Najlepsze z najtańszych, czy najtańsze z najlepszych? Huawei pokazał właśnie słuchawki idealne

Michał Jośko
Wnioski po dzisiejszej konferencji marki Huawei? Firma zaprezentowała naprawdę ciekawe laptopy, monitory, routery oraz usługi serwisowe, chociaż show i tak skradło pewne urządzenie, które może wywrócić do góry nogami cały świat słuchawek bezprzewodowych. Dlaczego? Już śpieszę z odpowiedzią.
Fot. naTemat
Oto mocarny Huawei MateBook D 16, czyli pierwszy szesnastocalowy laptop tej marki. Oto Huawei Display, czyli 23,8-calowy (wyekwipowany w funkcję ochrony wzroku) debiut chińskiej firmy w świecie monitorów. Oto WiFi Mesh – system zaawansowanych routerów, który zapewnia bardzo wydajną i stabilną sieć domową.

W trakcie tej prezentacji pojawiają się również nowe korzyści dla klientów sklepu Huawei.pl, czyli m. in. trzyletnie gwarancje na laptopy, bezpłatne naprawy ekranów smartfonów, dwudziestozłotowa zniżka za wystawienie opinii o produkcie, a także skrócenie do minimum czasu dostawy (jeżeli opłacisz zamówienie do południa, trafi w twoje ręce już w następnym dniu roboczym).

Ba, jak przystało na wydarzenie zorganizowane przez firmę Huawei, na ekranie mojego komputera pojawia się nawet twarz Roberta Lewandowskiego. Jednak wszystko to blednie przy ostatniej z nowości w portfolio tej marki: słuchawkach dokanałowych Huawei FreeBuds 4i. Dlaczego wywołują aż tak wielką ekscytację?

Oto sprzęt, który łączy rzeczy z pozoru niemożliwe do połączenia: oferuje wysoką jakość dźwięku, aktywną redukcję szumów (ANC), szokująco wręcz niską cenę oraz – last but not least, że wyrażę się w języku Szekspira – czas działania, który bije na głowę konkurencję. Nawet tę wielokrotnie droższą.
Fot. naTemat
Czy mamy do czynienia z wielką rewolucją? Mogłem sprawdzić to empirycznie jeszcze przed oficjalną premierą słuchawek, a dziś opisać, jak się sprawy mają. Tak więc czas na krok pierwszy, czyli wyłuskanie słuchawek z niewielkiej i lekkiej (ok. 36,5 g) stacji dokująco–ładującej. W tym miejscu pojawiają się pewne schody, gdyż opływowy kształt "pchełek" oraz silne magnesy sprawiają, że to zadanie manualne godne kardiochirurga, prestidigitatora bądź też kasiarza.

Na szczęście okazuje się, że ową sztukę można posiąść dzięki odrobinie treningu, tak więc kilkanaście podejść (oraz przekleństw) później moje niezgrabne palce radzą sobie z wyjmowaniem nowych FreeBudsów w miarę sprawnie.

Co można powiedzieć o samych słuchawkach? Ponoć ich projektanci inspirowali się gładkimi kształtami kamieni wulkanicznych na islandzkiej plaży Reynisfjara, obmywanych od wielu tysiącleci przez fale. No i pięknie. Jednak najważniejsze jest to, że udało się im (projektantom, nie falom) skonstruować coś, co prześwietnie leży w uszach. FreeBudsy trzymają się w nich i bardzo pewnie, i naprawdę komfortowo.

No dobrze, czas zesparować je ze smartfonem (proces przebiega naprawdę szybko i gładko), a następnie przejść do intensywnego wygrzewania słuchawek oraz poszukiwania odpowiedzi na pytanie "czy na rynku można znaleźć lepiej brzmiące dokanałówki"? Odpowiedź brzmi następująco: tak, można. Jednak pamiętajmy o tym, iż Huawei nie bije się tutaj o złoto w kategorii audiofilskiej (inna sprawa, umówmy się, szukanie podobnych doznań w tego rodzaju sprzęcie nie ma przecież większego sensu).

Najistotniejsze jest to, że dziesięciomilimetrowe przetworniki z membraną wykonaną z kompozytu polimerowego zapewniają pasmo przenoszenia 20 Hz – 20 kHz oraz czyste, naprawdę klarowne brzmienie. Tony wysokie i średnie są odtwarzane szczegółowo, a basy (na szczęście) nie przejmują kontroli nad całością.
Fot. naTemat
Dołóżmy do tego świetną jakość dźwięku podczas połączeń głosowych (w trakcie których wspierają cię "wiatroodporna" konstrukcja słuchawek i sztuczna inteligencja), a otrzymamy sprzęt, który naprawdę potrafi umilić dzień. Dodajmy: nawet bardzo długi dzień, gdyż w tym momencie przechodzimy do naprawdę mocnego asa w rękawie.

Otóż FreeBuds 4i oferują fenomenalny czas pracy na jednym ładowaniu. Trzymając się danych technicznych: po włączeniu aktywnej redukcji szumów możemy liczyć na 7,5-godzinną konsumpcję muzyki, a gdy zrezygnujemy z ANC, powyższa wartość podskakuje do wręcz szokujących 10 godzin (gwoli formalności: w przypadku połączeń głosowych to odpowiednio 5,5 oraz 6,5 godziny).

Jak owe deklaracje producenta mają się do rzeczywistości? Czy chińskim inżynierom udało się nagiąć prawa fizyki? Po teście długodystansowym mówię: tak. Niewielkie baterie (po 55 mAh w każdej z "pchełek") w połączeniu z energooszczędną technologią Bluetooth 5.2 i zaawansowaną optymalizacją zużycia prądu naprawdę dokonują cudów.

Odpalam słuchawki o godzinie 9:15, głośność ustawiając na 50 procent. Od tego momentu muzyka będzie grać bez przerwy; nawet wówczas, gdy od czasu do czasu wyjmę FreeBudsy z uszu. Przy wyłączonym ANC lewa słuchawka "umiera" o godzinie 19:09 (wg aplikacji AI Life w prawej pozostał jeszcze jeden procent energii).

Jak łatwo obliczyć, do magicznej granicy dziesięciu godzin zabrakło zaledwie sześciu minut, a dodajmy, że w międzyczasie zaliczyłem dwie krótkie rozmowy telefoniczne, które podwyższyły konsumpcję energii.

Dzień kolejny, tym razem z odpaloną redukcją szumów (podkreślmy: naprawdę skutecznie radzącą sobie z niechcianymi hałasami). Tym razem jestem jeszcze bliższy przywitania się z gąską, ponieważ lewa słuchawka (prawa znów zachowała szczyptę energii) poddaje się zaledwie dwie minuty przed upływem deklarowanych przez producenta 7,5 godzin. Słowem: mamy tutaj do czynienia z wynikami więcej niż rewelacyjnymi.

Aha, wyekwipowana w baterię o pojemności 215 mAh stacja dokująca pozwala przedłużyć czas działania słuchawek do 22 godzin, co istotne – dostarczając im prądu naprawdę szybko: słuchawki wysysają energię z etui niczym wampir, który od dekady nie trafił na żadnego człowieka i w efekcie dziesięciominutowe ładowanie pozwala wydłużyć czas pracy o nawet cztery godziny.

Co jeszcze oferuje to urządzenie? Bezproblemową komunikację ze wszystkimi urządzeniami Android/ iOS (zaznaczmy, że w takich przypadkach czas działania jest identyczny, co w trakcie współpracy ze sprzętami firmy Huawei), obsługę dotykową, tryb świadomości (jeżeli nie chcesz, aby słuchawki zbyt mocno odcinały cię od dźwięków otoczenia) oraz – i w tym miejscu przechodzimy do sedna sprawy – więcej niż okazyjną cenę.
Fot. naTemat
... lecz w tym miejscu zróbmy małą przerwę, aby poszukać jakiejkolwiek alternatywy dla nowości od firmy Huawei. Najsłynniejsze "pchełki" na Planecie Ziemi, czyli kultowe AirPodsy od firmy Apple? Cóż, jeżeli zależy ci na modelu wyposażonym w technologię ANC, musisz sięgnąć po wyceniony na 1249 zł model Pro.

Lecz nawet jeżeli przełkniesz taki wydatek, musisz pogodzić się z faktem następującym: o ile na jednym ładowaniu osiągniesz deklarowane przez producenta 4,5 godziny pracy (lub też 5, jeżeli wyłączysz aktywną redukcję hałasu), możesz uznać się za naprawdę wielkiego szczęściarza i powinieneś natychmiast biec po kupon Totka.

Kolejny typ? Oczywiście firma Samsung i jej słuchawki Galaxy Buds Pro. Są świetnie wykonane i równie atrakcyjne pod względem brzmienia, jednak i w tym przypadku mówimy o maksymalnie pięciu godzinach działania. No i konieczności wysupłania z kieszeni 999 zł.

Tak więc może Jabra Elite 85t? Niestety, w tym przypadku cena wynosi 999,99 zł, a czas działania to (w wariancie mocno optymistycznym) 5,5-godziny. Tak więc może produkt z jeszcze wyższej półki, czyli Sennheiser Momentum True Wireless 2?

Znów nietrafiony strzał. Tak, mamy tutaj do czynienia ze świetnym brzmieniem, lecz zniechęcać może zarówno sposób działania ANC (jest praktycznie niezauważalne), czas pracy (w najbardziej optymistycznym scenariuszu to siedem godzin), a także cena, czyli 1359 zł.

Wracając do FreeBudsów 4i: w trwającej od 22 marca do 2 kwietnia przedsprzedaży ich cena wynosi – uwaga – 249 zł, czyli (bazując na aktualnym kursie juana) mniej, niż… na rynku chińskim.

Za niecałe ćwierć tysiąca złotych otrzymujemy ładne (rzecz istotna) słuchawki dokanałowe, które są wygodne, oferują naprawdę fajne brzmienie, naprawdę skuteczne ANC i fenomenalny czas pracy (rzeczy bardzo, bardzo istotne).

Czy można wymagać czegoś więcej? No dobrze, w scenariuszu idealnym byłby to sprzęt wodoszczelny, a jego etui można byłoby ładować bezprzewodowo. Jednak to minusy, na które powinien przymknąć oko nawet największy malkontent.