Szykujcie popcorn! Zjednoczona Prawica poszła na wojnę – sama ze sobą

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Kiedy patrzę na obóz władzy, przypomina mi się jedno zdanie, którego autorem jest pewien Anglik, żyjący w XVII wieku. Tomasz Hobbes, bo o nim mowa, pisał w swym dziele „Lewiatan” o „wojnie wszystkich przeciwko wszystkim”. Zjednoczona Prawica dotarła właśnie do tego etapu – biją się między sobą, aż ziemia dudni i wióry lecą. Ale zanim się wykończą, minie jeszcze trochę czasu. Bo miłość do władzy wciąż jest silniejsza od wzajemnej nienawiści.
Spójrzmy jednak na to, co wydarzyło się do tej pory. Jarosław Kaczyński usiłował zniszczyć Jarosława Gowina i przejąć mu partię. Zbigniew Ziobro bezpardonowo atakuje Mateusza Morawieckiego, a nawet już, choć zawoalowanymi słowy, samego prezesa PiS-u. Konrad Szymański, bliski współpracownik premiera, zarzuca Solidarnej Polsce sekciarstwo. Jacek Kurski nie wpuszcza do mediów publicznych polityków Porozumienia, a Pawła Borysa, prawą rękę Morawieckiego, pożenił z gangiem sutenerów. Powiedzieć, że są napięcia między koalicjantami, to nic nie powiedzieć. Rewolucja po prostu pożera swoje własne dzieci. Komentatorom to, co dzieje się w koalicji, skojarzyło się od razu z rozkładem Akcji Wyborczej „Solidarność”, co miało miejsce równo dwadzieścia lat temu.


Publicysta związany z rządzącymi, Michał Karnowski zaczął histerycznie przestrzegać, że „jak zrobicie AWS-bis, cena będzie straszliwa. Także dla was. Lepszego obozu za swego życia nie zobaczycie”. Tłumacząc to ostrzeżenie wprost: jeśli będziecie się dalej okładać, możecie stracić władzę, a wtedy synekur, limuzyn, przywilejów nie będzie przez bardzo długi czas. W dodatku przestaniecie być bezkarni i ktoś was może rozliczyć z waszej działalności.

Generalnie taka perspektywa powinna działać na Zjednoczoną Prawicę trzeźwiąco. AWS skończyła nadzwyczaj marnie, po czteroletnich rządach nie weszła nawet do Sejmu. Kto, jak kto, ale Jarosław Kaczyński powinien pamiętać to doskonale. Przykładał bowiem do dekonstrukcji AWS-u rękę, czując się w Akcji marginalizowanym: „Porozumienie Centrum zostało zepchnięte do trzeciorzędnych ról. Nie zostałem jednym z wiceprzewodniczących, a mi się to należało” – żalił się wówczas, wyprowadzając z AWS-u posłów, by założyć PiS.
Czytaj także: Pożegnanie ze Zjednoczoną Prawicą. Dotychczasowi sojusznicy stali się wrogami
Ale polityka to nie tylko chłodna kalkulacja. To także potężne emocje i widać, że to one przejęły kontrolę nad wszystkimi aktorami tego politycznego dramatu. A przed nimi kolejne schody: Fundusz Odbudowy i Nowy Ład. Na Fundusz nie chce się zgodzić Solidarna Polska, bo jej politycy uważają, że wspólne, unijne zadłużanie się godzi w suwerenność naszego kraju. Rząd bez opozycji nie ma zatem większości w Sejmie, by go ratyfikować. Zaś Ład, jak wynika z promocyjnego spotu, ma być programem wyłącznie PiS-u, już nie Zjednoczonej Prawicy. Jaki interes mają więc koalicjanci, by popierać ustawy wchodzące w jego skład, by go żyrować?

Także sondaże nie mogą już pełnić funkcji spoiwa rozłażącego się na wszystkie strony obozu. Bo nie są dla rządzących korzystne. Niby wciąż PiS jest liderem, ale ta palma pierwszeństwa nie daje już samodzielnych rządów, bo to okolice 30%, a czasem jeszcze mniej. Z ostatniego sondażu Kantara dla „Polityki” wynika także, że twardy elektorat Jarosława Kaczyńskiego jest szczuplejszy niż się dotąd zwykle przyjmowało – raptem kilkanaście procent dogłębnie zachwyconych PiS-em, będących z nim na dobre i złe. Tych, dla których PiS to samo zło w czystej postaci, czyli twardego elektoratu opozycji, jest z kolei dwa i pół razy więcej.

Kaczyński, który w końcu zabrał głos po wielu tygodniach milczenia, powtarza jak mantrę, że „jesteśmy zdeterminowani, by ta kadencja trwała do jesieni 2023 roku”, ale pewnie sam już w to mocno wątpi, skoro utracił polityczną sterowność. Dwa i pół roku to wieczność, kiedy rządzenie nie idzie jak po maśle, tylko jak po grudzie. Przyspieszone wybory, od których faktycznie prezes długo się odżegnywał, teraz już nie są nieprawdopodobnym scenariuszem, a jednym z możliwych wyjść z tej sytuacji.

Jeśli cokolwiek je oddala, to na pewno pandemia. Chwilowo nie ma warunków, by wysłać Polaków do urn. Oczywiście, pamiętamy, że wybory prezydenckie dociśnięto kolanem, a premier zapewniał seniorów, że wirusa już nie muszą się obawiać. Ale skoro teraz za to przeprasza, to nie po to, by tę sytuację powtórzyć. Jeśli jednak, jak obiecuje rząd, do końca wakacji uda się zaszczepić wszystkich chętnych, to prognozowana czwarta fala na jesieni musi mieć łagodniejszy przebieg. A to daje możliwość przeprowadzenia wyborów.

Na razie jednak trzeba zaopatrzyć się w popcorn i śledzić rozwój sytuacji. Uspokojenia nie przewiduję, eskalację – jak najbardziej. „W koalicji są różnice zdań, ale od tego jest jej kierownictwo, aby pewne sprawy łagodzić” – łudzi się jeszcze prezes PiS-u, jakby nie zauważył, że on wypowiedział wojnę koalicjantom, a oni jemu. Próba wyprostowania tej krzywej sytuacji w niesprzyjających warunkach przyrody to straceńcza misja.