Koronawirus poza podium. Igrzyska w Tokio były bezpieczne, ale zasłonięte maseczką

Maciej Piasecki
Pierwszego dnia 1359, ostatniego 4066. Tak wyglądał dzienny bilans przypadków zakażenia koronawirusem w Tokio w okresie olimpijskim. Japończycy zdołali jednak zatroszczyć się o igrzyska, wywiązując się z roli dobrego gospodarza. Było inaczej, ale bezpiecznie. Łącznie zachorowało nieco ponad 40 sportowców.
Koronawirus nie wygrał z przełożonymi o rok igrzyskami olimpijskimi w Tokio Fot. AP/Associated Press/East News
– Byłeś szybszy, sięgałaś wyżej, byłeś silniejszy, ponieważ wszyscy staliśmy razem, będąc solidarni – zwracał się do sportowców podczas ceremonii zamknięcia igrzysk przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, Thomas Bach.

Zdaniem szefa MKOl igrzyska w Tokio przyniosły nową nadzieję. Były pierwszą globalną okazją od początku pandemii, żeby świat się zjednoczył.

Takich górnolotnych określeń było w niedzielny tokijski wieczór więcej. Poza sportowcami, trenerami, członkami reprezentacji poszczególnych krajów, docenieni zostali również ci (nie)zwykli, wolontariusze. Setki rąk, które pozwoliły wyobrazić sobie, że igrzyska nie zostaną przełożone. A następnie zostały zrealizowane.


Wolontariusze pracowali w pocie czoła, często od świtu do nocy. Ich praca było zresztą pokazywana na telebimach na koronie stadionu w trakcie ceremonii zamknięcia.

Igrzyska ludzkich emocji



W 1964 roku olimpijski ogień w Tokio był symbolem powrotu do normalności. Nadziei po okresie drugiej wojny światowej. Minęło 57 lat, a historia zatoczyła koło. Tym razem nadziei szukano w obliczu kolejnej fali uderzeniowej ze strony pandemii koronawirusa.

Tak samo jak na zakończeniu igrzysk o wolontariuszach, podziękowania kierowano również w stronę służb medycznych. Gdyby nie "normalność" pozaolimpijska, trudno byłoby myśleć o jakiejkolwiek sportowej rywalizacji.

Warto przypomnieć, że podczas ceremonii otwarcia igrzysk medycy wzięli udział w sztafecie ze zniczem olimpijskim, jako symbol walki z pandemią. Reprezentowani byli przez pielęgniarkę Junko Kitagawę i doktora Hiroki Ohashiego.

Za to w trakcie samych igrzysk wiele było słów, płynących również ze strony polskich sportowców, o tym, co w "środku". Ludzkiej psychice, czyli wyjątkowo stromym wzgórzu, po którym trzeba wspinać się po sukces. Wreszcie prośbach, żeby nie krytykować, a kibicować. Skala tego zjawiska była na tyle duża, że można mówić o szczególnej symbolice. Kiedy dookoła ludzie w maskach, puste trybuny, ale jednak, nadal będąc na tak długo wyczekiwanych igrzyskach.

Trudno o bardziej wymieszany zestaw emocji w zderzeniu z fizyczną walką z najlepszymi rywalami na świecie.

COVID na drugim planie



To wszystko sprawiło, że koronawirus, który tuż przed igrzyskami ponownie postawił w wątpliwość sens ich rozgrywania, podczas olimpijskiej rywalizacji przestał być najważniejszy.

Sportowcy przestrzegali jednak obostrzeń. Zakazów było zdecydowanie więcej niż przyjemności, ale do obrazka z olimpijczykami w maskach zdążyliśmy się już przyzwyczaić.

Ustępstwem była ceremonia wręczania medali. Tam w porozumieniu ze sportowcami zdecydowano, że będzie też czas na podium bez maseczki. Dla fotoreporterów, na pamiątkę, że było normalnie. Z uśmiechem wyrażającym olimpijskie spełnienie. W kwestii koronawirusa niepokojące były jednak i nadal są statystyki. W samym Tokio ostatniego dnia igrzysk zanotowano 4066 nowych zakażonych. Niedziela 8 sierpnia była piątą dobą z rzędu z wynikiem przekraczającym cztery tysiące "pozytywnych".

Delta uderzyła globalnie



Japończycy nie byli jednak w stanie uchronić się od coraz wyższych wyników zakażeń. Jak nikt na świecie. Pamiętajmy również, że Tokio i jego prefektura metropolitalna (łącznie 23 dzielnice), region Tama oraz wyspy, to przeszło 37,4 mln mieszkańców.

A w samej stolicy Japonii mieszka ponad 13 mln.

Nawet najlepsza izolacja i przestrzeganie przepisów sanitarnych nie mogły wykluczyć, a jedynie zmniejszyć ryzyko zakażenia wśród olimpijek i olimpijczyków.

Łącznie z pozytywnym wynikiem testu podczas igrzysk skończyło ok. 40 sportowców. Ponad 400 osób to liczba ludzi jakkolwiek związanych z olimpijską imprezą, która okazała się "pozytywna".

Najsłynniejszy przypadek to Sam Kendricks, jeden z faworytów do medalu w skoku o tyczce. Amerykanin nie wystąpił w Tokio. Taka sytuacja na szczęście nie spotkała członków kadry Biało-Czerwonych w trakcie igrzysk.

W dniu ceremonii otwarcia (23 lipca) w stolicy Japonii odnotowano 1359 nowych przypadków. Wtedy "aż", dzisiaj "tylko". Wariant delta, czyli do niedawna najszybciej rozprzestrzeniająca się mutacja koronawirusa, sieje jednak spustoszenie na całym świecie. Zwiastując czwartą falę pandemii.

Japonia zdała egzamin



Wydaje się, że igrzyska odbyły się w jednym z ostatnich dogodnych terminów. Na horyzoncie są również zmagania rodziny paraolimpijskiej w Tokio. Japończycy ponownie powinni stanąć na wysokości zadania.

Szczęście w nieszczęściu, przełożone igrzyska trafiły na kraj, gdzie nie było miejsca na prowizorkę. Godne ugoszczenie najważniejszej sportowej imprezy świata to dla całej Japonii sprawa honorowa. I choć nie brakowało protestów przeciw organizacji igrzysk, te zdecydowanie straciły na sile i znaczeniu w trakcie olimpijskiego święta. Japonia zdała egzamin i mówią o tym sami sportowcy.

Azjatów czeka rywalizacja paraolimpijczyków (24 sierpnia-5 września). Ministerstwo zdrowia podało, że w Japonii wykryto pierwszy przypadek wariantu lambda. Kolejnej mutacji koronawirusa, jeszcze bardziej zakaźnej od delty.

Należy się spodziewać zatem kolejnych protestów. Ale też pamiętać, że od wieków panuje słuszne przekonanie, że ludzie chcą igrzysk. Żyjąc emocjami i dumą z medali dla swoich rodaczek i rodaków.

A jeśli igrzyska są bezpieczne, to czemu nie? Rzeczywistość i tak nie będzie nas oszczędzać. Dlatego warto przygotować rozwiązania, choć trochę imitujące poprzedni świat.

Który, umówmy się, ale nie wróci.
Czytaj także: Paryż już czeka na igrzyska olimpijskie. Pierwszy taki przypadek w historii, Francja gotowa

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut



[ranking-io][/ranking-io]