Ceny nad Bałtykiem są po prostu "rynkowe". Mielno chce odczarować wakacje nad polskim morzem
Dyskusja o cenach nad polskim wybrzeżem trwa od dawna. Wielu Polaków narzeka, że wakacje nad Bałtykiem do najtańszych nie należą. Mielno postanowiło walczyć z czarnym PR-em mówiąc, że drożyzna nad polskim morzem to mit, który ma tylko zaszkodzić tutejszym przedsiębiorcom. Liczby jednak mówią swoje.
Ile kosztuje ryba nad Bałtykiem?
Niedawno temperaturę rozmów podgrzały tzw. "paragony grozy", którymi internauci zaczęli dzielić się w mediach społecznościowych. Opiewające czasem na kilkaset (!) złotych rachunki, wzbudziły powszechny szok i złość. Teraz głos postanowili zabrać sami Pomorzanie.– To są mity. W zeszłym roku pojawiła się wręcz fala fakenewsów o sinicach, o mięsożernych bakteriach czy o drożyźnie w gastronomii – mówiła w rozmowie z GW rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Mielnie Mirosława Diwyk-Koza.
Nad Bałtykiem jest drogo
Liczby mówią jednak same za siebie. Ceny nad Bałtykiem są wyższe niż rok temu. Dlaczego? Powodów jest kilka. Przede wszystkim przedsiębiorcy próbują jakoś odbić się po pandemii koronawirusa, która przyniosła olbrzymie straty. Poza tym obiecywana pomoc od rządu dla wielu nigdy nie nadeszła.– Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że mamy pięcioprocentową inflację. Inflacja rośnie w wyniku działań rządu. Jeśli więc chodzi o podwyżki cen w gastronomii, piłeczka jest po stronie rządu – mówił w rozmowie z GW Sławomir Grzyb.
Pracodawcy muszą też jakoś przyciągnąć pracowników. A tych jest jak na lekarstwo. Stąd wyższe płace i ceny.
Czytaj także: Nad Bałtykiem padnie rekord. Hotelarz z Jastarni: Podniosłem ceny noclegów o 100 zł, a i tak mam komplet