Ostatnie igrzyska naszego weterana. "To młodsi rywale mają się mnie bać, a nie ja ich"
Piotr Małachowski po raz czwarty jedzie na igrzyska olimpijskie i będzie to zapewne jego ostatnia przygoda olimpijska. W Tokio nie będzie faworytem, ale siła doświadczenia ma mu pomóc w walce o dobry wynik. – Jestem na tym etapie, że tak naprawdę niczego już nie muszę udowadniać – powiedział nasz mistrz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
– Jestem na tym etapie, że tak naprawdę niczego już nie muszę udowadniać. Mogę podejść do startu olimpijskiego na luzie. I albo mi coś dobrego wyjdzie, albo nie. Jak to bywa w sporcie. Zresztą, to młodsi rywale mają się mnie bać, a nie ja ich - zapewnia 38-letni Piotr Małachowski, który rok czekał na wyprawę do Tokio, by pożegnać się z olimpijską rywalizacją.
W polskiej kadrze jest ikoną i tak naprawdę do pełni szczęścia brakuje mu złotego medalu. By tego dokonać trzeba rzucić ponad 70 metrów. Rekord życiowy Małachowskiego 71,84 metra dałby w Tokio medal. Wynik uzyskany w 2013 roku w Hengelo i zarazem rekord Polski będzie trudny do powtórzenia. Sympatyczny dyskobol, jak zawsze, nie narzeka tylko robi swoje.
– Niektórzy narzekali na igrzyskach w Rio, że łóżka za krótkie i że jedzenie niedobre, a ja na nic nie narzekałem. Nawet na brak szczęścia, bo przecież do ostatniej kolejki mogłem już czuć się mistrzem olimpijskim. W Tokio na pewno nie będę narzekać – zapewnia Piotr Małachowski. W Brazylii pięć kolejek prowadził w konkursie, złoto było blisko. W szóstej Niemiec Christoph Harting rzucił dysk 80 centymetrów dalej.
Więcej informacji na temat igrzysk olimpijskich w Tokio znajdziesz w naTemat. Jesteśmy #GotowiNaTokio.
Źródło: "Przegląd Sportowy"
Czytaj także: Koronawirus w wiosce olimpijskiej w Tokio. Służby sanitarne w akcji, wdrożono procedury
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut