Co z Poczobutem i Borys? Rząd mógłby ukarać Łukaszenkę, ale tego nie robi. Dlaczego?

Anna Dryjańska
– Jest mi (...) cholernie wstyd. Bo moje państwo zawodzi w sprawie Andrzeja. Bo was nie ma, panowie ministrowie – mówił ze łzami w oczach Bartosz Wieliński, odbierając Medal Wolności dla dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Wystąpienie szefa działu zagranicznego "Gazety Wyborczej" nie spodobało się w MSZ. Wiceminister Marcin Przydacz zarzucił Wielińskiemu, że "wykorzystuje tragedię ludzi do niecnych celów". Gdy pominie się wycieczki personalne, pozostaje pytanie: czy rząd robi wszystko, by uwięzieni Polacy wyszli na wolność?
Bartosz Wieliński odbierający Medal Wolności w imieniu uwięzionego na Białorusi dziennikarza "Gazety Wyborczej" Andrzeja Poczobuta (wizerunek w tle). fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER



Przypomnijmy: Andrzej Poczobut i Andżelika Borys trafili do białoruskiego więzienia pięć miesięcy temu. Zostali aresztowani pod koniec marca pod pretekstem "rehabilitacji nazizmu".

Polskim krytykom reżimu Łukaszenki grozi od 5 do 12 lat więzienia. Tymczasem dziennikarz i działaczka siedzą w niekończącym się areszcie tymczasowym, w fatalnych warunkach, a proces nawet nie majaczy na horyzoncie. Jest za to oferta od reżimu: wyjdziecie z więzienia, jeśli już nigdy nie postawicie stopy w Białorusi.

Władza reaguje na aresztowanie Poczobuta i Borys

Aresztowanie Polaków nie przeszło bez echa. Zostało odnotowane przez rząd PiS i prezydenta Andrzeja Dudę. Działania polskich władz w celu uwolnienia Poczobuta i Borys opisała w naTemat Katarzyna Zuchowicz.

Dzień po aresztowaniu Polaków szef KPRM Michał Dworczyk ogłosił, że Unia Europejska odpowiedziała na wezwanie premiera Mateusza Morawieckiego i zażądała bezzwłocznego uwolnienia Poczobuta i Borys. Głos zabrała też głowa państwa.

"W efekcie rozmowy Prezydenta RP Andrzeja Dudy z Sekretarz Generalną Rady Europy Mariją Pejčinović Burić sprawa Polaków na Białorusi była wczoraj omówiona na forum Komitetu Ministrów RE, Sekretarz Generalna zapewniła, że sytuacja polskiej mniejszości na Białorusi będzie w spektrum jej zainteresowania" – ogłosił na początku kwietnia prezydencki minister Krzysztof Szczerski.

To było kolejne działanie Dudy ws. Borys i Poczobuta. W dniu ich aresztowania wygłosił wystąpienie dotyczące sytuacji na Białorusi.
Z kolei 20 sierpnia Ministerstwo Spraw Zagranicznych sprawę Poczobuta poruszyło na Twitterze. Resort przypomniał, że polsko–białoruski dziennikarz jest nadal więziony pod fałszywymi zarzutami i że nie dzieje się tak pierwszy raz. Rzecznik Praw Obywatelskich, dr Adam Bodnar, zapytał rząd o to, co robi ws. oswobodzenia Polaków więzionych na Białorusi.

"Polska służba dyplomatyczno-konsularna, a także władze Rzeczypospolitej Polskiej, od samego początku podejmowali i podejmują wszelkie możliwe działania zmierzające do zabezpieczenia praw polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, a zwłaszcza ich przedstawicieli, którzy stali się ofiarami szykan" – odpowiedział MSZ.

Jednak zdaniem Bartosza Wielińskiego rząd robi zdecydowanie za mało, a z pewnością nie wszystko, co może. Właśnie dlatego podjął decyzję, że odbierając nagrodę dla redakcyjnego kolegi powie o tym ze sceny.

Emocje i symbole



– Emocje są ważne dla opinii publicznej. Mnie wystąpienie Wielińskiego poruszyło – przyznaje w rozmowie z naTemat Arleta Bojke, dziennikarka, która specjalizuje się w krajach Europy Wschodniej. Była korespondentką TVP w Moskwie, ma na koncie wywiad z dyktatorem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. Z niepokojem śledzi wydarzenia za wschodnią granicą.

Bojke uważa, że polskie władze nie wykorzystały wszystkich instrumentów nacisku na Białoruś. Jako dziennikarka zwraca uwagę na to, że sprawa Poczobuta i Borys nie jest eksponowana w rządowej narracji, a przecież już samo mówienie o sprawie to metoda wywierania presji.

– Rząd mógłby robić więcej w wymiarze propagandowo–informacyjnym. Za mało i zbyt rzadko mówi o więźniach politycznych po nazwisku. A to jest ważne, bo gdy nazwisko jest nagłośnione, to taka osoba jest choć trochę bardziej chroniona. Nazwiska Poczobut i Borys trzeba powtarzać w kółko – podkreśla Arleta Bojke.

Dziennikarka uważa, że takie wydarzenia jak przyznanie nagrody Poczobutowi i apel Wielińskiego same w sobie nie otworzą bram więzienia, ale mają duże znaczenie zarówno dla aresztowanych Polaków, jak i dla białoruskich dziennikarzy jako takich.

– Gesty i symbole też są ważne. Ktoś może powiedzieć "po co Poczobutowi ta nagroda, ani jej nie odbierze, ani nic się dla niego nie zmieni”. Ale przecież się zmienia: mówimy o nim, mówimy o jego sytuacji, mówimy o sytuacji Andżeliki Borys. Białoruscy dziennikarze podkreślają, jak ważne jest dla nich, że o nich nie zapominamy. Dlatego nawet symboliczne działania mają znaczenie – tłumaczy Arleta Bojke.

Sankcje narodowe, których nie było



Inny, niewykorzystany przez rząd instrument nacisku na białoruski reżim ws. Borys i Poczobuta wskazuje poseł Robert Tyszkiewicz (PO), przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Uważa, że "w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w przestrzeni dyplomatycznej dzieje się w tej sprawie zdecydowanie zbyt mało".

– Powinniśmy nałożyć na reżim Łukaszenki sankcje narodowe. Nie jesteśmy przecież ograniczeni do instrumentów europejskich. W kwietniu zwróciliśmy się do rządu o to, by Polska nałożyła własne sankcje na Białoruś. Wydaliśmy w tej sprawie wspólne stanowisko w ramach sejmowych komisji Spraw Zagranicznych oraz Łączności z Polakami za Granicą. Nie rozumiem, dlaczego rząd z tego wsparcia nie skorzystał – mówi naTemat polityk Platformy Obywatelskiej.

Tyszkiewicz podkreśla, że dokument został przyjęty jednogłośnie, a to wyjątkowa sytuacja w spolaryzowanym Sejmie. Tym bardziej dziwi go, że od kwietnia nic się w tej sprawie nie ruszyło.

Poseł mówi, że w kuluarach regularnie pyta najważniejszych polityków PiS o to, czy w odwecie za uwięzienie Borys i Poczobuta rząd nałoży narodowe sankcje na Białoruś. Odpowiedź, jak relacjonuje, jest zawsze taka sama.

– Od prominentnych przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości słyszę, że decyzji o uruchomieniu sankcji narodowych nie ma – mówi poseł.

"Boję się o Andrzeja"



Bartosz Wieliński ma dobrze w pamięci, jak wyglądała współpraca z rządem dekadę temu.

– W 2011 roku, gdy Poczobut został aresztowany za znieważenie Łukaszenki, mieliśmy gorącą linię z MSZ. Teraz nikt z nami nie rozmawia. Wtedy mogliśmy przekazywać mu słowa otuchy za pośrednictwem dyplomatów. Teraz jest kompletna cisza – mówi dziennikarz "Gazety Wyborczej".

O Poczobuta upominał się wtedy nie tylko rząd PO–PSL, ale i opozycja. Specjalną konferencję w tej sprawie zwołał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dziś, jako wicepremier ds. bezpieczeństwa, nie jest równie aktywny.

"Gazeta Wyborcza" jak może nagłaśnia los swojego korespondenta na Białorusi. Codziennie publikuje jego zdjęcie wraz z liczbą dni, które spędził w areszcie. "GW" zamieszcza tę informację zarówno na papierze, jak i w mediach społecznościowych.

List do naczelnika więzienia, w którym osadzony jest Poczobut, wystosował Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", który w PRL sam był więźniem politycznym. Co jakiś czas ukazują się solidarnościowe teksty. Ale – podkreśla Wieliński – kluczowe jest zaangażowanie rządu. A tego, jak ocenia, nie ma.

– Mam wrażenie, że rząd broni tylko polityków i funkcjonariuszy PiS oraz elektoratu partii. Problemy reszty społeczeństwa dla niego nie są istotne. Z podobną biernością MSZ mieliśmy do czynienia w 2019 roku, gdy w Wenezueli został pobity Tomasz Surdel, korespondent "Gazety Wyborczej" w tym kraju. Ten akt przemocy potępiły międzynarodowe organizacje dziennikarskie i wenezuelska opozycja, ale nie polski MSZ. Bo chodziło o dziennikarza "Wyborczej" – wspomina szef działu zagranicznego "GW".

Dziennikarz ma hipotezę, dlaczego rząd nie uruchomił wszystkich sił i środków ws. uwięzionych Polaków. – Bardzo obawiam się tego, że rząd działa niemrawo ws. Poczobuta, bo to dziennikarz nieprawomyślnej redakcji, która nie kadzi władzy – mówi Bartosz Wieliński.

Jego zdaniem kluczowe znaczenie ma czas. – Boję się o Andrzeja. W więzieniu poważnie zachorował na COVID–19, jest przetrzymywany w bardzo złych warunkach. Dlatego każdy dzień się liczy. Trzeba go uwolnić jak najszybciej – podkreśla.

"Wykorzystywanie tragedii"



Kilkanaście godzin po wystąpieniu na Gali Medalu Wolności Słowa dziennikarz poinformował, że wiceminister z resortu spraw zagranicznych, Marcin Przydacz, zablokował go na Twitterze. "Chciałbym porozmawiać z panem ministrem Marcinem Przydaczem o losie Andrzeja Poczobuta. Pan minister jest niestety niezainteresowany..." – napisał Wieliński zamieszczając zrzut ekranu z dowodem na blokadę.

Na odpowiedź urzędnika MSZ nie trzeba było długo czekać.

"Zablokowałem tego Pana wiele miesięcy temu, po tym jak wielokrotnie obrażał i manipulował. Rozmawiam z wieloma dziennikarzami z różnych mediów i opcji. Ten jest jedynym, z którym nie chce mieć nic wspólnego. A wykorzystywanie tragedii ludzi do swoich niecnych celów jest obrzydliwe" – ocenił wiceminister Przydacz.

– Moim jedynym celem jest uwolnienie Andrzeja Poczobuta, by mógł znowu dla nas pisać. Zarzuty wiceministra są bezmyślne i prymitywne – ripostuje Bartosz Wieliński.

Szef działu zagranicznego "GW" mówi, że oskarżenia o wykorzystywanie tragedii albo niecne cele to stały motyw.

– To refren MSZ za każdym razem, gdy wytykamy mu nieudolność. A dzieje się to niestety często. MSZ jest cieniem dawnego resortu. Odeszli z niego lub zostali wyrzuceni doświadczeni dyplomaci, a zastąpili ich amatorzy. Będzie jeszcze gorzej, bo nowe przepisy pozwalają przyjmować do MSZ ludzi bez znajomości języków obcych – ocenia Wieliński.

Jednocześnie zapewnia, że żadne tweety ani komunikaty polityków nie zmniejszą jego determinacji.

– Jeśli wiceminister Przydacz lub ktoś inny w MSZ wzniesie się ponad personalne urazy, w ciągu pięciu minut stawię się na Szucha, by ustalić, co wspólnie możemy zrobić, by doprowadzić do uwolnienia Poczobuta – dodaje.

"Jednym głosem"



Poseł Robert Tyszkiewicz podkreśla, że najważniejsza jest presja na reżim Łukaszenki. Wskazuje inną, uzupełniającą wobec sankcji narodowych, metodę nacisku.

– Rząd powinien bardziej nagłaśniać tę sprawę, zarówno w kraju, jak i na forum europejskim – mówi polityk Koalicji Obywatelskiej. Zwraca uwagę na istotny czynnik.

– Ważne jest, by sprawa uwolnienia polskich więźniów politycznych nie była kolejnym tematem partyjnych sporów. W sprawie Polaków na Białorusi trzeba mówić jednym głosem. Tylko wtedy możemy być skuteczni – przekonuje poseł Tyszkiewicz.

Bartosz Wieliński przygotowuje się na różne scenariusze.

– Zaangażowanie rządu jest kluczowe, jak go nie będzie, będziemy zabiegać o Poczobuta bez niego. Ze sceny zwróciłem się do wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Very Jourovej, która siedziała na widowni. W kuluarach rozmawiałem z samorządowcami wielkich i mniejszych miast. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego jakiś wspólny projekt na rzecz więzionych Polaków na Białorusi – opowiada dziennikarz.

Szef działu zagranicznego "Gazety Wyborczej" zdaje się być już pogodzony z tym, że w sprawie Poczobuta i Borys na rząd nie ma co liczyć.

– MSZ pozbawiono wielu kompetencji, odeszli najlepsi ludzie, nie ma nawet rzecznika prasowego. A Białoruś? W zeszłorocznych mejlach Dworczyka i Morawieckiego mogliśmy przeczytać, że tamtejszy kryzys uważali za "polityczne złoto". To jednak przeszłość. Obawiam się, że w PiS uznali, że działania na rzecz uwolnienia Polaków się im nie opłacają. Że lepiej rozkręcać nagonkę na uchodźców – mówi Wieliński.

Wspomina, że jak dotąd jego białoruskie źródła nie zarejestrowały żadnych istotnych działań polskiego rządu ws. uwolnienia Polaków.

We wtorek rano redakcja naTemat zwróciła się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Kancelarii Prezydenta z prośbą o informację na temat podjętych działań. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Suma wielu działań



Arleta Bojke postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Tłumaczy, że czasami decydująca jest nie jedna akcja, ale suma wielu działań.

– Każdy z nas robi to, co może, by naciskać na reżim. Jedną z form takiego nacisku jest książka "Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki”, zbiór reportaży, napisany przez 29 dziennikarzy z różnych redakcji, pod redakcją Michała Potockiego i moją – mówi Bojke.

Cały dochód ze sprzedaży pozycji, która powstała pro bono, jest przeznaczony na pomoc białoruskim dziennikarzom (książkę można kupić tutaj).

– O Białorusi mówiło się rok temu, przy okazji sfałszowanych wyborów. Teraz się nie mówi, ale to nie znaczy, że jest lepiej. Wtedy ludzie byli pałowani na ulicy, ale czuli jedność, byli razem, teraz siedzą zastraszeni sami w domach i się boją. Parafrazując Swiatłanę Cichanouską, na wschodzie wyrasta nam Korea Północna Europy – mówi Arleta Bojke.

A komunikacja – podkreśla dziennikarka – to podstawa. Widząc wymianę ciosów na Twitterze, zwróciła się bezpośrednio do wiceministra Przydacza.

"Panie Ministrze, a może jednak jest możliwość zorganizowania spotkania z dziennikarzami z różnych mediów, żeby uzyskać efekt synergii, a nie wewnętrznego sporu ws. Andrzeja Poczobuta i innych więźniów politycznych na Białorusi? Mnie takiego brakuje" – napisała dziennikarka.

Na razie odpowiedzią jest cisza.


Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl


Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut