Czy trup może cię zabić? Ta książka odkrywa najbardziej szokujące tajemnice branży pogrzebowej

Michał Jośko
Małgorzata Węglarz postanowiła wziąć na tapetę (dodajmy: rozłożony na stole sekcyjnym) tematykę, która dotyczy absolutnie każdego – nawet jeżeli staramy się o niej nie myśleć, jeżeli zakłamujemy rzeczywistość, udając, że pewne rzeczy nas nie dotyczą. Oto "Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej", czyli książka odsłaniająca sekrety świata, o którym przeciętny Polak nie wie prawie nic. Spotkasz w nim przedsiębiorców pogrzebowych, grabarzy, balsamistów, tanatokosmetologów, lekarzy pracujących w hospicjach, ludzi sprzątających mieszkania po zgonach oraz – a jakże – mnóstwo nieboszczyków. Czego można spodziewać się po tej lekturze?
Małgorzata Węglarz Fot. Zuzanna Czaplak
Trzask kości i zapach palonego mięsa, czyli parę słów prawdy o "mitach pogrzebowych"

Dzięki temu, że autorka owej książki poświęciła mnóstwo czasu na rozmowy z ludźmi pracującymi w branży funeralnej, poznajemy również odpowiedzi na najczęstsze pytania dotyczące owego tajemniczego środowiska. Czy aby ubrać trupa, trzeba mu połamać kości? W telegraficznym skrócie: nie, osoby pracujące w kostnicach znają odpowiednie triki, dzięki którym obywa się bez tak obcesowego traktowania zmarłych. Nawet jeżeli stężenie pośmiertne wciąż się utrzymuje, to potrafią odpowiednio "rozćwiczyć" stawy nieboszczyka.


Czy mieszkanie, w którym rozłożyły się zwłoki, czyści się domestosem, octem i proszkiem do prania? Kolejne "nie" – pracownicy naprawdę profesjonalnych firm wiedzą, że takie metody są zdecydowanie niewystarczające w sytuacjach, gdy pozostałości człowieka wnikną w strukturę podłogi i w ściany. Czy to prawda, że w krematoriach czuć zapach palonego mięsa?

Jak zaznaczają "ludzie z branży", ten przekazywany z ust do ust mit nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości. Spalanie zwłok (o ile wszystko działa właściwie) jest bezwonne i bezdymne, gdyż piece posiadają dwa palniki – jeden pali ciała, drugi rozrzedza spaliny – a krematoria są naprawdę dobrze wentylowane. Aha, przy okazji dodajmy jeszcze dwie rzeczy: "ludzie z branży" dają słowo, że wbrew obiegowej opinii grabarze nie są odludkami-alkoholikami, a nieboszczykom nie rosną paznokcie i włosy.

"Znam chyba wszystkie istniejące stereotypy. Nie mają one dzisiaj odzwierciedlenia w rzeczywistości. Rzadko się spotyka, żeby grabarz był pijakiem. Na pewno nie w dużych miastach. Przez wszystkie lata pracy spotkałem się tylko z księdzem, od którego było czuć. Może na wioskach problem pojawia się częściej, ale to raczej nie jest spowodowane tym, że grabarz musi pić, bo styka się z nieszczęściem. To raczej picie z nudów. Pogrzebów mało, pracy nie ma. No to seteczka! Czy osoby z branży są dziwne, ponieważ pracują z trupami? Z tym również się nie spotkałem. Powiedziałbym, że ludzie po prostu nie palą się do tej pracy. Mateusz, mistrz ceremonii świeckich, 10 lat w branży".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Zwłoki mogą się poruszać, wydawać odgłosy oraz... wybuchają

Jak najbardziej tak. Dzięki książce Małgorzaty Węglarz dowiadujemy się tego, iż martwy człowiek niekoniecznie musi trwać w bezruchu i milczeniu. Jak podkreślają ludzie z tej branży, stężenie pośmiertne trwa jedynie kilka/ kilkanaście godzin. Po tym czasie nieboszczyk staje się znacznie bardziej "wyluzowany", tak więc może znienacka pomachać nam którąś z kończyn.

Zdarza się, że nieżywe ciało wydaje całą gamę dźwięków. Może także poruszyć klatką piersiową i brzuchem; "odetchnąć". Chodzi tutaj o sytuacje, gdy człowiek umiera na wdechu, a nagromadzone w płucach powietrze uwalnia się np. w trakcie ubierania zwłok. Czasami w naprawdę głośny sposób. Dodajmy, że jeżeli owa osoba cierpiała na chorobę zakaźną, w owym powietrzu mogą znajdować się groźne bakterie.

Oto jedna z głównych przyczyn, dla których osoby zajmujące się zwłokami noszą odpowiednie stroje ochronne i maseczki. A co ze wspomnianymi wybuchami? Jak mówią ludzie, którzy na stole sekcyjnym mieli niejednego nieboszczyka, w skrajnych przypadkach postępujący rozkład może sprawić, że ciało będzie napuchnięte od gazów tak mocno, iż w pewnym momencie po prostu eksploduje.

"Chłopak popełnił samobójstwo, u nas we Włocławku. Strzelił sobie w głowę we własnym pokoju. Pokoik nieduży, wszędzie odłamki czaszki, fragmenty mózgu (...). Najgorsze było to, że obok w pokoju siedzieli rodzice. My sprzątamy te fragmenty ich dziecka praktycznie pod ich nosem. Mocno mnie to ruszyło zwłaszcza że po odsunięciu kanapy okazało się, że jeszcze trzy czwarte mózgu leży tam w jednym kawałku. Ktoś tego nie zauważył, nie zebrał, mimo że powinien. Szczątki, duże fragmenty ciała powinny być zabrane, zanim my pojawimy się na miejscu".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Trup może zrobić nam krzywdę. Również śmiertelną

Oczywiście nie mówimy w tym miejscu o zabobonach ludowych (choć i o nich możesz przeczytać w tej książce), lecz faktach, za którymi stoją naprawdę twarde dowody naukowe. Abstrahując nawet od wcześniejszego punktu tego tekstu, mówiącego o potencjalnie groźnym oddechu nieboszczyka, chodzi tu głównie o sytuacje, w których rozkładające się zwłoki stają się inkubatorem szkodliwych mikroorganizmów oraz bakterii.

Groźne mogą być nie tylko ciała, które tygodniami leżały w pustych mieszkaniach, wnikając w wykładziny i podłogi (w takich sytuacjach konieczne jest zerwanie parkietów, skucie betonu i odkażenie pomieszczeń przez specjalistyczną firmę), lecz również te wystawiane w niektórych wiejskich domach na kilka dni poprzedzających pogrzeb. Zwłaszcza w scenariuszu wyglądającym tak: środek upalnego lata, w honorowym miejscu spoczywa ukochany nieboszczyk, a członkowie rodziny oddają mu cześć, składając pocałunki na rozkładającym się ciele...

Co jeszcze? Oczywiście muchy, zwłaszcza plujki, które wręcz pasjami uwielbiają rozkładające się zwłoki i potrafią wyczuć je z wielu kilometrów. Ze złożonych we wszystkich otworach nieboszczyka jaj wylęgną się larwy, które po porządnym podjedzeniu martwego ciała przeobrażą się w dorosłe owady i zaczną roznosić trupią krew, gdzie tylko się da.

"Mężczyzna leżał martwy w swoim mieszkaniu przez pół roku. Wynieśliśmy z tego mieszkania cztery pełne dziesięciolitrowe wiadra much. Nie byłoby w tym nic aż tak strasznego, gdyby nie to, że muchy zaczęły wlatywać kratkami wentylacyjnymi do innych mieszkań. Obok był zakład fryzjerski i mała gastronomia. Fryzjerki zaalarmowały, że pojawiła się cała chmara much. Mieszkanie tego mężczyzny było na tyle szczelne, że ludzie coś tam czuli, ale nie wiedzieli co. Ponieważ nie były płacone rachunki, mieszkanie kupili windykatorzy. Lokator nie stawiał się na wezwania do zapłaty, ale nikt nie wpadł na pomysł, żeby do niego przyjść i sprawdzić, co się dzieje. Przyjechała policja, komornik, nowy właściciel".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Fot. mat. prasowe
Czy branża funeralna kocha nowe technologie? Zdecydowanie tak

Streaming z pogrzebu? Żaden problem. Jak dowiadujemy się z książki "Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej", istnieje mnóstwo firm zajmujących się relacjami na żywo z ostatnich pożegnań, dzięki czemu twój pochówek może stać się wydarzeniem, które przyciągnie przed ekrany komputerów i smartfonów mnóstwo e-żałobników.

O śmierci nie zapominają twórcy oprogramowania, oferując zarówno aplikacje informujące o zgonach celebrytów, jak i online'owe nekrologi, które pozwalają dotrzeć do znacznie większej ilości osób, niż tradycyjne papierowe klepsydry – dzięki nim informacja o zbliżającej się uroczystości pogrzebowej rozsyłana jest przy pomocy SMS-ów z dołączonymi do nich interaktywnymi linkami oraz zamieszczana na spersonalizowanej stronie internetowej. Cóż, śmierć śmiercią, ale zasięgi w naszych czasach to podstawa.

"Kiedy znana osoba ginie w tragicznych okolicznościach, nikt nie jest w stanie powstrzymać potoku informacji. Do sieci trafiają pośmiertne zdjęcia, które są następnie googlowane na potęgę. Klikając kilka razy myszką, możemy znaleźć fotografie rozczłonkowanych ofiar katastrof lotniczych czy wypadków samochodowych. Możemy, więc to robimy. Mogłoby się wydawać, że aby dotrzeć do tego typu treści, trzeba się zagłębić w jakieś odległe, zakazane rejony sieci. Nic bardziej mylnego. Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarce imię i nazwisko zmarłego z dopiskiem <<zwłoki>>, w ułamku sekundy przed waszymi oczami pojawią się drastyczne zdjęcia. Publikuje się je dlatego, że budzą zainteresowanie, ludzie chcą je oglądać. Przywodzi mi to na myśl publicznie egzekucje, które w XVIII i XIX wieku przyciągały tłumy gapiów. W dzisiejszych czasach nie musimy wychodzić z domu, żeby obejrzeć krwawe widowisko".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Pochówek tradycyjny albo kremacja to rozwiązania banalne. Wykaż się większą fantazją

Małgorzata Węglarz przedstawia całe mnóstwo alternatyw dla wiecznego spoczynku w trumnie bądź urnie. Na co możesz się zdecydować? Na przykład na resomację, zwaną również hydrolizą alkaiczną, czyli przeciwieństwo kremacji. Chodzi tutaj o proces, w którym ciało – umieszczone w metalowym, podgrzanym do 160 stopni Celsjusza cylindrze, wypełnionym wodą i wodorotlenkiem potasu – zamienia się w zielonobrązowy płyn, który następnie, przy pomocy specjalnego granulatora, zostaje przekształcony w proszek. Zaznaczmy: to świetne rozwiązanie dla miłośników ekologii, ponieważ przerobione w ten sposób szczątki (bogate w aminokwasy, peptydy, sole i cukry) są bardzo przyjazne dla środowiska naturalnego i mogą być recyklowane do ekosystemu.

Lecz to nie wszystko. "Zieloni" mogą pomyśleć także o biodegradowalnych urnach, które zawierają nasiona drzew lub kwiatów (pomyśl: stajesz się nawozem dla pięknej rośliny. Wspaniała wizja, nieprawdaż?) bądź też ekologicznych trumnach wykonanych z wikliny bądź też liści bananowca, a obitych naturalną jutą bądź też bawełną organiczną.

A może wolisz przeobrazić się w diament? Żaden problem, wystarczy skontaktować się z jedną z firm zajmujących się przerabianiem prochów zmarłych na piękne kamienie szlachetne. Miłośnicy muzyki powinni pomyśleć nad ofertą przedsiębiorstw zatapiających spopielone zwłoki w płytach winylowych, natomiast osoby kochające malarstwo mogą skorzystać z usług artystów, którzy mieszają prochy ludzkie i farbami, a następnie wykonują przy ich pomocy portrety zmarłych.

Ma być naprawdę wystrzałowo? Twoje szczątki mogą zostać umieszczone w fajerwerkach. Jeżeli należysz do osób obdarzonych iście kosmiczną fantazją, powinieneś zamówić usługę polegającą na tym, że kapsuła z twoimi prochami zostaje wysłana do stratosfery. Tam będą uwolnione, aby wrócić na ziemię w postaci deszczu i śniegu.

"Przemysł filmowy lubi pokazywać nam wzruszające sceny, w których bohaterowie po wygłoszeniu wzruszającego banału rozsypują prochy zmarłego w jego ukochanym miejscu, po czym patrzą, jak te unoszą się na wietrze, by w końcu zniknąć im z oczu. Prochy występują również w scenach komicznych; gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, kiedy na ekranie pojawia się niesforny dzieciak lub zwierzę domowe, które strąca urnę z kominka, by inny domownik mógł wykrzyknąć: <<Tylko nie babcia!>>, miałabym już całkiem przyjemną sumkę. Pomijając te niezbyt smaczne sceny, Hollywood zdaje się jednak nie aktualizować nowinek funeralnych, ponieważ urna z prochami zmarłego mogą obecnie w wielu krajach zostać wykorzystane w znacznie bardziej finezyjny sposób niż jako wątpliwa ozdoba kominka".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Nadchodzącą śmierć można wypatrzyć

Nie, nie chodzi tutaj o jakiekolwiek zdolności nadprzyrodzone, lecz zauważanie pewnych symptomów u osób śmiertelnie chorych bądź też będących w bardzo zaawansowanym wieku. Ludzie, którzy odpowiednio długo zajmują się opieką paliatywną, potrafią określić bliski koniec m. in. na podstawie koloru skóry (na krótko przed zgonem staje się ciemniejsza) oraz charakterystycznego wzoru oddechu: najpierw jest zwolniony, następnie zaczyna się etap krótkiego, szybkiego nabierania powietrza, przypominający duszenie się. Później przychodzi moment, w którym przerwy pomiędzy oddechami stają się dłuższe i... to już koniec.

"Na pewno śmierci boimy się wszyscy. Lęk przed umieraniem jest uniwersalny i przenosi się na lęk przed rozmową o niej. Lekarze, którzy pracują w hospicjum, mówią, że to jest taki trochę paradoks, bo rozmowa łagodzi lęk przed śmiercią. Czyli z jednej strony lęk przed śmiercią powoduje lęk przed rozmową o niej, a z drugiej strony kiedy już się zacznie rozmowę, to pomaga przezwyciężyć ten lęk".

"Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej" – fragment książki
Fot. mat. prasowe

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Muza.