Przychodzą z zaawansowanym nowotworem. Czas zmienić formę leczenia szpiczaka plazmocytowego

Anna Kaczmarek
To było dwa lata temu. Był pewien, że ten potworny ból pleców to zwykłe "korzonki”. Jednak ból był tak trudny do zniesienia, że trafił na SOR. Adamowi, który ma teraz 37 lat, nawet nie przyszło do głowy, że właśnie rozpoczyna drogę pacjenta onkologicznego - pacjenta ze szpiczakiem plazmocytowym. Drogę niełatwą, związaną z przedłużającymi się pobytami w szpitalu.
Pacjenci ze szpiczakiem plazmocytowym czekają na lek, który pozwoli im spędzać w szpitalu znacznie mniej czasu. Fot. 123rf
– To był zwyczajny dzień w pracy. Nie mogłem wstać z krzesła, ruszyć się. Z opisem badania trafiłem do neurochirurga. I tak się zaczęło. Usłyszałem, że od tej pory moje życie się zmieni, ale dzięki dobremu leczeniu i wsparciu lekarzy ta zmiana przebiegała łagodnie. Dziś, kiedy już się oswoiłem z tym, że jestem pacjentem onkologicznym, zależy mi na tym, żeby korzystać z życia, jak kiedyś. Pracować, uprawiać sport. Nie tracić połowy tego życia na pobyty w szpitalu.

Ot zwykły, młody człowiek, na co dzień pracownik korporacji, po godzinach pasjami jeżdżący rowerem. Warto zaznaczyć, że średnia wieku osób chorujących na szpiczaka plazmocytowego to 70 lat. Jednak zdarza się, że choroba atakuje dużo młodsze osoby.

Szpiczak plazmocytowy to nieuleczalny nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego, wywodzący się z dojrzałych komórek układu odpornościowego, nazywanych plazmocytami. W Polsce na szpiczaka plazmocytowego choruje obecnie blisko 10 000 osób, a rokrocznie rozpoznawany jest u kolejnych 1000 pacjentów. Mediana wieku pacjentów wynosi 70 lat. Choroba stanowi około 1-2 proc. wszystkich nowotworów złośliwych i 10-15 proc. zachorowań na nowotwory hematologiczne.

Coraz więcej chorych


Skąd ten ból pleców u Adama? Otóż choroba uszkadza kości i nerki. Dodatkowo następstwem jej rozwoju jest upośledzenie czynności krwiotwórczej szpiku oraz skłonność do zakażeń.


Chorych na szpiczaka plazmocytowego jest coraz więcej. To skutek lepszej diagnostyki ale też tego, że pacjenci z tym nowotworem żyją coraz dłużej. Dzieje się tak, dzięki dostępowi do nowoczesnych leków podawanych w pierwszej i kolejnych liniach leczenia, koncepcji leczenia i przedłużaniu czasu trwania leczenia, wprowadzaniu leczenia konsolidującego oraz podtrzymującego od progresji choroby.

Jeszcze nie tak dawno mediana czasu przeżycia chorych z objawową, postępującą postacią choroby nie przekraczała 3-4 lat. Dziś jakość życia pacjentów jest tak dobra, że mogą pracować, prowadzić życie rodzinne oraz realizować plany i marzenia.

Patrząc z perspektywy czasu, można powiedzieć, że postęp jaki dokonuje się w leczeniu tego nowotworu pozwala już na stwierdzenie, że u części pacjentów szpiczak plazmocytowy z choroby śmiertelnej zmienił się w chorobę przewlekłą. Choć, tu warto dodać, że jest to nowotwór bardzo różnorodny i podejście do jego leczenia musi być bardzo indywidualne.

Uchronić przed śmiertelnie niebezpiecznym zakażeniem


Jednak pandemia SARS-CoV-2 dołożyła łyżkę dziegciu do tej beczki medycznego miodu. Pacjenci ze szpiczakiem plazmocytowym to osoby z obniżoną odpornością. Dlatego wielu z nich w czasie pandemii przerywało leczenie i teraz trafiają do hematologów z bardzo zaawansowanymi postaciami choroby.

Niestety, jak tłumaczą epidemiolodzy, to nie koniec pandemii. Kolejna fala zachorowań na COVID-19 może nas czekać jesienią, wtedy znowu pacjenci mogą mieć problemy z kontynuacją leczenia. Trzeba też pamiętać, że chorym zagraża nie tylko COVID-19 ale też inne zakażenia.

Pandemia wymogła na nas wprowadzanie w medycynie rozwiązań, które minimalizują ryzyko zakażenia. Postawiliśmy na telemedycynę. No ale tym pacjentom nie da się podać leków przez telefon. Jednak są takie rozwiązania, które sprawiają, że mogą oni spędzić w szpitalu o wiele mniej czasu. Tyle, że nie są one w zasięgu polskich chorych ze szpiczakiem plazmocytowym.

– Pandemia to trudny czas dla chorych hematoonkologicznie, bo z jednej strony są to osoby, które są narażone na ciężki przebieg COVID-19, a z drugiej strony nie można ich zamknąć w domu, bo jeśli nie leczą się, to choroba zwyczajnie postępuje i może doprowadzić do śmierci – mówił podczas konferencji prasowej, prof. dr. hab. Krzysztof Giannopoulos z Zakładu Hematoonkologii Doświadczalnej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

Obecnie na świecie toczy się mnóstwo badań nad wprowadzeniem nowych leków do leczenia szpiczaka. Część z nich została już zarejestrowana. Pacjenci i lekarze mają prawo oczekiwać, że najbliższych latach będą również dostępne i refundowane w Polsce. Niestety, Polska na tle pozostałych państw Unii Europejskiej pozostaje krajem, w którym na dobre i oczywiste decyzje, dotyczące np. dostępności leków, wciąż trzeba długo czekać. A czas, jak pokazuje ostatni rok, jest dla pacjentów i lekarzy na wagę złota.

Oczekiwaną zmianą jest nowoczesne leczenie, które podniesie jakość życia pacjentów, zwiększy ich bezpieczeństwo w czasie prowadzonej terapii. Przy często nawracającej chorobie kluczowe jest, by pacjent miał dobrą jakość życia w trakcie terapii. A na nią z kolei ma wpływ forma podania leku. Obecnie leki mogą być przyjmowane doustnie lub podskórnie. To znacznie m.in. skraca czas podania leku.

Czy podanie leku musi trwać tak długo?


Jak tłumaczy prof. Giannopoulos leczenie podskórne szpiczaka plazmocytowgo to brak konieczności założenia wkłucia dożylnego, skrócenie pobytu w szpitalu (formuła ambulatoryjna lub pobyt jednodniowy). Natomiast powikłania ograniczają się do zaczerwienienia w miejscu podania. Pacjent zyskuje większy komfort życia, a system ochrony zdrowia ograniczenie kosztów leczenia (w tym zmniejszenie liczby lekarzy asystujących przy podaniu leku).

Szybkie i krótkie podanie leku daje pacjentom duże poczucie komfortu. Dodatkowo związane jest z mniejszą o 50 proc. reakcją w miejscu podania iniekcji. Z klinicznego punktu widzenia w obu typach podania (standardowym dożylnym i podskórnym), jak wyjaśnia specjalista, uzyskiwana jest taka sama skuteczność przy 50 proc. poprawie działań niepożądanych związanych z miejscem iniekcji.
Teraz podanie leku trwa nawet 400 minut.Fot. 123rf
Ważny jest też koszt dla systemu ochrony zdrowia. Dla pacjentów z wyższą wagą podanie dożylne terapii wiąże się z większą dawką leku, a przez to z wyższymi kosztami. Dawka terapii podanej podskórnie jest dawką stałą, bez względu na wagę pacjenta.

Każda obecnie refundowana terapia leczenia szpiczaka plazmocytowego (przy podaniu dożylnym) to przy podaniu pierwszej dawki nawet 400, drugiej 250, a trzeciej 200 minut. Chory, przychodząc na podanie podskórne daratumumabu, ma bardzo mocno skrócony czas infuzji. Przy podaniu podskórnym łączny czas skraca się do jedynie 5 minut.

Pandemia nauczyła nas wprowadzania rozwiązań w medycynie, które z jednej strony są bezpieczne z punktu widzenia epidemiologicznego, a z drugiej często komfortowe dla pacjenta. Czas najwyższy, żeby z tej filozofii mogli skorzystać też pacjenci ze szpiczakiem plazmocytowym. Jeśli decydenci nie pomyślą o tym, to czwarta fala pandemii może skutecznie przerzedzić szeregi chorych ze szpiczakiem plazmocytowy,

Środowisko pacjentów i lekarzy czeka dziś na pozytywne decyzje Ministerstwa Zdrowia, ponieważ terapia podskórna daratumumabem otrzymała pozytywne rozstrzygnięcie Agencji doradzającej Ministerstwu.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut