Afera: Naukowiec miał proponować wystawienie dyplomu za pieniądze. W tle nazwiska czołowych piłkarzy

Anna Świerczek
Związany ze światem sportu dr hab. Zbigniew D. miał zaproponować studentce wystawienie dyplomu uczelni w zamian za 2,5 tys. zł. Naukowca zatrzymano, a niedługo potem wyszły na jaw inne kontrowersyjne fakty. Okazało się, że prowadził on intensywną korespondencję ze znanymi piłkarzami i ich rodzinami, a w swoich materiałach miał przygotowany m.in. dyplom magisterski dla Roberta Lewandowskiego. Dziennikarz Onetu dotarł do szczegółów tej sprawy.
Związany ze światem sportu dr hab. Zbigniew D. miał zaproponować studentce wystawienie dyplomu uczelni w zamian za 2,5 tys. zł. Naukowca zatrzymano, a niedługo potem wyszły na jaw inne kontrowersyjne fakty. fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Jak donosi Onet, związany ze światem sportu naukowiec Zbigniew D. wpadł przez przypadek. W 2019 roku ówczesny kanclerz prywatnej Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi, której rektorem jest jego żona, miał zaproponować pewnej absolwentce 2,5 tys. zł za dyplom bez konieczności uczęszczania na zajęcia lub zdawania egzaminu.

Kobieta była oburzona, bo zależało jej na nauce, a nie na tytule. Sprawę zgłosiła więc policji. Funkcjonariusze przygotowali zasadzkę i przyłapali dr hab. Zbigniewa D. na gorącym uczynku. Prokuratura postawiła naukowcowi zarzut wzięcia łapówki w związku z pełnieniem funkcji publicznej. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia.


Niedługo po zatrzymaniu policja, przeczesując telefon Zbigniewa D., znalazła informacje znacznie ciekawsze od sprawy podrobienia dyplomu dla ambitnej absolwentki. W telefonie była bowiem korespondencja doktora ze znanymi sportowcami i ich rodzinami o wszelkiego rodzaju dyplomach. Dziennikarz Onetu Łukasz Cieśla poznał treść tych wiadomości.
Czytaj także: Wiadomo, ile lat studiował świeżo upieczony magister Lewandowski. Trochę mu się zeszło

Z zapisów komunikatora w telefonie Zbigniewa D. wynika, że naukowiec rozmawiał z żoną piłkarza Anną Lewandowską oraz innymi osobami z jego otoczenia o magisterce dla kapitana polskiej kadry narodowej. D. miał także proponować kolejne tytuły naukowe dla obojga małżonków.

Śledczy mieli ponadto znaleźć zdjęcie dyplomu magisterskiego dla Roberta Lewandowskiego z pieczątką Uczelni Nauk Społecznych. Był to dyplom magistra pedagogiki, specjalność "Przedsiębiorczość i zarządzanie w usługach społecznych i edukacyjnych". Piłkarz miałby, na co wskazuje data na dyplomie, obronić magisterkę 24 marca 2018 r. na ocenę "dobrą".

Dyplom dla Roberta Lewandowskiego z marca 2018 r. to zaskakująca historia. Jak zauważa dziennikarz Onetu, piłkarz nigdy publicznie nie powiedział ani słowa na temat nauki na uczelni w Łodzi, a zaledwie rok wcześniej obronił licencjat w Warszawie. Co więcej, magisterkę w Łodzi piłkarz miałby bronić w trakcie zgrupowania kadry narodowej, między dwoma meczami.

Przypomnijmy, że w październiku 2020 roku Lewandowski chwalił się innym osiągnięciem, bo obronił pracę magisterską w Wyższej Szkole Edukacja w Sporcie w Warszawie. W swojej pracy analizował skład ciała i wydolność tlenową studentów tej uczelni.
Pani rektor łódzkiej uczelni, jednocześnie żona Zbigniewa D., zapewniła dziennikarzy Onetu, że piłkarz rzeczywiście obronił dyplom w trakcie zgrupowania kadry. Stwierdziła, że łódzka uczelnia, na jego wyraźną prośbę, niczego nie ujawniała w mediach.

Dodajmy, że Robert Lewandowski nie jest jedynym piłkarzem, którego nazwisko przewija się w materiałach ze śledztwa przeciwko doktorowi D. Wśród dokumentów znalezionych u naukowca znalazło się także zdjęcie dyplomu licencjackiego dla Jacka Góralskiego, pomocnika reprezentacji Polski. Z rozmów na komunikatorze wynika, że Góralski rzekomo miał zapłacić za dyplom 10 tys. zł.
Ponadto u naukowca z Łodzi policja znalazła także zdjęcia dyplomów maturalnych wystawionych na Łukasza Damiana Milika oraz Arkadiusza Krystiana Milika, czyli kolejnego piłkarza polskiej reprezentacji. Jego brat Łukasz jest dyrektorem akademii piłkarskiej Górnika Zabrze.

W przypadku Arkadiusza jego dyplom był tłumaczony m.in. na język włoski. Został wystawiony w okresie, gdy Milik grał w SSC Napoli, czołowym zespole włoskiej ligi piłkarskiej.

"Ani policja, ani prokuratura nie przesłuchały dotąd nikogo z piłkarzy"


Dziennikarze Onetu skontaktowali się z obrońcami Zbigniewa D. Radca prawny Marek Rusiecki najpierw przekazał, że jego klient jest niewinny, by po chwili przyznać, że naukowiec z Łodzi przyznał się do jednego stawianego mu zarzutu – chodzi o fałszywy dyplom dla kobiety, która propozycję oszustwa zgłosiła policji.

Ani policja, ani prokuratura nie przesłuchały dotąd nikogo z piłkarzy ani żadnej znanej postaci spośród osób przewijających się w korespondencji dr. D. Co ciekawe, nawet jeśli prokuratura stwierdzi, że niektórzy sportowcy dostali fikcyjne dyplomy, to niekoniecznie usłyszą zarzuty.

Śledczy podkreślają, że zgodnie z przepisami art. 270 kodeksu karnego do przestępstwa dochodzi dopiero wtedy, gdy ktoś fałszywego dyplomu używa, np. składając ów dyplom w jakimś urzędzie czy instytucji.

Po publikacji artykułu pełnomocnik Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi przesłał do naszej redakcji pismo, w którym stwierdza, że nie jest prawdą, jakoby jakikolwiek dyplom ukończenia uczelni został sfałszowany lub sprzedany przez Zbigniewa D., jak i innych pracowników oraz że Zbigniew D. nigdy nie pełnił funkcji kanclerza uczelni (informację taką podał Onet.pl).

Czytaj także: Powstaje dokument o Robercie Lewandowskim dla Amazona. "To będzie historia wzlotów i upadków"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut