Lewicka: Owcza skóra albo wilcze zęby. PiS szuka najlepszej strategii
Sondażowe tąpnięcie, które PiS zaliczyło zeszłej jesieni – po awanturze o Piątkę dla Zwierząt i orzeczeniu TK w sprawie aborcji – zepchnęło rządzących do wyników dających wciąż pozycję lidera, ale bez szans na samodzielne sprawowanie władzy, a już na pewno bez pewności tegoż. Polski Ład nie odbudował poparcia, choć był intensywnie promowany całą wiosnę i lato.
PiS uchwycił się zatem okazji z uchodźcami i białorusko-rosyjskimi manewrami wojskowymi. Zadziałało, bo im bardziej irracjonalne lub odległe jest zagrożenie, tym bardziej dygoczemy ze strachu i tym chętniej chowamy się za plecami władzy i ją popieramy. Rządzącym przysłużył się też Donald Tusk. Jego powrót na krajową scenę skutkuje intensyfikacją polaryzacji, a to z kolei sprawia, że wyborcy wracają nie tylko do PO, ale też do PiS-u.
Na Kaczyńskiego znów chcą zagłosować ci, którzy przed chwilą wprawdzie byli tą władzą rozczarowani, ale widok byłego premiera podziałał na nich jak ostroga: skłonni są puścić w niepamięć błędy i wypaczenia PiS-u, bo tak bardzo nie znoszą czasów przed PiS-em, a tych przecież Tusk jest emanacją i symbolem. Zatem po roku wiatr nie wieje rządzącym w oczy, tylko dmie w plecy.
Nie wiadomo jednak, jak długo utrzyma się ta aktualnie dobra dla PiS-u polityczna koniunktura. Bo manewry przy naszej granicy za chwilę się skończą, a Tusk nie będzie mobilizował swoich przeciwników w nieskończoność. Za to na horyzoncie są rozmaite problemy, dość wskazać na szalejącą inflację, pukającą do drzwi czwartą falę pandemii, grożące Polsce kary finansowe za brak realizacji wyroku TSUE, blokowane pieniądze z KPO, strajki różnych grup zawodowych.
Pootwieranych frontów jest tak wiele, że aż nie wiadomo, w co ręce włożyć. A PiS – tu użyję metafory niemieckiego filozofa Petera Sloterdijka – prócz „mistrzowskich zjazdów po stokach nadarzających się okazji”, wykazuje wobec realnych problemów i zagrożeń kompletną niemoc, bezradność i finezję słonia w składzie porcelany.
Poszczuć na migrantów – betka! Postraszyć Władimirem Putinem – prosta sprawa! Ale wycofać się z konfliktu z Unią, zacząć rozwiązywać problemy w ochronie zdrowia, przekonać lub zmusić Polaków do szczepień, tego już nikt tam, przy Nowogrodzkiej i w Kancelarii Premiera, nie tylko nie potrafi, ale nawet nie chce zrobić.
Którą drogę wybierze PiS?
Obóz władzy zaczął zatem rozważać, w którą stronę należy pójść, by dojść dalej. Kierunki, jak zawsze, są dwa. PiS może przemawiać tylko do własnego elektoratu, czyli na ostro, co oznacza zaognianie konfliktów, mnożenie kryzysów i coraz bardziej nienawistną retorykę.W pewnych sprawach będzie się, rzecz jasna, cofał, jak ostatnio w przypadku lex TVN, które dogorywało sobie przez kilka godzin w Senacie, ale wyłącznie pod wpływem silnej presji zewnętrznej. Co do zasady jednak będzie silnie konfrontacyjnie np. z brukselskim okupantem. Ta strategia nie jest obliczona na 40%, ale na stabilne 30%.
Wobec mającej wciąż swoje kłopoty opozycji może wystarczyć, by po wyborach w 2023 roku stworzyć rząd np. z Konfederacją. A zatem wilcze zęby na co dzień plus nadzieja, że w kampanii dorzuci się jeszcze do twardego elektoratu parę punktów procentowych.
Ale są i w PiS-ie tacy, który nalegają na złagodzenie przekazu i zamknięcie choć kilku frontów: dla uspokojenia sytuacji ogólnej, uzyskania środków finansowych na realizację Polskiego Ładu i umożliwienia rządzącym sięgnięcia po tych wyborców, którzy nie sympatyzują z nimi na śmierć i życie, są za to kapryśni, umiarkowani i nie tak zajadli w swych opiniach i postawach.
Zamknięcia pierwszego frontu miałby dokonać Trybunał Konstytucyjny, a rzecz dotyczyłaby wniosku premiera o stwierdzenie prymatu prawa krajowego nad prawem unijnym.
Na rozstrzygnięcie czeka niecierpliwie Bruksela i od ruchu TK uzależnia swoje dalsze działanie względem naszego KPO. Dopóki wyrok nie zostanie ogłoszony, bo np. rozprawa zaplanowana na 22 września spadnie z wokandy, albo znów zostanie odroczona, to także unijni urzędnicy poczekają z akceptacją Krajowego Planu Odbudowy do kolejnego terminu.
Jeśli zaś wyrok zapadnie i Warszawa wypowie nim posłuszeństwo unijnemu prawu i jurysdykcji, w grę może wchodzić użycie mechanizmu praworządności, co z kolei oznacza, że miliardy euro dla Polski zostają zamrożone i nie wiadomo kiedy je zobaczymy. Dlatego, jak słyszę w PiS-ie, orzeczenie TK w tej sprawie ma być podobne tym, które już wcześniej zapadały, np. w 2005 i 2010 roku.
Mówiły one, że zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego nie narusza statusu Konstytucji jako najwyższego aktu prawnego w Polsce. A w przypadku kolizji należy dostosować ustawę zasadniczą do prawa wspólnotowego lub prawo unijne do Konstytucji. Można też wystąpić z Unii Europejskiej, jeśli ktoś ma takie życzenie (np. Ryszard Terlecki z Markiem Suskim).
Brak kolejnej, tym razem naprawdę totalnej, wojny z Brukselą oraz wygaszenie groźby kar finansowych przez szybką likwidację Izby Dyscyplinarnej (usłyszałam, że jest kilka projektów na rozwiązanie tej kwestii), dawałoby rządzącym możliwość przyobleczenia się w owczą skórę. Ta strategia była przez PiS wielokrotnie ćwiczona, np. wtedy gdy na czas kampanii wyborczych chowano na głębokim zapleczu postaci kontrowersyjne lub agresywne (np. Macierewicza czy Pawłowicz).
Można byłoby też skupić uwagę na jednym froncie: walki z PO. Zwrotu w tym kierunku już dokonał premier; nie ma takiego jego wystąpienia, w którym nie atakowałby PO i nie stosował analizy porównawczej pt. Jak fantastycznie jest teraz i jak fatalnie było za Tuska.
Którą drogą PiS ostatecznie podąży, tego nie wiadomo. Jak i tego, kiedy będą wybory, bo to zależy np. od efektów, jakie w sondażach przyniesie rządzącym pakiet podatkowy. Jest też inny problem, z Centralnym Ośrodkiem Dyspozycji Politycznej przy Nowogrodzkiej. Do końca nie wiadomo bowiem, jak bardzo jest w swych działaniach racjonalny, a na ile odkleił się od rzeczywistości.