Ballada podwórkowa o Zośce Klepackiej, sportsmence wyklętej, która powinna być przykładem

Helena Łygas
Medal olimpijski to dla Zofii Klepackiej znacznie więcej niż sportowe trofeum. Zaczęła marzyć o nim jeszcze zanim nauczyła się czytać. Dziś Zośka oburza oraz krzywdzi poglądami i jest w dużym stopniu produktem populistycznych polityków, księży i klasowego wykluczenia. Ale nie zmienia to faktu, że jej życie to jedna z bardziej inspirujących, ale i pouczających historii polskiego sportu.
Zofia Klepacka podczas ślubowania olimpijskiego fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Jest lato 1992 roku, jedno z najgorętszych i najsuchszych jakie pamiętają warszawiacy. Okna są pootwierane na oścież całe noce. Mieszkańców co jakiś czas budzą pijackie burdy, ale co robić? Śródmieście Południowe nie przypomina w niczym tego dzisiejszego. Klimatyzacji nikt tu nie ma, a na tle przedwojennych kamienic, które nie doczekały się jeszcze rewitalizacji, zadbany wydaje się nawet nieremontowany od 40 lat Plac Konstytucji pełen bud z hot-dogami.

Liga podwórkowa



Asfalt topi się w słońcu, a betonowe płyty grzeją, jak gdyby pod spodem ktoś zainstalował centralne, ale chłopakom z dzielnicy to nie przeszkadza. Tabliczek „zakaz gry w piłkę” (które 20 lat później Klepacka skomentuje w mediach społecznościowych „to gdzie ku**a grać”) brak. Trzeba tylko uważać na kapliczkę. Matkę Boską podwórkową szanują nawet największe łobuzy.


Z chłopakami często gra w nogę Zośka. Normalnie pewnie by jej nie pozwolili, ale ma farta, czyli w tym przypadku starszego o pięć lat brata. Chociaż może to nie tylko to? Wcale nie jest taka zła. A poza tym chodzi na Legię, no i kocha Deynę. Oni wszyscy kochają, ale w przypadku dziewczyny nie jest to wcale takie oczywiste.

Lato upływa jak zwykle – na podwórku. Różni się tylko tym, że wkrótce Zosia zacznie naukę w podstawówce kilka ulic dalej. Nie polubi nauki, zresztą z wzajemnością, ale jeszcze o tym nie wie.

Z Barcelony do Tokio



Wreszcie nadchodzi 25 lipca 1992 roku i podwórka nagle pustoszeją. Zaczynają się Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie, w których Polska po raz pierwszy od ponad 50 lat występuje jako wolny kraj.

Dla Zośki to też będzie pierwszy raz – ma siedem lat i poprzedniej Olimpiady nie pamięta. Transmisja z Barcelony na zawsze zmieni jej życie.

Pośród odrapanych śródmiejskich kamienic, w głowie najmłodszego z siedmiorga dzieci kucharki i pracownika pralni rodzi się marzenie – złoty medal olimpijski. Za dzieciaka będzie się jej ukazywał we śnie.

Po latach, wychowana wśród betonu, metalu i asfaltu Klepacka, będzie musiała odpowiadać raz za razem na pytanie "dlaczego windsurfing". Ale nie wspomina ani o prędkości, ani o widokach czy etosie i historii dyscypliny. Mówi, że staje się częścią wody i wiatru, wtapia się w krajobraz, nie musi myśleć, tylko po prostu jest.

W zdrowym ciele, zdrowy duch?



Na razie ma tylko siedem lat. Nie zna wody i wiatru, ale już marzy o Igrzyskach. Nikomu o tym nie mówi, ale okazuje się, że Matka Boska z podwórka czuwa.

Ojciec Zośki, warszawiak z dziada pradziada, może i nie jest intelektualistą, ale bardzo troszczy się o rodzinę. Nie chce, żeby jego dzieci spędzały czas po szkole włócząc się samopas po mieście, tym bardziej, że w Śródmieściu towarzystwo mieszka, delikatnie mówiąc, nie najciekawsze.

Może to nie Praga, ale klasa średnia nie przeważa nad patologią. Maciej Klepacki wierzy w sport, dlatego zapisuje dzieci na zajęcia w Pałacu Kultury.

Zośka spróbuje tam między innymi akrobatyki, tańca, siatkówki, skoków do wody i pływania synchronicznego. Co z tego, że najbardziej na świecie kocha piłkę nożną? W latach 90. dziewczynki w nogę grają co najwyżej na podwórku.

Jej brata ojciec zapisuje na żeglarstwo, swoją nieodżałowaną pasję z młodości. Choć sport, podobnie jak tenis czy golf, konotacje ma dziś raczej elitarystyczne, Polska Ludowa pozwalała młodzieży zakosztować smaku luksusu tak długo, jak młodzież miała szanse dołożyć cegiełkę do budowania wizji potęgi socjalizmu.

Mała, chuda, zaryczana



Na jedne z regat Filipa ojciec zabiera i Zośkę. Siedzenie w łódce wydaje się jej średnio ciekawe, ale nad zalewem po raz pierwszy w życiu widzi windsurferów. Błaga tatę, żeby pozwolił jej spróbować.

Klepacki idzie więc z córką do klubu sportowego. Trener patrzy na 10-latkę i kręci głową – mała, chuda, a sprzęt swoje waży. Mówi, żeby wróciła za kilka lat. Zośka zaczyna płakać. Trener nie jest do tego przyzwyczajony. Macha ręką i każe ojcu przywieźć ją za tydzień, zakładając, że to tylko fanaberia.

Potem w jednym z wywiadów powie, że nie wie, jakim cudem namówiła nieznajomych chłopaków, żeby pomogli jej zmontować i przenieść sprzęt na wodę.

Cud był prosty – Zośka od małego znakomicie dogadywała się z facetami. Była bezpośrednia, nie wdzięczyła się, a do tego umiała zdobyć szacunek, nie inaczej niż na dzielni.

Zaczyna trenować i szybko okazuje się, że ma talent. Tyle że to już nie PRL, żeby przejść na wyższy poziom, dobre chęci nie wystarczą. Rodzice Zośki nie są zamożni, a w dodatku jej ojciec czuje się coraz gorzej i nie może pracować tyle co dawniej. Mimo to, Maciej Klepacki sięga po żelazne rezerwy i kupuje córce deskę za 1000 dolarów.

Zośka wie, że to ogromne pieniądze i czuje odpowiedzialność, tym bardziej, że wychowała się w kulcie dziadka-powstańca, który poświęcił się dla Polski. Teraz tata poświęcał przyszłość rodziny dla niej, więc nie może zawieść.

Wkrótce zostaje młodzieżową mistrzynią Polski pokonując znacznie starsze zawodniczki. Ma 12 lat, gdy wygrywa swoje pierwsze mistrzostwa Europy juniorów. Z tej okazji pokaże ją Telewizja Polska, bo krótkowłosa dziewczynka z krzywymi zębami jest najmłodszą, a jednocześnie najbardziej utytułowaną zawodniczką w kraju.
Zofia Klepacka "za mała i za chuda" jako juniorkafot. Facebook / Zofia Klepacka

Ręce Klepackich: jedna twarda i druga złamana



Mimo sukcesów wciąż trenuje pływanie, w którym idzie jej znacznie gorzej niż na żaglach. Ale weekendy nad Zalewem Zegrzyńskim w szkole sportowej nie wystarczą, a Zośka orłem nie jest.

Jeszcze w liceum (również sportowym) będzie zrywała się o 5 rano, żeby przed lekcjami zaliczyć basen. I choć trener woli dziś o Klepackiej nie opowiadać, w jednym z archiwalnych wywiadów zachowała się historia z tamtych czasów, dająca wgląd w to, jak została wychowana.

Gdy dziewczynka łamie rękę, trener usztywnia ją przy pomocy kija od szczotki i odwozi do domu. Ojciec akurat gotuje obiad (będzie je robił także dla dzieci Zośki), więc każe jej iść do szpitala. W końcu mieszkają w Śródmieściu, daleko nie ma.

Na miejscu Zośka słyszy, że "dziś nie gipsują". Idzie do następnego, ale jest problem – personel niepokoi się i wypytuje, gdzie są jej rodzice. Klepacka nie rozumie dlaczego.

Już jako olimpijka powie w jednym wywiadów, że stara się, żeby jej dzieci nie miały "dwóch lewych rąk”, mimo że ani Mariano ani o cztery lata młodsza Marysia nie będą mieli wówczas nawet po 10 lat.

Ale to będzie później. Tymczasem jest 2002 rok i Zośka po raz pierwszy ma kryzys. Trener widzi w niej przyszłą mistrzynię i naciska, by trenowała więcej niż rówieśniczki. Gdy stawia się albo nie przykłada, trener zarządza karne biegi po kilka kilometrów. Żeby nie oszukiwała, jedzie za nią samochodem.

Serce i dusza



Zośka ma dość. Chce włóczyć się ze znajomymi, słuchać hip-hopu i chodzić na Żyletę. Wciąż kocha windsurfing, ale przecież nie pisała się ani na to całe bieganie ani na treningi siłowe. Gdy jej ojciec trafia niespodziewanie do szpitala, przestaje trenować.

Maciej Klepacki od lat ma problemy z sercem, ale teraz czeka go przeszczep, kwalifikuje go do niego sam profesor Religa. 15-letnia Zośka nie spędza jednak czasu, który poświęcałaby na treningi z ziomkami z osiedla.

Codziennie modli się, żeby tata przeżył, a noc po jego operacji spędza na klęczkach. W sporcie tak to przecież działa – nie ma, że boli, nie ma, że się nie chce. Jeśli starasz się do granic wytrzymałości, przychodzi efekt.

Przeszczep się przyjmuje, a Zośka uznaje, że to cud. Zaczyna wierzyć znacznie mocniej niż wcześniej. Jezus i Matka Boska Podwórkowa oddali jej tatę.

Zdrowiejącemu ojcu wyznaje, że ma już dość treningów, ale słyszy, żeby wystartowała chociaż w najbliższych zawodach, a potem zdecyduje. Tak się składa, że to mistrzostwa świata juniorów.

Zośka wciąż ma 15 lat i mimo przerwy w treningach zdobywa złoty medal. Niektóre rywalki trenują nawet i dwa razy dłużej niż ona, często mają sponsorów lub bogatych rodziców, a już na pewno większość z nich mieszka nad lepszymi akwenami niż podwarszawski Zalew Zegrzyński.

I ojciec zaczyna w niej widzieć przyszłą mistrzynię. Poucza, żeby zawsze równała do lepszych od siebie, nie osiadała na laurach i że brązowy medal jest dobry, ale złoty jest lepszy. Zośka przyswaja tę lekcję aż za dobrze, ale ojciec wie, kiedy wywierać na niej presję, a kiedy odpuścić.

Gdy w 2017 roku Klepacka wróci wściekła z mistrzostw świata, tylko on potrafi ją pocieszyć i ustawić sprawy w odpowiednim świetle. Może i zdobyła czwarte miejsce, ale wszystkie medale zgarnęły Chinki, więc w Europie wciąż nie ma sobie równych.

Po juniorskim złocie w nastolatce wciąż jest bunt, ale nie myśli już o rzuceniu treningów. Zaplata za to dredy i robi pierwszy tatuaż. Potem będzie ich miała więcej. Na przykład konika morskiego wśród fal na pamiątkę spotkania swojego przyszłego męża na Maderze. Siódemkę – bo tyle było ich w domu, krzyż z sercem, błękitną dziewczynę z deską wśród fal, napis NZŚP (na zawsze Śródmieście Południowe).

Damska bokserka



Samorodny talent i co weekendowe treningi to za mało w klasie seniorek, do której niebawem ma wejść Zośka. Choć wyrosła, wciąż jest chuda i ma słabe ramiona. Trener wymyśla dla niej boks i każe iść do Hali Gwardii, gdzie wciąż jeszcze działa legendarny klub sportowy.

Zośka na początku boi się, czy nie będą śmiali się z niej i z jej dredów. Jako nastolatka robi się nieśmiała, a do tego jest 2003 rok – o boksie wie tylko tyle, że to bardzo męski sport. Trenujący go faceci, przeważnie wielcy i umięśnieni, wyglądają dla niej groźnie, w przeciwieństwie do kolegów z Żylety.

Mimo obaw szybko zaprzyjaźnia się z chłopakami, a nowy trener staje się dla niej mentorem nie tylko w boksie. Potem powie w jednym z wywiadów, że sporty walki dały jej coś więcej niż silniejsze ramiona i lepszą koordynację. Zośka przestaje się bać.

Senior years



Wkrótce po raz pierwszy startuje na dużych zawodach jako seniorka. Nie jest jej łatwo – jako juniorka raz po raz stawała na podium, a podczas mistrzostw świata w Turcji kończy z 20. lokatą.

Mimo to, w Polsce nie ma sobie równych i kwalifikuje się na Igrzyska Olimpijskie w Atenach. Chodzi jeszcze do szkoły, ale zajmuje 12. miejsce. Nie zniechęca się i szybko pnie się w międzynarodowych klasyfikacjach. Rok po Atenach na mistrzostwach świata jest już piąta. W 2006 czwarta, żeby w 2007 sięgnąć po złoto.

Ma 21 lat i po raz kolejny jest najlepsza na świecie. Medal olimpijski co prawda już nie przychodzi do niej we śnie, ale Zośka zaczyna nieśmiało myśleć, że ma na niego szanse.

Tyle że w międzyczasie na zawodach w Portugalii poznaje przystojnego Argentyńczyka Lucia Nocetiego. Na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie poprawia wynik z Aten, ale do podium wciąż jest daleko. No a potem zachodzi z Nocetim w nieplanowaną ciążę. Biorą ślub, a Lucio przeprowadza się dla Zośki do Warszawy.
18-letnia Zofia Klepacka tuż przed startem w swoich pierwszych Igrzyskach Olimpijskich w Atenach w 2004 rokufot. Roman Jocher
Zośka i Lucio mają po 23 lata i tak naprawdę się nie znają. Ona nie mówi po hiszpańsku, on – po polsku, a ich związek rozwijał się dotychczas gdzieś w tle treningów. W 2009 roku na świat przychodzi Mariano, a Zośka po raz pierwszy od sześciu lat nie startuje w mistrzostwach świata seniorek.

Przechodzi jej przez myśl, że to już koniec jej kariery, ale dziewczynom wychowanym tak jak ona – w kulcie rodziny i głębokiej wierze – nie mieści się w głowie, że w ogóle można żałować decyzji o dziecku. Tym bardziej, że szybko odnajduje się w macierzyństwie, a Mariano nazywany przez nią Mańkiem staje się jej oczkiem w głowie.

Klepacka nie myśli jednak o zawieszeniu kariery. Wkrótce wraca na wodę, a z dzieckiem zostaje Noceti. Wybór jest oczywisty, bo i Zośka jest od niego znacznie bardziej utytułowaną zawodniczką. Na mistrzostwach świata w następnym roku jest piąta, ale zaciska zęby i trenuje jeszcze ciężej. W 2011 wraca na podium i zdobywa srebrny medal.

Porwanie rodzicielskie



Tymczasem za pasem kolejne Igrzyska Olimpijskie, ale przygotowania nie są łatwe, bo między nią a Luciem zaczyna się psuć. Dramat, który rozegrał się wówczas w życiu Klepackiej opisze dopiero Elżbieta Turlej w "Newsweeku", już po tym jak Klepacka zacznie być znana ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi.

Zimą 2012 roku, gdy Zośka jest na zgrupowaniu, Noceti znika. W sekrecie pakuje swoje rzeczy, zabiera trzyletniego Mariano i wraca z nim do Argentyny. Zrozpaczona Zośka natychmiast przerywa treningi i leci na miejsce. Murem stoją za nią przyjaciele – załatwiają miejsce, gdzie mogłaby się zatrzymać, znajdują prawnika. Lucio nie chce słyszeć o oddaniu syna, w końcu to on go wychował.

Nie wiadomo, ile czasu Klepacka spędza w Argentynie, ani co przekonuje Nocetiego, ale do Polski Zośka wraca z Mańkiem. Według źródeł Turlej, po tym wydarzeniu zaczyna panicznie bać się o syna, instaluje monitoring i prosi ojca, żeby z nią zamieszkał. Zmusza się, żeby wrócić do treningów przed Olimpiadą w Londynie.

Pod szczęśliwą gwiazdą



To start w wielkim stylu. Po karnym okrążeniu Klepacka spada z 5. na 21. miejsce, ale mimo to w finale sięga po brąz. O swoim triumfie napisze: "Zwykły dzieciak z szarego podwórka spełnił swoje marzenia".

Wraca do kraju i z dnia na dzień staje się jedną z największych gwiazd minionych igrzysk. Powodów jest kilka. Ludzi wzrusza, że młoda matka poleciała do Londynu z synkiem. Nie wiedzą, że na Igrzyska Zośka zabiera ze sobą Mariano ze strachu.

Do tego głośno robi się o tym, że ma zamiar przeznaczyć medal na aukcję charytatywną. Zuzia ma 10 lat, jest sąsiadką Zośki i choruje na mukowiscydozę. Na długo przed wyjazdem do Londynu Klepacka obiecuje jej rodzicom, że jeśli uda się jej zdobyć medal, odda go na licytację.

W trakcie Igrzysk zadzwoni do Zuzi, bo gryzą ją wyrzuty sumienia. Wie już, że w finale będzie startowała z 21. pozycji, więc szanse na podium ma niewielkie. Dziewczynka mówi, że w sumie to nieważne, ale żeby się nie poddawała. Dodaje, że widziała Klepacką w telewizji i była dumna, że w ogóle ją zna. Zośka dumna być nie potrafi, wstydzi się, że zawiodła Zuzię.

Ale nadchodzi dzień finału i przechodzi samą siebie. Gdy przepływa metę i wie już, że zdobyła medal, kamery pokazują, że płacze zakrywając twarz dłońmi. Paznokcie ma poobgryzane, z resztkami czerwonego lakieru.
Zofia Klepacka odbiera brązowy medal podczas Olimpiady Olimpijskiej w 2012 rokufot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
O Zośkę upomina się po powrocie nawet prasa kobieca z segmentu premium, tym bardziej, że sporty wodne od kilku lat są ekstremalnie modne – pół Warszawy jeździ pod miasto na wakeboardy, a na Hel, żeby popływać na kite'cie albo windsurfingu.

Dziennikarki bazując na tekstach o Klepackiej z prasy branżowej wypytują ją o tego wspaniałego męża, który poświęcił dla niej karierę i zachwycają się, jaka to musi być szczęśliwa – taki facet, a teraz jeszcze medal!

Zośka nie wie, co powiedzieć. O tym, jak potraktował ją Noceti, wiedzą tylko przyjaciele i jej rodzina, a poza tym boi się oczerniać go w prasie. Nie mają nawet rozwodu. Przytakuje więc dziennikarkom, a pytana o powiększenie rodziny mówi, że może po Olimpiadzie w Rio. Ale do Brazylii nie pojedzie. Ma już wtedy dwoje dzieci i po raz pierwszy w życiu, nie uda się jej zakwalifikować na Igrzyska.

Marysia rodzi się już w 2013 roku. Gdy Klepacka stanie się postacią tyle kontrowersyjną, co znienawidzoną, internauci wyciągną jej, że taka z niej katoliczka, a przecież Marysia nie jest córką jej męża, tylko "jakiegoś faceta".

Batman Forever



"Jakiś facet" to dwa lata starszy od Zośki Michał Pater. Znają się na długo przed tym, jak zaczynają być parą. Pater też jest z Warszawy, podobnie jak Zośka obraca się w środowisku raperów i od lat pływa na wakeboardzie. Łączy, a może nawet zbliża ich jeszcze jedna postać – Filip Dymkowski, kitesurfer z Ursynowa, nazywany w środowisku "Batmanem" ze względu na widowiskowe loty na kite'cie.

Gdy latem 2011 roku Batman nie wraca do domu, szukają go znajomi z całej Polski. Rozlepiają plakaty i nagłaśniają akcję w internecie. Z prasą gada brat Dymkowskiego i jego najlepszy przyjaciel – Michał Pater.

W listopadzie służby znajdują ciało młodego mężczyzny, prawdopodobnie w wodzie, bo identyfikacja bez badań DNA jest niemożliwa. W pobliżu leży plecak Filipa. Pogrzeb odbędzie się, gdy Zośka jest już w Londynie. Startuje z symbolem Batmana wymalowanym na żaglu. Potem powie, że czuła, że Dymkowski jest z nią na wodzie i jej pomaga.

Zośka online


Mija kilka lat, a Klepacka zakłada konto na Instagramie. Co pomyślałby o niej ktoś, kto nie wiedziałby, że jest medalistką olimpijską i wielokrotną mistrzynią świata i Europy? Pewnie, że jest warszawską dresiarą-patriotką.

Początkowo na jej profilu częściej pojawiają się treści kibolskie niż windsurfingowe. Paznokcie w legijnych barwach z datą założenia klubu, "Będę lecieć co sił tam, gdzie moje sny i warszawskie kolorowe dni", twarz zakryta chustą z symbolem Powstania Warszawskiego (bywalcy Żylety zazwyczaj zakrywają twarze, żeby w razie zadymy być nie do zidentyfikowania przez policję). Poza tym: ksiądz Popiełuszko, Kazimierz Deyna, żołnierze wyklęci, Jan Paweł II, powstańcy, Matka Boska.

Dla Zośki to odwieczne autorytety, a nie postaci wyciągnięte z PiS-owskiego rezerwuaru symboli. Bywalcy Żylety, budzący w większości warszawiaków lęk, to dla niej przyjaciele z dzieciństwa, porządne chłopaki z wartościami: Bóg, Honor, Ojczyzna. Ona dopisałaby tu pewnie jeszcze rodzinę i szacunek do starszych.

Gdy Klepacka zaczyna zabierać głos na tematy światopoglądowe, budzi opór nawet nie tyle ze względu na treści, które głosi, co na całą otoczkę. Ludzie mają żal, że nie jest już tą wykreowaną przez media dziewczyną – atrakcyjną młodą mamą łamiąca stereotypy płciowe w bonusie z fajnymi tatuażami.

W lutym 2019 roku Klepacka pisze na Facebooku, że nie zgadza się na podpisanie przez Rafała Trzaskowskiego karty LGBT i wywołuje skandal. Jednocześnie jest fetowana przez skrajnie prawicowe media, którym brakuje dużych nazwisk po swojej stronie barykady.

Zofia znaczy mądrość, ale to tylko imię po babci


Z wywiadów, których wtedy udziela, jasno wynika, że nie ma pojęcia, czym jest karta LGBT. Pojawiają się populistyczne slogany – że chodzi o opowiadanie o seksie osób homoseksualnych kilkuletnim dzieciom, przekonywanie, żeby zmieniły orientację, może nawet o naukę masturbacji? Zośka mówi, że ma przecież znajomych gejów i lesbijki, nie chce tylko, żeby jej małe dzieci ktoś uczył o seksie.

Skąd mogła wziąć te rewelacje? Z niedzielnej mszy? Z anteny TVP? Od dość specyficznych znajomych, którzy usłyszeli je wcześniej? Zośka nie bardzo orientuje się w polityce, ani też się nią nie interesuje, nie jest też intelektualistką. Można też z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nie do końca rozróżnia fakty od opinii.

Są za to rzeczy dla niej święte. W listopadzie zeszłego roku stawiała się na wezwanie króla prawicowych populistów Roberta Bąkiewicza i wraz z kolegami z Żylety dołącza do Straży Narodowej. Fotoreporterzy robią jej zdjęcia przed kościołem na Placu Trzech Krzyży i znów wylewa się na nią pomyje. Pytana przez prawicowy portal o pobudki tej decyzji mówi, że chciała bronić katolików, którzy są atakowani, gdy idą się modlić. Znów nie rozumie, co dzieje się wokół.

Czy ją to usprawiedliwia? Nie. Koniec końców jest dorosłą osobą, a na podobnej zasadzie można by tłumaczyć szereg patologii społecznych i przypadków łamania praw człowieka. Ale w swoich działaniach nie jest cyniczna. Robi bardziej "jak czuje", niż "jak myśli".
Zofia Klepacka "broni" kościoła na Placu Trzech Krzyży wraz ze Strażą Narodową Roberta Bąkiewiczafot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Trójca Święta


Zośka wierzy w Boga i ufa mu tak samo jak swojemu ojcu. Więcej, wierzy, że Jezus i Matka Boska ją wspierają, że to między innymi dzięki nim wygrywa i że to Bóg uratował życie tacie. Jej przyjaciele z nieba przemawiają zaś ustami księży. I skoro księża mówią, że dla Boga aborcja to zabójstwo, tak jest.

Pytana (znów: przez prawicowe szczujnie), co można zrobić w tej sprawie, mówi o dawaniu przykładu. Może kobiety, które zachodzą w niechcianą ciążę po prostu boją się, że sobie nie poradzą? Zośka chce im powiedzieć, że zawsze na początku wydaje się, że to zły moment (zna to przecież z autopsji), że jej rodzice mieli siedmioro dzieci i wszyscy wyrośli na ludzi, że ona łączy karierę z byciem mamą.

Jednak w pewnym momencie zaczyna się bać i ona. Dowiaduje się, że ludzie piszą w jej sprawie do Komitetu Olimpijskiego, do międzynarodowych organizacji żeglarskich. Czy ktoś zakaże jej jedynej rzeczy, którą umie? Na szczęście tak się nie dzieje, bo i trudno uznać wypowiedzi Klepackiej za nawoływanie do nienawiści.

Na Instagrama wrzuca "mem" – jak się nie jest LGBT, to jest się faszystą. Ale jak ona może być faszystką? Przecież walczył z nimi dziadek, przecież od lat przyjaźni się z surferami z Izraela. Gdy ją odwiedzają, oprowadza po mieście, pokazuje, gdzie była wielka synagoga, a gdzie getto. Gdyby wiedziała o akcji "Tęsknię za tobą Żydzie", pewnie wzięłaby w niej udział, bo kocha wszystko, co warszawskie, a przecież Żydzi to byli sąsiedzi.

Warto spojrzeć też na tyle symptomatyczny, co słynny już "atak" na Kingę Rusin pod lokalem wyborczym w Śródmieściu. Dziennikarka rozpoznaje Klepacką i mówi jej, że to straszny wstyd, co robi jako reprezentantka kraju. Wyraźnie wzburzona Zośka chwyta za telefon i zaczyna nagrywać.

Nie mieści się jej w głowie, że ktoś może uważać, że robi wstyd, przecież jest patriotką, to dla Polski i Polaków chce wygrywać. Nie rozumie i ojciec, który jej towarzyszy. Dopytuje dziennikarkę, dlaczego tak mówi, czy chodzi o to, że Zosia napisała, że nie chce, żeby w szkołach "LTGB" uczono? Ta tłumaczy, że Klepacka obraża ludzi, że tak nie można.

To jak zderzenie dwóch światów. Rusin też jest z Warszawy, jej dziadek też zginął w Powstaniu. Ale to są i były dwie różne Warszawy, dwie różne Polski i to już od czasów dziadków. Miasto/państwo klasy pracującej i miasto/państwo inteligencji. I co z tego, że obie uważają się za patriotki. Po jednej stronie "Bóg, Honor, Ojczyzna", a po drugiej Demokracja, Konstytucja i Tolerancja.

Klepacka tak naprawdę chciałaby to pożenić. W wywiadach mówi, że nie wie, dlaczego Polacy są tacy skłóceni i że ją to boli. Przecież nie chciałby tego Jan Paweł II. Przecież mamy demokrację i wystarczy tylko nie narzucać nikomu, co ma myśleć i w co wierzyć.

Tokio, 2021



Zośka ma tym razem do spełnienia nie tylko swoje marzenie z dzieciństwa. Miesiąc przed jej wylotem na igrzyska, odbywa się pogrzeb najważniejszego człowieka w jej życiu – ojca. To on pokazał jej wszystko to, co dziś jest dla niej najważniejsze: Legię, Igrzyska Olimpijskie, żagle i jak być dobrym, wspierającym rodzicem.
Zośka z tatą, Maciejem Klepackimfot. Facebook / Zofia Klepacka
Pierwszy dzień w Tokio wypada znakomicie. Po pierwszej serii Zośka zajmuje w klasyfikacji generalnej drugie miejsce, a jeden z trzech wyścigów udaje się jej nawet wygrać.

I to mimo że wpada na nią jej główna rywalka, złota medalistka z Rio, a Zośka ląduje w wodzie. Francuzka dostaje od sędziów karne okrążenie, ale to Klepacka, mimo że poszkodowana, jest stratna.

Składa zażalenie, ale sędziowie go nie uznają, bo ich zdaniem nie starała się uniknąć kolizji, a Charline Picon została już przecież ukarana.

Po kolejnym wyścigu spada na 9. lokatę, a polski Twitter się cieszy. Złośliwi piszą, że za mało treningów, a za dużo polityki. Potem okazuje się, że płynęła na uszkodzonej (od zderzenia?) desce. Komisja zgadza się na podmianę sprzętu.

Tuż przed finałem Zośka zajmuje 7, 2 i 8 miejsce, ale że liczą się punkty ze wszystkich dotychczasowych wyścigów, przesuwa się zaledwie na 8. lokatę.

Już po zmaganiach przelicza punkty. Mimo że w Londynie udało się jej przeskoczyć aż o 18 miejsc i zdobyć medal, a teraz dzieli ją od niego tylko 5 zawodniczek, wygląda na to, że na podium nie ma szans. Strata punktowa jest zbyt duża. Picon, Francuzka, która na nią wpadła, w klasyfikacji jest trzecia.

Zośka ma 35 lat i jest na swoich czwartych w życiu Igrzyskach. Windsurfing to nie gimnastyka artystyczna, kariery sportowej nie kończy się tuż po dwudziestce, ale za trzy lata w Paryżu podium będzie jej zdobyć ekstremalnie trudno.

Objawieniem Igrzysk w Tokio jest w końcu 22-letnia Emma Wilson, która w najgorszym razie skończy z brązowym medalem. Barbara Kendall, jedna z idolek Zośki (choć oczywiście nie ma jej co porównywać z Deyną) złoto olimpijskie zdobyła mając 29 lat.

Ale z drugiej strony, może znów trzeba po prostu uwierzyć... Ta sama Kendall stanęła na podium i w Sydney, tuż przed swoimi 38. urodzinami. W tym wieku będzie Klepacka, gdy zaczną się kolejne Igrzyska.


Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl




Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut