Węzeł Kostomłoty to książkowy przykład patologii polskich dróg. Wypadki są tam codziennie

Dorota Kuźnik
Do wypadków i stłuczek dochodzi tam średnio półtora raza dziennie. Na czym polega wątpliwy fenomen węzła Kostomłoty, komu daje najbardziej popalić i jaka czeka go przyszłość? Sprawdziliśmy.
Na węźle Kostomłoty wypadki to codzienność. Fot. Jaroslaw Jakubczak/Polska Press/East News
Niemal każdy radiowy serwis drogowy z Dolnego Śląska zaczyna się od wieści z autostrady A4, a konkretnie od informacji o zdarzeniach na węźle Kostomłoty. Nic dziwnego, skoro tylko w 2020 roku doszło tam do 526 kolizji i wypadków (dane dolnośląskiej policji), co daje ponad półtora zdarzenia drogowego na dzień. Zginęły trzy osoby, 20 zostało rannych. Nie musi jednak dochodzić do tragedii, żeby autostrada całkowicie się zatkała, nawet na parę godzin. – Czasami wypadków jest kilka z rzędu i wtedy stoi wszystko – mówi mieszkanka miejscowości Wichrów, położonej nieopodal feralnego zjazdu. Wtedy to właśnie w tej, a także kilku innych wioskach, zaczyna się prawdziwa walka o przetrwanie.


Jak wyliczył sołtys miejscowości Samborz Dariusz Lasz, ostatnio od mieszkańców dostał 7 zgłoszeń o popękanych ścianach domów.
pęknięcie ściany w jednym z domówFot. Dariusz Lasz
– Nic jednak dziwnego, skoro ciężarówka grzeje przez wieś z prędkością 80 km/h. Osobowe jadą nawet 100 km/h. Kiedy na A4 jest wypadek, nawigacja wytycza trasę objazdową przez naszą miejscowość, dlatego mamy tu, mówiąc wprost, drugą autostradę. A biorąc pod uwagę, jak często są wypadki, wieś mamy zablokowaną przynajmniej raz, a czasem nawet cztery razy w tygodniu – twierdzi.

I choć trudno w to uwierzyć, w Samborzu nie ma ani chodnika, ani nawet przejścia dla pieszych, o które sołtys wielokrotnie i bezskutecznie wnioskował do starostwa powiatowego w Środzie Śląskiej. Podobnie jak o próg zwalniający. W konsekwencji, zanim ktoś wyjdzie do sąsiada naprzeciwko, pięć razy zastanowi się, czy wizyta warta jest ryzykowania życia.
Fot. Dariusz Lasz
Choć oficjalnie przyczyny tak dużej liczby kolizji w tym miejscu nikt nie zbadał, strażacy mówią, że ta jest znana i bardzo prozaiczna – natężony ruch.

– Dopóki nie było tylu zakładów produkcyjnych i hal magazynowych wokół Wrocławia, ruch był mniejszy, jeździło mniej ciężarówek, więc zdarzeń też było mniej – mówi jeden ze strażaków z jednostki w Kostomłotach. Dodaje, że natężenie ruchu wiąże się też z tym, że ten odcinek A4 stał się łącznikiem z innymi większymi drogami, w tym Autostradową Obwodnicą Wrocławia, czy krajową 5-ką.

A strażacy wiedzą, co mówią, bo to na na lokalnych oddziałach OSP spoczywa największa odpowiedzialność za to, co dzieje się na feralnym zjeździe. To strażacy-ochotnicy wyjeżdżają na akcje najszybciej, bo są najbliżej – maksymalnie kilka kilometrów w linii prostej od autostrady. Zanim na miejsce dojedzie reszta służb z Wrocławia czy Środy Śląskiej (w godzinach szczytu to nawet kilkadziesiąt minut), to oni są już na miejscu.
Fot. Jaroslaw Jakubczak/Polska Press/East News
– Maksymalnie w pięć minut od syreny jesteśmy już w wozie – mówi jeden ze strażaków OSP w Kostomłotach. Statystyki jednostki pokazują, że 60-70 proc. wszystkich wyjazdów dotyczących zdarzeń drogowych, to wyjazdy właśnie na kolizje na A4.

Awaria auta na A4-ce, czyli jak skutecznie zablokować drogę

Zanim wybierzemy się w trasę od Wrocławia w kierunku niemieckiej granicy, warto wziąć pod uwagę, żeby przed Wrocławiem zatankować i skorzystać z toalety. O ile odcinek od Katowic do Wrocławia to – co prawda płatna – całkiem dobrze wyposażona i utrzymana trasa, o tyle jej dalszy ciąg woła o pomstę do nieba.
wypadek na węźleFot. OSP Kostomłoty
Infrastruktura jest w opłakanym stanie, co widać gołym okiem. W zasadzie odcinek między Wrocławiem a Krzyżową autostradą jest wyłącznie z nazwy.

Wąsko, brak pasa awaryjnego, zjazdów, MOP-ów czy stacji benzynowych – to wszystko nie poprawia ani bezpieczeństwa, ani komfortu. Do tego tabuny ciężarówek, które ciągną z zachodu do stref ekonomicznych i magazynów. I chociaż co rusz ktoś próbuje wymyślić na te bolączki cudowny lek, który jakkolwiek wpłynie na bezpieczeństwo, efekt można porównać do rzeźbienia w glinie o wątpliwej jakości – coś tam wyjdzie, ale do ideału daleko. Takim rozwiązaniem miał być zakaz wyprzedzania dla ciężarówek, który wprowadzono między Wrocławiem a Legnicą, a fragmentami także dalej. Niestety kierowcy tirów mają ten zakaz, łagodnie mówiąc, w poważaniu. Ryzyko otrzymania mandatu jest bowiem relatywnie niewielkie. Od wprowadzenia zakazu wyprzedzania w 2017 roku policja wystawiła ich 9200. To na przestrzeni 4 lat daje ok. 6 mandatów dziennie.

A zaznaczmy, że to właśnie ciężarówki bardzo często biorą udział w kolizjach.

Nowa droga dopiero za kilka lat

Statystyki dotyczące wypadków są na tyle czytelne, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zauważyła problem. A ten, choć największy jest rejonie Kostomłotów i Kątów Wrocławskich, dotyczy całego odcinka A4 z tej strony Wrocławia. Sytuacja ma się poprawić za ok. 9 lat. To wtedy ma zakończyć się gruntowna przebudowa autostrady między Wrocławiem a Krzyżową. Autostrada z nazwy ma się stać w końcu autostradą z prawdziwego zdarzenia.

Powstaną trzy pasy ruchu w każdą stronę, pas awaryjny, ma także zostać stworzona infrastruktura wokół drogi. W ciągu trzech lat ma powstać opracowanie, według którego poprowadzona będzie budowa. Potem kierowców, zwłaszcza tych, którzy A4-ką regularnie pokonują na przykład trasę z domu do pracy, a także mieszkańców niewielkich miejscowości wokół, czeka prawdziwy armagedon. W momencie, w którym droga, nawet etapami, będzie zamykana, dziesiątki tysięcy samochodów dziennie przeniosą się na drogi lokalne. Ale coś za coś – później (podobno) ma być lepiej.
Fot. Targeo.pl