Nie "pierwszy raz" i "utrata dziewictwa", ale "debiut seksualny". Oto dlaczego warto zmienić język

Ola Gersz
Utrata dziewictwa, rozdziewiczenie, pierwszy raz... Te określenia na inicjację seksualną nie tylko trącą już myszką, ale są wykluczające. Dlaczego lepszym określeniem jest "debiut seksualny"? Olga Madej, psycholożka, seksuolożka oraz autorka psycho- i seksedukacyjnego konta @psycholog.seksuolog na Instagramie, tłumaczy, co to właściwie oznacza i dlaczego język ma znaczenie.
Debiut seksualny to określenie, które powoli wypiera "pierwszy raz" i "utratę dziewictwa" Fot. Pexels / Pixabay
"Pierwszy raz" jest passé?

Określenie "pierwszy raz" sugeruje, że coś jest jedno jedyne i już więcej się nie powtórzy. Ale co to w rzeczywistości oznacza? Osoby, których pierwszy stosunek płciowy był przemocowy, nie chcą iść przez całe życie z perspektywą, że ich pierwszy raz był gwałtem. Mają prawo do odbycia "pierwszego" stosunku na własnych zasadach. Pierwszy raz to może być często petting, palcówka, ale niektórzy uważają, że na to określenie zasługuje tylko penetracja pochwy członkiem. "Pierwszy raz" zawęża wiec definicję. A dlaczego powoli odchodzimy od określenia "utrata dziewictwa"?


Dziewictwo to konstrukt zarezerwowany wyłącznie dla kobiet, osób z pochwą, który określa cnotę jako coś ważnego i dobrego, a "utrata dziewictwa" automatycznie wskazuje na jej stratę. Bezpowrotnie tracimy dziewictwo, co ma negatywne konotacje i niesie ze sobą dość dramatyczne, historyczne skojarzenia jak pokładziny i poplamione prześcieradła, które przed wiekami trzeba było wynosić z sypialni po nocy poślubnej.

"Błona dziewicza" była jak dodatek do dziewicy, którą wydaje się za mąż. Kult dziewictwa to bardzo średniowieczny konspekt i czas odejść od takiego pojmowania debiutu seksualnego. To bardzo patriarchalne rozumienie, które kojarzy się z pękaniem błony dziewiczej, bólem, krwią...

Tymczasem błona dziewicza o niczym nie świadczy.

Zupełnie o niczym. Zresztą… nie ma czegoś takiego. Błoną dziewiczą nazywamy hymen, czyli fałd skórny, który przesłania wejście do pochwy. U każdej osoby z pochwą wygląda on inaczej. Są hymeny grube i cienkie, półksiężycowate, strzępiaste, sitowate, zrośnięte… Niektóre dziewczynki rodzą się bez hymenu, a niekiedy jest on tak gruby, że trzeba przerwać go operacyjnie, gdyż uniemożliwia jakąkolwiek formę penetracji.

Hymen można przerwać, co tradycyjnie pojmujemy jako deflorację, czyli "utratę dziewictwa". Może to jednak nastąpić w różnych sytuacjach, np. podczas uprawiania sportu, jak jazda konna, jazda na rowerze czy gimnastyka albo w wyniku masturbacji. Rozdarcie hymenu występuje w mniej niż 1/4 stosunków dopochwowych.

Jeśli nie pierwszy raz ani utrata dziewictwa, to co?

Inicjacja seksualna to bezpieczne określenie, ale w moim odczuciu dość medyczne. Preferuję debiut seksualny, który niesie ze sobą pozytywne skojarzenia. To nie jest coś biologicznego – debiut seksualny odbywa się również w głowie. Debiut to coś, co robimy pierwszy raz, ale na własnych zasadach. Może być udany lub nieudany, zapoczątkować długą i intensywną "karierę" lub nic może już po nim nie nastąpić. Osoby aseksualne też mają debiuty seksualne, lecz dalej nie kontynuują swojej aktywności seksualnej, co też jest ok. Dlaczego debiut seksualny jest bezpieczniejszym określeniem na rozpoczęcie życia seksualnego?

To bardzo inkluzywne określenie, które nie jest seksistowskie, patriarchalne, nie wynika z hetero- i cisnormy. Debiutem seksualnym jest to, co za niego uznajemy. Gdy mówimy o utracie dziewictwa albo pierwszym razie automatycznie włącza się nam heteronorma. Oba te określenia sugerują, że inicjacja dotyczy tylko par heteroseksualnych, które współżyją waginalnie.

A co z osobami nieheteroseksualnymi i wszystkimi, którzy w inny sposób realizują swoją seksualność? Oczywiście będą pary, które zdecydują się na gadżet erotyczny i wtedy można mówić o penetracji, ale będą też takie, które w ogóle nie będą miały takich potrzeb. Mimo to mogą mówić, że przeżyły debiut seksualny i "wkroczyły" w świat seksualności.

Czyli debiut seksualny to dowolna aktywność seksualna?

Debiutem seksualnym niekoniecznie musi być penetracja. Dowolność definicji jest niezwykle ważna. Debiut seksualny jest bardzo podmiotowy – każdy ustala swoje własne reguły. W seksualności mamy prawo do ustanawiania własnych norm postępowania. To nasze wewnętrzne decyzje i żadna komisja nie decyduje kto jest po pierwszym razie, a kto przed.

"Debiut seksualny" to oddanie decyzyjności w nasze własne ręce. Jeśli uważasz na przykład, że twoim debiutem seksualnym była masturbacja, bo czujesz, że było to dla ciebie ważne wydarzenie, po którym nastąpiła jakaś zmiana, to masz do tego prawo. A jeśli czujesz, że masturbacja się dla ciebie nie liczy, to również jest to w porządku.

To dość rewolucyjne i… ożywcze.

Myślę, że tak. Tak długo, jak będziemy mówić o debiucie seksualnym jako o "utracie dziewictwa", tak długo będą narastały wokół niego mity, które powodują ogromne napięcia i stres. Myślę, że jeśli spytamy dziewczyny, kobiety, osoby z pochwą, czy stresowały się "utratą dziewictwa", w większości odpowiedzą twierdząco.

Młode dziewczyny, osoby z pochwą, które masturbują się, ale nie współżyją, boją się, że ginekolog zobaczy przerwany hymen i powie ich rodzicom. Jesteśmy tym straszone. Słyszymy, że pierwszy raz jest bolesny i nic po nim nie będzie już takie samo. Właśnie z takimi przekonaniami, rozpoczynamy swoje życie seksualne – naładowani strachem, niepokojem, bólem i utratą. Czyli warto zmienić język i uczyć nastolatków o debiucie seksualnym?

Nie jestem fanką zmuszania kogokolwiek do żadnych nazw. Warto dać sobie do tego przestrzeń i zastanowić się, czy jest to określenie, które mi pasuje. Będą osoby, które wolą "inicjację seksualną" albo stwierdzą, że "pierwszy raz" nie jest dla nich awersyjny. To wszystko jest ok.

Mam jednak poczucie, że język buduje nasze myślenie i wpływa na naszą rzeczywistość. Jeśli zaczniemy mówić o debiucie seksualnym i przestaniemy pojmować go w kategorii utraty, to wpłynie to na nasze społeczne postrzeganie inicjacji seksualnej. Osoby, które chcą przeżyć swój debiut seksualny, będą czuły, że robią to na własnych zasadach i jest to podmiotowe, a nie przedmiotowe. Nikt nie odbierze im "dziewictwa", "wianuszka" czy "cnoty".
Czytaj także: ONS-y oraz chęć poznania własnej seksualności. Oto 5 książek o seksie