Afera goni aferę, ale tamci jedli ośmiorniczki... Dlaczego wyborców PiS nic nie rusza?

Żaneta Gotowalska
Kiedy ktoś rzuca hasło "afera PiS", trudno jest strzelić, którą ma na myśli. Afer było mnóstwo, a mimo to partia ma się dobrze. Co sprawia, że elektorat PiS zdaje się być niewzruszony poczynaniami rządu?
Konwencja wyborcza PiS w Lublinie Jakub Orzechowski/Agencja Gazeta

Ale ośmiorniczki...

"Rząd PiS zmarnował od miliarda do dwóch na budowę absurdalnego projektu elektrowni w Ostrołęce. I co? Jak się okazuje wedle ich wyborców nic się nie stało. Bo zegarek Nowaka, ośmiorniczki, tort p. Budki. Dewastują i rozkradają kraj, a tym ludziom to nie przeszkadza, bo się dzielą" - napisał na Twitterze adwokat Jakub Wende.

"Pamiętam, jak media grzały nielegalnie nagrane pogaduszki z Sowy, a ośmiorniczki rosły w ustach oburzonym redaktorom. Dziś każda pisowska afera pojawia się i znika, a media nawet zamach na polski ustrój konstytucyjny są w stanie osłaniać narracją o 'sporze prawnym'. Wszystko gra" - wtóruje mu publicysta Przemysław Szubartowicz.
"Akta afer PiS"Maciek Jaźwiecki/Agencja Gazeta
"Ale z drugiej strony tamci wcinali ośmiorniczki" – zauważa ironicznie Radosław Sikorski w odpowiedzi na wpis dziennikarki Dominiki Długosz, która pisze, że to dla niej "jeden z największych skandali tych 6 lat”. "Rozbierają blok, na który wydali miliard. Puścili miliard z dymem(...). Miliard. Nie parę baniek. Miliard". I coś w tym jest. Dwie wieże, afera SKOK czy KNF, 2 miliardy dla TVP i gest Lichockiej, wycinka Puszczy Białowskiej, sprawa ministra Łukasza Szumowskiego, Mariana Banasia, loty marszałka Marka Kuchcińskiego, nagrody, które "po prostu się należały", Daniel Obajtek i "układ wrocławski" – lista afer w rządzie Prawa i Sprawiedliwości zdaje się nie mieć końca. Tak jak afera taśmowa i ośmiorniczki rozsypała rząd Platformy Obywatelskiej, tak wszystkie afery w rządzie PiS zdają się nie robić wrażenia na wyborcach tej partii.

"Na planecie PO by było rozwarstwienie społeczne"

W bardzo ciekawym badaniu dr hab. Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego pt. "Polityczny cynizm Polaków" badani rysują Prawo i Sprawiedliwość jako starszego człowieka z flagą narodową, a PO jako biznesmena z unijną flagą. Autorzy, na podstawie sondażu, licznych wywiadów i badań fokusowych sformułowali tezę, że "Polscy wyborcy dobrze widzą wady i patologiczne zachowania polityków, ale godzą się na nie, jeśli tylko popierana przez nich partia zaspokaja ich dążenia lub interesy".


Co to oznacza? Że PiS robi tak, "kiedy stawia opór wielkomiejskiej, gardzącej społeczeństwem elicie, względnie gwarantuje hojne transfery socjalne".
Czytaj także: "Prześcignęliśmy nawet rosyjską telewizję". Badacz mechanizmów propagandy ocenia "Wiadomości" TVP
Z badania wynika też, że elektorat, który od dawna głosuje na PiS, nie waha określać się "PiS-owcami". Autorzy wskazują, że to jedyny elektorat tak silnie zidentyfikowany z partią. Wstąpiliby nawet do partii, gdyby nie ich zła opinia o polityce jako takiej. To jedyny elektorat aktywnie szukający kontaktu z politykami, chodzący na spotkania z nimi albo z członkami partii.
Konwencja Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w LublinieJakub Orzechowski/Agencja Gazeta
W innym ćwiczeniu badani mieli zestawić ze sobą planetę rządzoną przez PO z planetą PiS, która pokazuje dzielące ich różnice. "Na planecie PO by było rozwarstwienie społeczne… Bogaci by byli dalej bogatymi, a biedni by pracowali. Takie ukryte niewolnictwo".

Alternatywna rzeczywistość w TVP

W lutym 2021 roku Konrad Piasecki w programie "Kawa na ławę" zapytał wiceministra aktywów państwowych Artura Sobonia, jaką "słabość, aferę, nieprawidłowość władzy" pokazało TVP Info przez ostatnich ponad 5 lat. — Bardzo wiele interesujących wątków, np. dotyczących kolektora i tej awarii w Warszawie, którą żyła Polska przez lato — stwierdził wówczas polityk PiS, nawiązując do awarii kolektora przesyłowego w oczyszczalni "Czajka".

Prowadzący zwrócił uwagę, że pytanie dotyczyło obozu rządzącego. Soboń ripostował, że "to też władza" i poprosił o chwilę namysłu. Po kilku minutach stwierdził, że aferą "na najwyższych szczytach władzy", o której donosiło TVP Info, była "afera łapówkarska".

Mowa o medialnych doniesieniach ws. marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, któremu zarzucano przyjmowanie pieniędzy od pacjentów, gdy był ordynatorem jednego ze szczecińskich szpitali. Marszałek zaprzeczał tym doniesieniom, prokuratura nie przedstawiła nikomu w tej sprawie zarzutów.
Protest pod siedzibą gdańskiego oddziału Telewizji PublicznejMichał Ryniak/Agencja Gazeta
— Władzą jest prezydent Warszawy, władzą jest marszałek Senatu. Marszałek Senatu jest jedną z najważniejszych osób w państwie. Niech pan nie żartuje, że to nie są kwestie, które nie interesują Polaków — tłumaczył wówczas Soboń.

Trudno się dziwić Arturowi Soboniowi. TVP jest mistrzem w kreowaniu alternatywnej rzeczywistości. Dla osób, które skupiają się jedynie na przekazie ofiarowanym przez Telewizję Publiczną, wiedza o politycznym świecie może być mocno okrojona.

Czytaj więcej: Tak TVP pokazywało 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej

O tym problemie pisała też w "Wyborczej" Agnieszka Kublik. Odnosząc się do afery dwóch wież Kaczyńskiego można było przeczytać, że o samej aferze „Wiadomości” TVP nie informują. "Opowiadają o niej przekazami PiS. Że 'taśmy Kaczyńskiego ocieplają jego wizerunek'. Że 'nagrania dowodzą uczciwości i kultury prezesa Prawa i Sprawiedliwości'. Że 'nie ma nielegalnych działań PiS i Jarosława Kaczyńskiego'. Że 'Kaczyński jest uczciwą osobą'"itd.

Twardy elektorat a afery

W styczniu 2019 roku politolog dr Anna Materska-Sosnowska w rozmowie w "Onet Rano #WIEM" powiedziała, że "afery nie ruszają twardego elektoratu” oraz, że "liczy się, że w przypadku PiS-u wynosi on około 25 do 30 pkt. proc."

W październiku 2019 roku, już po wyborach parlamentarnych, prof. Rafał Matyja, politolog, historyk, wykładowca Kolegium GAP Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, mówił w rozmowie z "Wyborczą", że "poza rzadkimi przypadkami wyborcy w Polsce nie głosują na podstawie afer, tylko po prostu mają swoje partie".

I dalej: "Te wszystkie motywacje, które poprzednio skłaniały ludzi do głosowania na PiS, są nadal aktualne. Chcieli partii, która skutecznie utrze nosa establishmentowi, czy partii, która, jakby pojawili się jacyś uchodźcy czy inni obcy, to ich pogoni. Do tego 500 plus dało wielu ludziom poczucie ucieczki od stanu, w którym nie ma do pierwszego. Jak się wychodzi z tego stanu, wyborca ma długotrwały powód do szczęścia".

Według sondażu przeprowadzonego przez United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej", w wariancie, gdzie Zjednoczona Prawica jest na jednej liście, wybory wygrałoby PiS, zdobywając 33,3 proc. głosów. W sondażu Instytutu Badań Spraw Publicznych (IBSP) PiS zdobywa 25 proc.

"Ani Miller, ani Tusk nie mieli tak sprawnego narzędzia za czasów swoich rządów"

O te wyniki zapytałam doktora Bartosza Rydlińskiego z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego, politologa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. — Na tle 43,6 proc. głosów, które PiS zdobył w 2019 roku widzimy jednak, że partia Jarosława Kaczyńskiego widocznie straciła za sprawą pandemii i orzeczenia TK ws. prawa do przerywania ciąży. Wiele badań pokazuje, że wyborcy PiS nie stanowią jednolitej grupy, głosują na Zjednoczoną Prawicę z różnych powodów – ocenia Rydliński.

– Nie jest zatem więc tak, że te umowne 30 proc. zamyka oczy na afery PiS, lecz popiera tę partię na zasadzie "mniejszego zła" lub twardej pragmatyki wyborczej bazujące na rachunku osobistych zysków — dodaje.

W jego ocenie "afera taśmowa pokazała ciemną stronę polskiej polityki, w której wpływowi politycy Platformy, uchodzący za eleganckich liberałów, przeklinają, piją alkohol, drwią z przeciętnego Kowalskiego i do tego robią to za nasze podatki". — Żadna ze wspomnianych spraw (liczne afery PiS – red.) nie nosiła aż takiego ładunku emocjonalnego, pomimo tego że w zachodnich demokracjach zakończyłyby się politycznym trzęsieniem ziem — podkreśla.

Politolog zaznacza, że "PiS przez 8 lat opozycji oponowało do perfekcji zarządzie kryzysowe, stało się niezwykle zdyscyplinowaną i profesjonalną partią polityczną".
Bartosz Rydliński
politolog

Zbudowało własne prawicowe media, a po 2015 roku PiS otrzymał możliwość docierania ze swoim "przekazem dnia" do milionów osób za sprawą telewizji publicznej. Jarosław Kaczyński ma zatem sposobność "wytłumaczenia" kryzysów, nadania właśnie narracji dochodzącej do samych granic naszego państwa. Ani Leszek Miller, ani Donald Tusk nie mieli tak sprawnego narzędzia za czasów swoich rządów.

Czytaj także: "Dlaczego w Polsce umiera najwięcej ludzi?!". Tusk uderza w PiS

— Myślę, że PiS najbardziej obawia się kryzysu społeczno-gospodarczego, który uderzyłby w jego bazę wyborczą. W pewnym sensie ma to teraz miejsce za sprawą pandemii. Wieloletnie zapóźnienia w ochronie zdrowia są najbardziej bolesne poza wielkimi miastami, szczególnie na polskiej wsi i w tzw. Polsce powiatowej. To tam obecnie "po cichu" umierają chorzy na COVID-19. Rodziny tych osób nie interesuje to, kto zawinił temu, że nie ma szpitala w okolicy, czy był to Szumowski, czy Arłukowicz. Naturalnie będą winić rząd, co ma też miejsce w innych państwach europejskich — podkreśla dr Rydliński.

W jego ocenie "zapowiedź budowy polskiej wersji państwa dobrobytu, o której mówił Jarosław Kaczyński w kampanii 2019 roku, może stanowić dla PiS główne paliwo polityczne w następnych latach". — O ile obecna pandemia nie wykolei polskiej i europejskiej gospodarki – mówi na koniec.