Kieszonkowy bohater i jednoosobowa linia pomocy. To on wygrał Chelsea Londyn finał LM
Chelsea Londyn nie wygrałaby finału Ligi Mistrzów, gdyby nie on. Być może w tym finale nawet by nie zagrała, ale kieszonkowy bohater N'Golo Kante po raz kolejny pokazał, że jest geniuszem. Nie pamiętacie jego występu w starciu z Manchesterem City? Nic dziwnego, czasem ciężko go nawet zauważyć na boisku. Ale on tam jest i pracuje za trzech. Anglicy po finale nazwali go "jednoosobową linią pomocy". Cóż, po raz kolejny chłopak z Suresnes zadziwił świat.
N’Golo Kante po raz kolejny, tak samo jak po finale rosyjskiego mundialu, znalazł się na ustach piłkarskiego świata. Bohater Ligi Mistrzów nie strzelił kilku bramek, nie imponował dryblingami. Ba, dla przeciętnego kibica nie był nawet widoczny na boisku. I to jest jego geniusz, bo środkowy pomocnik zagrał w sposób, który określa się jako jeden z najlepszych występów w historii finałów LM. 169 cm wzrostu, niespożyta energia, mistrzowska defensywa.
Ty nie będziesz piłkarzem
By zrozumieć, jak wielkiej sztuki dokonał, wróćmy na chwilę do 2011 roku i podparyskiego Suresnes, gdzie filigranowy piłkarz stawiał pierwsze kroki w futbolu pod okiem Polaka, Piotra Wojtyny. N'Golo Kante miał talent, potrafił biegać jak nakręcony, ale nikt nie wróżył mu wielkiej kariery. Ba, nikt nie myślał, że młokos w ogóle trafi do zawodowej piłki. I nikt sobie tego nie wyobrażał. Polski szkoleniowiec wierzył jednak w skromnego chłopaka.
A ten z roku na rok robił postępy i był cierpliwy, bo nawet półamatorskie kluby nie kwapiły się, by go zatrudnić. W 2012 roku, gdy Robert Lewandowski strzelał dla Biało-Czerwonych gola na Euro 2012, US Boulogne wyciągnęło rękę do Kante, który trafił w ten sposób do III ligi. Kolejnym etapem było II-ligowe SM Caen, awans do Ligue 1 i transfer do Leicester City w 2015 roku. Geniusz kosztował 8 milionów euro, Lisy już nigdy w historii tak dobrze nie wydały tak niewielkiej kwoty.
Nowy król Premier League
Już kilka miesięcy później wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, bo N'Golo Kante stał się jedną z największych gwiazd Premier League, a Leicester City sensacyjnie wywalczyło mistrzostwo w 2016 roku. Filigranowy pomocnik trafił do reprezentacji Francji, a latem przeniósł się do Chelsea Londyn. Z The Blues świętował kolejny tytuł, zostając graczem sezonu w Premier League. I dominując nad rywalami w środku pola.
Kumulacja sukcesów i zachwytu całego świata przyszła w 2018 roku podczas mundialu w Rosji. Bez N'Golo Kante nie byłoby złota, kto wie czy Les Bleus dotarliby do finału. W meczu 1/8 finału Francuzi pokonali 4:3 Argentynę, a NG (jak nazywa go selekcjoner Didier Deschamps) po prostu zneutralizował Lionela Messiego. W finale z Chorwacją (4:2) znów grał kapitalnie, z III ligi w sposób niebywały wdrapał się na szczyt.
Oszust karciany i talizman mistrzów świata
A koledzy z kadry układali o nim piosenki (także tą, że oszukuje jak najęty podczas gry w karty) i musieli w Moskwie namawiać, by wziął do rąk Puchar Świata i dał się sfotografować. Piłkarz - skromny, wycofany, "zupełnie normalny" - nigdy nie pcha się do pierwszego szeregu, woli robić swoje i cieszyć się z sukcesów bez blasku fleszy. Najlepiej pokazuje to historia po wygranej w MŚ i wizycie u prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Francuzi zostali przyjęci w pałacu prezydenckim, Macron odznaczył bohaterów, zjadł z nimi obiad i wszystko toczyło się bardzo uroczyście. Po spotkaniu każdy z gwiazdorów ruszał luksusowym samochodem w swoją stronę. A Kante? Poszedł na przystanek, wziął taksówkę i pojechał do domu. Cały on, skromny i momentami wręcz nieśmiały, zarazem geniusz.
– Nie ma drugiego takiego przypadku. N'Golo sam w sobie jest oryginalny, nie pasuje do współczesnych zachowań piłkarzy, nie rozbija się drogimi samochodami, nie nosi ekstrawaganckiej fryzury – mówił o piłkarzu w rozmowie z Interią Piotr Wojtyna, który jest w stałym kontakcie z wychowankiem. Także dlatego, że gwiazdor regularnie odwiedza Suresnes i jest wówczas tym samym chłopakiem z przedmieść Paryża, zarazem wielką gwiazdą futbolu.
Kante pożarł Real Madryt i Manchester City
Finał Ligi Mistrzów w Porto, a w zasadzie decydująca faza rozgrywek, znów były jego popisem. I to na koniec ciężkiego sezonu, gdy tygodniami Frank Lampard w niego nie wierzył i trzymał w rezerwie. Potem były kontuzje i walka o powrót do gry. Aż pojawił się Thomas Tuchel, który dał pomocnikowi zielone światło. Ten zdominował w pojedynkę Real Madryt w półfinałach LM, potem powtórzył to przeciw Man City w finale.
W każdym z tych meczów został wybrany MVP. W starciu z Los Blancos w pojedynkę zdominował Lukę Modricia, Toniego Kroosa oraz Casemiro. Real może żałować, zawodnika chciał kupić Zinedine Zidane, ale The Blues podyktowali cenę zaporową. Francuz mógł tylko żałować i obserwować, jak geniusz niszczy jego marzenia o finale.
W finale z Manchesterem City dominował w sposób niebywały. 11 wygranych pojedynków (najwięcej na murawie), 10 przechwytów (najwięcej na murawie), 4 wygrane pojedynki w powietrzu (najwięcej na murawie, mimo 169 cm wzrostu), 2 kluczowe przechwyty. Faule? Zero. Kante nie musi faulować, on jest po prostu wszędzie.
Trener Claudio Ranieri w Leicester City musiał go prosić, by nie biegał po boisku tak wiele. Tak samo w drużynie narodowej - której jest amuletem i zarazem maskotką - Didier Deschamps. Thomas Tuchel daje mu wolność i patrzy, jak Francuz po prostu dominuje nad rywalami, zespołami pełnymi gwiazd i geniuszy futbolu. Kante jest tylko jeden. I wkrótce znów zobaczymy go w akcji, podczas Euro 2020.