Mizeria polska (ze smażoną mortadelą). Większość z nas je to samo – i to nie jest jedzenie "z insta"
Polski obiad jest jak żywienie w polskim szpitalu. Nie za ładny, nie za drogi, ale polski. Na przekór temu, co widać z baniek Instagrama i dużych miast, na naszych talerzach na co dzień wciąż lądują raczej mielone niż makarony, o sałatkach i rybach nie wspominając. Na facebookowych "obiadówkach" kilka tysięcy osób dziennie publikuje zdjęcia swoich posiłków.
Poza tym mikroinfluencerzy — podobni do nas, tyle że jak gdyby trochę fajniejsi, a przede wszystkim częściej wrzucający zdjęcia i piszący dłuższe opisy. Wreszcie są nasi przyjaciele, znajomi, ludzie z pracy.
Wszystkie te grupy łączy jedno. Od czasu do czasu zdarza im się udostępniać zdjęcia jedzenia. Może i słynny food porn to trend z gatunku przejrzałych (2012?), ale nieomal pornograficzne nagrania żółtek wypływających z jajek w koszulkach i zbliżenia na wilgotne babeczki znalazły swoich następców. Dziś Instagram żywi się głównie kompozycją i jedzenie nie jest tu wyjątkiem.
Ciastko wyglądające jak zaprojektowane przez grafika pozuje na tle zmierzwionej pościeli ze złotą bransoletą, zaś Aperol Spritz staje się pierwszoplanowym motywem zza którego widać ośnieżone Apeniny czy inne Positano.
I tak, u gwiazd możemy oglądać co najwyżej potrawy z egzotycznych zakątków świata (zapomnijcie o Hiszpanii, gwiazdy tam nie jeżdżą, chyba że do własnej hacjendy), choć zdarzają się i fantazyjne kompozycje szefów kuchni przypominające instalacje w muzeum sztuki współczesnej.
U influencerek obleci dieta pudełkowa (kontrakt), koktajl białkowy dla pakerów (kontrakt) czy inne kulki mocy (kontrakt). Mikroinfluencerzy pokażą, co jedli w dopiero otwartej modnej knajpie. Ze znajomymi bywa różnie — prywatne kulinarne wzloty, jedzenie z wakacji (takich dla ludzi, nie gwiazd) i uliczne lody.
Jedzenie życzeniowe
Jeśli w 2021 roku ktoś wrzuca na Instagram zdjęcia jedzenia, jak amen w pacierzu nie będzie to burger z frytkami, o pierogach ruskich nie wspominając.
Sądząc po tej internetowej bańce Polki i Polacy wzięli sobie do serca zarówno rady Anny Lewandowskiej jak i Magdy Gessler.
Jadamy kolorowo (pamiętając o warzywach i to bynajmniej nie pokroju rozgotowanej marchewki), dbamy o stronę wizualną (układając borówki na owsiance z nasionami chia), nie żałujemy sobie droższych produktów (awokado — tak, por — nie). Poza tym kochamy prawdziwą włoską kuchnię (PizzaHut i Dominos odpadają), fotogeniczne krewetki i sezonowe dary ziemi (niech żyją szparagi! ave bób!).
I w zasadzie nie ma się czemu dziwić, bo przecież nie będziemy zaspamowywać świata portretami pierogów z Biedronki odgrzewanych w firmowej mikrofalówce czy faszerowaną papryką, która wygląda jak z fanpage’a Chujowa Pani Domu.
Obiadówka prawdę ci powie
Sekretem pozostaje jednak, co jadają rodacy na co dzień. Żeby mieć jako taki obraz, nie trzeba przeprowadzać nawet badań ilościowych i jakościowych. Wystarczy dołączyć do jednej z "obiadowych" grup na Facebooku, gdzie codziennie tysiące osób pokazują, co ląduje na ich talerzach.
Większość społeczności miała w założeniu dostarczać pomysłów na nowe potrawy. A zapotrzebowanie na inspiracje było widać olbrzymie. Kilka lat temu wykorzystała je zresztą firma Winiary wprowadzając do sprzedaży genialny marketingowo produkt — saszetki z przyprawami typu "Pomysł na…".
Oto ludzie, którzy kręcili się po supermarketach usiłując wymyślić, co by tu dziś ugotować, natrafiali na ilustrowane menu z tanią i łatwo dostępną listą zakupów. Pomysł typu instant.
Tyle że lwia część grup na Facebooku przy dużym rozroście — a największe obiadówki liczą dziś i ponad pół miliona członków — samoistnie wypacza swoje założenia.
Tym sposobem z czasem zaczęło lądować na nich coraz mniej inspiracji, a coraz więcej zdjęć zwyczajnych, codziennych posiłków. I na nic zdały się ujęte w regulaminach założenia, że nie każde danie trzeba pokazywać setkom tysięcy ludzi.
Zdjęcie obiadu z jednej z grup•fot. Facebook
Świnia panierowana
Co Polacy tak naprawdę jedzą na obiad? Przede wszystkim: to samo. Od Bałtyku po Tatry na stołach króluje schabowy w panierce — zdecydowanie najczęściej pojawiające się danie i to nie tylko przy niedzieli. Srebrnym medalistą obiadowego rankingu popularności zdaje się być mielony.Że Polska mięsem stoi, nie powinno być dla nikogo tajemnicą. Może z wyjątkiem rozbitków z wegańskiej wysepki zwanej Warszawą, gdzie wegetarianie stanowią dziesięciokrotnie wyższy odsetek mieszkańców niż w reszcie kraju. W mięsach, które lądują na talerzu dziwi jednak co innego.
Mimo że dietetycy trąbią nie od dziś, że czerwone mięso najlepiej jeść raz, a maksymalnie dwa razy w tygodniu, na talerzach Polaków ląduje przeważnie wieprzowina. To, co można zaobserwować przeglądając zdjęcia z "obiadówek" pokazują i statystki, wedle których rocznie konsumujemy średnio 38 kilo wieprzowiny w stosunku do 25 kilo drobiu.
Wciąż popularne są bieda-mięsa, przy których schabowy to rarytas. Zdjęcia grubych plastrów mortadeli smażonej w panierce nie należy do rzadkości. Podobnie jak jedzenie na obiad kiełbasy, która na Instagramie mogłaby się pojawić się co najwyżej w kontekście ogniska.
Schabowe Pany!•fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Śmietana królową surówek
Co ciekawe, nasza narodowa surówka nie składa się wcale z kojarzonych z kuchnią polską buraków czy kapusty. Jest nią mizeria, której wpływy rozciągają się i na inne niż ogórek warzywa. Żadne tam winegrety, sosy tysiąca wysp, a nawet nie majonezy.
W Polsce dressingi robi się na bazie śmietany, która poza ogórkiem ląduje też na sałacie, rzodkwi, a nawet na zdawać by się mogło niepasujących pomidorach (i to bynajmniej nie koniec listy).
O tym, że do sztuki mięsa i warzyw w śmietanie w Polsce je się najczęściej ziemniaki, wspominać nie trzeba. Na grupach z obiadami widok kaszy a nawet i ryżu jest rzadkością.
Pytania "co to" pojawiają się nawet pod zdjęciami przedstawiającymi kuskus, który w przeciwieństwie amarantusa czy komosy ryżowej można w Polsce kupić bez większego problemu co najmniej od lat 90.
Nie żeby kulinarne urozmaicenia nie trafiały się na grupy tego typu. Tyle że dzieląc się zdjęciem domowego ramenu albo makaronu z małżami, szybciej można liczyć na wymowne "ble" w sekcji komentarz, niż w przypadku co do zasady niezbyt apetycznie wyglądającego bigosu.
Rdzennie polska mizeria doczekała się nawet własnej strony na Wikipedii i to w dziewięciu językach•fot. Wikimedia Commons / domena publiczna
Bo oprócz śmietany, Polska właśnie bułką tartą stoi. Panierujemy w niej mięsa, ryby, cukinię. Smażymy do fasolki, kalafiora, brokułów. Na obiadówkach nawet szparagi szybciej pojawią się z bułką tartą niż dajmy na to z sosem holenderskim. Kreatywność sięga jednak dalej. Parówki owinięte w naleśniki, ser żółty i smażone w panierce zbierają dużo sporo lajków i próśb o podanie przepisu.
Makaron to dla wielu osób w Polsce żadna tam włoska pasta, ale swojskie kluski. Ten z truskawkami i śmietaną nie dziwi. Co innego smażony z boczkiem i białym serem albo z jajkami i cebulą na smalcu.
Mój kompocik, mój czerwony
Na obiadówkach stosunek do jedzenia jest równie czuły jak w grupach tzw. foodies. Autorzy i konsumenci w jednej osobie kochają miłością szczerą zawartość swoich talerzy. Ale że jakoś głupio mówić do mortadeli "kochanie", a do mizerii "niunia", powstają: kompociki, zupki i inne cuda. Że zacytuję jeden z listów miłosnych:
"A taki dzisiaj obiadek. Fasolka podsmażona z wczorajszej kolacji, kapustka z boczusiem i ziemniaczki z koperkiem" — po zastosowanych przez podmiot liryczny zdrobnieniach widać wyraźnie, że jest związany z obiadem, któremu ofiarowuje dary obojętnej mu już kolacji.
Żarty żartami, ale poza dość ciekawym obrazkiem prawdziwych, a nie instagramowych polskich smaków, obiadówki pokazują też jak w Polsce leży i kwiczy podstawowa wiedza o żywieniu.
Nie trzeba być dietetykiem, żeby zauważyć, że obiad polski nie jest skrojony pod siedzący tryb życia. Tłusta śmietana, dużo mięsa, sosów, bułki tartej to raczej przepis na sycące posiłki dla osoby ciężko pracującej fizycznie, która potrzebuje wysokokalorycznych posiłków.
Obiad a la polacca•fot. Paweł Kiszkiel / Agencja Gazeta
"Dla Polek cały czas prawdziwe i zdrowe jedzenie, to jedzenie domowe. Pod tym względem różnimy się wyraźnie od krajów zachodnich, które w dużo większym stopniu zaakceptowały żywienie poza domem i nie kojarzą go tylko z niezdrowym i gorszym jedzeniem."
i dalej:
"(…) Polki pytane o to, jak gotują najczęściej, odpowiadają, że zdrowo. Jednak poproszone o wyjaśnienie na czym polega zdrowe żywienie, prezentują często rozumienie tego pojęcia daleko odbiegające od definicji dietetyków (…). Zdrowe jest jedzenie domowe i sycące. Niezdrowe natomiast to, co nie zostało przygotowane w domu — przede wszystkim fast foody i słodkie napoje gazowane (kompot, nawet bardzo słodki jest już zdrowy”.
Obiadówki pokazują, że żywienie w Polsce jest jak nasza ukochana mizeria. Nie można powiedzieć, że królowa polskich surówek jest niezdrowa, ale jeśli zestawimy ją z innymi opcjami, wypada blado i to nie tylko przez nadmiar śmietany.
I raczej nie o finanse tu chodzi, bo przecież w wyborach: piec czy smażyć / kasza czy ziemniaki / ogórki czy marchew z porem nie o pieniądze się rozchodzi, ale o świadomość.
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Polacy roztyli się w pandemii. Na wadze przybrał niemal co drugi z nas – średnio prawie 6 kilo