Nazywane są "ćwiczeniami czarownic". Zrobiłam polecany przez kobiety kurs gimnastyki słowiańskiej

Alicja Cembrowska
W tych ćwiczeniach nie chodzi o to, żeby schudnąć. Owszem, mięśnie się wzmacniają, ale ciało pozostaje miękkie, nie staje się przesadnie wyrzeźbione. Głównym celem gimnastyki słowiańskiej, przez niektórych nazywanej gimnastyką czarownic, jest bowiem coś innego. Sprawdziłam, o co chodzi w "słowiańskiej jodze" – przez 9. tygodni uczestniczyłam w kursie i kręgach.
Sprawdziłam, czym jest gimnastyka słowiańska Katarzyna Uramek/archiwum prywatne
Pierwsze wrażenie? Zaskoczenie, że jest tak ciężko zrobić nawet najprostsze ćwiczenie. Porównania do jogi sprawiły, że spodziewałam się "delikatnego" rozciągania na start, myślałam, że pierwsze trudności przyjdą dopiero po kilku zajęciach.


Niestety. Okazało się, że ciało mam pospinane bardziej niż mi się zdawało i dopiero próba rozciągnięcia mięśni mniej komfortowymi ćwiczeniami niż robię na co dzień, ujawniła prawdziwy obraz sytuacji. Zatem powiem to od razu – gimnastyka słowiańska jest trudna i, jak każda aktywność właściwie, wymaga systematyczności, jeżeli chcemy odczuć jej pozytywny efekt.

– To forma ruchu przeznaczona wyłącznie dla kobiet, wywodząca się z naszego kręgu kulturowego. Pod niektórymi względami podobna do jogi. W dawnych czasach
przekazywana z matki na córkę, z pokolenia na pokolenie. Nauka tych ćwiczeń była darem dla dziewczynki, która stawała się kobietą, pewnego rodzaju inicjacją. Miała za zadanie utrzymać damskie ciało w sile i zdrowiu potrzebnym na każdym etapie: młodości, kwiecie wieku i u schyłku życia. A także zwiększać kobiecy wdzięk oraz wzmagać intuicję – mówi Katarzyna Uramek, instruktorka gimnastyki.

Czym jest gimnastyka słowiańska?


Dawniej był to właściwie rytuał przejścia – dziewczynki na Białorusi tuż po pierwszej miesiączce dostawały od starszych kobiet swój zestaw ćwiczeń. Tradycja zanikła po II wojnie światowej.

Zainteresowanie gimnastyką słowiańską jednak wróciło i utrzymuje się od kilku lat w Rosji, Ukrainie, Białorusi, a od niedawna coraz częściej o "ćwiczeniach czarownic" mówi się w Polsce. Wszystko zaczęło się w latach 90. Badaniem tematu zajął się białoruski wykładowca Giennadij Adamowicz, po tym, jak jedna ze studentek opowiedziała mu o ćwiczeniach, których uczyła ją babcia i radach staruszki "jak zatrzymać przy sobie mężczyznę". Postanowił sprawdzić, czy była to jedynie rodzinna tradycja, czy może bardziej popularna praktyka.

W wyniku etnograficznego dochodzenia i serii rozmów na białoruskich i rosyjskich wsiach badacz opisał 27 ćwiczeń (tyle udało mu się zrekonstruować), które mają zapewnić kobiecie zdrowie i kondycję – "wzmacniać kobiecy magnetyzm", "nauczyć, jak kontrolować przepływy kobiecej energii" i "pomóc nawiązać kontakt ze swoimi pragnieniami". Panie, które spotykał, miały potwierdzać, że istnieją zestawy ćwiczeń, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie i przeznaczone tylko dla kobiet.

Adamowicz połączył tę aktywność z horoskopem słowiańskim i to ten system przekazywany jest do dzisiaj na kursach gimnastyki słowiańskiej. Warto jednak podkreślić, że poza "wersją białoruską" funkcjonuje również "wersja rosyjska".

Tradycja białoruska skupia się na ciele – chodzi o podjęcie wysiłku, wzmocnienie mięśni poprawienie kondycji i wyglądu sylwetki, a aspekt duchowy (energetyczny) jest obecny, jednak mniej istotny, chociaż Adamowicz uważał, że ćwiczenia zapisane są w "pamięci genetycznej" słowiańskich kobiet. W tradycji rosyjskiej, zapoczątkowanej przez Ksenię Siłajewą i nazywanej "Mocą Strażniczki" (nawiązanie do bogiń-opiekunek Bieregiń, czczonych przez pogańskich Słowian, a także do "motanek", czyli lalek robionych w Ukrainie przez matki i córki), jest odwrotnie. Owszem, również opiera się ona na 27 podstawowych ćwiczeniach, ale są one modyfikowane i nie trzeba wykonywać ich idealnie.

Ważniejsze są bowiem skupienie się na przepływie energii i rozwój duchowy. Każdej sekwencji przypisany jest słowiański symbol i intencja, a podczas wykonywania pozycji zabiegamy o to, by energia przepływała przez czakry.

27 ćwiczeń tylko dla kobiet


Wspomniane 27 ćwiczeń dzieli się na trzy grupy (światy) – w każdej jest 9 pozycji:

1. W Świecie Górnym (Pravi) ćwiczenia wykonujemy na stojąco. – Według wierzeń słowiańskich jest światem boskim. Odpowiada mu kolor biały, będący symbolem światła, czystości i życiowej energii Wszechświata. Praktykowanie ćwiczeń Świata Górnego wznosi nas na wyższy poziom wibracji, rozwija świadomość, daje poczucie wewnętrznego spokoju, pewności siebie, sprawczości – mówi Katarzyna Uramek. To przestrzeń idei i wartości.

2. Świat Średni (Javi) – to pozycje, które wykonujemy na kolanach. To świat ludzi, zwierząt, roślin. Przypisany jest mu kolor czerwony, jako kolor krwi, ognia, życia. Instruktorka komentuje, że "praktykowanie pozycji tego świata daje nam równowagę w życiu codziennym, pomaga rozwiązywać powszednie problemy i cieszyć się drobiazgami każdego dnia".

3. Świat Dolny (Navi) to świat naszych przodków i archetypów, w którym ćwiczenia wykonuje się w pozycji kolanowo-łokciowej. Zawiera w sobie to, co niepoznane i nieuświadomione. – To poszukiwanie siły w sobie. Świat Navi związany jest z kolorem czarnym, siłą transformacji, z największą mocą kobiety. Poprzez praktykowanie tych ćwiczeń konfrontujemy się z przodkami, naprawiamy zaburzenia w energii rodowej, pracujemy z energią Ziemi – mówi Katarzyna Uramek. Każda z pozycji ma swoją nazwę i znaczenie, do każdej przypisana jest również afirmacja. Ćwiczenia możemy dowolnie dostosowywać do swoich potrzeb, w zależności od dnia czy okresu w naszym życiu. Każda kobieta może również otrzymać zestaw 7 dedykowanych jej ćwiczeń, nazywany "zestawem rodowym". To taki osobisty horoskop.

Zestaw rodowy wylicza się po dniach księżycowych i słonecznych. Żeby to zrobić, musimy podać datę, godzinę i miejsce urodzenia. Podkreślę jednak, że taki zestaw niekoniecznie jest "rodowy", bo można go wyliczać na dowolny dzień – mówi instruktorka.

Taki indywidualny zestaw obejmuje po dwa ćwiczenia z każdego ze światów i jedno ćwiczenie główne, pod które dobiera się całą resztę. Może być ono z dowolnego świata. Według książki Adamowicza dawniej kobiety ćwiczyły tylko swój zestaw rodowy. Wiele informacji o gimnastyce nadal jednak jest domysłem, głównie z powodu braku źródeł.

– Podchodzę do informacji o gimnastyce bardzo elastycznie, bo wiedza na jej temat przekazywana była tylko ustnie, to nie jest tak jak z jogą, że wszystko jest spisane. Dlatego pojawiają się różne informacje. Mówię dziewczynom na kursach, żeby ćwiczyły tak, jak czują. Kobiety mają intuicję, wiele czujemy i możemy do wielu sytuacji podejść nie z głowy i umysłu, a właśnie ciała. Koleżanka zapytała mnie ostatnio "jak czujesz w brzuchu?", gdy zastanawiałam się nad jakąś kwestią i uświadomiłam sobie, że faktycznie często odpowiedzi mamy w ciele – mówi Kasia.

Zmiana w ciele, zmiana w duszy


Gimnastykę słowiańską możemy potraktować jedynie jako ćwiczenia fizyczne, które wzmacniają mięśnie, uelastyczniają kręgosłup, łagodzą bóle pleców, otwierają biodra i miednicę, regulują pracę układu hormonalnego, zmniejszają bóle menstruacyjne i regulują cykl miesiączkowy, łagodzą dolegliwości okresu menopauzalnego. – Ponadto, pozytywnie wpływają na nasz wygląd zewnętrzny, kształtując sylwetkę, ujędrniając biust, dodając gracji w ruchach, powodując, że czujemy się bardziej kobieco. Przysłowiową wisienką na torcie jest to, że wzmacniają odczucia i doznania podczas aktu seksualnego – mówi Katarzyna Uramek.
Jednak do gimnastyki słowiańskiej, podobnie jak do jogi, możemy podejść jak do praktyki psychofizycznej, która, według instruktorki, może pomóc nam odkryć kobiecość. Sama Uramek zdradza, że na kurs trafiła w "chyba najtrudniejszym czasie w swoim życiu".

– Zostałam sama z dziećmi, nagle zabrakło mi wsparcia na co dzień i poczucia bezpieczeństwa. Czułam, że muszę sobie ze wszystkim poradzić sama – wspomina.

I dodaje, że w jej odczuciu w tamtym okresie "zgubiła swoją kobiecość". – Weszłam mocno w "rolę męską". Zaczęło mnie to uwierać, robiłam rzeczy, których robić nie lubiłam, oduczyłam się prosić o pomoc.

Wtedy w życiu Kasi pojawiła się gimnastyka. Całkiem przypadkowo. Spodobał jej się opis i jak wspomina, pomyślała, że znajdzie tam to, czego brakowało jej w praktykowanej od lat jodze – naszego lokalnego odniesienia kulturowego. Zakochała się od pierwszej praktyki. – Od razu pomyślałam, że chcę tego uczyć, że te ćwiczenia są takie ładne, spodobało mi się głaskanie ciała, ćwiczenie w długich sukienkach, w kręgu kobiet. Po kursie ćwiczyłam codziennie. Po czasie zauważyłam, że nagle nie mam ochoty chodzić w spodniach, zaczęły mnie uwierać, więc zmienił się skład mojej szafy, wyprostowałam się, zaczęłam być bardziej pewna siebie i było to zauważalne w sylwetce. Inni zwracali uwagę, że ruszam się z lekkością, z większą gracją. Zmiana zaczęła się też w głowie. Dotarło do mnie, że mogę prosić o pomoc, że nie muszę dźwigać na swoich barkach wszystkich problemów. Zaczęłam płynąć przez życie – mówi Kasia.

Moja słowiańska praktyka


Postanowiłam sprawdzić na własnej skórze to, co usłyszałam od Kasi i to, co przeczytałam na kobiecych grupach – faktycznie było tak, że panie, które na ćwiczenia się zdecydowały, bardzo je chwaliły.

Uznałam, że jedne zajęcia to za mało, żeby wyrobić sobie zdanie, dlatego podeszłam do 9. tygodniowego kursu – w poniedziałki odbywały się ćwiczenia, w niedziele kręgi, na których uczestniczki wymieniały się swoimi refleksjami, opowiadały o tym, jak ćwiczyły w danym tygodniu i jakie zmiany zauważyły.

Już po pierwszych zajęciach dotarło do mnie, że gimnastyka słowiańska nie należy do najłatwiejszych. Miałam problem z utrzymaniem równowagi i bólem w lędźwiowej części kręgosłupa. Nie byłam jednak bardzo zdziwiona. Od miesięcy pracowałam zdalnie i owszem, codziennie wykonywałam jakąś aktywność fizyczną, nie była to jednak aktywność zorganizowana, raczej spontaniczna.

Według zaleceń Kasi w poniedziałki ćwiczyłam ze wszystkimi – zajęcia odbywały się online – a potem każdego dnia starałam się sama wykonywać ćwiczenia w wersji długiej (około godziny) lub krótkiej (15 minut). Instruktorka pokazywała nam najczęściej dwie wersje danego ćwiczenia, żebyśmy mogły je robić nawet wtedy, gdy "nie mamy czasu".

Dopiero w trzecim tygodniu, gdy świadomie "włączyłam" skupienie i skumulowałam je w ciele, udało mi się nabrać równowagi niezbędnej do właściwego wykonywania pozycji Świata Górnego – które były moimi ulubionymi. Fizycznie nie mogę jednoznacznie ocenić, czy gimnastyka znacząco na mnie wpłynęła – w tym samym czasie mieszałam różne aktywności, ćwiczyłam również pilates i chodziłam na steperze, więc taka mieszanka sprawiła, że po prostu lepiej się czułam.

Aspekt "duchowy" nie był dla mnie bardzo istotny, jednak podobało mi się czytanie afirmacji przed ćwiczeniami, zapalanie świeczki, spokojna muzyka. Po czasie otworzyłam się na tę koncepcję i chociaż nie zaangażowałam się tak w ćwiczenia rodowe i słowiańskie tradycje jak niektóre uczestniczki, to był to fajny czas. Głównie dlatego, że każdy niedzielny wieczór spędzałam na rozmowach z kobietami z różnych części Polski.

To właśnie te spotkania w (wirtualnym) kręgu okazały się dla mnie największą wartością, ponieważ ćwiczenia stały się jedynie pretekstem do podejmowania tematów osobistych, związanych z emocjami i tym, co aktualnie dzieje się w naszych życiach. Dopiero gdy tego doświadczyłam, poczułam, jak tęsknię za ludźmi, zamknięta w mieszkaniu przez kolejne obostrzenia i koronawirusowe fale. Były to dwa wieczory w tygodniu, w których skupiałam się całkowicie na sobie.

Skończyłam 9. tygodniowy kurs (dostałam nawet certyfikat!) i na razie nie kontynuuję nauki, jednak kilka pozycji ze mną zostało i chętnie "mieszam" je z pilatesem czy jogą. Niektórzy w sieci żartują, że gimnastyka słowiańska to kolejny sposób na "wyciąganie kasy" i dopisywanie filozofii tam, gdzie jej nie ma. Tyle że nie trzeba dopisywać tutaj żadnej filozofii – w zależności od potrzeb możemy korzystać po prostu z pozycji, które w moim odczuciu są bardziej wymyślne i kreatywne niż te jogowe. Warto spróbować i posłuchać ciała.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl