Zwolnienie w wigilię, szacunek w szatni i ekspresowy finał LM. Oto nowy ideał trenera
Thomas Tuchel został zwolniony z Paris Saint-Germain w wigilię Bożego Narodzenia. Dokładnie miesiąc później wszedł do szatni Chelsea Londyn, zyskał sobie szacunek piłkarzy i dźwignął zespół ze środka tabeli Premier League aż do finału Ligi Mistrzów. Ograł przy tym wszystkich największych fachowców świata, stając się wzorem fachowca. Niemiec jako pierwszy w historii zagra o tytuł w LM rok po roku z dwoma innymi klubami.
Ponoć zapłacił cenę za spór z dyrektorem sportowym PSG Leonardo i wypowiedziami, w których skrytykował politykę transferową klubu. Podobnie było w Dortmundzie, gdzie trener nie bał się krytykować władz klubu i musiał odejść skłócony z Michaelem Zorcem. 47-latek, który do wielkiej piłki ruszał z maleńkiego FSV Mainz, ma swoje zasady i od lat trzyma się ich bardzo starannie. Tak też było w wigilię 2020 roku.
Czytaj także: Bezradny Real Madryt nie zagra w finale Ligi Mistrzów. Angielski koszmar stał się faktem
Dokładnie miesiąc później niemiecki szkoleniowiec wszedł po raz pierwszy do szatni Chelsea Londyn. Zaskarbił sobie od razu szacunek piłkarzy i pracowników klubu, dopiero co podpisał umowę, zamienił garnitur na dres i ruszył na trening. Dobę później siedział już na ławce trenerskiej w meczu z Wolverhampton Wanderers. I w debiucie zremisował 0:0 z Wilkami, otwierając znakomitą serię, którą zwieńczył właśnie finał LM.
Po drodze Tuchel udowodnił wszystkim, jak znakomicie potrafi budować zespół i jak wielki potencjał mają The Blues. Gdy przed rokiem grał z Paris Saint-Germain w finale LM, wokół mówiono, że to zasługa Neymara i Kyliana Mbappe, a nie niemieckiego trenera. Pracą u podstaw, motywowaniem piłkarzy oraz klarowaniem im pozycji w zespole, a przede wszystkim taktycznym geniuszem zdobył serca piłkarzy Chelsea. Gwiazdy siedzą na ławce, w drużynie obowiązuje hierarchia, a piłkarze ją akceptują i grają coraz lepiej. Tuchel robi swoje, giganta odbudował raptem w trzy miesiące.
I zaczął wygrywać, awansując z drużyną z ósmej pozycji w Premier League na czwartą (bardzo blisko podium), a także do finału Pucharu Anglii oraz Ligi Mistrzów. Jego zespół znakomicie spisuje się w defensywie, która jest konikiem Niemca. Poprowadził londyńczyków już w 24 meczach we wszystkich rozgrywkach, w 18 The Blues zachowali czyste konto. W fazie pucharowej Ligi Mistrzów ogrywał Atletico Madryt (1:0 i 2:0), rewelacyjne FC Porto (2:0 i 0:1) oraz Real Madryt (1:1 i 2:0).
Jak wyliczyli statystycy, w tym sezonie bił wszystkich największych trenerów świata pracujących w klubach. Zaczęło się od Diego Simeone, a później wyższość Tuchela musieli uznać m.in. Carlo Ancelotti, Juergen Klopp, Josep Guardiola, Jose Mourinho oraz Zinedine Zidane. Zarazem Tuchel został pierwszym menedżerem, który dotarł do finału Ligi Mistrzów w dwóch kolejnych sezonach prowadząc dwa różne kluby. Do pełni szczęścia brakuje tylko triumfów i pucharów.
Na ten w Lidze Mistrzów szansa pojawi się już 29 maja w Stambule, gdy ponownie zmierzy się z Josepem Guardiolą. Na razie w Anglii prowadzi z Hiszpanem - z którym doskonale zna się z czasów Bundesligi i rywalizacji Borussii Dortmund z Bayernem Monachium - bo jego zespół w półfinale Pucharu Anglii ograł Manchester City na Wembley 1:0, niwecząc szansę MC na triumf we wszystkich rozgrywkach w sezonie. Rewanż i zarazem przedsmak finału LM już w najbliższą sobotę na Etihad.