Podejdź do tego jak olimpijczyk. Psycholog zdradza sekrety skutecznego oszczędzania
Oszczędzanie to sport. Ta metafora jest celna nie tylko dlatego, że w obu przypadkach nagrodą jest “złoto”. Może dotyczyć również treningu, który zarówno dla sportowca, jak i przyszłego posiadacza zasobnego konta oszczędnościowego, zaczyna się w głowie. O wpływie siły mentalnej na stan naszego portfela rozmawiamy z psychologiem i coachem Dariuszem Wyspiańskim.
Absolutnie nie. Coach inspiruje, pokazuje możliwości, ścieżki, ale całą pracę adept wykonuje samodzielnie.
Pytam, bo obserwując od jakiegoś czasu dyskusje na grupie Wyzwanie Oszczędzanie, dochodzę do wniosku, że niektórych z nas do skutecznego oszczędzania może skłonić tylko cudotwórca. Ciężko tu odnieść sukces.
To dlatego, że to proces, który wymaga dużej samoświadomości, a jej budowanie nie jest łatwe. Musimy dojrzeć do tego, aby w pewnym momencie wziąć większą odpowiedzialność za swoje cele, wizje.
A komu łatwiej będzie do tego dojść: komuś, kto ma dużo pieniędzy, czy komuś, kto ma ich mniej?
W zasadzie kusi, aby użyć tu ulubionej odpowiedzi psychologów: “To zależy”, bo tak naprawdę nie ma związku pomiędzy wysokością dochodu, a zdolnością do oszczędzania.
Wydawać by się mogło, że osobom bogatym oszczędzać jest łatwiej. Problem w tym, że to nie do końca jest kwestia środków, ale pewnych cech osobowości oraz wizji samego siebie.
Utracjusze znajdą się znajdą się zarówno wśród bogaczy, jak i wśród tych, którzy żyją na granicy wypłacalności. To, czy ktoś wpada w spiralę zadłużenia, czy też nie, wynika z braku umiejętności inwestowania i z braku świadomości, że warto to w ogóle robić.
Kłania się też kwestia oczekiwań: jeśli ustalimy je sobie na rozsądnym poziomie, chyba nie powinno być problemu z odłożeniem konkretnej kwoty?
Wizja to swego rodzaju napęd do działania. Z niej wynika cel. Mówi się, że najbardziej motywujące są cele, które ani nie są zbyt łatwe, ani zbyt trudne do osiągnięcia. W kontekście oszczędzania cele muszą też być oczywiście dopasowane do naszych dochodów.
Jaki poziom trudności celu ustalić? Czy lepiej stawiać sobie cele nieco ambitniejsze, bardziej motywujące, czy jednak bezpiecznie łatwe, które na pewno osiągniemy?
To zależy od wagi danego celu. Jeśli jest on związany z realizacją ważnego życiowego zadania, typu kupno mieszkania, to może on być bardziej motywujący. Warto jednak zastanowić się, czy tym celem musi być willa z basenem, czy jednak dwupokojowe mieszkanie. Cel nie może być bowiem odrealniony od naszych obecnych możliwości. Podobnie jak w sporcie: jeśli wkładamy ogromny wysiłek w trening, który nie przynosi żadnych efektów, nasza motywacja do osiągnięcia założonego celu drastycznie spadnie.
Dobry cel powinien mieć dwie cechy: po pierwsze, wywoływać pozytywne emocje, a po drugie, być łatwym do zwizualizowania. Jeśli naszym celem jest mieszkanie, to dobrze jest, za każdym razem, kiedy kolejna kwota zasila ten mój fundusz oszczędnościowy, wyobrażać sobie, że ma ono, na przykład, dwa pokoje pomalowane na takie, a nie inne kolory; że jest położone w konkretnym miejscu i tak dalej. To bardzo wzmacnia. Wizualizacja celu zwiększa motywację, bo pokazuje, że jesteśmy o krok bliżej do jego realizacji.
Dariusz Wyspiański•Fot. materiały prasowe
Oszczędzanie na czarną godzinę wiąże się z potrzebą bezpieczeństwa. Amerykański psycholog, Steven Reiss, wyodrębnił 16 najważniejszych motywatorów, które napędzają nas do działania. Mamy więc na przykład osoby, które bardzo dużą wagę przywiązują do statusu i im będzie stosunkowo łatwo odłożyć pieniądze. Zadowoli ich już sam widok większej liczby zer na koncie, czyli potwierdzenie większego prestiżu.
Ale są też osoby, dla których kluczową motywacją będzie będzie potrzeba bezpieczeństwa. Dla nich istotne jest zbudowanie poduszki finansowej, która pozwoli przetrwać trudne chwile.
Poprawa naszego statusu w oczach innych to silna motywacja. Ale już z naszym podejściem do kwestii “bezpieczeństwa” bywa ostatnio różnie. Bo po co oszczędzać, skoro, jak pokazały ostatnie miesiące, jutra może “nie być”?
To ciekawe, co pani mówi, bo okazuje się, że pandemia wywołała rewizję pewnych poglądów. To co w Polsce było to dość widoczne to fakt, że sporo osób uświadomiło sobie, jak niewielka jest pomoc państwa w kwestiach medycznych. W sytuacji pandemicznej publiczna służba zdrowia niemal stanęła. Pozostała jeszcze pomoc prywatna, ale dostęp do niej kosztuje. W związku z tym, wielu z nas zaczęło myśleć o inwestycjach związanych właśnie z poprawą swojego bezpieczeństwa zdrowotnego.
Załóżmy więc, że motywację do oszczędzania już mamy. Pytanie, jak ją utrzymać? Czy są jakieś ćwiczenia, które pozwolą nam bardziej skupić się na dążeniu do celu?
Tu kłania się praca mentalna ze sportowcami, bo narzędzie w obu tych “dyscyplinach”, czyli w sporcie i oszczędzaniu, bywają podobne. Przebiegnięcie maratonu wymaga opracowania planu treningowego, tak samo jak odłożenie konkretnej kwoty.
Musimy więc przede wszystkim wiedzieć, na co wydajemy pieniądze: co jest naszym wydatkiem stałym, co wydatkiem związanym z finansowaniem naszych zobowiązań finansowych i ile tak naprawdę kosztuje nas życie.
Dopiero po odrobieniu tych lekcji możemy określić nasze realne możliwości. Jeśli tego nie zrobimy, to być może w skali jednego miesiąca odłożymy znaczącą kwotę, ale co z tego, skoro w kolejnym zabraknie nam na życie i będziemy musieli te oszczędności wycofać?
Analogia ze sportem dotyczy długiego czasu realizacji. To się fachowo nazywa “gratyfikacja odroczona”. Dobrym przykładem jest cel w postaci zdobycia medalu olimpijskiego. Aby go osiągnąć niezbędne jest utrzymanie ścisłego reżimu motywacyjnego przez cały okres przygotowań. Wypłaty “nagród” zmniejszają nasze zaangażowanie. Robiąc to popełniamy kardynalny błąd, bo wybijamy nasz “organizm” z trybu dążenia do celu.
Sportowcy to chyba najlepszy przykład “żelaznej” motywacji: muszą dać się przekonać, czasem wbrew logice, że to jedno olimpijskie złoto jest w zasięgu ich rąk, mimo że pretendentów na całym świecie są setki. Jakie jeszcze są ich sekretne sposoby na motywację?
Jednym z sekretów jest wypracowanie odpowiednich nawyków. Mechanizm nawykowy uruchamia się, aby ułatwić naszemu mózgowi pracę. To tak jak z jazdą samochodem: nie zastanawiamy się zbytnio nad włożeniem kluczyka do stacyjki, a prowadząc możemy jednocześnie słuchać radia czy rozmawiać ze współpasażerem.
U sportowców sygnałem do uruchomienia mechanizmu nawykowego może być widok złożonego w kostkę dresu: to znak, że mam się ubrać, wyjść, poćwiczyć. Pełen automatyzm.
Z oszczędzaniem może być podobnie, z tym że tu czynnikiem wyzwalającym będzie kwota, wpływająca co miesiąc na konto, z której odejmujemy część przeznaczoną na oszczędności. Nie musimy za każdym razem zastanawiać się, czy mamy to zrobić, czy nie. Oszczędzanie wchodzi nam w nawyk.
A co jeśli nie mamy oszczędzania we krwi? “U mnie w domu się nie oszczędzało, więc ja też nie umiem” - to częsta wymówka.
Nawyki, oczywiście, można wyrobić sobie również w dorosłym życiu. Wymaga to jednak dużej samoświadomości i pewności co do tego, że nie chcemy już żyć tak, jak wszyscy inni przed nami. Drugi niezbędny element to zapanowanie nad finansami: kontrola wydatków, planowanie, określenie optymalnej kwoty oszczędności. Potem przychodzi czas na określenie celu i jego wymiarowanie, czyli określenie czasu realizacji.
Nie jest to łatwe, ale istnieją pewne cechy osobowościowe, które mogą nam w tym pomóc. Sławny profesor Philip Zimbardo stwierdził, że ludzie różnią się między sobą w tym, jak postrzegają czas. Niektórzy patrzą w przeszłość, wspominają, jak to kiedyś było fajnie. Osoby które żyją przeszłością będą miały więc spory problem z planowaniem przyszłości, bo przecież wszystko co najlepsze już kiedyś było.
Z kolei ci, którzy patrzą w przyszłość i planują, mają naturalne predyspozycje do oszczędzania. Są więc pewne cechy osobowości, które nieco pomagają oszczędzać.
Dlaczego w ogóle trudno nam oszczędzać? Logicznie rzecz biorąc, nic nie powinno nas od tego odwodzić: dzisiaj nie możemy sobie czegoś kupić, ale jedyne co musimy zrobić, to chwilę poczekać aby sytuacja się zmieniła. Dlaczego łatwo powiedzieć, trudniej wytrzymać w tym racjonalnym postanowieniu?
Nasz konsumpcjonistyczne społeczeństwo jest bombardowane przekazami, że wszystko można mieć od ręki, już, teraz. To jest bardzo mylące, bo powoduje, że działania, jakie mamy podjąć w wielu sferach, nie tylko w kwestii oszczędzania związane z wysiłkiem, odstraszają.
Druga rzecz, też wpisana kulturowo, to lęk przed porażką. W nasz społeczny kod genetyczny wpisało się przekonanie, że w każdej sferze życia należy odnosić sukcesy. W momencie kiedy podejmujemy jakieś działanie i na horyzoncie pojawia się problem, zjawia się również lęk przed podejmowaniem decyzji, które potencjalnie mogłyby doprowadzić do porażki. Dochodzimy więc do wniosku, że lepiej nie robić nic, bo wtedy ryzyko popełnienia błędu spada do zera.
Pamiętajmy też, że w Polsce bardzo długo nie opłacało się oszczędzać. A to zaborca zabierał, a to inflacja, a to wybuchła wojna - to też może leżeć u podstaw przekonania, że nie opłaca się gromadzić pieniędzy.
Powiedzmy, że udało nam się co nieco zaoszczędzić. Szło nawet bardzo dobrze dopóki… przestało. Złamaliśmy się, wyczyściliśmy konto oszczędnościowe. Jak poradzić sobie z takim kacem moralnym i jak potem wrócić na właściwą drogę?
Trzeba podejść do tego racjonalnie. Jest to jakaś porażka - owszem. Trzeba będzie zmienić strategię, uelastycznić nasze podejście. Sporo zależy też od tego, na co te pieniądze wydaliśmy: jeśli to była znacząca okazja, no to trudno, proces oszczędzania nam się wydłuży, ale działamy dalej.
Gorzej, jeśli jest to zachowanie notoryczne: oszczędzamy trzy miesiące, a potem coś nam z konta ucieka. Wtedy warto zadać sobie pytanie, czy cel który sobie postawiliśmy, jest dla nas naprawde interesujący. Czy on faktycznie wynika z mojej wewnętrznej struktury, z moich potrzeb? Czy jest to cel, który mnie autentycznie motywuje? Warto poddać tę kwestię w wątpliwość.
Zakończmy powrotem do analogi sportowych: czy oszczędzanie zawsze musi być maratonem? Może jest coś mniej wysiłkowego, taki brydż dla oszczędzających? Warcaby?
Takim pomysłem mogą być mikrooszczędności, czyli założenie, że bede odkładał małe kwoty i raz do roku przeznaczał je na coś fajnego. To początek edukacji, ale uzbieranie kilkuset złotych może nas zmotywować do stawiania sobie ambitniejszych celów.
Dariusz Wyspiański to certyfikowany coach, trener biznesu, promotor pozytywnej psychoterapii. Menadżer z 25-letnim stażem, współpracownik naukowo-dydaktyczny wyższych uczelni, współautor trzech książek i wielu artykułów naukowych. W banku Credit Agricole pracuje od 2005 r. W swojej codziennej pracy wspiera pracowników w rozwoju osobistym.
Artykuł powstał we współpracy z bankiem Credit Agricole.