Tych popularnych słów już nie wypada używać: bezdomni, Indianie, nielegalni imigranci...

Diana Wawrzusiszyn
Język polski jest tworem żywym, dlatego wciąż się zmienia. Powstają nowe słowa, inne zmieniają znaczenie, a jeszcze inne ewoluują. Jednak czasami nie zdajemy sobie sprawy, że pewnych słów nie należy już używać. Najczęściej z powodu uwrażliwienia się języka, a co za tym idzie - zwiększenia empatii do drugiego człowieka.
Popularne słowa, których nie wypada używać. Fot. 123rf.com
W mediach, prywatnych rozmowach czy nawet w publikacjach naukowych możemy znaleźć sformułowania, których nie wypada już używać. Wynika to często z powielania stereotypów, braku wrażliwości czy po prostu niewiedzy. Dlatego przygotowaliśmy listę "słów zakazanych", a przynajmniej nietaktownych, których lepiej unikać i korzystać z bardziej empatycznych zamienników.

Nielegalni imigranci

W przestrzeni publicznej uchodźcy nazywani są zamiennie nielegalnymi imigrantami. Jednak językoznawcy podkreślają, że nie ma nielegalnych ludzi, dlatego takich sformułowań należy unikać. To określenie jest dehumanizujące i sugeruje, że dana osoba łamie prawo. Mateusz Adamczyk, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, zachęca, aby mówić o "uchodźcach o nieudokumentowanym statusie".


Poza tym na gruncie prawa międzynarodowego Konwencja Genewska zakazuje karania za nielegalny wjazd i pobyt uchodźców przybywających bezpośrednio z terytorium, na którym ich życiu zagraża niebezpieczeństwo, jeżeli zgłoszą się oni do władz i wyjaśnią przyczyny przekroczenia granicy bez wymaganych dokumentów.

Uchodźcy czy imigranci?

W mediach czy też rozmowach prywatnych pojęcie "imigranci” używane jest wymiennie z “uchodźcami”, jednak są to pojęcia odmienne. Nazywanie uchodźców migrantami czy też imigrantami pomija kwestię prześladowań i zagrożenia życia, przez co może prowadzić do zmniejszenia społecznej wrażliwości na ludzką tragedię. Instytut Zamenhofa przygotował słownik z definicjami najważniejszych pojęć:
Czytaj także: Jakimowicz o sytuacji w Usnarzu: Gdybym był migrantem, to bym wstał i sobie poszedł

Fala uchodźców? Jaka fala?

W mediach bardzo często możemy przeczytać lub usłyszeć emocjonalne metafory używane w kontekście kryzysu migracyjnego. Są nimi np. “fala uchodźców”, "szturm imigrantów" czy “inwazja uchodźców”. Chociaż są to barwne i działające na wyobraźnie określenia, to mają one wydźwięk negatywny. Tematyka uchodźcza jest delikatna i dotyczy drugiego człowieka w ekstremalnie trudnej sytuacji życiowej. Zbędne dramatyzowanie działa na niekorzyść.

"Bezdomny" odczłowiecza

Odchodzi się również od używania określenia “bezdomni”, a zamiast tego należy mówić “ludzie w kryzysie bezdomności”. W ten sposób podkreślamy człowieczeństwo tych osób.

Sposób mówienia o bezdomności ewoluuje. Początkowo używano wyłącznie formy “bezdomny”, która ma bardzo negatywne konotacje. Później zaczęto mówić o “osobach bezdomnych” lub “ludziach bezdomnych”. Potem to przemieniło się w “ludzi w kryzysie bezdomności.”

Jak mówić o osobach bezdomnych opisuje Paweł Ilecki – społecznik i antropolog kultury, który przez 23 lata był w kryzysie bezdomności:

Używanie sformułowania “osoby w kryzysie bezdomności” jest ważne, bo kryzys ma początek i koniec, zaczyna się nie z własnej woli, nie w pełni świadomie, od utraty panowania nad własnym życiem. Kryzys może być krótki albo długi, ale może mieć zakończenie – i to, czy się skończy, może zależeć od woli człowieka. Język ma bardzo duże znaczenie. Piramida dyskryminacji Gordona Allporta zaczyna się od dehumanizacyjnego języka, a określenie „bezdomny” odczłowiecza. Gdy mówimy o „osobach bezdomnych”, „ludziach w kryzysie”, to podkreślamy ich człowieczeństwo. Przerzucamy akcent ze stereotypu na człowieka. Co dla mnie, antropologa kultury, jest bardzo ważne.

Indianie przeszli do historii

Na lekcjach historii poznawaliśmy historię Krzysztofa Kolumba, który dopłynął do Ameryki w drodze do IndiI, a zastany lud nazwał Indianami, gdyż nie zdawał sobie sprawy, że pomiędzy Europą a Azją znajduje się ląd. Sformułowanie “Indianie” przez lata używane jest w szkolnych podręcznikach, tekstach dziennikarskich, a nawet artykułach naukowych. Jednak w Kanadzie określenie “Indianie" i pochodne od niego przymiotniki są powszechnie odrzucane i uznane jako rasistowskie. Obecnie słowa tego używa się jedynie w kontekście historycznym.

Kwestię tę podkreśliła Joanna Gierak-Onoszko w nagrodzonym Nagrodą Nike reportażu “27 śmierci Toby’ego Obeda”. Autorka podkreśla, że słowa “Indianie” czy “indyjski” są obecnie uznawane nie tylko za krzywdzące, ale i często obelżywe. Gierak-Onoszko wskazuje, że uzgodnionym powszechnie terminem jest słowo "Indigenous", czyli właśnie "rdzenni".

Dr Tomasz Soroka, kanadysta z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego wyjaśnia:

Słowo “Indianie” ma ten sam pejoratywny ciężar znaczeniowy, co niegdysiejsze niesławne słowo „nigger" w odniesieniu do Afroamerykanów. A jako słowa nacechowane jednoznacznie negatywnie zostały zupełnie wyeliminowane z kanadyjskiego dyskursu publicznego.

W związku z tym, powinniśmy wykreślić z dyskursu społecznego słowo “Indianie” i stosować określenia “rdzenni mieszkańcy”.
Czytaj także: "Dzieci były przypinane do krzesła elektrycznego". Tam Kościół prowadził szkoły, w których stosowano tortury

Eskimosi, czyli zjadacze surowego mięsa

Na przestrzeni lat zmienił się także status słowa “Eskimos”. Dla Europejczyków to powszechnie znane określenie ludzi Północy. O Eskimosach uczymy się już w przedszkolu, gdzie na obrazkach ukazany był zwykle wesoły chłopczyk lub dziewczynka o nieco skośnych oczach w grubym płaszczu z igloo w tle. Jednak określenie to jest uznane jako dyskryminujące i krzywdzące, o czym rzadko wspomina się w szkole.

Zanim Europejczycy przybyli na tereny Północy, na tych ziemiach zamieszkiwali rdzenne społeczności, takie jak Inuici oraz Innu. Jedni drugich przezywali “Eskimosami”, bo eskimo oznacza zjadacz surowego mięsa. Termin ten przyjęli biali antropolodzy, dla których Eskimosi to zbiorcza nazwa ludów Północy – od Labradoru, po kanadyjską Arktykę i Alaskę, aż po Kamczatkę.

Oczy opinii publicznej w Polsce na tę kwestię otworzyła wspomniana Joanna Gierak-Onoszko, tytułowy bohater jej książki, Toby z pochodzenia jest przedstawicielem ludu zamieszkującego Północ.

“Mieszkańcy północnych prowincji Kanady nazywani są teraz tak, jak sami sobie tego życzą. W ich języku, czyli w inuktitut, Inuk oznacza człowieka, istotę ludzką, a inuit – ludzką społeczność”– wyjaśnia Gierak-Onoszko.

Nie “trans”, tylko “osoba transpłciowa”

Temat transpłciowości wciąż budzi kontrowersje i emocje. Bardzo łatwo z braku wiedzy czy odpowiedniego doświadczenia możemy niecelowo kogoś obrazić lub sprawić, że poczuje się urażony. Dlatego tak ważne jest dobieranie odpowiednich słów, gdy piszemy o historiach osób transpłciowych.
Parada równości.Fot. Ron Adar / M10s / SplashNews.com/East News
Zwracając się do lub pisząc o osobach transpłciowych należy przede wszystkim kierować się empatią i dbać, aby wypowiedź była taktowna. Dlatego takie określenia, jak: “transseksualistka”, “transseksualista”, “trans”, “transka” lepiej pomijać. Można używać zwrotu po prostu “osoba transpłciowa”, “transpłciowy mężczyzna”, “transpłciowa kobieta”, “osoba niebinarna”. Te określenia są bezpieczne, nie pogłębiają stereotypów i przede wszystkim nie odczłowieczają. Jeśli nie wiemy, jak zwracać się do danej osoby, najlepiej ją o to zapytać – zamiast się domyślać lub udawać, że jej nie ma. Zwracajmy się do osoby transpłciowej tym imieniem i tą formą gramatyczną, które ta osoba preferuje!

Cechą wspólną analizowanych przypadków jest wrażliwość. Język ewoluuje i z biegiem czasu zmienia się, dostosowuje się do współczesnych realiów. Obecny dyskurs społeczny i polityczny zwraca coraz większą uwagę na kwestię empatii, doskonałym przykładem jest używanie określenia “osoba bezdomna” zamiast “bezdomny”. Dzięki temu podkreślane jest jej człowieczeństwo. Należy pamiętać, aby język nie pełnił funkcji dehumanizującej. Ważny jest też kontekst historyczny, tak jak w przypadku Indian i Eskimosów, czyli określeń, które powinny być wykorzenione z języka. Nie jest to kwestia nadmiernej poprawności politycznej, lecz empatii i świadomości, że za pewnymi słowami stoi cierpienie, wyzysk czy ucisk.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut