mieszanka olejku lawendowego i jakiegoś cytrusa. Nie tylko pasują do siebie zapachowo, ale też są podobne pod względem właściwości. Można pomyśleć tutaj o dodaniu kilku kropli pomarańczy lub mandarynki. Oba uspokajają, olejek pomarańczy wprawia wiele osób w dobry nastrój, a lawenda dodatkowo ułatwia zasypianie i spokojny sen.
I w jakich proporcjach je wymieszać?
Dowolnych, można zacząć od pół na pół, a podczas kolejnych użyć kombinować, czy bardziej odpowiada nam przewaga lawendy czy mandarynki. Ważne jedynie, aby nie przesadzić z ilością użytego olejku. Stosujmy nie więcej niż 4-8 kropli na jedną sesję.
Fajnym połączeniem na skołatane nerwy, choć już nie tak usypiającym jak poprzednie, jest np. geranium różane z grejpfrutem. Geranium jest bardzo lubiane przez kobiety, bo ma słodki, "różowy" zapach, odrobinę podobny do róży. Ma działanie przeciwlękowe, dobrze wpływa na skórę, zmniejsza poczucie zmęczenia. Z kolei olejek grejpfrutowy dodaje energii.
Co ciekawe, badania przeprowadzone na gryzoniach wykazały, że aromaterapia przy użyciu tego olejku zmniejsza apetyt, a więc może być pomocna w odchudzaniu. Tutaj na początek doradzałbym proporcję np. 5 kropli grejpfruta na 2 krople mocniejszego geranium.
Podczas jednej sesji aromaterapeutycznej nie powinno się używać więcej niż 4-8 kropli olejku•fot. Unsplash / Christian Hume
Gdy budziłem dzieci do szkoły 30 minut przed godziną, o której powinny wstać, ustawiałem im w pokoju dyfuzor z miętą pieprzową i pomarańczą. O pobudzających właściwościach mięty już wspominałem, z kolei proste, cytrusowe zapachy są bardzo lubiane przez dzieci.
Olejek eteryczny pomarańczy wprawia w dobry nastrój, co dobrze łączy się z energetyzującą miętą. Różnica w łatwości budzenia dzieciaków i tym jak się z nami witały, była ogromna. Do pobudzenia można użyć też olejku z rozmarynu albo trawy cytrynowej, która swoją drogą świetnie maskuje nieprzyjemne zapachy.
Obracamy się trochę wokół osi "pobudzenie – relaks", a jakie olejki mają inne, rzadsze właściwości?
Olejek eteryczny ylang-ylang obniża ciśnienie krwi i reguluje prace serca. Z kolei droższy, bo kosztujący około 50-70 złotych za 5 ml kadzidłowiec jest ceniony przez osoby medytujące czy uprawiające jogę, które często mówią, że poprawia skupienie, wgląd w siebie. Ten olejek eteryczny ma też szerokie zastosowanie w kosmetyce – ściąga, tonizuje, ma właściwości regenerujące dla skóry.
Paniom polecam spróbować dodać olejek z kadzidłowca do kremu do twarzy – najlepiej ekologicznego, o prostym składzie – na kilkadziesiąt złotych otrzymujemy jakość luksusowego kremu z wyższej półki.
Poza tym olejki można stosować też do tzw. antyseptyki powietrznej, czyli sesji aromaterapeutycznych na olejkach mających działanie przeciwbakteryjne. Gdy przedszkola były jeszcze otwarte, jako Instytut Aromaterapii przeprowadzaliśmy dla maluchów zajęcia o zapachach, ale też zostawialiśmy dyfuzory i antyseptyczne mieszanki olejków eterycznych. Akcja nazywała się "Ładnie pachnie – Nie choruję".
Rodzice i panie nauczycielki byli pozytywnie nastawieni do aromaterapii, ale chyba nie do końca wierzyli, że dzieciaki będą mniej chorowały. Po kilku tygodniach dostawałem telefony, że w grupach, w których stosowano aromaterapię rzeczywiście było mniej infekcji, a nawet mniej zakatarzonych maluchów.
Olejek eteryczny z lawendy znany ze swoich właściwości uspokajających, jest też świetnym antyseptykiem•fot. Pixaby / InspireCreateCelebrate
Nie sposób tutaj nie wspomnieć o legendarnym "Olejku 4 Złodziei" ® , opierającym się na synergii mieszanki olejków eterycznych z cynamonu, goździków, rozmarynu, eukaliptusa i cytryny, która wspiera układ odpornościowy.
Nazwa została zainspirowana legendą o czterech francuskich złodziejach, którzy w XV wieku okradali groby, używając jako zabezpieczenia przed infekcjami i zarazą mieszanki olejków.
Legenda głosi, że kiedy złodzieje zostali złapani, zaoferowano im mniejszą karę, jeśli wyjawią królowi tajemnicę ich odporności.
Połączenie tych ziół i przypraw, zwłaszcza skoncentrowanych w postaci olejku eterycznego, ma właściwości przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze, antyseptyczne i przeciwwirusowe – no i świetnie pachnie. To ciepły, kojący aromat.
Warto też wspomnieć tu o silnym działaniu bakteriobójczym olejku z drzewa herbacianego i lawendy. Mało kto wie, że ta popularna roślina kojarzona właśnie z uspokojeniem, ma także silne działanie aseptyczne.
Czytaj także: Wracają perfumy Pani Walewska. Kupiłam "PRL-owskiego śmierdziela", ale tego się nie spodziewałam
Chcesz podzielić się historią, opinią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl