"O prawa kobiet walczę dla niej". Ojcowie opowiadają, jak córki zniszczyły w nich troglodytę

Katarzyna Bednarczykówna
Kiedy urodziła się Oktawia, miał dwadzieścia dziewięć lat i pogrzebane wyobrażenie, że wychowa syna. Jeszcze przed urodzinami, gdy USG zmieniło Januszowi wyobraźnię, długo chodził i myślał: – Jak obsługiwać dziewczynkę?
Ojcowie opowiadają, jak córki nauczyły ich wrażliwości fot. Caroline Hernandez/ Unsplash
Myślenie skończyło się na porodówce, w momencie, gdy dostał nożyczki do przecięcia pępowiny. Najpierw płakał, później płakał, później Oktawia leżała na brzuchu, a on płakał dalej. I pamięta jeszcze jak przez mgłę, gdy żonę zszywali, a on wziął małą na ręce i wyszedł na korytarz, i opowiadał jej, wciąż rycząc, kim dla niej będzie. Siedem lat później sytuację ma przemyślaną dobrze: – Gdy widzisz córkę, kończy się filozofowanie. Od tego momentu zachowujesz się jak żołnierz na wojnie.

Widzę Jagodę, spinam poślady, jedziemy z tematem!

Marcin lepiej dogadywał się z dziewczynami. W liceum słyszał od koleżanek, że ma w sobie "dużo z kobiety", że umie słuchać, że ma empatię. Dumny był z tego i na przekór twardym, męskim stereotypom, marzył o córce. Dokładnie o całej gromadce córek (i jak przekonuje, jego żona jest z tym okej).


Gdy USG potwierdziło Marcinowi marzenia, chodził i myślał. – Czy ja się nadaję? A może będzie jak u ziomków w Norwegii, gdzie im dziecko robi piekło, bo ma problem z ogarnianiem emocji, rzuca żarciem po kuchni, a oni z anielską cierpliwością "o, posprzątamy; o, nie denerwuj się"? Czy ja będę w stanie?

– I co, dogadujecie się? – pytam 3 lata po narodzinach Jagody. – Zaskakująco dobrze! – cieszy się. – Można powiedzieć, że poród był dla mnie emocjonalnym ciosem pozytywnym. Moja Ola mówi, że jeśli jeszcze raz usłyszy ode mnie sformułowanie "cud narodzin", to będzie walka. Ale dla mnie to był cud narodzin. Trafiony – zatopiony. Widzę Jagodę, spinam poślady, jedziemy z tematem!
Czytaj także: Bo "liczy się ziemia za paznokciami". Dlaczego 30-latkowie z Warszawy robią kurs na rolnika
Krzysztof: – Chciałem zostać ojcem, ale to nie znaczy, że mając 33 lata czułem się gotowy i dojrzały, o nie. Wyszło spontanicznie. I uznaliśmy, że skoro się wydarzyło, to tak być musi. Ja w ogóle myślę, że im mniej się planuje, tym lepiej.

Jemu USG nie wywróciło życia do góry nogami. Perspektywa narodzin córki przez 9 miesięcy nieszczególnie wpływała na codzienność. On nie z tych, co potrafią przeżywać na zewnątrz, co robią remonty domu, skręcają łóżeczka. Nie z tych, co chodzą do szkoły rodzenia, jeżdżą do McDonald's w środku nocy i przychodzą co drugi dzień z kwiatami. – Starałem się nie zwariować.

Gdy miałem ochotę spotkać się z przyjaciółmi, wyjechać na narty bez partnerki, bo nie mogła – spotykałem się, wyjeżdżałem. Czasem to była kość niezgody między nami, cóż. Tak czułem, tak robiłem. Z drugiej strony nie byłem palantem. Może się trochę bałem, cykałem o dziecko, stąd zachowawczość. Nie umiem i nie lubię epatować swoimi emocjami.

Na porodówce czekał obok łóżka, za ścianką. Nie trzymał partnerki za rękę, nie patrzył. Uznali, że nieciekawy widok zostanie w głowie i może źle wpłynąć na ich relację. – A gdy już zobaczyłem Nel fizycznie, zmieniło się wszystko. Te priorytety faceta po 30 są różne: czasem ckliwe, czasem hedonistyczne, bardzo egoistyczne. Małe bejbe stawia to na głowie. Nagle pozbyłem się całego bagażu pytań: po co pracuję, po co zapieprzam, po co mi ten cały sukces.

Nikt nie śpi, wszyscy obrzygani

Janusz: – Aczkolwiek to jest wszystko trudne. Dziecko jest trudne. Na początku ma dwa stany: płacze albo nie płacze. Moja córka miała wyjątkowo ciężkie pierwsze lata. Ma zaburzenia sensoryczne, bardzo dużo płakała. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić: ona płakała, ja brałem ją pod pachę z przedszkola i tak z nią szedłem do domu. Na szczęście odkąd zaczęła mówić, jest dużo lepiej, możemy sobie pewne rzeczy przetłumaczyć. Uczę się jej.
Czytaj także: Polski luksus na kreskę. Trzydziestolatkowie opowiadają, przez jakie potrzeby muszą się zadłużać
Krzysztof: – Bałem się, żeby nie połamać Nel nóg i rąk, gdy zmieniałem pieluchę. To jest takie małe, takie nieogarnięte na początku. A później pierwszy uśmiech robi robotę, piesze słowo, pierwsze przewrócenie na bok, raczkowanie, chodzenie. Pamiętam główne przełomy: pierwszych trzech miesięcy (największy hardcore), trzech lat (małe ale już kumate, pogadasz, wytłumaczysz jej świat) i gdy skończyła siedem lat, gdy poszła do szkoły. Przestała rozwijać się już tylko ze mną i moją partnerką.
Marcin
tata Jagody

"Nie ma instrukcji. Trzeba przez to przejść, jak przez zaprawę wojskową. Pamiętam, gdy jeszcze dziewczyny były w szpitalu, oglądałem na You Tube filmik „jak wykąpać dwutygodniowe dziecko”. Babka wymieniała dwanaście przedmiotów, które trzeba wcześniej naszykować. Przy ósmym się załamałem i poryczałem, bo stwierdziłem, że ją utopię: skoro nawet dwunastu przedmiotów nie jestem w stanie zapamiętać."

Na początku jest orka, nikt nie śpi, wszyscy obrzygani. Morale w drużynie nie są fenomenalne. Ale po trzech miesiącach okazuje się, że cztery godziny snu są bardzo satysfakcjonujące.

To chłopcy powinni częściej bawić się lalkami

Janusz: – Odkąd zostałem ojcem córki, rozumienie świata kobiet zmieniło się totalnie. Wcześniej nie dostrzegałem masy drobiazgów, które kształtują dziewczynkę. Na przykład tego, jak są podzielone zabawki w sklepie: półki dla dziewczynek, półki dla chłopców.

Okej, niby wiesz, że tak jest i że jest to głupie, ale nie widzisz sprawy przejrzyście. Nie widzisz nierówności w traktowaniu dziewczynek i chłopców od dziecka. Na przykład na 11 listopada w przedszkolu Oktawii robili kolorowanki: chłopcom dano ułanów, dziewczynkom kotyliony. Głupota. Ale przez takie pierdoły, gdy masz córkę, widzisz, jak ten świat jest w wielu miejscach nierówny, rozdarty.

Dziewczynkom mówi się na placu zabaw: nie biegaj, nie podskakuj, nie krzycz, bądź spokojna. A chłopcy mogą wszystko: biegnie taki, drze japę, wpakuje się na trawnik, zdepcze kwiatki. I nic. Mama z tatą stoją i w dupie mają. Dla chłopca od dziecka cały świat stoi otworem. Od dziecka dostaje sygnały, że wolno mu wszystko. Weźmy temat samego poziomu głosu: chłopcy drą się na cały regulator, dziewczynce od razu zwróci się uwagę, żeby nie przeszkadzała innym. Chłopców od początku uczy się, że granice są dla słabszych.
Janusz
tata Oktawii

"Mam wrażenie, że czasem równouprawnienie postrzegamy krzywo. Bo moim zdaniem, to nie dziewczynki powinny zacząć drzeć japę na placu zabaw, tylko chłopcy japę zamknąć. Wtedy wszyscy, nie tylko dziewczynki, od początku uczyliby się normalnego życia w społeczeństwie. Podobnie myślę o zabawkach. Swego czasu to był mój duży dylemat: kwestia różowości i poruszania się w obszarze mocnego stereotypu. Myślałem: kupię córce samochodzik, żeby nie tylko ciągle te lalki i lalki."

A później zastanowiłem się: co złego jest w lalkach, w różowym? I pomyślałem, że może to jest odwrócony seksizm. Że postrzegam zabawki dla dziewczynek jak coś gorszego, dlatego na siłę chcę Oktawii wybierać inne. I zrozumiałem, że to powinno być odwrotnie: to chłopcy powinni częściej bawić się lalkami, a nie dziewczynki rzadziej. Żeby nauczyć się empatii, bo to coś dobrego. Powinniśmy stawiać kobiecość na piedestale, bo jest lepsza. Ją i wszelkie zabawy, które pomagają się jej rozwijać, powinno się promować. Niezależnie od płci. Wydaje mi się, że jak do tej pory, to najciekawsza myśl mojego ojcostwa.

Marcin: – Mnie żona z córką naprostowały. Byłem trochę troglodytą. Miałem silnie wpojone stereotypy, że dziewczynki bawią się lalkami, chłopcy samochodami. Że dziewczynka ma różowy pokój, a chłopiec niebieski. Wziąłem to z domu rodzinnego: tata mi pokazywał, jak wyjąć wiertło, siostrze nie. Zdałem sobie sprawę, jakie to krzywdzące. Dlaczego ja mam czegoś pozbawiać córkę? Gdy jaram się nowym zestawami śrubokrętów, Jagoda przybiega, bo kocha ze mną majsterkować. Leci po swój młotek, bierze śrubkę, bierze kołek.
Czytaj także: Wracają do rodziców i mówią: "coś mi wessało najlepszy etap życia”. Oto pokolenie bumerangów
Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że moja córka ma się w określony sposób zachowywać, bo dziewczynki to coś tam mogą, a coś tam nie. Jedyny stereotypowy podział, który istnieje w naszym domu, to ten wynikający z ograniczeń fizycznych. Nikt nie będzie udawał, że Ola jest ode mnie silniejsza, to nie ona będzie wnosić szafę na piętro. Ale gdy Jagoda bawi się w kuchnię, w domek dla lalek, to nie bawi się w mamę, tylko w rodziców.

Są różnice w sposobie podejścia do Jagi między mną a moją żoną, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Ja uważam, że powinna się kiedyś wywalić i trzasnąć o coś łbem, żeby się ochronić na przyszłość. Moja żona uważa, że Jaga jest mała, głupia i nie powinna. Ale to nie jest dyskusja płciowa, czy dziewczynka powinna, czy nie, tylko czy sobie dziecko zrobi krzywdę. Z młodym, który niedługo się urodzi, będzie tak samo.

Mała kobietka zmusza mnie do wrażliwości

Krzysztof: – Byłem wychowywany przez konserwatywnego ojca. Lata 80., stereotypowo męski chów: więcej zakazów, niż pozwoleń, krótka smycz, niebyt dużo ciepła. Mama była miękkim buforem, tata był twardzielem, którego być może grał, być może nie. Dziś jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale kiedyś miałem pod górkę. Parę razy dostałem po tyłku. Nel nigdy nie uderzyłem.

Ona miała bardzo duży wpływ na rozwój mojej empatii, troskliwości. Nie wiem, czy umiem o tym dobrze opowiedzieć, ale obcowanie z małą kobietką zmusiło mnie do wejścia w temat zrozumienia wrażliwości dziewczynek. Ja kompletnie nie miałem o tym pojęcia. Zero. Z mojego dzieciństwa też żadnych wzorców, bo miałem brata, sami koledzy.
Krzysztof
tata Nel

"Nel mnie zmiękczyła. Musiałem się nauczyć opowiadać bajki, wszedłem w zasady różowych ciuszków, kucyków Pony, lalek Barbie, Apple Pie, Rainbow Dash, jednorożce. Przeczytałem jej setki opowieści, teraz uczę się na nowo podstaw polskiego i matematyki. Otoczenie dziewczynki wymaga od faceta, żeby wszedł w nie totalnie, poznał je solidnie. Bo jeśli nie pozna, nie będzie miał kontaktu z córką. Więc wchodzę w swoją rolę, przebieram się, tańczę, staram, jak mogę."

Janusz: – Odkąd mam córkę staram się bardziej słuchać, mniej mówić. Nie tak jak mężczyźni mają w naturze: najpierw powiedzieć swoje, później wyciągnąć wnioski. Dzięki córce stałem się bardziej lewicowy. Wcześniej też byłem skręcony w lewo, ale doświadczenie prób zrozumienia świata małej kobiety, jeszcze bardziej uwrażliwiło mnie na grupy wykluczone: nie tylko kobiety, ale np. osoby transpłciowe. I zacząłem używać feminatywów. Zanim urodziła się Oktawia, były dla mnie dziwne jakieś, wymuszone. Teraz bez problemu wymawiam niełatwe słowo "architektka". A kiedy Oktawia coś wypatrzyła, powiedziałem naturalnie, że jest niezłą szpieżką.

Marcin: – Z moim ojcem zakładaliśmy bezpieczną zasadę: jeśli mnie coś nie rusza to znaczy, że nie ruszy nikogo. Po urodzeniu Jagody zasada zmieniła się mocno. Zamiast obstawiać tępo przy swoim, wczuwam się, co tam słychać po drugiej stronie. Chyba dlatego, że Jaga robi tak głupie rzeczy, że musiałem się uwrażliwić na to, co się w tym małym łbie dzieje. Wybić na wyżyny cierpliwości. To ćwiczenie mnie rozwinęło ogólnie, też w innych relacjach.

O prawa kobiet walczę dla córki

Marcin: – Równouprawnienie. To znowu wylazł ze mnie troglodyta. Myślałem sobie: możecie kobiety jeździć samochodem, głosować, pracować, wszystko możecie. Co jeszcze! Kiedy już pojawiła się Jagoda, zacząłem analizować sprawę od nowa. Pomyślałem: halo halo, ja tu się staram wszystko robić dla jej dobra, więc chciałbym, żeby miała spoko życie, gdy dorośnie. Gdy myślę, że za kilkanaście lat brak równouprawnienia będzie dotyczył jej bezpośrednio, zaczynam rozumieć, ile problemów kobiet bagatelizowałem.
Janusz
tata Oktawii

Oktawia wie, że niezgoda jest podstawowym stanem i to ona jest szefową swojego życia. Wie, że wszystko, co inni mówią, niezależnie od tego, czy mówi rodzic, nauczyciel, kolega, powinna kwestionować, przepuszczać przez sito myśli własnych i mądrzejszych osób.

Krzysztof: – Zdaję sobie sprawę, że walczę o prawa dla mojej córki. Zawsze byłem feministą, wpływ dziecka tylko ugruntował feminizm w mojej głowie. Nel chodzi z nami na manifestacje strajku kobiet. Rozumienie u mojego dziecka tematu praw kobiet i mniejszości jest o kosmos szybsze i lepsze, niż moje, gdy miałem 10 lat. Nic nie wiedziałem, rodzice ze mną nie rozmawiali. Gdy Nel będzie pełnoletnia i uzna, że potrzebuje aborcji, gdy poprosi mnie o wsparcie, ja jej pomogę.

Mamy swój styl, mamy swój przelot

Janusz: – Różnica płci nie jest ważna. Ważne są wspólne zainteresowania. My hodujemy mrówki.
Czytaj także: Osiem godzin męki na prochach zapijanych energetykiem. Chcę mieć urlop menstruacyjny
Marcin: – Często powtarzam Jagodzie, gdy robimy coś razem, że jesteśmy drużyną: córka i tata. Ona się cieszy. Pamiętam, gdy w liceum jeszcze mieliśmy dyskusje, który team jest najlepszy: dwoje rodzeństwa i rodzice; mama z synem; mama z córką; tata z synem czy tata z córką. Ustaliliśmy, że drużyna ojciec i córka jest najbardziej specyficzna, nieoczywista, w niej można się najwięcej o sobie dowiedzieć. Uważam, że z córką jest zajebiście.

Krzysztof: – Mamy swój styl. Swój przelot. Nie zawsze jest ekstra, wiele rzeczy zostaje między kobietami. Mama zawsze pogada na zasadzie przytulasków, tacie nie mówi się wszystkiego. Ale wyrobiliśmy sobie swój wspólny język. Razem chodzimy na basen, jeździmy na rowerach, chodzimy na treningi. I to nie jest historia "mam takie super zdolne dziecko". Dla mnie jest ważne, że mam córkę, po prostu. Muszę dać z siebie wszystko. Ona pomaga mi nie upaść. Dla niej mi się chce.