Polacy są podzieleni, jak nigdy. Jednak to, co wciąż nas łączy, może zaskakiwać

Bartosz Świderski
Wyniki badań, sondaże, opinia tych, którzy społeczeństwa obserwują, bez wątpienia wskazują na to, że dziś podziały wśród nas są większe niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak mimo widocznego konfliktu potrafimy dostrzec także to, co nas łączy. Tych elementów jest więcej niż mogłoby się nam wydawać.
Wbrew pozorom i wbrew widocznym podziałom, wciąż jest wiele elementów, które nas łączy. Kadr z filmu "Sami swoi"
"Jest oczywistością, że społeczeństwa nie mogłyby istnieć bez podziałów i nierówności społecznych" – przekonuje socjolog, prof. Henryk Domański. Jego słowa rozpoczynają raport z sondażu "Jaka jest Polska?", badania przeprowadzonego dla Fundacji Batorego.

Badanie to miało sprawdzić, czy prawdziwa jest budowana od lat narracja dotycząca dwóch wrogich plemion, a także – jak zaznaczyli autorzy – miało uchwycić wewnętrzną polaryzację między Polkami i Polakami. Prof. Domański wyjaśnia, kiedy owe nierówności i spory zaczynają się kształtować.

"Zaczynają się one kształtować – jeśli rozpatrujemy rzecz z punktu widzenia biografii jednostek – od podziałów związanych z wiekiem i płcią, przez przebieg edukacji, wchodzenie na rynek pracy, posiadanie dóbr materialnych, hierarchie wynikające z dostępu do władzy, zróżnicowanie wyznaniowe i narodowościowo-etniczne, a kończąc na kwestiach światopoglądowych" – zaznacza ekspert.


Jak się okazuje, tym, co nas znacząco dzieli, jest choćby to, jak interpretujemy najnowszą historię. Zdecydowaną niezgodę widać choćby w ocenie PRL-u – według 55 proc. ankietowanych była to okupacja, a zdaniem 45 proc. czas odbudowy – czy w postrzeganiu Lecha Wałęsy – dla 55 proc. osób otrzymanie przez niego Nobla jest powodem do dumy, dla 45 nieporozumieniem.

Wstydzą się przyznać

Jesteśmy podzieleni i manifestujemy to coraz głośniej. Wydaje się, że stoimy po dwóch stronach barykady. "Podziały są polityczne, nie osobiste. Polskie społeczeństwo jest dziś jednym z najbardziej spolaryzowanych w Europie" – pisze w swojej najnowszej książce "Zmierzch demokracji" dziennikarka Anne Applebaum.

Laureatka Nagrody Pulitzera od lat mieszkająca w Polsce opisuje, jak zmieniły się relacje międzyludzkie na przestrzeni lat. Przykładem jest przyjęcie sylwestrowe zorganizowane przez nią i jej męża w 1999 roku.

"Tamta chwila minęła. Dziś prawie dwadzieścia lat później, kiedy widzę na ulicy niektórych ludzi, których gościłam na tamtym sylwestrze, przechodzę na drugą stronę. Oni z kolei nie tylko nie przekroczyliby progu mojego domu, ale wstydzą się przyznać, że w ogóle w nim kiedyś byli. Połowa tych, którzy uczestniczyli w tamtym przyjęciu, nie rozmawia już z drugą połową" – wyjaśnia.

"Kiedyś było więcej środka"


Polaryzacji jest tak wiele, że niewiele wystarczy, aby doszło do awantury. – Osoby, które są na świeczniku prezentują postawy antagonistyczne, a to sprawia, że podobne schematy przenosimy do naszego życia – mówi psycholog Katarzyna Kucewicz.

– Ma na to na pewno wpływ arena polityczna i to, co dzieje się w mediach, to czego słuchamy, to, co czytamy, to, jakie informacje do nas docierają. To wszystko sprawia, że nasze postawy się radykalizują – dodaje nasza rozmówczyni.

Katarzyna Kucewicz podkreśla także, że kiedyś było więcej środka, więcej prób zrozumienia. W społeczeństwach, w których jest więcej tolerancji i otwartości na różnorodność jest też więcej dialogu. Gdy zamykamy się na różnorodność, zaczynamy się kłócić, zaczynamy ze sobą walczyć.
Katarzyna Kucewicz
psycholożka, psychoterapeutka

Jeśli w coś uwierzymy, to chcemy bronić tego za wszelką cenę, żeby nie doprowadzać siebie do dysonansu poznawczego, który działałby na niekorzyść naszej samooceny. Jeśli przyznam, że się pomyliłam, że nie doszacowałam, to w swoim umyśle będę niemądra.

Żeby szukać tego, co nas łączy, trzeba otworzyć się na słuchanie. Mam jednak wrażenie, że ta umiejętność całkowicie zanika. Nie słuchamy, tylko atakujemy.

Wspomniany na początku prof. Henryk Domański także mówi o istotnym wpływie polityki na konflikty w społeczeństwie. "Z badań nad źródłami konfliktów wynika, że to w świadomości społecznej dominuje przekonanie, że tym, co najmocniej konfliktuje ludzi w Polsce, jest władza" – stwierdza w raporcie.

47 proc. Polek i Polaków odpowiadających w 2017 roku na pytania Centrum Badań Opinii Społecznej stwierdziło, że "społeczeństwo polskie jest dzisiaj bardziej podzielone, skonfliktowane niż przed wyborami 2015 roku".

W poprzednich dziesięcioleciach w analizach socjologa "dominowało przekonanie, że podstawowym czynnikiem konfliktów społecznych w Polsce są nierówności ekonomiczne". Ta zmiana, jak wyjaśnia profesor, wydaje się następstwem poprawy stopy życiowej mieszkańców naszego kraju.

To, co dzieli, łączy

Mimo tego, że na przestrzeni lat zwiększa się odsetek osób deklarujących dobre życie, dobrze nie wygląda kwestia zakopywania wojennych toporów. Bywa że próby przełamania lodów pełzną na niczym.

Jesteśmy trochę jak słynni Kargul i Pawlak – nie możemy dojść do porozumienia, brakuje nam dobrej woli, aby zakończyć waśnie. I być może to porównanie byłoby nawet zabawne, gdyby nie to, że w tym, co się dzieje dookoła, próżno dopatrywać się komedii.

Okazuje się jednak, że to, co nas najbardziej dzieli może nas jednocześnie najbardziej łączyć. Te zawiłości wyjaśnia dr Justyna Sarnowska, socjolożka, kierowniczka Katedry Studiów Społecznych na Wydziale Nauk Humanistycznych i Społecznych SWPS w Warszawie.

– To, co nas łączy, to przywiązanie do szeroko rozumianych wartości rodzinnych. Szczęście rodzinne jest istotnym elementem naszego życia i że to się nie zmienia. Z drugiej strony najbardziej dzieli nas definicja tej rodziny, postrzeganie tego, kto ją tworzy – mówi dr Sarnowska.

Nasza rozmówczyni przytacza wyniki badania, które zostało przeprowadzone jeszcze przed pandemią. Respondenci odpowiadali na pytanie, kogo można uznać za rodzinę.

– Małżeństwo z dziećmi uznawane jest przez 99 proc. Osób za rodzinę. Samotnych rodziców w ten sposób postrzega już trochę mniej respondentów, ale dalej powyżej 90 proc. Natomiast osoby pozostające w związku nieformalnym i bez dzieci są uznawane za rodzinę już tylko przez 1/3 osób – wylicza socjolożka.

Wszystko to oczywiście uzależnione jest także od wieku. – Młodzi ludzie są dużo bardziej otwarci. Widoczna jest pewna zmiana pokoleniowa w kontekście norm, postaw i wartości. Młodsze pokolenia są bardziej liberalne w podejściu do życia. Bardzo łączy się to także z edukacją. Im wyższe wykształcenie, tym większa otwartość np. Na różnorodność, a mniejsze przywiązanie do konserwatywnych norm społecznych – dodaje dr Justyna Sarnowska.

Wszystko się zmienia


Choć wyniki wielu badań pokazują różnice między nam, to są też i takie, w których Polki i Polacy mówią o czynnikach, które nas łączą, a raczej łączyły. Klęski, katastrofy, nieszczęścia, wielkie tragedie, zagrożenia, kataklizmy, sytuacje kryzysowe, to najczęściej wymianie w 2013 roku odpowiedzi przez respondentów. Rzeczywiście nie sposób zaprzeczyć, że w trudnych momentach jesteśmy solidarni.

Na kolejnych pozycjach tamtego sondażu znalazły się wiara, religia, katolicyzm. Dziś, czyli osiem lat później, większość z tych rzeczy jest już raczej po stronie tego, co dzieli.

Dowodem na to jest kolejne badanie przeprowadzone przez CBOS. Wyniki pokazują, że nasz stosunek do Kościoła Katolickiego diametralnie się zmienił. Pozytywne zdanie o Kościele ma 41 proc. osób, negatywne blisko 47 proc.

Inaczej postrzegamy też walkę z pandemią koronawirusa. Toczą się zażarte spory nie tylko o to, czy warto się szczepić, czy też nie i czy noszenie maseczek jest słusznym rozwiązaniem. Badanie przeprowadzone dla serwisu ciekaweliczby.pl pokazało, że 17 proc. dorosłych Polaków jest zdania, że epidemia koronawirusa nie istnieje – jest wymysłem polityków, mediów i firm farmaceutycznych.

Więcej nas łączy, niż dzieli

W trudnych, konfliktowych czasach, znajdują się także i tacy, którzy nie chcą tylko narzekają na polsko-polskie spory – pokazują, że można inaczej. "Przejdźmy na TY", to kampania Tyskiego, która pokazuje, że nie trzeba wielkich wysiłków, abyśmy byli sobie mniej obcy.

Tyskie przekonuje, że "więcej nas łączy, niż dzieli", więc nie warto skupiać się na dzielących nas różnicach. Trochę dobrej woli i jednej mały gest, przejście na ty, może skrócić dystans między ludźmi. A to z kolei może sprawić, że poczucie wspólnoty będzie na wyciągnięcie ręki. Marka nie odkryła nieznanego lądu, sięgnęła po to, co autentyczne i tak bardzo nam dziś potrzebne.

Co więcej, Tyskie przekonało też boksera Marcina Najmana i dziennikarza Krzysztofa Stanowskiego – bohaterów głośnego konfliktu – że i ich więcej łączy, niż dzieli. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, gdy w sieci pojawiło się zdjęcie ze wspólnego piwa niegdysiejszych wrogów.

Ostatnio akcja zatoczyła jeszcze szersze kręgi. Marka Tyskie wykupiła przestrzeń reklamową w znanych z odmiennych poglądów politycznych tygodnikach "Newsweek" i "Sieci" i opublikowała w każdym z nich połowę reklamy. Po złączeniu reklam odbiorca widzi całość – dłonie stukające się butelkami z imionami: Paweł i Gaweł. W ten sposób, nawiązując do bajki Aleksandra Fredry, Tyskie chce zwrócić uwagę, że "Więcej nas łączy niż dzieli". Reklamy ukazały się w wydaniach tygodników dostępnych na rynku od poniedziałku 19 kwietnia.

Polak, który nie narzeka, to nie Polak

Według obcokrajowców tym, co na pewno łączy Polki i Polaków jest nasze narodowe narzekanie. To narzekanie warto jednak potraktować z przymrużeniem oka. Owszem, nie jest mitem, ale okazuje się, że nie jest też czymś złym.

– Dużo jest polskiego narzekania, dużo jest stereotypów takich jak ten: Polak, który nie narzeka to nie Polak. W naszej przestrzeni publicznej nie funkcjonuje uśmiech, ale jest to coś, co nazywamy normą szczerości - jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Jeśli jesteś wesoła, to jesteś uśmiechnięta, ale jeśli nie masz dobrego humoru, to nie będziesz się uśmiechała na siłę – mówi dr Justyna Sarnowska.

Nasza rozmówczyni dodaje, że choć lubimy odwiedzać kraje anglosaskie i obserwować uśmiechy na tamtejszych ulicach, to mimo wszystko zastanawiamy się, na ile jest to szczere zachowanie, a na ile przekonanie tych osób, że tak należy. Na szczerość Polek i Polaków zwraca także uwagę nasza druga rozmówczyni.

– Jesteśmy otwarci i mniej sztuczni. W dawnych czasach, kiedy można było podróżować, zawsze po powrocie z innych krajów miałam takie poczucie, że my Polacy nie mamy na sobie masek, jesteśmy szczerzy i otwarci. Nie jesteśmy zazwyczaj wyższościowi w kontakcie – zaznacza Katarzyna Kucewicz.

Internet zaburza rzeczywistość

Kolejnym łączącym nas elementem jest to, że jesteśmy życzliwi. Widać to zwłaszcza dziś, jesteśmy zmęczeni pandemią i ciągłym stresem, ale nie zapominamy o innych.

– W mediach i w interencie widzimy masę podłości, niechęci, ale kiedy wychodzimy na ulicę, kiedy idziemy do lekarza, do sklepu, rozmawiamy z obcymi ludźmi, wtedy okazuje się, że tej wzajemnej życzliwości jest dalej w nas bardzo dużo – podpowiada Katarzyna Kucewicz.

Nasza rozmówczyni mówi także o tym, że potrafimy sobie pomagać choćby po sąsiedzku. Dowodem na to jest także to, ile inicjatyw pomocowych powstało w czasie pandemii – np. wyjdę z twoim psem, kiedy jesteś na kwarantannie. Możemy na siebie liczyć w sytuacjach kryzysu.

Wspólny problemWspólnotowy jest też szacunek do tego, co nas otacza. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest przyroda. Raport z sondażu "Jaka jest Polska" nie pokazuje tylko tych elementów, które mogą prowadzić do kłótni. Pokazuje również to, co uznajemy za wspólne dobro.

"Prawie wszyscy zgadzają się, że smog trzeba 'zwalczać', a nie 'ignorować' (93 proc.), że ekologia to "konieczność" (86 proc.), a nie 'fanaberia', podobnie jak uznają, że ocieplenie to 'nie żarty' i trzeba z tym coś zrobić (80 proc.). W większości społeczeństwa panuje przekonanie, że węgiel to nasz 'problem, a nie duma narodowa' (59 proc.), i aż 83 proc. przyznaje, że zamiast stosowania węgla trzeba się opierać na energii wiatrowej" – czytamy.


Umiłowanie do rytuałów

Pytanie "Co nas łączy?" udało się nam zadać nie tylko ekspertom. Wśród przypadkowych osób spotkanych na ulicach Warszawy powtarzającymi się odpowiedziami były: jesteśmy pracowici, opiekuńczy, rodzinni, gościnni

– W większości domów zastaniesz na stole olbrzymią ilość jedzenia i jeszcze przy wyjściu dostaniesz kawałki ciasta – żartuje Michał, jeden z rozmówców.

– Potrzeba posiadania bliskich, osób, kogoś, na kogo można liczyć, jest bardzo silna. Tak, jak wspominałam, to, co się zmienia, to kształt rodziny i to kogo zaliczmy do społeczności najbliższych osób, ale nie zmienia się potrzeba silnej więzi z innymi ludźmi – komentuje odpowiedzi dr Sarnowska.
Dr Justyna Sarnowska
socjolożka

Mamy dużo rytuałów. Choć niejednokrotnie są one związane z religią, to nawet osoby nie wierzące w Boga ubierają choinkę czy malują pisankę. Byłam zaskoczona, ale pozytywnie, ile osób, których nie identyfikowałabym z praktykami religijnymi wstawiało na Facebooku piękne mazurki.

Dużo jest celebrowania, dużo jest rytuałów przejścia, śluby, pogrzeby, chrzty. I zawsze odbywało się w dość dużej oprawie.

– Miłość do polskich krajobrazów, to też nas łączy. Może poszalałam, ale wydaje mi się, że serio kochamy te nasze góry, morza, Mazury, Warmię i... wszystkie inne regiony – mówi 32-letnia Agata.

I dobrze, że te miejsca mamy i że je lubimy, bo okazuje się też, że w tym codziennym szaleństwie jednak nie zapominamy o życiu prywatnym.

– Polacy zdecydowanie mniej angażują się w życie publiczne niż inne społeczeństwa, natomiast mocno skupiają się na tym, aby zadbać o życie prywatne, bo ono jest dla nas ważne, czas prywatny jest czymś ważnym – podsumowuje kierowniczka Katedry Studiów Społecznych SWPS w Warszawie.

Różnimy się, spieramy i dyskutujemy – każdy ma przecież prawo do swojego zdania – ale wbrew pozorom nie jest z nami aż tak źle. Potrafimy się jednoczyć, wspierać i szanować. Próbujemy zrozumieć drugą osobę nawet, jeśli się z nią nie zgadzamy, a pomagają nam w tym nasze rytuały i tradycja. To właśnie te momenty, te wyjątkowe okazje potrafią łączyć i uwrażliwiać na siebie wzajemnie.

Tęsknimy za chwilami spędzonymi z innymi, bo często to właśnie one dodają nam energii. Są oddechem i istotnym elementem naszego normalnego funkcjonowania. Nawet jeśli do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebujemy, pandemia i związane z nią ograniczenia dotkliwie nam to uzmysłowiły. Piknik, grill, spotkanie przy rodzinnym stole czy ze znajomymi przy piwie, rozmowy, które wtedy toczymy, zbliżają i otwierają nas na siebie.