Człowiek gatunkiem zagrożonym? "Do 2045 roku większość par będzie potrzebować pomocy"
Eksperci od lat alarmują, że ludzie mają coraz większy problem z płodnością. Dieta, styl życia, choroby cywilizacyjne, ale także sztuczne tworzywa, którymi się otaczamy, sprawiają, że coraz więcej par nie może począć dziecka.
Ludzkości grozi wyginięcie?
Czerwona księga gatunków zagrożonych publikowana przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN) pierwszy raz ukazała się w 1963 roku. Żeby na nią trafić, gatunek musi spełnić jeden z pięciu warunków, np. redukcji populacji lub zasięgu występowania.
– Z tych 5 kryteriów spełniamy jako gatunek już trzy – mówi epidemiolożka środowiskowa Shanna Swan, która od lat ostrzega, że nasz gatunek wymiera. Swan wspólnie ze Stacey Colino napisała książkę "Odliczanie", w które ekspertki przywołują niepokojące dane.
Piszą, że od 1964 do 2018 roku stopa urodzeń spadła z 5,06 do 2,4. Obecnie mniej więcej połowa krajów świata ma stopę płodności poniżej 2,1 – czyli poziomu odnowy pokoleń. Ekspertki wskazują również, że średnia liczba plemników w nasieniu mężczyzn z krajów zamożnych spadła w latach 1973-2011 o prawie 60 proc.
Kryzys płodności
Swan zrównuje kryzys płodności z kryzysem klimatycznym. – Jak tak dalej pójdzie rosnąca liczba bezpłodnych osób będzie stanowić zagrożenie dla ludzkości porównywalne z globalnym ociepleniem – pisze.
Podkreśla, że jej wnioski oparte są na spekulacjach na podstawie dostępnych danych. Przewiduje, że do 2045 roku liczba plemników w męskim nasieniu może spaść do zera. Według ekspertki większość par będzie musiała korzystać z pomocy, m.in. in vitro.
– To nasze wygodne życie czyni nas mniej płodnymi. Powoli, ale nieubłaganie mamy coraz większe problemy z rozmnażaniem się. Choć wszędzie najpierw wskazuje się na spadającą liczbę plemników, rozstrojony nadmiarem toksyn w otoczeniu układ hormonalny szkodzi również kobietom – mówiła w rozmowie z "Guardianem".
Powody problemów z płodnością
Wpływ na spadek dzietności mają nałogi, otyłość, ale także zmiany kulturowo-społeczne: rosnące koszty utrzymania dzieci, dostęp do antykoncepcji. Eksperci alarmują również o coraz powszechniejszych problemach biologicznych, na co wskazują liczniejsze poronienia, anomalie męskich organów rozrodczych czy wcześniejszego dojrzewania dziewczynek.
Nie bez znaczenia są również substancje, którymi się otaczamy, a które oddziałują na układ hormonalny: ftalany, PBDE czy bisfenol A (BPA). Ten ostatni przedostaje się do naszego ciała właściwie każdego dnia, gdy np. gotujemy kaszę lub ryż w woreczkach.Może cię zainteresować także: Epidemia bezpłodności. W 20 proc. przypadków to mężczyzna odpowiada za niepłodność pary
"Jeśli nie masz BPA w swoim organizmie, nie żyjesz w świecie współczesnym" pisał kilka lat temu amerykański TIME. I badania niestety to potwierdzają: brytyjski Uniwersytet Exeter odkrył w moczu 86 proc. przebadanych nastolatków mierzalne poziomy BPA, substancji, która zaburza gospodarkę hormonalną.
Źródło: theguardian.com, focus.pl