Współczesne wiedźmy zamiast na Łysej Górze zbierają się na Instagramie. Jako dziewczynki czekały na list z Hogwartu, żeby kilkanaście lat później z gracją łączyć jogę z tarotem, okadzać szałwią kąty sypialni i chodzić do fryzjera zgodnie z kalendarzem księżycowym. To moda, ale i rodzaj subkultury, do której można zaliczyć coraz więcej młodych Polek.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Basic Witch, czyli w dosłownym tłumaczeniu "zwykła czarownica", to kalka językowa z frazeologizmu, który zadomowił się w języku młodzieżowym i w Polsce.
Mowa o Basic Bitches – prześmiewczym terminie, określającym dziewczyny, które podążają za najpopularniejszymi trendami, w efekcie tworząc armię klonów. Słuchają takiej samej muzyki, oglądają te same seriale, ubierają się podobnie i poniekąd – myślą to samo.
Basic Witch to z kolei kobieta wkręcona w klimaty astrologiczne, magiczne i mistyczne, które eklektycznie ze sobą łączy.
Grającej Anastazję Julii Wieniawiebasic-witchowe klimaty również są nieobce. Jest miłośniczką jogi, a na jej Instagramie można obejrzeć, jak okadza salę do ćwiczeń kadzidłem palo santo (o którym zaraz).
Inną mistyczną celebrytką (i fanką palo santo) jest Jessica Mercedes Kirschner, która wprowadziła do sprzedaży dwie serie basic-witchowych T-shirtów. Jedna z nich jest inspirowana znakami zodiaku, druga zaś – numerologią (na stronie sklepu można obliczyć przed zakupem, czy jest się odpowiedzialną czwórką czy skromną dwójką).
Do cosmic dance – spontanicznego tańca uznawanego za formę medytacji a nawet szamanizmu – zachęcała swego czasu, i to z niezłym skutkiem, aktorka Aleksandra Domańska.
Wykładów o kosmicznych energiach (i niestety również o koronawirusie) w wykonaniu Edyty Górniak nikomu chyba nie trzeba przypominać, ale przemyśleniami o "wysokich i niskich wibracjach człowieka" podzieliła się ostatnio i Natalia Siwiec.
Polskie gwiazdy to tylko część szerszego trendu. Symbole zaczerpnięte z kart tarota zaczęły pojawiać się na wybiegach (Gucci, McQueen, Dior) już kilka lat temu, żeby całkiem niedawno wejść do sieciówek. Pokłosiem tej mody są zresztą wciąż popularne naszyjniki z motywem księżyca.
Horoskopy na nowie i pełnie księżyca publikuje "Vogue", a na Instagramie mnożą się profile publikujące astrologiczne memy. Żeby się pośmiać, trzeba kojarzyć przynajmniej podstawową charakterystykę znaków zodiaku.
Kolejne przykłady mocnej pozycji basic-witchowych trendów można mnożyć dość długo. A że popyt rodzi podaż, marek ze stylowymi akcesoriami z nurtu magicznego przybywa i w Polsce. Tym bardziej, że wielkomiejskie Basic Witches kadzidła na brzydkiej podstawce nie spalą.
Jak rozpoznać współczesną wiedźmę, jeśli twoje ostatnie kontakty z magią to "Heroes of Might and Magic"? Poniżej kilka przesłanek.
Astro opisy w mediach społecznościowych
Widzisz w opisie na Tinderze/Instagramie jakieś emoji, ale nie wyglądają znajomo. Nie ma psa, kawałka pizzy ani nawet samolotu. I trudno się dziwić – Basic Witch to nie Basic Bitch.
Po bliższym przyjrzeniu się udaje ci się przetłumaczyć część zapisu. Rozpoznajesz Słońce, Księżyc, no i jeszcze jakąś strzałkę do góry. Czyżby lubiła zarówno dzień jak i noc? Podkreślała ambicje pchające ją do pięcia się po szczeblach kariery?
Nic bardziej mylnego. Mamy tu do czynienia z Basic Witch astrologiczną. Znaczek po Słońcu to jej znak zodiaku. Ten po Księżycu mówi o jej "ukrytej naturze". Strzałka do góry to ascendent, a emoji po nim – znak zodiaku, który pokazał się na horyzoncie w godzinie jej narodzin. Zdradza, jak jest odbierana przez ludzi.
Sześć obrazków, a w nich treść na sześć stron maszynopisu. Jeśli chcesz poznać tę wiedźmę bliżej, musisz trochę pogoogle’ować.
Palo santo vs biała szałwia
Kadzidełka z india shopów to (śmierdzący) przeżytek. W trendach króluje okadzanie aktywne. Trzeba pochodzić po domu, nie zapominając o kątach, gdzie szczególnie lubi się zbierać zła energia.
O palmę pierwszeństwa rywalizują tu wspomniane już palo santo i tylko z pozoru swojska biała szałwia. Palo santo ma formę jasnego drewienka, którego kawałki sprowadza się z Ameryki Południowej (100 gram prosto z Peru kosztuje około 35 złotych).
Trzeba mu oddać, że pachnie obłędnie, trochę jak niszowe perfumy, ale Basic Witches używają go w zgoła innych celach. Zapach "świętego drzewa" ma sprzyjać medytacji i oczyszczać umysł.
Biała szałwia, sprzedawana w małych suszonych wiązkach, to Amerykanka z pochodzenia, używali jej Indianie Nawaho. W dobrze zaprojektowanym sklepie internetowym dla Basic Witches jeden pięknie obfotografowany wiecheć kosztuje 50 złotych, ale na trącącym myszką portalu ezoterycznym święte ziele można znaleźć ponad trzy razy taniej.
Właściwości dymu białej szałwii są znacznie bardziej odjechane – ma chronić przed wampirami energetycznymi, oczyszczać pomieszczenia i ludzi z negatywnej energii, pobudzać mądrość i łamać rzucone uroki. Niestety pachnie nieco gorzej niż palo santo. Czy magiczne dymy działają? Tysiące kobiet nie mogą się mylić.
Yoni, czyli magiczna cipka
Tak mało mistyczne określenia jak "pochwa" czy "wagina" nie mają racji bytu w słowniku Basic Witches. Tutaj genitalia kobiety to "yoni" – nazwa żeńskich narządów rozrodczych zaczerpnięta z sanskrytu. Yoni to jednak więcej niż cipka i okolice. Słowo oznacza też "źródło życia”, "święte miejsce" a nawet "początek".
Żeby magię yoni zintensyfikować, trzeba o nią stosownie dbać. Na przykład umieszczając w pochwie kryształowe jajo.
Jeśli w 2021 widzicie u znajomej na szafce nocnej ametystowe jajeczko nie łudźcie się, że to pamiątka z Ustki. Jajek używa się jak kulek gejszy – do ćwiczenia mięśni dna miednicy – ale jako że są wykonywane z kryształów, mają i magiczny bonus.
I tak jajo z różowego kwarcu (120 złotych) "wzmacnia empatię, wrażliwość, zachęca do wybaczania". Jeśli empatii mamy w nadmiarze, możemy zdecydować się na czerwony jaspis ("podnosi energię seksualną i uwalnia z poczucia wstydu").
Oprócz jajeczek na rynku można znaleźć też dilda z glinki mające "rozpuszczać się obkurczając ścianki pochwy" czy mieszanki ziół, które zalewa się wrzątkiem i okadza krocze.
To tak zwany V-steaming. Jeśli nie wyobrażamy sobie kucania nad garnkiem, możemy zaopatrzyć się w wygodną skrzynię z otworem (500 złotych). Mieszanka ziół "Luna" przeznaczona dla dziewczynek, które jeszcze nie miesiączkowały. "Uczy je uważności na własne ciało, przygotowuje na kobiecą cykliczność", z kolei "Rozkosz" ma zwiększać libido i pomagać "połączyć się z wewnętrzną Dziką Kobietą".
Dowodów naukowych na działanie V-steamingu i mocy kryształów nie ma, ale czy magia potrzebuje nauki?
Joginka-ultraska
W przeciwieństwie do waginocentrycznych rytuałów, wieloaspektowe korzyści płynące z jogi zostały udowodnione. Basic Witch jogę jednak nie tylko praktykuje, ale włącza ją do swojego stylu życia, żeby nie powiedzieć – tożsamości.
Niezależnie od tego, ile asan jest w stanie wykonać i na ile poprawnie, ma designerską matę, modny strój do ćwiczeń i dodatki pod kolor. Od klocków, przez paski aż po profesjonalne skarpety.
W osiągnięciu zen pomagają też zdjęcia w pozycji kwiatu lotosu, cytaty z afirmacjami mistrzów jogi, a nawet tatuaże z symbolami czakramów.
Nie obejdzie się bez rytuałów – filiżanki matchy, pitej przez mnichów (choć nie tych od jogi) i palo santo (taki tam mariaż Indii i z Ameryką Południową, zupełnie jak w kapsułkach kawy Nespresso).
Po wystroju je poznacie
Kryształowych artefaktów brak, w mieszkaniu nie unosi się żaden dziwny zapach, dziewczyna nie wie, co to ten ascendent, a kolczyki z motywem kwiatowym trudno posądzać o bycie amuletem?
Zdradzą ją obrazki przedstawiające, zdawać by się mogło, niewinne fazy Księżyca, czarne lub czerwone świece i rzecz jasna łapacz snów – ozdoba wzorowana na indiańskim amulecie pleciona przeważnie na planie koła i ozdobiona piórami.
Bądźcie czujni, być może macie do czynienia z zakamuflowaną Basic Witch. Albo najzwyczajniejszą w świecie dziewczyną, która lubi modne dodatki.
W byciu Basic Witch często chodzi jednak o coś więcej niż o podążanie za trendami. Zwrot w stronę praktyk magicznych i medytacyjnych, nawet w popkulturowym wcieleniu i modnym opakowaniu, jest też współczesną próba zaspokojenia potrzeb duchowych. Laicyzacja czy nie – nie wierzyć w nic jest trudno.
Pomijając już, że wiara bywa skutecznym placebo (katolik powiedziałby: czyni cuda). Przykładowo: nosisz czarny onyks, bo ma "dodawać stanowczości". Zaczyna działać. Dlatego, że go nosisz? A może dlatego, że wiara we właściwości kamienia wzmaga twoją pewność siebie? Nie musisz się już obawiać być stanowcza, dzięki "magicznemu wsparciu" po prostu zaczynasz taka być.
Takie głupie nie jest i basic witchowe zainteresowanie astrologią wykraczające poza sprawdzanie pięciozdaniowych "horoskopów dnia". I to zupełnie niezależnie od tego, czy retrogradacja Merkurego ma jakikolwiek wpływ na nasze życie.
Szczegółowe charakterystyki znaków zodiaku to nic innego jak portrety psychologiczne. Czy dotyczą konkretnej osoby? Nad tym siłą rzeczy zastanawiają się osoby bawiące się w astrologię, przy okazji dochodząc do wniosków na własny temat.
Moda na odkrywanie magicznych rytuałów "sprzed wieków" może częściowo wynikać z poczucia braku. Nie od dziś podnosi się problem braku należytego zbadania herstorii, czyli dziejów kobiet, opowiedzianych z kobiecej perspektywy. Z domu i zagrody, a nie z pola bitwy i królewskiego dworu. Herstoria ("her" – ang. "jej") to termin ukuty w opozycji do słowa "history", brzmieniowo tożsamego z "his story", czyli "jego historii”.
Basic Witches w pewnym sensie celebrują zapomnianą historię zielarek, wróżek i kobiet spalonych na stosie za czary. Zamieniają zbadaną historię na tajemniczą i trzeba też przyznać, że trochę zmyśloną herstorię, łącząc praktyki i rytuały z różnych czasów i kultur. Poszukiwania tożsamościowe tego typu raczej nikomu nie zaszkodzą. No i niezależnie od tego, na ile wierzy się w moc białej szałwii czy karty tarota, to po prostu dobra zabawa. Nie inaczej niż lanie wosku w Andrzejki.