Przejrzałem wpisy "dziadersów" o lodach Ekipy. Oto dlaczego nie rozumiem ich hejtu

Łukasz Grzegorczyk
Z lodami Friza jest już trochę jak z karpiem przed świętami. Ludzie walczą, by dorwać w sklepie chociaż jedną sztukę. I wielu patrzy na to z zażenowaniem. Powiem wam, dlaczego nie mam nic do tego, że młodzi oszaleli na punkcie lodów popularnych youtuberów.
Na lody Ekipy zapanował w Polsce szał. Niektórzy nie rozumieją, że to kolejna zajawka z tych, które łączą pokolenia. Fot. Facebook / CarrefourKedzierzynKozle
Kiedy o lodach Ekipy zrobiło się głośno, z niektórych internautów wyszło całe "dziaderstwo". Jak można bić się o lody w sklepie? Co jest w nich takiego niezwykłego? Żenadometr eksplodował? Takich pytań przewijają się w sieci setki, jeśli nie tysiące. Mało kto zastanowił się jednak, o co naprawdę w tym chodzi.
Po pierwsze, może niektórzy nie nadążają, ale Friz i cała Ekipa, to w tej chwili idole dzieciaków. Mają milionowe zasięgi na YouTube i zbudowali swego rodzaju imperium, które dla młodych jest pociągające. Nie oceniam – po prostu tworzą taki content, że mają stałą widownię i rzeszę fanów. Lody, które wypuścili na rynek to kolejny dowód, że wiedzą, jak wykorzystać swoje pięć minut sławy. I zarobić jeszcze więcej.


Naprawdę nietrudno było zgadnąć, że wszystko, co Ekipa teraz wypuści na rynek, może stać się dla niej żyłą złota. Dla młodego pokolenia będzie z kolei okazją, by upolować coś związanego z ich idolami. Ok, może walka o lody przy lodówce w sklepie nie wygląda normalnie. Tak samo jak zbieranie po nich papierków. Tylko powiedzmy sobie szczerze: większość z nas zachowywała się tak samo. Nie hejtujcie mnie jeszcze po tym akapicie, ale dajmy się razem przekonać, że raz jest szał na oglądanie jakiegoś serialu, kolejnego dnia może to być kupowanie lodów gwiazd YouTube’a.

Pamiętacie Gumy Turbo? Zaczęło się pod koniec lat 80., więc jeśli jesteście teraz po 30-stce, pewnie doskonale to pamiętacie. Guma była raczej przeciętnej jakości, ale liczył się przede wszystkim obrazek auta lub innego pojazdu, który można było znaleźć w papierku. Z tych zdjęć powstawały kolekcje, które do dzisiaj można kupić w całych pakietach na Allegro.

A zbieranie kartek do segregatorów? Na Twitterze zwróciła na to uwagę Dagmara Pakulska, która też nie była zdziwiona popularnością lodów Ekipy. Od siebie dorzucę jeszcze zbieranie i oglądanie Pokemonów, które wyławialiśmy z paczki chipsów albo rogalików 7 Days. Może nie trzeba było stać po nie w kolejkach, ale narodowy szał był faktem, tak samo, jak wymienianie się swoimi zdobyczami. Na szkolnych korytarzach liczyło się, kto ma w kieszeni Pikachu, a kto Bulbasaura. I dzisiaj też można powiedzieć, że to nienormalne. Ale przecież tak było, nie zmyślam.
No i jeszcze kolekcjonowanie albumów z piłkarzami. Jeśli już ktoś dorwał w kiosku sam album na naklejki – połowa sukcesu. A zapełnianie go, to była droga przez mękę głównie dla… rodziców, którzy kupowali w pakietach vlepki dla swoich pociech. Jak zabrakło ich w jednym kiosku, pewnie często szli do kolejnego. Byle tylko nie wrócić do domu z pustymi rękami.

Patrząc na to, co sami robiliśmy, nie mam nic do tego, że ktoś chce zjeść loda od swoich idoli, których ogląda codziennie w internecie. Zajawki na wszelkiego rodzaju "zbieractwo" łączą pokolenia. To, że ktoś ich nie ogarnia, może oznaczać krótką pamięć. A zamiast hejtować, może po prostu warto spróbować zrozumieć.
Czytaj także: Papierek po lodach "Ekipa" jak kupon na loterii? Licytacje osiągają kosmiczne kwoty