"Alcatraz". Ujawniono, co działo się w domu opieki społecznej ks. Dymera

Julia Łowińska
Szokujące zeznania rodzin podopiecznych szczecińskiego Domu Opieki Społecznej. Na jaw wychodzą ogromne zaniedbania ze strony kierownictwa i fatalny stan zdrowia pacjentów ośrodka. Ośrodek miał otrzymać miano "Alcatraz". Przydomek nawiązujący do amerykańskiego więzienia nie wziął się znikąd. Podopieczni przebywali w okropnych warunkach i nie mogli skontaktować się z bliskimi – podaje Money.pl.
O fatalnych warunkach w ośrodku opieki społecznej ks. Dymera opowiadają rodziny podopiecznych. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Rodziny podopiecznych ze szczecińskiego DPS-u opowiadają o fatalnych warunkach, w jakich mieli przebywać podopieczni. Poziom opieki nad pacjentami spadł drastycznie w momencie, kiedy rozpoczęła się pandemia koronawirusa. Rodziny podopiecznych zostały praktycznie odcięte od jakiegokolwiek kontaktu z bliskim. Zarząd nie chce komentować całej sprawy.
Czytaj także: Miesiącami żyła w ośrodkach dla bezdomnych. Teraz opowiada, jak wygląda "życie" tam, gdzie nikt nie zagląda
Dom Pomocy Społecznej im. Świętej Rodziny w Szczecinie został założony przez zmarłego już ks. Andrzeja Dymera. O duchownym zrobiło się głośno po tym, jak na jaw wypłynęły od lat tuszowane afery pedofilskie z udziałem księdza. Mówiło się też o oskarżeniach, które padały ze strony uczniów Katolickiego Liceum, którego ks. Dymer był założycielem.


O warunkach panujących w pomorskim DPS-ie opowiedziały reporterom portalu Money.pl rodziny zmarłych podopiecznych. Mówili głównie o fatalnym stanie higieny w ośrodku, zaniedbaniu pacjentów, brakach w personelu i niekompetencji lekarzy.

Z relacji świadków wynika, że wiele podstawowych usług nie było zagwarantowanych. Rehabilitacja miała być fikcją i ograniczała się do wyjścia do ogrodu z podopiecznymi. Na całą placówkę przypadał jeden lekarz ogólny, który też pojawiał się rzadko.

– Pod koniec życia nasi bliscy wyglądali na wycieńczonych okropnie – anemia, zanik mięśni, odwodnienie, zaniedbanie, wychudzenie – opowiadały rodziny podopiecznych w rozmowie z portalem Money.pl.
Z początkiem pandemii koronawirusa ośrodek zakazał jakichkolwiek wizyt w trosce o pacjentów. Później odmówiona również kontaktu telefonicznego z pacjentami.

– Jesteśmy przekonani, że w pewnym momencie personel dostał zupełny zakaz kontaktowania się z nami w jakikolwiek sposób. Z tego, co się dowiedziałam, konsekwencją prawdopodobnie mogła być dla nich nawet utrata pracy – opowiadała w rozmowie z reporterami Money.pl Sylwia Niedworok, której ojciec przebywał w ośrodku.

Ośrodek odmówił dziennikarzom jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie.

źródło: Money.pl