Partia Kaczyńskiego jak grupa kiboli? Prof. Majcherek pokazuje, gdzie zaprowadził nas PiS [FELIETON]
Każdy osiedlowy osiłek, więzienny herszt, subkulturowy przywódca napawa się swoją pozycją zajmowaną w tym mikroświecie, w jakim zamknięta jest jego aktywność i moc. Często wyobraża sobie, że jego siła i władza rozciągają się także na świat zewnętrzny, który zna słabo i niezbyt rozumie.
To przypadek Polski, którą rządzący politycy są poza nią lekceważeni, ignorowani, pomijani, trzymani na dystans. Ubiegłotygodniowe dreptanie Andrzeja Dudy, wybrańca 10 milionów Polaków i idola propisowskich mediów, za prezydentem Bidenem, odmowa spotkania kanclerz Merkel z Morawieckim w 30-lecie polsko-niemieckiego traktatu, brak chętnych, poza Orbanem, do rozmów z Kaczyńskim, a także utyskiwania ministra spraw zagranicznych, że zachodni przywódcy z Polską się nie konsultują, to świadectwa pozycji polskich wodzów i bonzów w światowej i europejskiej hierarchii.
Taki jest rezultat osławionego "wstawania z kolan", mającego rzekomo podnieść Polskę z zależności od możniejszych tego świata, pokornej pozycji poklepywanego dobrodusznie po plecach petenta i słabeusza, zapewniając krajowi i jego obywatelom miejsce im należne. Skończyło się na miejscu w kącie, w oślej ławce, w ostatnim rzędzie, w bocznej nawie. Praktycznie we wszystkich rankingach, mierzących pozycję różnych państw świata czy Europy, Polska odnotowała w ostatnich latach spadek, w niektórych drastyczny.
Ale podobnie jak w przypadku kibolskiej grupy, osiedlowej bandy czy fanatycznej sekty, uczestnicy nie zdają sobie sprawy, że poza nią są uważani za prymitywów, głupków, prostaków, pomyleńców, oszołomów. W Muzeum II Wojny Światowej, po przejęciu go przez PiS, umieszczono napis „Świat byłby lepszy, gdyby ludzie z innych krajów byli bardziej podobni do Polaków”, co miało rzekomo wynikać z badań samooceny tychże.
Nic nie wiadomo, aby tę opinię przedstawiono jakiemuś innemu społeczeństwu – i dobrze, bo być może niejeden z cudzoziemców umarłby ze śmiechu. Wyobraźmy sobie, że Niemców, Holendrów czy Czechów ktoś zapytałby: „czy zgadzasz się, że świat byłby lepszy, gdyby wszyscy naśladowali Polaków?”. Stereotyp pijaków, złodziei samochodów, cwaniaków i prymitywów zaczadzonych religijnym fanatyzmem być może i jest krzywdzący, ale wzięty nie z sufitu.
W istocie w badaniu CBOS z 2016 r. 44 proc. badanych Polaków stwierdziło, że mają więcej wartościowych cech niż inne narody (36 proc. nie akceptowało tej tezy). To i tak dość żenujący przejaw narodowej megalomanii i zaściankowego ograniczenia horyzontów. Ciekawe jak wielu obcokrajowców podziela tę opinię o wyjątkowości i szczególnych przymiotach Polaków.
Różne subkultury mają swoje własne reguły, normy i wzorce zachowań, których respektowanie nadaje sens przynależności i lojalności. Dotyczy to zarówno mafii, jak sekt religijnych czy grup środowiskowych. Herszt osiedlowej bandy, mafijny boss czy religijny guru może być poza własną grupą postrzegany jako groźny, ale nie jako szanowany. Putin, Erdogan czy nawet Kaczyński mogą być uważani za niebezpiecznych, ale nie za budzących respekt.
Polska znalazła się na marginesie światowej i europejskiej polityki, a jej przywódcy są lekceważeni, pomijani i ignorowani, ponieważ zachowują się w sposób nieakceptowalny z punktu widzenia wartości, norm i reguł obowiązujących w świecie i Europie. Niestety, przy aprobacie znacznej części polskiego społeczeństwa, łykającego propagandowe brednie o wstawaniu z kolan i rosnącej pozycji Polski pod rządami nacjonalistyczno-klerykalnych fanatyków.