Nie lubię crossoverów, a ten wóz był pierwszym z nich. Czy pokocham jego nowe (hybrydowe) wcielenie?

Michał Jośko
Na drogi wyjeżdża trzecia odsłona wozu, który czternaście lat temu odmienił historię motoryzacji – przecież to właśnie on był pierwszym z crossoverów, czyli wozów, na punkcie których dzisiejszy świat ma istnego bzika.
Fot. naTemat
Sprawdźmy, w jaki sposób nowy, wystylizowany o niebo agresywniej od poprzednika Nissan Qashqai będzie walczył o serca i portfele klientów marzących o samochodzie łączącym kompaktowe wymiary z zaletami SUV-a.

Gdybym dostawał złotówkę za każdym razem, gdy mówię, że nie za bardzo pojmuję fenomen crossoverów, byłbym dziś nieprzyzwoicie wręcz bogatym rentierem i zamiast pisać ten tekst, leżałbym z drinkiem w dłoni na pokładzie swojego jachtu, zacumowanego u wybrzeży Monako.
Fot. naTemat
Dlaczego, stając przed wyborem nowego samochodu, miałbym dopłacać kilkanaście lub wręcz kilkadziesiąt tysięcy złotych za lekko nadmuchane nadwozie, symbolicznie podniesione zawieszenie i możliwość obserwowania świata z nieco większej wysokości? Przecież zdecydowanie sensowniejszą opcją byłby zakup samochodu kompaktowego (np. w nadwoziu kombi). Czytaj: auta, które nie udaje czegoś, czym nie jest.
Fot. naTemat
Jednak fakty są faktami i nie zamierzam zakłamywać rzeczywistości: świat zakochał się na zabój w crossoverach. Te sprzedają się dziś niczym Crocsy w Lidlu, wygryzając z rynku inne odmiany nadwoziowe. Wszystko zaczęło się w roku 2007, gdy Nissan stworzył nowinkę, która okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę (dodajmy, że pierwsze dwie generacje modelu Qashqai sprzedały się w ok. pięciu milionach egzemplarzy, a na debiutującą właśnie odsłonę w samej Europie złożono już 10 tysięcy zamówień – w ciemno, bez jazd testowych).
Fot. naTemat

W tej sytuacji rękawy zakasali również inni producenci – do działania zmotywowano zarówno inżynierów, którzy zaczęli na potęgę przerabiać "zwykłe" wozy na crossovery, stylistów, jak i speców od marketingu. Efekty? Rozejrzyj się proszę po ulicach, a dostrzeżesz je w mgnieniu oka.


W tym momencie przechodzimy do praszczura tych samochodów, zaczynając od napędu. Na razie trzecia generacja modelu Qashqai oferowana jest wyłącznie jako miękka hybryda, proponowana w mocach 140 i 158 KM (drugą z nich można zestawić z napędem na wszystkie koła). W obu wersjach pod maską pracuje silnik benzynowy o pojemności 1,3 litra, wspomagany przez turbosprężarkę oraz 12-woltową instalację elektryczną.
Fot. naTemat

Jakieś diesle? Nie ma i nie będzie. W przyszłym roku pojawi się natomiast 192-konna odmiana E-Power, czyli nowatorska konstrukcja, w której koła będą napędzane przy pomocy silników elektrycznych, natomiast półtoralitrowy motor benzynowy będzie pełnił funkcję generatora prądu.
Fot. naTemat
Nie wybiegając zbytnio w przyszłość, przyjrzę się temu, co dostępne jest tu i teraz, czyli mocniejszej wersji samochodu, wyposażonej w bezstopniową przekładnię CVT (egzemplarz niebieski) oraz tej słabszej, zesparowanej z sześciobiegowym manualem (piękny szary lakier).

Wrażenia? W obu przypadkach otrzymujemy całkiem pojazd, który po odpowiednio mocnym wciśnięciu pedału gazu (i odczekaniu krótkiej chwili; niezbędnej, aby turbo zmotywowało silnik do intensywniejszej pracy) okazuje się całkiem żwawy.
Fot. naTemat
Taki sposób jazdy okupiony będzie spalaniem na poziomie ok. dziewięciu litrów na sto kilometrów. Jeżeli zechcesz przemieszczać się spokojniej, samochód bezproblemowo ograniczy apetyt na benzynę o ponad dwa litry. Niezłe wyniki; dodajmy: niemal identyczne w wersjach słabszej i mocniejszej.
Fot. naTemat
A co, jeżeli pogmeramy w pamięci, aby porównać wrażenia z jazdy z dotychczasowym, sprzedawanym od roku 2014, Nissanem Qashqai? Okaże się, że są znacznie bardziej emocjonujące. W dużej mierze jest to zasługą znacznie lepszego (czytaj: bardziej bezpośredniego) układu kierowniczego, który wręcz zachęca do dynamicznych zmian kierunku jazdy.
Fot. naTemat
Dodajmy, że trzecia generacja samochodu jest lżejsza od swego poprzednika o 63 kilogramy. Osiągnięto to m. in. dzięki platformie CMF-C, wykorzystywanej również przez marki Renault, Infiniti, Mitsubishi i Mercedes-Benz oraz zastosowaniu lekkich materiałów, takich jak aluminium i kompozyty (z tych ostatnich wykonano np. maskę wozu, co pozwoliło zejść z masy o 6 kilogramów).
Fot. naTemat


Co rzadkie, twórcy tego wozu oparli się pokusie zbytniego zwiększania wymiarów zewnętrznych. Nowy Qashqai wydłużył się jedynie o 3,5 centymetra (do 442,5 cm), aby – jak podkreślają przedstawiciele Nissana – pozostać samochodem, który świetnie odnajduje się w zatłoczonych miastach.

Skupiono się natomiast na lepszym wykorzystaniu tego, co oferuje nadwozie: rozstaw osi zwiększył się od niemal 2 centymetry, kabina jest szersza o 3 centymetry na wysokości ramion, a pojemność bagażnika wzrosła o 74 litry (oferując niemal 450 l).
Fot. naTemat
Jednak tym, co najbardziej rzuca się w oczy (i uszy), jest jakość wykonania tego auta. W kabinie postawiono na materiały kojarzące się z segmentem premium. Jeżeli dołożyć do tego znacznie lepsze wyciszenie wnętrza, otrzymujemy wóz sprawiający wrażenie zawodnika grającego w wyższej lidze, niż druga generacja modelu Qashqai.

Skoro mowa o doznaniach dźwiękowych, rzućmy pewną ciekawostką: wszelakie sygnały ostrzegawcze w tym aucie (np. sygnalizacja niezapiętych pasów) zostały opracowane przez speców z japońskiej firmy Bandai Namco, która stoi za grami takimi jak Tekken czy Pac-Man. Niby szczegół, a cieszy.
Fot. naTemat
Cieszy również fakt, że projektanci nie przeładowali kokpitu – biorąc pod uwagę obecne tendencje w świecie motoryzacji, można stwierdzić, że na desce rozdzielczej rządzi minimalizm. Podkreślmy: minimalizm nowoczesny, ponieważ nie zabrakło tutaj oczywiście rozwiązań takich jak (ogromny) wyświetlacz HUD, tudzież zaawansowanych systemów dbających o nasze bezpieczeństwo i komfort (na czele z dobrze spisującym się systemem ProPilot, dzięki któremu Nissan wkracza w erę jazdy półautonomicznej).
Fot. naTemat
Podsumowania dotyczące najświeższej odsłony modelu odpowiadającego za połowę sprzedaży tej marki na naszym kontynencie (oraz w naszym kraju)? Nie, Qashqai nie sprawił, że pokochałem crossovery. Jednak muszę przyznać, że ten samochód da się lubić.
Fot. naTemat
Wyobraź sobie, że podchodzisz sceptycznie, wręcz z pewną niechęcią, do jakiejś grupy zawodowej (mogą to być np. strażnicy miejscy, taksówkarze, księża albo dziennikarze) i pewnego dnia poznajesz jej reprezentanta, który – ku twemu zaskoczeniu – okazuje się naprawdę sympatycznym, interesującym oraz inteligentnym człowiekiem. Możesz bawić się naprawdę dobrze w jego towarzystwie, nawet jeżeli to spotkanie nie zmieni o 180 stopni twojego podejścia do owej grupy.
Fot. naTemat

Podobnie jest z tym Nissanem: samochód wygląda naprawdę dobrze i prowadzi się znacznie lepiej niż dotychczas. Oprócz tego sprawia wrażenie wozu z nieco wyższej półki, a więc nie zdziwię się, jeżeli mnóstwo osób stawiających na tak modne dziś crossovery sięgnie ochoczo do kieszeni, wyłuskując stamtąd od 98 800 złotych (podstawowa wersja wyposażenia Visia) do 173 200 złotych (najwyższa odmiana Tekna +).