Dramatyczna sytuacja podczas Euro 2020 i jeszcze gorsza reakcja mediów. "Show must go on"

Krzysztof Gaweł
Upadek, interwencja kolegów, służb medycznych, groza na stadionie Parken. Christian Eriksen w sobotę walczył o życie, a cały świat obserwował ten przerażający spektakl na żywo, bez zażenowania i z wielką uwagą. Czy tak powinna wyglądać relacja z tego wydarzenia? Z pewnością nie. Na wysokości zadania stanęli wszyscy wokół duńskiego zawodnika, pomijając media rzecz jasna.
Christian Eriksen w sobotę walczył o życie na murawie Parken, dzięki telewizji obejrzał to cały świat Fot. FRIEDEMANN VOGEL/AFP/East News
Nie tak wyobrażaliśmy sobie finały Euro 2020. Przed rokiem zabrała nam je pandemia, od wielu miesięcy czekaliśmy w niepewności na turniej, który przełożono o rok. Komunikaty, zagrożenia, kolejne fale koronawirusa. Gdy wreszcie wszystko doszło do skutku, gdy Włosi wspaniale zaprezentowali światu początek turnieju, wszystko znów runęło w gruzach. Winy nie ponosi Duńczyk Christian Eriksen, jego przypadek pokazał jednak, w jakiej kondycji są dziś media.

Gdy w 43. minucie piłkarz padł na murawę i zaczęła się akcja ratunkowa, wydawało się, że to może chwilowe zasłabnięcie, jakich wiele zdarzało się i zdarza w trakcie gry. Albo kontuzja, efekt starcia z rywalem. Zaraz byli przy nim koledzy, potem medycy, ratownicy, a za chwilę pół świata. Dopiero przytomna reakcja duńskich piłkarzy sprawiła, że przestano rabować prywatność i pokazywać na żywo niezwykle intymną sytuację dla 29-letniego piłkarza.


Futbol przez ostatnie trzy dekady przywykł do blasku fleszy, do wielkich pieniędzy i sprzedawania prywatności swoich bohaterów za każdą cenę. Coś za coś. Ty nam swoje życie, my tobie miliardy fanów w social mediach, miliony dolarów na koncie i dozgonną miłość kibiców. W sobotę przekroczono jednak pewną granicę, do której dotąd nikt nie śmiał się zbliżyć.

Oto piłkarskie święto zmieniło się w relację na żywo z walki o życie młodego człowieka, który niczego nie był świadomy. Eriksen leżał nieprzytomny, a realizatorzy transmisji na żywo karmili cały świat obrazkami zawodnika, jego zrozpaczonych kolegów, medyków prowadzących reanimację oraz defibrylację. A po chwili także partnerki, która zrozpaczona wbiegła na murawę. Czy tak powinno się relacjonować jedno z największych wydarzeń sportowych świata?

Niestety na wysokości nie stanął nasz nadawca Euro 2020, Telewizja Polska. Realizator nie zdecydował się od razu po zdarzeniu przenieść obraz do studia, oglądaliśmy więc w sobotni wieczór spektakl na żywo, jakiego nie było. Komentatorzy szukali słów, ale szybko się poddali, co w tej sytuacji jest zrozumiałe. A w studiu TVP odbył się żenujący spektakl, łącznie z analizą tego, czy po śmierci piłkarza Euro 2020 dalej będzie rozgrywane.

Nie stanęła na wysokości zadania prowadząca, za co zresztą przeprosiła, ale została wcześniej zlinczowana przez kibiców i środowisko na antenie. Cóż, z pewnością nie była gotowa na wyzwanie, które przed nią stanęło. Nie stanęli na wysokości zadania goście, a rzucający cytatami z Twittera Arkadusz Onyszko kolejny raz przeszedł sam siebie. Chocholi taniec zamiast umiaru, szacunku, delikatności w tej okrutnej sytuacji. Czasem wszak lepiej chwilę pomilczeć, niż powiedzieć jedno słowo za dużo.

Telewizja ciężaru wydarzenia - fakt, niespodziewanego i nieplanowanego, ale jednak wpisanego w sportową rywalizację - nie udźwignęła. Zamiast uszanować dramat zawodnika, jak winno się uczynić, chcemy z bliska oglądać walkę o życie, zaglądać ratownikom przez ramię i emocjonować się najważniejszym pojedynkiem w życiu 29-letniego człowieka. Przecież show musi trwać, a kibica trzeba nakarmić emocjami, prawda? I fake newsami, bo na antenie padło ich wiele, a nikt w zasadzie nie zastanawiał się, czy informacje jakoś filtrować.

Zadziwia mnie to ciągłe przekraczanie granic, łamanie tabu i wchodzenie w czyjeś życie z buciorami. Zadziwia mnie ta niemoc do zwykłych, ludzkich i wyważonych zachowań. Ten brak pokory, umiaru, szacunku do drugiego człowieka. A później publiczne linczowanie i polowanie na czarownice. Po raz kolejny brak pokory, umiaru i szacunku do drugiego człowieka.

Do tego reakcja UEFA, która czekała niecierpliwie na informacje ws. stanu zdrowia piłkarza, by móc nakazać grę i starać się za wszelką cenę dokończyć spotkanie. To, że przed chwilą na zielonej trawie umierał człowiek, nie ma znaczenia. Teraz można spokojnie po niej biegać, bo to znów murawa, a nie kawałek trawnika, który zamortyzował upadek Christiana Eriksena, być może chroniąc go od urazów głowy.

W telewizji fake newsy, szaleństwo i rozważania na temat przyszłości turnieju. W internecie zdjęcia, filmiki, paskudne komentarze, kłamstwa. Polowanie na newsa, śmierć, tragedie i dramaty. Takich właśnie chcemy relacji z Euro 2020? Na szczęście wszystko uratowali piłkarze duńskiej kadry. Osłonili i chronili przyjaciela, ktoś rzucił fińską flagę, by zasłonić widowisko i bronić się przez wścibskimi kamerami i aparatami. Ktoś inny zabrał partnerkę piłkarza, by mogła przeżywać sytuację w intymny sposób.

Bo warto mieć szacunek do drugiego człowieka i zachować umiar, prawda?