"Jeźdźcy sprawiedliwości" budzą skrajne emocje. To nie jest tylko film akcji o zemście
"I jak? Bo słyszałem bardzo skrajne opinie" – zagadnął pracownik kina, gdy wyszliśmy z seansu "Jeźdźców sprawiedliwości". Zgodnie z prawdą odpowiedziałam "jeszcze nie wiem". Teraz już wiem trochę bardziej, ale nadal coś mi w tym filmie zgrzyta...
Algorytmy, przeznaczenie i przypadek
To, że dużo myślałam o filmie Andersa Thomasa Jensena, a po wyjściu z kina pokłóciłam się z moim towarzyszem, co sprawiło, że do 3:00 w nocy dyskutowaliśmy o poszczególnych scenach, oznacza, że to dobry film? Nie jestem pewna, na pewno Jeźdźcy podporządkowani pod kategorię "kryminał/film akcji" wybijają emocjonalnie i dają trochę inny bagaż niż wspomniane gatunki. Dają więcej refleksji, niż rozrywki, której spodziewamy się po "filmie akcji".Filmy twórcy potwierdzają te słowa. Jensenowi daleko do konwencjonalnych obrazów, a "Jeźdźcy sprawiedliwości" to już całkowite pomieszanie. Nie tylko gatunków, ale i nastrojów. Kino akcji, komedia (trochę czarna), dramat, kryminał, groteska. Śmiech, ale zaraz mocny cios i komunikat, że wcale nie powinno nam być do śmiechu.
Ciekawie, ale też myląco. Poczułam dysonans poznawczy i długo się zastanawiałam, o czym właściwie reżyser chce opowiedzieć. Klamrą, która spina całość, jest kwestia przypadkowości i prawdopodobieństwa. Rachunków, algorytmów, możliwości. Przeznaczenia i zbiegów okoliczności.
Ta kwestia zaprząta głowy bohaterów, ale podejrzewam, że też wszystkich, których spotkało w życiu coś niesamowitego lub tragicznego. Gdy w naszym życiu dokonuje się przewrót, często bardziej zastanawiamy się nad jego źródłami, a nie samym faktem, że coś się zmieniło. Zrządzenie losu? Przypadek? Znak? Jak traktować nagłe zmiany?
Podobne rozważania oglądamy w "Jeźdźcach sprawiedliwości", chociaż teoretycznie jest to przecież film o zemście. Mathilde po stracie matki szuka wyjaśnień i ukojenia w duchowości, co szybko torpeduje racjonalny ojciec (żołnierz). Dziewczynka rozpisuje całe zdarzenie, chce odkryć, "co by było, gdyby", rozpaczliwie szuka "początku", który doprowadził ją do sytuacji, w której się znalazła.Może cię zainteresować także: Dawno żaden film tak nie podzielił widzów. Sprawdziłam, dlaczego niektórzy wychodzą z "Annette"
Otto, Emmenthaler i Lennart są natomiast reprezentantami całkowicie matematycznego, wyliczonego i określonego podejścia. Wierzą, że za pomocą algorytmu i schematu są w stanie zorganizować otaczający ich świat. Dopiero przekonają się, że jeden mały błąd może mieć fatalne skutki, a algorytmy bywają zawodne...
Kadr z filmu
Zgrzyt formy i treści
Wracając jednak do gatunkowego przemieszania. Chwilę po seansie odczułam jakiś zgrzyt. Nie do końca potrafiłam wejść w konwencję reżysera, który wziął tematy z najwyższej półki (PTSD, depresja, żałoba, trauma, wypadek, molestowanie, przemoc...) i bardzo próbował osadzić je w komediowej formie. Chwilami ta taktyka "spuszczania emocji" działała.Aktorzy grali subtelnościami (jeden gest, zmiana miny czy tonu) i te detale najczęściej sprawiały, że widownia wybuchała śmiechem. Momentami jednak ten śmiech był uciążliwy i niekomfortowy (w moim odczuciu oczywiście), bo historia sama w sobie była trudna, a dodatkowo każdy bohater został wyposażony w traumę, przez co "Jeźdźcy sprawiedliwości" nagle stawali się filmem o mechanizmach obronnych, o wyparciu i dramacie jednostki. Jak tu się śmiać?
Trauma traumę pogania
Fabularnie, owszem, jest to film o zemście. Markus (genialny w tej roli Mads Mikkelsen) wraca z misji wojskowej, po tym, jak jego żona ginie w katastrofie kolejowej. Policja uznaje, że był to wypadek, innego zdania jest jednak Otto, który również jechał tym pociągiem. Jemu udało się przeżyć. Coś jednak nie daje mu spokoju, a że jest matematykiem, zaczyna zbierać dane, łączyć wątki, analizować, sprawdzać...W końcu puka do drzwi Markusa, by powiedzieć, że jego żona nie zginęła w wypadku, a w zamachu wymierzonym w kogoś innego. Facet, który właśnie wrócił z wojny, stracił ukochaną, sam musi zająć się dorastającą córką, z którą raczej dogaduje się średnio, a przy okazji prowadzi nieustanną walkę ze swoją zszarganą psychiką, nie odpowiada "o, jasne, dzięki za informację". Zaczyna planować odwet, bo w tym konkretnym momencie tylko w nim widzi sposób na poradzenie sobie z emocjami.
Technicznie jest to bardzo dobry film. Dynamiczny, ciekawie nakręcony (szczególnie sceny strzelanin), może trochę za mało mroczny i "brudny", czego chyba z przyzwyczajenia oczekujemy od kina skandynawskiego.Może cię zainteresować także: Niepozorny serial, który rozwala system. W "Białym Lotosie" możemy przejrzeć się jak w lustrze
Kadr z filmu
Odbiór filmu Jensena bardzo zależy zatem od tego, czy zaakceptujemy, że reżyser w jednej scenie daje nam się pośmiać, po to, by za chwilę storpedować nas dramatem (scena rozwalenia łazienki przez Mikkelsena totalnie wgniata w fotel), czy jednak koncepcja nas przytłoczy. Na pewno nie jest to film jednorodny i na pewno warto poddać się temu eksperymentowi i obejrzeć, jak grupa przypadkowych facetów nie tylko chce pomścić żonę Markusa, ale przy okazji poukładać się ze swoimi mrocznymi sekretami.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut