Agata Wątróbska: Nie mam kompleksów, że mam znanego męża [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]

Joanna Stawczyk
– Znam swoje miejsce i swoją wartość. Nigdy nie miałam potrzeby, żeby lansować się na plecach męża – przekonuje z dumą Agata Wątróbska, która jest bohaterką czwartego odcinka mojego wakacyjnego cyklu "NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA". Aktorka i artystka kabaretowa zdradziła kulisy "Kulturalnej Szarpaniny". Przy okazji opowiedziała o wielkiej miłości, która łączy ją z mężem Januszem Chabiorem i psem Batmanem.
Agata Wątróbska: Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4] Fot. Maciej Stanik
Wakacje to doskonały czas na to, aby zatrzymać się, wziąć głęboki oddech i zastanowić się, czego tak naprawdę potrzebujemy, żeby nasze życie stało się lepsze. Nic nie miałoby sensu, gdyby nie ludzie, którzy wyznaczają kierunek dobrych zmian i pokazują, że pasją i uśmiechem można zawojować świat.

Mój wakacyjny cykl dla naTemat pozwoli Wam zapoznać się z bohaterami nietuzinkowymi. To barwni ludzie, którzy realnie zmieniają szarą Polskę i pokazują, że w naszym społeczeństwie i kraju wciąż są siła, kolor i potencjał na przyszłość. Rozmowy o emocjach, strachu, obawach, przeczuciach, ale także pragnieniach. Wsiadaj! "#NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA".


Agata Wątróbska szczerze o związku z Januszem Chabiorem i miłości do ról komediowych

Agata Wątróbska to aktorka teatralna i filmowa, a także artystka kabaretowa. Prywatnie jest żoną aktora Janusza Chabiora, którego poślubiła w 2020 roku. Razem z nim wystąpiła mi.in. w programie stacji TVN "Power Couple".
Agata Wątróbska szczerze o związku z Januszem Chabiorem i miłości do ról komediowych. [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]Fot. Maciej Stanik
Aktora jest także współautorką serii pt. "Ja, moja garderoba i goście", a także kanału komediowego "Kulturalna Szarpanina". Wątróbska zaraża uśmiechem, pozytywną energią i nietuzinkowym poczuciem humoru. W szczerej rozmowie zdradziła mi także w jakich barwach widzi przyszłość Polski.

Asia Stawczyk: Wiesz, że wielokrotnie rozświetliłyście mi wieczór nowym odcinkiem "Kulturalnej Szarpaniny" albo "Czesławy i jej garderoby" podczas pandemii? To był mój promyk uśmiechu w covidowym maraźmie.

Agata Wątróbska: Bardzo się cieszę i niezwykle miło mi to słyszeć. To był naprawdę wariacki projekt. Nie da się ukryć, że to wyszło trochę z nudów. Poza tym trzeba dodać, że prywatnie jesteśmy z Zuzą Grabowską i Adą Borek bliskimi koleżankami. Od dawna planowałyśmy, żeby wspólnie podziałać na płaszczyźnie zawodowej. Nigdy nie było wystarczająco czasu. Każda ma swoje sprawy. Można powiedzieć, że dopiero pandemia nam to umożliwiła. Zawsze chciałyśmy zrobić coś w babskim składzie, żeby pośmiać się i dać upust wybuchowemu połączeniu naszych humorów i osobowości. Z drugiej strony próbowałyśmy odczarować stereotyp, że kobiety ponoć nie są zabawne czy śmieszne. Zrobiłyśmy burzę mózgów i po prostu zaczęłyśmy tworzyć takie mini scenariusze. Czasem zapisywałyśmy urywki jakiegoś żartu, a on dawał myśl przewodnią na odcinek albo chociaż jakiś fragment.

Skąd wziął się pomysł na "Kulturalną Szarpaninę"? To twój zamysł czy raczej odtwórczyń postaci Mirelki i Baśki?

Moja postać czyli Czesława była pierwsza i ma swoją kontynuację. To pani redaktor, która błyszczy w swoim autorskim programie "Ja, moja garderoba i goście". Najpierw wyglądało to tak, że zaprosiłam każdą z dziewczyn do garderoby Czesławy. Na dobrą sprawę stworzyłam swoje przyjaciółki Mirellę (Zuzanna Grabowska) i Baśkę (Adrianna Borek). To był zaczątek do tego, żeby zrobić coś większego w kobiecym składzie. Już w garderobie bawiłyśmy się przednio. Dało to nam naprawdę masę śmiechu i pozytywnej energii, która była nam bardzo potrzebna w tamtym momencie. Siedzenie w domu nas dobijało. To było jak deska ratunkowa dla naszego samopoczucia. Zaczęło się od napisania i nagrania paru odcinków "Kulturalnej Szarpaniny". Nie da się ukryć, że ten klimat bardzo trafia w kobiecy gust. Mamy faktycznie więcej fanek w kobietach niż w mężczyznach.
Przyznam ci się do czegoś. Dowiedziałam się o "Kulturalnej Szarpanie" od znajomego i na początku w ogóle nie skojarzyłam, że to Ty jesteś żoną Janusza Chabiora. Chyba to jedna z nielicznych takich sytuacji, bo jednak duża część publiczności kojarzy cię z jego mediów społecznościowych.

Tak to prawda. Nie ukrywam, że dużą wartością jest znany mąż (śmiech). Janusz zresztą nie tylko udostępnia nasze popisy, ale także bardzo pomaga w naszych projektach. On nie robi tego jednak wyłącznie ze względu na mnie. Jemu te rzeczy też się bardzo podobają i śmieszą go. Z ręką na sercu mogę powiedzieć zatem, że nie wykorzystuję męża perfidnie. Janusz faktycznie ma ubaw po pachy przy nagraniach i tworzeniu. Sam chętnie uczestniczy w tych wygłupach. Nie mogę pominąć tego, że Janusz jest także współautorem owej garderoby. W fazie największych obostrzeń pandemia była naprawdę bardzo smutnym i dziwnym czasem. Ciężko było poradzić sobie psychicznie ze stresem i tą jedną, wielką niewiadomą, która wisiała nad nami wszystkimi. Każdy z nas stanął w martwym punkcie, nie wiedząc kiedy to się skończy i czy w ogóle wrócimy. Uważam, że ten świat po pandemii zawsze będzie inny.
Agata Wątróbska: Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]Fot. Maciej Stanik
Mi na studiach zawsze mówiono - "aktor nie gra tylko wtedy, kiedy nie żyje". Takie było przeświadczenie. Nieraz grało się spektakle w ogromnych gorączkach i na skraju wycieńczenia. Faszerowało się lekami, żeby tylko stanąć na tej scenie no, bo w końcu "aktor musi". Nagle życie pokazało, że teatr można po prostu zamknąć. On może nie działać, a świat i tak pójdzie dalej. To był wstrząsający moment, który uświadomił, że niestety da się żyć bez sztuki. Jest to możliwe mimo tego, że ludziom będzie ciężko, a świat stanie się ponury.

Mimo wszystko "Kulturalna Szarpaninia" czy "Ja, moja garderoba i goście", to humor na wyższym poziomie. Zdawałaś sobie sprawę, że przeciętny Kowalski może nie złapać żartu?

Rzeczywiście, to jest humor adresowany do specyficznej grupy ludzi np. do tych, którzy lubią Monty Pythona. Kierowaliśmy to do osób, które mają abstrakcyjne poczucie żartu. Tam nie ma nic wprost. Muszę coś wyznać. Mam dwie siostry. Jedna z nich lubi taki humor, natomiast druga niekoniecznie. Ona była dobrym krytykiem w tej kwestii. Cieszy mnie to, że jednak przy kilku odcinkach się szczerze zaśmiała, co było dobrym znakiem. Stwierdziłam wtedy, że coś musi naprawdę tkwić w "Kulturalnej Szarpaninie" skoro jakieś fragmenty przypadły do gustu osobie, która raczej nie lubuje się w tego typu humorze.

A tobie zawodowo w teatrze bardziej leżą formy komediowe? Tworząc postać Cześki pokazałaś, że masz do tego zacięcie.

Akurat to jest bardzo zabawne. W Akademii Teatralnej byłam bowiem postrzegana i sama widziałam się jako aktorkę jednak bardziej dramatyczną. Po studiach, gdy trafiłam do teatru nagle okazało się, że w większości dostawałam role komediowe. Co więcej, bardzo się w tym odnajdywałam i sprawiało mi to szaloną przyjemność. Nawet jak dostawałam rolę dramatyczną, to robiła sobie furtkę do tego, żeby momentami było tragikomicznie albo zabawnie. Bardzo mnie do tego ciągnie. Uwielbiam się śmiać. Kocham też role charakterystyczne. Zawsze szukałam takich drobiazgów, które sprawią, żeby moja postać nie była normalna np. miała drewnianą nogę, bo urwała ją bomba. Zawsze dużo roboty w teatrze było też z moimi włosami. Wymyślałam sobie, żeby każda postać miała inny kolor włosów albo inną fryzurę. Jak lecieć to po całości! Ważne jest oczywiście to, jaką historię niesie ze sobą dana postać, ale ja zawsze lubię dorzucić przysłowiowe "pięć groszy", żeby coś miało barwę.

Sama wymyśliłaś kreację postaci Czesławy czy może jest ktoś, kim się inspirowałaś?

Wykreowałam tę postać zupełnie sama. Czesława to zlepek kobiet, które spotkałam na swojej życiowej drodze począwszy od pań nauczycielek, bibliotekarek aż po urzędniczki. Myślę, że w każdej komórce Czesławy zostawiłam ślad każdej osoby, którą gdzieś już widziałam, poznałam lub słyszałam. Wskoczyłam do łazienki na 10 minut, dorysowałam wąsa, wzięłam okulary i zaczesałam koka. Gdy popatrzyłam na taką siebie w lustrze, to od razu za tym wyszedł ten specyficzny głos. Niesamowite, bo dostałam od ludzi wiele wiadomości, że sporo z nich odnajduje w tej postaci jakąś nauczycielkę z przeszłości albo ciotkę. Jednak musi być coś ultra prawdziwego w tej postaci, skoro ludzie faktycznie pisali mi takie rzeczy. Kiedy zobaczyłam i usłyszałam Cześkę po raz pierwszy, od razu pomyślałam, że taki głos musiały mieć speakerki w latach 80.

Dokładnie! My czasami z moim mężem bardzo chętnie wracamy właśnie do programów z lat 90, reklam, wiadomości czy dziennikarz. To jest naprawdę cudowna inspiracja. Ostatnio obejrzeliśmy stare "Koło Fortuny". Cudowne! To było naprawdę zabawne. Jak ktoś ma słabszy dzień, to naprawdę polecam wrócić do tych dawnych odcinków.

Planujecie kontynuować z dziewczynami kanał na YouTube? To miało wielki potencjał.

Mamy o to naprawdę dużo zapytań. Problem polega teraz na tym, że znowu nie mamy aż tyle czasu, żeby zgrać się we trójkę. Każda z nas jest zapracowana i ma swoje zlecenia. W końcu wróciłyśmy do teatru i w ogóle na scenę, więc w tym momencie jesteśmy tym pochłonięte. Pragnę jednak uspokoić. Na pewno pojawi się kontynuacja. Jeszcze nie wiem jaka, ale będzie na sto procent. Nie umiem powiedzieć, ile to będzie odcinków, ale z pewnością usiądziemy do tego z dziewczynami.

Czy jest ktoś kogo wybitnie chciałabyś ugościć w garderobie Czesławy? Widziałam, że nawet "Królowa życia", Dagmara Kaźmierska wzięła udział w waszej serii.

Dagmara ma w sobie niesamowicie dużo pozytywnej energii, jest przezabawna i sympatyczna. Była naszą wielką fanką i tak bardzo jej się to podobało, że stwierdziłam "dlaczego nie". Chcemy i tak zaprosić masę ludzi. Mam w głowie kilka pomysłów na gości, ale czasem nie mam odwagi, żeby do nich napisać. Janusz mnie cały czas motywuje.

Zdradź nam, kogo chciałabyś posadzić w tej garderobie.

Moim marzeniem jest spotkać się z Wojciechem Mannem i nakręcić taki odcinek. Chciałabym totalnie polecieć z tym nagraniem i odkleić się w postaci Cześki. Póki co, czuję się niegodna. Nie przestaję jednak marzyć. Może spodoba mu się, to co robimy i zechce do nas dołączyć któregoś razu. Marzę też o tym, żeby zaprosić Kasię Nosowską. Nie chcę też zamykać się na gości. To nie muszą być wyłącznie aktorzy, artyści czy gwiazdy z mainstreamu. Nie narzuciliśmy od początku żadnych ram. To może być moja mama, pan hydraulik, który akurat wpadł coś naprawić. Nie chcemy się ograniczać. Niech niesie to artystyczny wiatr. Marzę też o sportowcach. Piotrek Gruszka był zresztą gościem w jednym z odcinków. Byłam w szoku, że on naprawdę odnalazł się w tej przestrzeni. Piotr ma wielki talent komediowy! Już w "Power Couple" zauważyłam, że ma genialne poczucie humoru.
Agata Wątróbska: Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]Fot. Maciej Stanik
Jak bawiliście się na planie "Power Couple" TVN? Naprawdę wszyscy się tam tak zaprzyjaźniliście czy to tylko pozory na potrzeby telewizji?

Nie było tam żadnej gry pozorów. Było bardzo sympatycznie. Każdego dnia bawiliśmy się do nocy, bo trzeba było odreagować ten stres. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, graliśmy, piliśmy dobre wino lub chodziliśmy na basen. Pamiętajmy o tym, że program był nagrywany w czasie pandemii, więc dla nas możliwość spotkania się z ludźmi i namacalnego obcowania była jak lek na samotność. Wiadomo, że z niektórymi parami zżyliśmy się bardziej. To jest naturalne w kontaktach międzyludzkich. Faktycznie były osoby, które były mocno sfokusowane na uczestnictwie, rywalizacji i wygranej. My z Januszem do tego grona nie należeliśmy. Chcieliśmy zwyczajnie mieć z tego ubaw, dlatego mamy same miłe wspomnienia.

Z którą parą złapaliście najlepszy kontakt? Widujecie się w czasie prywatnym?

Od razu zaprzyjaźniliśmy się mocno z Olą i Piotrem Grzuszką. Zbliżyło nas poczucie humoru i dystans. Atmosfera na planie była bardzo zabawna i wszyscy się świetnie bawiliśmy. Do tej pory mamy grupę na Facebooku, a z niektórymi utrzymujemy kontakt prywatnie. Było to bardzo cenne doświadczenie, które dostarczyło nam fajnych znajomości.

Jakie było dla was najtrudniejsze wyzwanie w programie?

Odpowiedź będzie dość prosta, gdyż wiele zadań dla kobiet było na wysokości. Ja mam dramatyczny lęk wysokości, więc naturalnie było to dla mnie bardzo wymagające i emocjonalne. Wcześniej myślałam, że moją największą fobią są pająki, ale te zadania pokazały mi, że jest coś, co przeraża mnie znacznie bardziej. Prawie każdy challange był u mnie jakimś apogeum strachu i rollercoasterem. Janusz też przeżywał to, co się ze mną działo. Muszę wyznać, że jako jedyna nie wykonałam żadnego kobiecego zadania. Nigdy nie zmieściłam się ani w czasie ani nie dałam rady przezwyciężyć emocji. Starałam się, ale nie wyszło. Paradoksalnie te moje zadaniowe porażki bardzo nas zbliżyły z Januszem. To pokazało, że doskonałość nie istnieje, a my to rozumiemy.

Gdybyście dostali propozycję udziału w takim programie jeszcze raz, to skusilibyście się?

Jak przyjechaliśmy do domu, to zarzekłam się, że nigdy więcej czegoś takiego. Z drugiej strony my jesteśmy pozytywnie nakręconymi freakami. Uwielbiamy ludzi, zabawę i emocję. Znając życie, pogadałbym pod nosem, a ostatecznie wzięlibyśmy wino i podjęli decyzję, myśląc "a co tam!". W końcu - raz się żyje!

Razem z Januszem zdecydowaliście się na adopcję starszego pieska, którego sprawność jest już bardzo ograniczona. To dość odważny krok.

Muszę sprostować, bo nie adoptowaliśmy go razem. Janusz wziął Batmana na długo przed tym, jak się poznaliśmy. Można powiedzieć, że ja przykleiłam się do ich dwuosobowej rodziny. Trzeba zaznaczyć, że Batman ma 21 lat. Jego historia jest zatem bardzo długa. Janusz wziął go 12 lat temu ze schroniska w Przemyślu, a żeby było śmieszniej, ja też pochodzę z Przemyśla. Nasze drogi z Batmanem wówczas się nie przecięły. Janusz zabrał go ze schroniska, ponieważ potrzebował partnera do filmu. Grał z innym czworonogiem, ale nie bardzo się dogadywali. Mój mąż poznał Batmana przez cudownego lekarza Andrzej Fedaczyńskiego.

Było o krok, żeby podać mu zastrzyk usypiający, bo był przywieziony ledwo żywy, wygrzebany z przydrożnego rowu. Był połamany i wychudzony. Ten jednak otworzył jedno oczko i spojrzał na Fedaczyńskiego wzrokiem, który pokazał niebywałą wolę życia. Po wielu zabiegach Batman żył sobie przez 7 lat, kręcąc się wokół tamtejszej kliniki. Janusz zabrał go potem na plan filmowy. Batman podobno niebywale dobrze słuchał, był posłuszny i zagrał wybitnie. Ewidentnie zobaczyli w sobie bratnie dusze i nie potrafili już bez siebie żyć. Mój mąż nie był w stanie go oddać i tak oto jesteśmy kochającą się rodziną z psem.

Jak dzielicie się obowiązkami nad Batmanem? Chyba jest ciężko, bo życie zawodowe wróciło już do normy.

W grę wchodzi ogromna logistyka. Na naszej ścianie wisi wielka, magnetyczna tablica i kalendarz. Mamy pozaznaczane milionem kolorów, kto i kiedy opiekuje się Batmanem. Plan jest sprecyzowany praktycznie co do godziny. Raz Janusz z nim zostaje, a raz ja. Bywa też, że zostawiamy go z opiekunką. Co miesiąc siadamy z potężnym kalendarzem i planujemy opiekę nad psem co do minuty. Jest to naprawdę niełatwe. Nie możemy zostawić Batmana samego nawet na 10 minut.

Jest z nim aż tak słabo?

Niestety tak. Batman nie widzi, nie słyszy i ma bardzo słaby węch. Odeszły mu wszystkie zmysły. On ma tak, że śpi i gdy tylko usłyszy, że nas nie ma, to momentalnie budzi się i wpada w ogromną panikę. Gdy zorientuje się, że nie ma nas obok, to wyczołguje się z posłania. Dostaje spazmów i histerii. On po prostu się potwornie boi. Wiemy, że nie możemy go zostawiać. Z miesiąca na miesiąc jest coraz większą przylepą. Tak naprawdę od roku mamy niemowlę połączone ze staruszkiem. To jest opieka takiego typu. Nie jesteśmy w stanie pojechać na wakacje dalej niż w Polskę, bo Batman zawsze musi być z nami. Samolot jest wykluczony. Tylko jak jest trzymany na rękach, czuje się bezpiecznie i jest mu dobrze. Fedaczyński idealnie odczytał z oczu Batmana, że on naprawdę ma niespotykaną wolę życia, a my nie mamy serca odebrać mu tej drogi. Marzymy o tym, żeby zasnął sam, nie męcząc się.

Myślicie o kolejnym psim dziecku, gdy Batmana zabraknie?

Na razie o tym nie myślimy, bo mamy dużo zaległych wyjazdów. Przez lata mieliśmy ograniczone podróżowanie, dlatego chcielibyśmy odwiedzić też rodzinę i przyjaciół, których mamy za granicą. Gdy zabraknie Batmana, na pewno będziemy potrzebowali dłuższej chwili na ochłonięcie, bo to jednak nasza wielka miłość. W przyszłości nie wykluczamy jednak takiej ewentualności, bo psiarzem zostaje się do końca. Nie mówimy nie.

Mieliście sytuację, że ludzie oceniali wasze małżeństwo na podstawie tego, że jest między wami spora różnica wieku?

Między nami jest 18 lat różnicy. Takie momenty bywały, ale bardzo sporadycznie. Faktycznie ktoś potrafił napisać coś à propos naszego wieku. My nie czujemy tej różnicy. Prawdę mówiąc, ani Janusz nie jest taki stary ani ja nie jestem taka młoda. Patrząc na statystyki, jak wiele par rozstaje się czy rozwodzi, to nie ma reguły. Niektórzy zbyt pochopnie wchodzą w związki. Są młode małżeństwa albo w tym samym wieku i wcale nie oznacza to ich powodzenia. My nie mamy żadnego kompleksu na poziomie tej różnicy.
Agata Wątróbska: Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]Fot. Maciej Stanik
Liczy się to, że się lubimy, kochamy i rozumiemy. To, ile mamy lat i w którym momencie nasze drogi się zeszły, nie ma znaczenia. Dzięki Bogu, że w ogóle się zeszły. Spójrzmy na to, jak wielu ludzi nigdy nie będzie miało możliwości poznać i przeżyć swojej wielkiej miłości. My czujemy, że dostaliśmy wielki dar. Staramy się to bardzo chronić i stale przypominać, jak dużo szczęścia nas spotkało. Najważniejsze jest to, żebyśmy żyli razem w zdrowiu. Nic więcej nam nie potrzeba.

Jaki był najbardziej przykry komentarz, który usłyszałaś w związku z tym?

Tego co gadają obcy ludzie, nawet nie czytamy i nie bierzemy pod uwagę. To są bzdury, które powstają z nudy i ewidentnego nieszczęścia jednostki. Nigdy nie usłyszeliśmy natomiast żadnego przykrego komentarza od naszych rodzin, bliskich czy przyjaciół. Ludzie w naszym środowisku artystycznym poczuli wielką radość, gdy zobaczyli nas razem. Ci, którzy dobrze znają nas oboje, od razu wiedzieli i czuli, że trafił swój na swego.

Jak myślisz, dlaczego jest tak, że Polacy tak bardzo krytycznie patrzą, jak ludzie dobierają się w pary ze starszą lub młodszą osobą?

Nie mam zielonego pojęcia. Bardzo ubolewam nad tym, że żyjemy w tak nietolerancyjnym kraju i niestety to się pogłębia. Bardzo mnie to martwi. Nie ukrywam, że drżę o naszą przyszłość. Nie podoba mi się w jakim kierunku rządzący prowadzą nasz kraj. Kościół także zmierza w bardzo złym kierunku. Połączył się z polityką, tworząc chory związek. Tak nie powinno być. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, więc tym bardziej mnie to kłuje w serce. Cieszę się, że w końcu świat usłyszał o tragediach, które dzieją się z udziałem księży i kapłanów. Mam na myśli wszystkie dramatyczne sprawy związane z molestowaniem czy pedofilią. Nie patrzę na to zero jedynkowo, bo wierzę w dobrych i mądrych kapłanów. Takich też spotykałam na swojej drodze. Mam jednak dość mieszane uczucia, patrząc na przyszłość Polski. Obawiam się, że czeka nas rewolucja. Mam nadzieję, że jednak to dobro zwycięży.

Można temu jakoś dopomóc? Wszyscy mamy wpływ na to, w jakiej Polsce obudzimy się za kilka lat.

Patrzmy bardziej na drugiego człowieka. Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem, który daje nam świat. Nie bójmy się różnorodności i tego, że przykładowo ktoś ma fioletowe włosy. Nie zapierajmy się nogami i nie wmawiajmy sobie, że jest zły tylko dlatego, bo ma inne poglądy lub czuje inaczej. Potrzeba odkleić pewne łatki, otworzyć się i dodać świadomości zwłaszcza w mniejszych miastach. Trzeba weryfikować słowa, które spływają z ambony i wziąć pod uwagę, że po drugiej stronie też dzieją się różne rzeczy. Świat się rozwija, dlatego też czytajmy więcej, podróżujmy i bądźmy gotowi na inność. Rozwijajmy w sobie także wrażliwość.

Wyglądacie z Januszem na bardzo zgodną parę i małżeństwo. Macie jakąś receptę na szczęśliwą i zdrową relację?

Nie mamy takiej recepty. O takie wskazówki można dopytać małżeństwo, które jest ze sobą 50 lat. Każdy człowiek, para i związek jest inny. U nas działa to, że słuchamy się nawzajem i staramy się być wyrozumiałymi. Pielęgnujemy także wartość, która nas uskrzydla, czyli poczucie humoru. Ono potrafi rozładować największe napięcie.

Zdarzyło się, że ktoś ocenił cię na płaszczyźnie zawodowej tylko przez pryzmat tego, że jesteś z Januszem Chabiorem?

Osobiście tego nie odczułam. To, co myślą ludzie, to jest ich broszka. Nie mam też kompleksów, że mam znanego męża. Zupełnie szczerze uważam, że Janusz jest jednym z najlepszych, polskich aktorów. Posiada niebywały kunszt artystyczny. Zdaję sobie sprawę z tego, że ktoś może wpaść na taki pomysł, ale ja też mogę powiedzieć wiele o sobie. Zrobiłam w swoim życiu zawodowym masę wartościowych projektów. Znam swoje miejsce i swoją wartość. Nigdy nie miałam potrzeby, żeby lansować się na plecach męża. Ogromnie cieszę się, że on odnosi sukcesy. Bardzo mu w tym kibicuję. On również niesamowicie we mnie wierzy. Dopełniamy się i nakręcamy energią i wiarą.

Masz jakieś aktorskie marzenie? Aspirujesz do większych filmowych produkcji czy jednak miłość do teatru wygrywa?

Oczywiście, że mam. Marzę o tym, żeby skonstruować jakąś wielką, filmową postać. Od początku do końca zagrać postać z krwi i kości. Stworzyć wręcz takie "rólsko". Bardzo chciałabym też wyreżyserować spektakl. Po studiach aktorskich miałam nawet iść na reżyserię. Cały czas kręcę się wokół tego, więc pewnie prędzej czy później do tego usiądę.

Jest reżyser, który mógłby spełnić to filmowe marzenie?

No pewnie, że jest! Chciałabym zagrać u Tarantino, ale co zrobić... Niestety wyprzedził mnie Rafał Zawierucha (śmiech)!

A któryś z polskich reżyserów cię przekonuje?

Bardzo podoba mi się kino, które proponuje Maciek Kawulski. Wchodzi na naprawdę światowy poziom. Miałam to szczęście, że udało mi się u niego zagrać. Nie mogę powiedzieć więcej, bo to wciąż tajemnica. Na pewno jedno z moich małych marzeń się spełniło. Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze nasze drogi zawodowe się zejdą.

Ty i Janusz zarażacie ludzi uśmiechem. Zawsze znajdą się jednak zrzędy i hejterzy. Dlaczego Polacy tak rzadko się uśmiechają?

Wydaje mi się, że po części to kwestia klimatu. Serio! Zawsze marzyłam o tym, żeby zobaczyć Nowy Jork. Udało się to, mimo tego, że potwornie boję się latać. Z tego lotu powstał nawet felieton, który napisał Mariusz Szczygieł, siedzący obok mnie. Jak już tam dotarliśmy, byłam w szoku. Chodziłam pięć dni, śmiejąc się w kółko. Ludzie zaczepiają cię tam, życzą dobrego dnia i ciągle się uśmiechają. Nie dało się być tam ponurym. Kiedyś trzeba było jednak wrócić do domu. Wylądowaliśmy w Polsce i poczułam jakby cięższe przyciąganie ziemskie. Wysiadłam z samolotu i pierwsze co spotkało mnie na lotniku, to mężczyzna z gburowatą miną, który wpadł na mnie z walizką. Gość nawet nie przeprosił.
Agata Wątróbska: Nie brońmy się przed współczesnym kolorytem [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #4]Fot. Maciej Stanik
Tak samo, gdy byłam na Sycylii. Ludzie celebrują tam życie i cieszą pysznym jedzeniem i swoim towarzystwem. Inną sprawą jest słońce, które jednak dodaje sporo pozytywnej energii. Nie chcę być też bardzo sceptyczna. Trzeba pamiętać o historii i o tym, co spotkało starsze generacje. W Polsce naprawdę nie było łatwo i ta blizna wciąż jest w nas. Młode pokolenie jest zupełnie inne. Mam nadzieję, że za jakiś czas zrzucimy te kajdany i poczucie stłamszenia na cześć uśmiechu i życzliwości.
Czytaj także: Damian Dawid Nowak: Konflikt jest niezbędny do wzrastania [NASTĘPNA STACJA - PIĘKNA POLSKA #3]

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut