Kamiński: Jeżeli Bruksela jest okupantem, to europosłowie PiS-u, na czele z Szydło, są kolaborantami

Aneta Olender
–Jarosław Kaczyński myśli o świecie kategoriami państwa narodowego i kategoriami drugiej połowy XIX stulecia, co więcej, żyje tymi emocjami, a UE coraz mocniej wchodzi w stulecie XXI. Tego nie może zrozumieć człowiek, który do niedawna nie posiadał konta i telefonu komórkowego – mówi w rozmowie z naTemat wicemarszałek Senatu Michał Kamiński.
Ryszard Terlecki wywołał burzę słowami dotyczącymi UE. Fot. Jacek Dominski/REPORTER
Czy to, że dziś kolejny raz podejmujemy temat polexitu, jest histeryczną reakcją na słowa Ryszarda Terleckiego, czy też słuszną obawą?

Po tym, co kolejno po sobie powiedział pan Terlecki, czyli najpierw o szukaniu drastycznych rozwiązań, a później o szopce TVN-u i PO, można wyciągnąć logiczny wniosek: są dni, kiedy marszałek Terlecki występuje w szopkach TVN-u, choć następnego dnia zapewne tego żałuje albo się od tego odcina. Jego tłumaczenia są żenujące, ponieważ ta pierwsza wypowiedź to jego własne słowa.

Wypowiedzi rzecznika rządu są jeszcze bardziej żenujące – prawdopodobnie w tym samym czasie, kiedy zaprzeczał on słowom pana Terleckiego, Marek Suski w Radomiu, nie wiedząc, że jest nagrywany, mówił o tym, że będziemy walczyć z brukselską okupacją.


Język Marka Suskiego jest językiem najskrajniejszej prawicy europejskiej. Jeżeli Bruksela zdaniem Prawa i Sprawiedliwości jest okupantem, to wszyscy europosłowie PiS-u, na czele z panią Szydło, są kolaborantami. Jeżeli Unia Europejska jest okupantem, to pani Szydło bierze pensję od parlamentu okupanta.

Dzisiaj nie powinniśmy mieć wątpliwości, że słowa pana marszałka Terleckiego są prawdziwe i – co więcej – bardzo trafnie ujmują dylemat, przed którym stoją Polacy: będziemy mieć albo takie państwo, jakie chcą zbudować pan Terlecki z panem Kaczyńskim, albo funkcjonujące zgodnie z zasadami obowiązującymi w Unii Europejskiej.

Pan Terlecki słusznie – choć być może w nieświadomym przypływie szczerości – stwierdził rzecz oczywistą, tych dwóch wizji państwa nie da się pogodzić.

Zdaje się, że obecnej władzy pasowałby taki układ: chcemy swobodnego przepływu usług i towarów, chcemy unijnych funduszy, i na tym koniec.

To jest trochę tak, jakby Polski Związek Piłki Nożnej powiedział, że uczestniczy w międzynarodowych rozgrywkach, tyle tylko, że nie uznaje bramek, które będą strzelane Polakom. Przecież Polska była ofiarą tylu wojen, Hitlera, Stalina itd., więc trudno żebyśmy teraz mogli uznawać takie gole, a każdy kto twierdzi inaczej nie jest patriotą. Oczywiście np. pieniądze z reklam, uczestnictwo w turniejach jak najbardziej przyjmujemy.

Takiego szefa PZPN-u każdy uznałby za wariata. A my mamy na czele naszego państwa ludzi, którzy w istocie per analogiam proponują to samo. Mamy być w UE, mamy brać kasę, ale nie chcemy uznawać tych części, które nam się nie podobają. To nie przejdzie, bo to by znaczyło, że UE jest zbiorem bezmyślnych frajerów.

Co najmniej od kilku lat forsowana jest taka wersja, że UE jest agresorem, że ogranicza nasze prawa, prawa do decydowania o sobie, że o wszystkim decyduje urzędnik brukselski. W efekcie mamy sierpniowy sondaż, z którego wynika, że blisko 17 proc. respondentów uważa, że Polska powinna opuścić UE.

Przy wchodzeniu Polski do Unii też było paręnaście proc Polaków, którzy tego nie chcieli.

Nadal jesteśmy prounijnym społeczeństwem, ale odsetek niechętnych jej strukturom się zwiększa.

Wszyscy się martwią, a ja uważam, że to bardzo dobrze. Opadają maski. Nie ma lepszej okazji byśmy pod hasłem "chcemy zostać w Unii" zjednoczyli opozycję i wszystkich porządnych Polaków.

To, co dzisiaj różni Polaka normalnego od Polaka wyznawcy Prawa i Sprawiedliwości, to to, że Polak normalny mówi "chcę być w UE", a Polak PiS mówi "bycie poza Unią jest lepsze". Twierdzę, że tych Polaków, którzy chcą być w Unii Europejskiej, jest więcej. Mamy nareszcie, podkreślę to, prawdziwy podział opinii publicznej.

Obecnie mamy jeszcze do czynienia z taką sytuacją, że niektórzy urzędnicy oszukują, próbują się wycofywać ze swoich słów, ale tych wypowiedzi jest za dużo, byśmy nie przyjęli jako pewnika tego, że oni chcą nas wyprowadzić z UE.

Nie tylko dlatego, że Unii nie lubią, ale także dlatego, że pomysłu, który mają na Polskę, nie da się pogodzić z UE, w której nie może być klerykalno-nacjonalistycznej dyktatury. Nie ma miejsca na taki ustrój w UE.

Mogą być kraje bardziej konserwatywne, bardziej postępowe, bo Unia Europejska jest bardzo pluralistyczna, ale z tego pluralizmu z pewnością wyjęta jest klerykalno-nacjonalistyczna dyktatura.

Politycy PiS podkreślają, że to jest inna Unia niż ta, do której wchodziliśmy, że nie respektuje ustaleń. To są komunikaty, których wiele osób nie weryfikuje.

Metoda rosyjskiej propagandy rozbijania jedności Zachodu jest taka sama niezależnie, czy prowadzona jest we Francji, w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, czy w Wielkiej Brytanii. Fake newsy mają obniżać nasze zaufanie do najważniejszych instytucji Zachodu i do najważniejszych zasad, które Zachodem kierują i które zapewniły temu Zachodowi sukces.

To podważanie odbywa się na poziomie języka, fake newsów, najrozmaitszych plotek, wzbudzania sztucznych emocji. Bardzo dobrze robią to specjaliści KGB, rosyjscy, którzy stosują tego typu metody na całym świecie. Nie ma więc podstaw do tego, żeby myśleć, że ich nie stosują w Polsce.

Owszem, Unia jest dzisiaj inna od tej, do której wstępowaliśmy. Ci, którzy tak mówią, mają rację. Jest bardziej federalna i bardziej zjednoczona również dzięki temu, co zrobili, co wynegocjowali Lech i Jarosław Kaczyńscy. To oni, godząc się na Traktat Lizboński, zrobili kolejny bardzo ważny krok w kierunku integracji.

Tylko ta różnica jest przedstawiana zgoła inaczej. Rzecznik rządu, pytany o wypowiedź Ryszarda Terleckiego, mówił, że obecnie w Unii Europejskiej dochodzi do "prób modyfikacji traktatów albo propozycji legislacyjnych".

Nie ma żadnych prób zmiany traktatu, bo rząd polski by w nich uczestniczył. Zresztą w samej próbie zmieniania traktatów nie ma niczego złego. Każdy kto jest w UE wie, że jeśli coś mu się w Unii nie podoba, w sensie legislacyjnym, to ma trzy metody rozwiązania tej kwestii. Może zmienić prawo unijne w tej sprawie, może zmienić swoje prawo, albo wyjść z UE. Innej możliwości nie ma.

Możemy podjąć próbę zmiany traktatów w takim duchu, żeby w Europie sądownictwo nie było niezależne od władzy wykonawczej. Niech PiS podejmie taką próbę. Obawiam się jednak, że nikogo do tego typu zmian w Europie nie przekona, bo Europa idzie do przodu, a nie się cofa.

Cały problem miedzy Jarosławem Kaczyńskim a UE nie polega na próbie zmiany traktatów, polega na tym, że Jarosław Kaczyński tkwi w wieku XIX, a UE jest już w wieku XXI. Tych sto parędziesiąt lat różnicy sprawia, że nie mogą się dogadać.

Jarosław Kaczyński myśli o świecie kategoriami państwa narodowego i kategoriami drugiej połowy XIX stulecia, co więcej, żyje tymi emocjami, a UE coraz mocniej wchodzi w stulecie XXI. Tego nie może zrozumieć człowiek, który do niedawna nie posiadał konta i telefonu komórkowego.

Bliżej mu do tych polityków, którzy w XIX wieku jeździli bryczką, niż do tych polityków, którzy dziś mają własne strony internetowe i posługują się Twitterem, Facebookiem, mediami społecznościowymi.

To na swój sposób, żeby było jasne, mogłoby być nawet urocze, gdyby dotyczyło profesora na uniwersytecie bądź nauczyciela w dobrym liceum. Natomiast dużo gorzej, jeżeli dotyczy człowieka pełniącego tak istotną funkcję w naszym państwie.

Do czego prowadzi spór Polski z Komisją Europejską? Jest nie do rozwiązania? Przecież Komisja nie powie nagle, ok to jednak się wycofujemy z naszych decyzji, róbcie co chcecie.

Ten spór jest do rozwiązania w bardzo prosty sposób, o czym mówię od grudnia zeszłego roku. Trzeba zmienić polski rząd tu w polskim Sejmie. Trzeba powiedzieć do tych polityków, którzy są w PiS-ie, a którzy nie chcą wyjścia z UE: chcemy mieć w Polsce, choćby na krótko, tymczasowy rząd, który poprowadzi nas do nowych wyborów, a który nie będzie rządem antyeuropejskim. I to jest jedno wyjście. Drugie – wymóc na PiS zmianę polityki tej partii. Inaczej pozostanie nam tylko wyjście trzecie, droga do mniej lub bardziej powolnego Polexitu.

Posłowie Prawa i Sprawiedliwości są w stanie się wycofać?

Posłowie Prawa i Sprawiedliwości, co widzimy, mocni bywają w gębie. Natomiast tak, jak choćby w przypadku ustawy o IPN-e, rejterowali aż się kurzyło. Tel Awiw śmiał się z tego, jak wysłannicy polskiego premiera są tam traktowani, jak błagali Netanjahu o porozumienie. Tak się skończyła ich szarża na Izrael. Dzisiaj widzimy jak się kończy ich szarża na amerykańskich udziałowców TVN-u. Być może tak samo skończy się ich szarża na UE.

Ostatecznie, gdyby zrejterowali, byłby to najlepszy dla Polski wariant. Nie możemy jednak czekać na to, że ktoś za nas załatwi sprawę. My sami, Polacy, kartką wyborczą bądź legalnymi działaniami w paramencie musimy zmienić politykę, która prowadzi nasz kraj do katastrofy.

A te antyunijne wypowiedzi nie są też po części grą? Wyciąganiem tych narodowych haseł, które trafiają do radykalnych zwolenników?

Na pewno na to, o czym mówimy, ma też wpływ rywalizacja z Konfederacją. Rośnięcie w siłę Konfederacji oznacza wyciąganie bardziej narodowych tonów przez PiS. Tyle tylko, że to nie jest sztuczne.

Oni bardzo często tę retorykę chowają – nie zawsze jest im potrzebna, bo przecież muszą jakoś wyjaśnić, skąd wezmą pieniądze, a biorą je jak na razie z UE – ale istota rzeczy, niezależnie od tego, co jest elementem politycznego PR-u, a co nim nie jest, pozostaje niezmienna: pomysłu na państwo autorytarne, o klerykalno-nacjonalistycznym charakterze, nie da się pogodzić z nowoczesną Polską w UE.

I albo takie państwo Jarosław Kaczyński zbuduje do końca i wtedy ono będzie poza UE, albo Polacy powiedzą to, co ja dzisiaj mówię, chcemy zostać w UE, i pożegnają nie Unię a Jarosława Kaczyńskiego.
Czytaj także: "Polską rządzą nieznośne bachory". Tusk wymownie ocenił politykę zagraniczną PiS