Real Madryt wypunktował Barcelonę i znów gra o tytuł. To był pokaz siły Królewskich
Real Madryt po raz trzeci z rzędu wygrał El Clasico, w sobotę pokonał 2:1 (2:0) Dumę Katalonii, a bramki strzelali Karim Benzema i Toni Kroos. Dla Dumy Katalonii trafienie zapisał Oscar Mingueza, a w doliczonym czasie gry mógł wyrównać Ilaix Moriba, który trafił w poprzeczkę. Królewscy zostali nowym liderem LaLiga.
Początek meczu przyniósł od razu świetny atak gości i w 7. minucie meczu mogła paść bramka, ale podanie Pedriego nie dotarło do żadnego z piłkarzy Dumy Katalonii. W odpowiedzi Real skontrował rywali, Lucas Vazquez świetnie dograł w pole karne, a tam Karim Benzema kapitalnie, cudownie wykończył akcję, zaskakując Marca-Andre ter Stegena.
Los Blancos zaskoczyli rywala, wykorzystali jego słabość w obronie, by zadać kolejny cios jeszcze przed upływem 30. minuty spotkania. W 28. minucie kapitalnie z wolnego strzelał Toni Kroos, piłka odbiła się jeszcze od Sergino Desta, zmyliła Ter Stegena i było 2:0. Barcelona przyjęła dwa ciosy nim na dobre weszła w mecz, Zidane triumfował i uśmiechał się szeroko.
A goście próbowali zdobyć przed przerwą bramkę kontaktową, ale atakowali chaotycznie, zbytnio polegali na Lionelu Messim, a do tego pozwalali Królewskim zabójczo kontrować. I w 35. minucie mogło być 3:0, ale szybko wypad gospodarzy zakończył się uderzeniem Federico Valverde w słupek barcelońskiej "świątyni".
Do przerwy zostało niewiele, Ousmane Dembele domagał się od arbitra rzutu karnego, Lionel Messi został zablokowany i drużyny poszły na przerwę. Ronald Koeman miał kwadrans, by wymyślić jak opanować grę w środku pola i jak zatrzymać kontry Realu. I oczywiście jak doprowadzić chociaż do remisu, bo wynik był bardzo zły dla Barcy.
W drugiej połowie przede wszystkim w Madrycie lunęło i padało tak, że piłkarze otrzymali gratis solidny prysznic. Real cofnął się, przyjmował ataki i kontrował. Barca z kolei nacierała i dramatycznie szukała gola kontaktowego. W tym celu trener gości wpuścił wreszcie na plac gry Antoine Griezmanna, który dotąd siedział na ławce i oglądał lanie od Realu.
Dwoił się i troił Ousmane Dembele, próbował Lionel Messi, a kluczową akcję wykonał właśnie Griezmann, który zagrał do Jordiego Alby, ten podał do Oscara Minguezy, a defensor miał sporo szczęścia, bo źle trafił w piłkę, ale udało mu się pokonać Thibauta Courtoisa. I od tego momentu zaczęły się w Madrycie wielkie emocje.
Kolejne wypady Realu jeżyły włos na głowie rywali, ale też były nieskuteczne. Junior Vinicius uderzył w słupek, Karim Benzema został zablokowany przed bramką Ter Stegena, a piłkarze Los Blancos aż kręcili głowami. Barca odpowiedziała raz, rajd Jordiego Alby zatrzymał nogą Courtois. Zostało 20 minut do końca, Barca w strugach deszczu ścigała gospodarzy.
Lionel Messi musiał zmienić koszulkę, Ronald Koeman wpuścił do ataku nawet Martina Braithwaite'a, ale Real nie pękał i zmierzał po zwycięstwo. W 84. minucie Martin Braithwaite padł w polu karnym rywali, znów sędzia Jesus Gil Manzano znalazł się w centrum uwagi i znów nie podyktował rzutu karnego dla gości. Wściekł się Ronald Koeman, a sędzia pokazał mu kartkę.
Jeszcze w końcówce za drugą żółtą kartkę wyleciał Casemiro, jeszcze Messi z rzutu wolnego uderzył wprost w ręce bramkarza Królewskich i już tylko minuty dzieliły miejscowych od zwycięstwa. Mógł zapewnić je rajd Marcelo, ale zdążyli dopaść go defensorzy. Jeszcze w poprzeczkę uderzył Ilaix Moriba i wreszcie sędzia zakończył rozgrywany w ulewie pojedynek, Królewscy trzeci raz z rzędu ograli Dumę Katalonii.
Trzy punkty dla Realu oznaczają, że Los Blancos są nowym liderem LaLiga, mają tyle samo punktów co drugie Atletico Madryt - które gra w niedzielę z Betisem Sewilla - oraz jeden więcej od Barcelony. Walka o mistrzostwo Hiszpanii do końca sezonu będzie pasjonująca.