Wiadomo, która osoba w rodzinie zaraża się pierwsza. Lekarka apeluje o czujność

Alicja Cembrowska
Eksperci alarmują, że na COVID-19 coraz częściej chorują najmłodsi. Podejrzewają, że to efekt ekspresowego przenoszenia się brytyjskiej mutacji koronawirusa. Pediatra i specjalista chorób zakaźnych dr Lidia Stopyra podkreśla, że "dziecko jest często pierwszym zakażonym koronawirusem członkiem rodziny".
Coraz więcej dzieci zakaża się koronawirusem Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Dziecko zakażone koronawirusem

– Najtrudniejszy czas jeszcze przed nami. (...) Mamy 75 proc. zajętych łóżek covidowych i respiratorów. To miara obciążenia służby zdrowia – powiedział na konferencji w szpitalu tymczasowym w Pyrzowicach Mateusz Morawiecki.
Czytaj także: Wyciekło, jakie obostrzenia może jutro ogłosić rząd. "Chodzi o ograniczenie mobilności"
Dr Lidia Stopyra w rozmowie z PAP mówi, że również covidowe oddziały dziecięce działają na granicy wydolności – w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego w Krakowie zajęte są wszystkie łóżka. Rodzice, którzy czuwają przy dzieciach w większości także mają COVID-19, jednak zapewniają, że czują się dobrze. Gdy ich stan się pogarsza, trafiają na oddział dla dorosłych.


Ekspertka podkreśla, że obecnie liczba wypisów równa się liczbie przyjęć, a łóżek może zabraknąć w każdym momencie. Na szczęście rodzice coraz szybciej reagują na objawy u najmłodszych. Niestety to również dzieci są najczęściej pierwszymi w rodzinie osobami zakażonymi. Głównie z powodu uczęszczania na zajęcia do żłobków, przedszkoli i szkół.

Dr Stopyra za ten stan nie obwinia jednak decyzji o otwarciu placówek, a ignorancję. – Zamknięcie szkół to duży problem edukacyjny, społeczny, psychologiczny. Ale wśród dorosłych była duża ignorancja wobec wprowadzanych obostrzeń. Część społeczeństwa nie przestrzegała rygorów sanitarnych i za nic miała apele o maseczki, dystans i dezynfekcję.

Coraz więcej zakażonych dzieci

Doniesienia o wzroście zachorowań wśród dzieci niepokoją rodziców i ekspertów. Jednak prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych w rozmowie z "Polityką" uspokaja.

Zachorowania u dzieci są częstsze, lecz nie są to przypadki ciężkie. Odnoszę wrażenie, że media nakręcają spiralę strachu, wyolbrzymiając armagedon i pomór wśród młodszych ludzi.

Nie ma oficjalnych informacji na temat tego, czy brytyjska mutacja koronawirusa wywołuje u najmłodszych gorszy przebieg choroby. Jest to temat nadal analizowany przez ekspertów. Wielu specjalistów zgadza się natomiast, że źródłem kolejnych fal zakażeń mogą być placówki oświatowe. Jednak nie tyle za sprawą dzieci, ile dorosłej kadry.

– Ostatnio miałem okazję zobaczyć krzywą częstości zachorowań u dzieci do 10. roku życia. Wzrost nastąpił dokładnie po 1 lutego, a więc dwa tygodnie po rozpoczęciu stacjonarnej nauki w klasach 1–3, i wyprzedzał o dwa tygodnie wzrost liczby zachorowań w populacji ogólnej, który nastąpił w połowie lutego. Oznacza to oczywisty związek przyczynowo-skutkowy! – mówi "Polityce" prof. Robert Flisiak.

Zatem pomimo łagodnego przebiegu choroby u dzieci, nie zapominajmy o zabezpieczaniu najmłodszych i czujnej obserwacji.