Mazda poszła w minimalizm i oto efekt. Ten elektryk przekona bardzo sprecyzowaną grupę klientów
Łukasz Grzegorczyk
Gdybym miał oceniać ten samochód tylko po maksymalnym zasięgu, to elektryczna Mazda zostałaby gdzieś daleko w tyle. Potem pomyślałem, że w szaleństwie, na jakie zdecydowała się japońska marka, naprawdę jest metoda. MX-30 polubi jednak tylko bardzo konkretna grupa klientów.
Rozwiązania techniczne zaprojektowane z myślą o twoich potrzebach – to jeden ze sloganów, którymi Mazda reklamuje swój pierwszy elektryczny samochód. To stwierdzenie prowokuje, by od razu odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie: czy szukam samochodu, który na jednym ładowaniu przejedzie maksymalnie 200 km?
Ok, to nie jest jakiś imponujący wynik. Powiedziałbym nawet, że to dramatycznie mało, bo ze spokojną głową nie można wyjechać za miasto. Ale czy ktoś powiedział, że każdy elektryk musi być długodystansowcem? Ten samochód zaprojektowano dla osób, które są "uwiązane" w mieście. Ich styl życia to nie robienie tras przez całą Polskę, ale sprawne przemieszczanie się do pracy, na zakupy czy po dzieci do szkoły.
Fot. naTemat
Już na pierwszy rzut oka widać, że MX-30 świetnie wpisuje się w klimat stylowych crossoverów, których jest pełno na polskich ulicach. Czuć tu powiew słynnej stylistyki KODO i na szczęście nikt z Mazdy nie wpadł na pomysł, by z pierwszego elektryka zrobić jakiegoś dziwoląga. Gdyby nie zielone tablice, trudno byłoby poznać, że mamy do czynienia z autem na prąd.
Fot. naTemat
W MX-30 można znaleźć całą listę smaczków, które dopełniają ten ciekawy design. To choćby wystające tylne reflektory czy pochylony słupek C. Nie da się pozbyć wrażenia, że auto jest trzydrzwiowe, ale niech was nie zmyli brak słupka B. Tylne drzwi otwierają się w drugą stronę – podobnie jak w BMW i3. Jedni uznają to za ciekawy bajer, a inni będą kręcić nosem. Będę tu szczery do bólu i powiem wam wprost: do mnie to nie przemawia ze względów praktycznych.
Fot. naTemat
Z przodu MX-30 wygląda trochę jak CX-30. A ogólne wrażenie? Moim zdaniem elektryczna Mazda pozytywnie wyróżnia się w miejskim tłoku.
Fot. naTemat
Dużym atutem tego samochodu jest wnętrze, które zmusiło mnie do poważniejszych przemyśleń. Wyszło na to, że jest… zbyt wygodne. Cały czas mówimy o aucie, które ma służyć w mieście na krótkich dystansach, a ja poczułem się w nim tak komfortowo, że przejechałbym na luzie kilkaset kilometrów.
Fot. naTemat
Co ważne – postawiono na minimalizm. Wyświetlacz przed oczami kierowcy jest czytelny, a dwa ekrany w centralnej części obsługuje się intuicyjnie. Ten umieszczony niżej służy do obsługi klimatyzacji. I o dziwo, nawet bez klasycznych pokręteł można było łatwo sterować nawiewem.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Mazda podeszła do kwestii "eko" bardzo na poważnie, dlatego w środku znalazły się elementy z ekologicznej skóry i drewna korkowego. Mój egzemplarz był wykończony na czarno i brązowo, a w całości wyglądało to bardzo z klasą.
Fot. naTemat
Minus, który wyłapałem, to umiejscowienie konsoli z zestawem przycisków i skrzynią biegów. Nie pasuje mi do całej koncepcji, a już pomysł z półką na dole okazał się wyjątkowo nietrafiony. Sama przestrzeń na drobiazgi jak najbardziej się przyda, ale jest kompletnie nieporęczna. W dodatku umieszczono tam gniazdo USB, do którego za każdym razem trzeba się mocno wychylać. O podpięciu kabla w czasie jazdy nie ma mowy.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Poza tym z przodu naprawdę nie można się do czegoś przyczepić. Co innego z tyłu, gdzie musicie się dostać przez te wspomniane już drzwi otwierane w drugą stronę. To, jak się okazało, wymaga trochę gimnastyki i jest totalnie niepraktyczne. A na ciasnym parkingu to już w ogóle wyczyn, by wydostać się na zewnątrz.
Fot. naTemat
Nie podobało mi się też, że tylna kanapa jest trochę zabunkrowana. Podobne wrażenie miałem, kiedy jeździłem DS-em 3 Crossback E-Tense, ale tutaj dało się to odczuć bardziej. Wszystko przez malutkie okienka w drzwiach, których nawet nie da się otworzyć. Czy to wada? Dla mnie tak, bo wpływa na samopoczucie podróżnych. No i co najbardziej istotne: w MX-30 pasażerowie mają po prostu ciasno. Auto ma ponad 4,4 m długości, a mimo to miejsca jest jak na lekarstwo. Z drugiej strony MX-30 to krótkodystansowiec, więc być może wiele osób przymknie na to oko.
Fot. naTemat
Dość marudzenia. Przez kilka dni byłem kierowcą Mazdy i z tej perspektywy zapamiętałem prawie same przyjemne odczucia. Nie było przyspieszenia wgniatającego w fotel – sprint do setki zajmuje prawie 10 sekund. Jednostka o mocy 145 KM oraz 270 Nm pozwalają się jednak bardzo sprawnie się przemieszczać. A przecież do tego to auto zostało stworzone.
Mazda zaskakująco pewnie zachowuje się w zakrętach. Zawieszenie może jest zbyt twarde, ale na łukach jezdni nie da się wyczuć, że auto nam gdzieś "ucieka". Wpływa na to masa prawie 1,7 t, ale też dość mały, 13-centymetrowy prześwit. Miałem wrażenie, że auto zostało niemal idealnie zestrojone do podróżowania w warunkach miejskich i podmiejskich.
Fot. naTemat
No to teraz najważniejsze dla wielu z was: jak to było z tym zasięgiem? Już zdradziłem, że zapisane w broszurce 200 km to nie bajki, chociaż umówmy się – zawsze trzeba dojechać do ładowarki. Realnie trzeba liczyć, że dzięki akumulatorowi o pojemności 35,5 kWh macie w kieszeni jakieś 170-180 km. Wiele zależy rzecz jasna również od stylu jazdy.
Doceniam, że Japończycy postawili na minimalizm. Wiedzą też, że produkcja i utylizacja tych wielkich baterii jest tak samo szkodliwa dla środowiska, jak kopcące auta spalinowe. Tyle że realny zasięg Mazdy nie pozwala pozbyć się uczucia… jazdy na sznurku. Uciekające w oczach kilometry nieustanie przypominały mi, że MX-30 nie wyjadę nagle poza Warszawę i nie wyruszę spontanicznie nad morze. Ok, pewnie mógłbym to zrobić, ale bez rozplanowania trasy z ładowarkami, szybko zostałbym w szczerym polu czekając na lawetę.
Fot. naTemat
Nie będę się jednak dłużej pastwił nad tym zasięgiem. MX-30 jest mieszczuchem, który nawet w przypadku baterii naładowanej do połowy, pozwoli wam zrobić jakieś 70 km. Liczby są jednak nieubłagane, i jeśli ktoś wybrałby to auto do jazdy na co dzień, powinien od razu zastanowić się nad wallboxem. Poleganie tylko na publicznych stacjach ładowania w tym przypadku może stać się irytujące.
Fot. naTemat
Przyjemnie robi się za to w momencie, kiedy prześledzimy cennik Mazdy. Już w podstawowej wersji za 142 900 zł mamy aż 19 systemów bezpieczeństwa, reflektory LED czy kolorowy wyświetlacz head-up. To naprawdę świetna oferta, bo bazowa opcja pozwala skonfigurować samochód dodatkami z półki premium. Najdroższy wariant "Enso" kosztuje z kolei 156 900 zł.
Fot. naTemat
Po kilku dniach testów MX-30 wzbudza we mnie skrajne emocje. Mazda odważnie postawiła na minimalizm w kwestii wydajności, co jest jednocześnie atutem i słabością tego modelu. Skoro zasięg to tylko 200 km, może lepiej było zbudować mniejsze auto, a nie na siłę rozpychać się na półce crossoverów? To gdybanie, ale jeśli Japończycy tak na serio podeszli do kwestii dbałości o środowisko, MX-30 powinna być mniejsza i lżejsza. Wtedy stałaby się jeszcze bardziej "eko".
Nie mam jednak wątpliwości, że elektryczna Mazda będzie kusić miłośników jazdy na prąd, którym wystarczy ten skromny zasięg.
Zresztą Japończycy przekonują, że przeciętny Europejczyk pokonuje średnio 48 km dziennie. Jeśli ktoś pasuje do tej statystyki, a do tego podróżuje zwykle tylko z jednym pasażerem, to MX-30 być może jest właśnie dla niego.
Fot. naTemat
Mazda MX-30 na plus i minus:
+ Nowoczesna, miejska stylistyka
+ Komfortowe wnętrze
+ Świetne wyposażenie w podstawowej wersji
+ Cena
- Niepraktyczny i trochę zabunkrowany tył auta
- Skromny zasięg stwarza ograniczenia