"Nasz zespół jest faworytem do złota w Tokio". Zapamiętajcie te słowa mistrza
– Nasz zespół jest faworytem i że stać go na to, żeby wygrać turniej olimpijski. Chłopcy już udowodnili, że są jednym z najlepszych zespołów na świecie, brakuje im tylko tego złotego medalu. Czekać 50 lat na kolejny? To już za daleko – stwierdził Ryszard Bosek, lider złotej drużyny Huberta Wagnera, wielki siatkarz i olimpijczyk. Wywiad z legendą to nasz kolejny materiał w cyklu #GotowiNaTokio.
Zawsze wszyscy kibice chcą, żebyśmy zdobywali tylko złote medale. A na igrzyskach to różnie bywa. Część sportowców ma mniejsze szanse, mówię tu szczególnie o młodych ludziach, dla których to jest pierwsza taka impreza. Mogą dopiero się zapoznać z igrzyskami, przyzwyczaić do tego, czym one są. Doświadczeni sportowcy chcą wygrywać, bo kończą powoli kariery. Dla nas najważniejsze jest to, żeby dali z siebie wszystko i żeby zrobili wszystko, co da się zrobić. Igrzyska to inna impreza niż mistrzostwa świata czy Europy. Wszyscy chcą wygrywać, startuje cały świat. To cudowne przeżycie dla każdego sportowca.
Czego możemy się spodziewać po występie naszych siatkarzy w igrzyskach olimpijskich?
Widzę nasze szanse bardzo dobrze, nie od dziś twierdzę, że nasz zespół jest faworytem i że stać go na to, żeby wygrać turniej olimpijski. Chłopcy już udowodnili, że są jednym z najlepszych zespołów na świecie, brakuje im tylko tego złotego medalu. Od tylu lat są na szczycie, mają wielką szansę na medal i mam nadzieję, że z niej skorzystają. Drużyna ma w składzie doświadczonych zawodników, część pewnie zakończy kariery po olimpiadzie i to jest taki dodatkowy bodziec, mobilizacja. Mam nadzieję, że pociągną za sobą młodszych. Mamy zespół dobrze zbilansowany, zorganizowany. Szanse są wielkie.
Znajomość realiów olimpijskich, doświadczenie z poprzednich igrzysk odgrywają dużą rolę?
To się przydaje i to bardzo. Pamiętam moje pierwsze igrzyska, w Monachium. Mieliśmy wielkie szanse na medal, ale przegraliśmy pierwszy mecz i wszystko się rozsypało. Zajęliśmy dziewiąte miejsce. A doświadczenie jest potrzebne, nie tylko jednostek, także zespołu. Odporność mentalna, na to co zrobi przeciwnik. Do tego odpowiedzialność za grę zespołu, za wynik. Nasza drużyna jest jedną z najlepszych na świecie, a to włącza dodatkowy "gen nerwowości".
Pojawia się myślenie, że przecież może się nie udać. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że się jest faworytem, że z faworytem słabsi zawsze grają lepiej. Musimy się skoncentrować na całej imprezie, nie na jednym rywalu. Turniej zaczyna się dzień po otwarciu igrzysk, a kończy dzień przed ich zamknięciem. Jest długi, oczywiście jeśli się wygrywa. Inne aspekty muszą zejść na drugi plan, zespół musi być odporny.
Jak zapamiętał pan igrzyska jako ich trzykrotny uczestnik?
Igrzyska to jest takie święto. Spotyka się na terenie wioski mistrzów, który znało się z telewizji i których się podziwiało. Spotkałem w wiosce olimpijskiej Teofilo Stevensona (trzykrotny złoty medalista w boksie - przyp. red.) i myślałem, że to amerykański koszykarz. Dopiero jeden z kolegów powiedział mi: "jakby cię ten koszykarz palnął, to byś chodził dwa tygodnie do tyłu". Spotyka się gwiazdy w wiosce olimpijskiej, na stołówce, na obiektach sportowych, czasem na dyskotekach.
Podczas pierwszych igrzysk czułem się kimś bardzo ważnym, mocno wyróżnionym. W Monachium było cudowne, do momentu ataku terrorystycznego. To zostało nam wszystkim w głowach. A w Montrealu byliśmy już po to, żeby wygrać medal, byliśmy faworytem i mieliśmy sporo doświadczenia. Na terenie wioski wszystko działało nieco inaczej. Do tego było zamieszanie ze sprawami politycznymi, ale tego chyba do dziś nie da się uniknąć. Każde igrzyska są inne, wszystkie to święto i ta atmosfera się udziela.
Pewnie ma pan swoich faworytów poza siatkarzami. Za kogo będzie pan trzymał kciuki?
Myślę, że mocne są wiosła i że mamy szanse w lekkiej atletyce, szczególnie w najcięższej odmianie, czyli młocie czy oszczepie. Mamy też świetnych biegaczy. No i są jeszcze kajakarze. Poza tym na igrzyskach zawsze ktoś niespodziewanie wygrywa i to jest chyba największa radość. Pamiętamy Jacka Wszołę w Montrealu. Kto mógł przypuszczać, że 18-latek wygra? To, że są niespodzianki, to coś fajnego. Że wygrywa ktoś, na kogo nikt nie stawiał. Czasem sami sportowcy są tym zdziwieni, ale to świadczy też o wielkiej koncentracji na celu i o wierze w to, że się uda.
Igrzyska przed nami, dobrze że mamy trochę czasu, żeby wyspać się w ciągu dnia. Na szczęście na emeryturze jest łatwiej. Te igrzyska będą inne, nie wolno się przemieszczać, nie wolno kibicować innym sportowcom. Przed zawodnikami inne obciążenia i inne wyzwania. Mam nadzieję, że siatkówka wygra. Trzeba kontynuować dobre występy i kolejne medalowe zdobycze. Czekać 50 lat na kolejny? To już za daleko, liczymy na medal w Tokio. Trzymamy kciuki za siatkarzy i w ogóle za całą polską reprezentację.
Więcej informacji na temat igrzysk olimpijskich w Tokio znajdziesz w naTemat. Jesteśmy #GotowiNaTokio.
Czytaj także: Gdy polscy siatkarze zdobywali złoto olimpijskie, z telewizji zniknęły reklamy. Liczymy na powtórkę
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut