Jestem lewaczką, ale wkurza mnie hejt na wiarę. Nie musisz wierzyć, ale daj wierzyć innym

Ola Gersz
Wychowałam się w katolickiej rodzinie, praktykująca obecnie nie jestem. Dobrze widzę grzechy Kościoła i nie boję się go krytykować. Wściekam się, gdy widzę, co obecne władze robią z wiarą, ale równie mocno denerwuje mnie ślepy hejt na religię. Krew mnie zalewa, gdy widzę, że uderzanie w wiarę katolicką to teraz ulubiony sport wielu Polaków. Walczymy o szacunek i tolerancję, ale nie dla wierzących. Tyle że oni nie odpowiadają za zło, które dzieje się w kościelnych murach.
Fot. Pexels / RODNAE Productions
Jesteś wierzącym i praktykującym katolikiem? Masz dwa wyjścia. Możesz albo nikomu się do tego nie przyznawać, albo mówić o swojej wierze wprost i usłyszeć przy każdej możliwej okazji sakramentalne (sic!) pytanie: "a pedofilia w Kościele?". To pułapka: w 8 na 10 przypadków twój rozmówca będzie starał się ciebie przekonać, że coś jest z tobą nie tak, skoro należysz do tej samej instytucji, co księża-pedofile, ociekający złotem hierarchowie, arcybiskup Marek Jędraszewski i Kaja Godek. Mimo że wszystko wyżej wymienione budzi twoją wściekłość i sprzeciw.


Po każdej takiej dyskusji wychodzisz na zacofanego zaboboniarza i, mówiąc bardzo brzydko, "wiejskiego głupka". Możesz tłumaczyć, że wierzysz w Boga i starasz się postępować po chrześcijańsku, ale potępiasz przewiny Kościoła. Wyjaśniać, że wiara i instytucja Kościoła to dwie zupełnie różne sprawy, a dla ciebie najważniejsza jest duchowość. Podkreślać, że owszem, pedofilia to skandaliczne przestępstwo, ale nie każdy duchowny molestuje seksualnie dzieci.

To nie ma żadnego znaczenia. Skoro jesteś wierzący, to na pewno jesteś ziejącym nienawiścią "naziolem" i "katolem". Z tej szufladki już nie wyjdziesz.

Pobożny teatrzyk na pokaz

Sami zapędziliśmy się w kozi róg. Wróć, nie my. To obecne władze – zarówno polityczne, jak i kościelne – nas w niego zapędziły, o czym celnie pisała dwa lata temu moja redakcyjna koleżanka Aneta Olender.

Żyjemy w kraju, w którym obchody 11 listopada zamieniają się w paradę nienawiści i wojnę pod Empikiem, a chrześcijańska wiara jest wykorzystywana do celów politycznych i nie ma nic wspólnego z chrześcijańską wiarą. Najważniejsze osoby w państwie, które siedziały w pierwszych ławkach podczas beatyfikacji kardynała Stefana Wyszyńskiego, nazywają się szumnie chrześcijanami, ale nie przeszkadza im szczucie na mniejszości czy schorowani ludzie koczujący na granicy. To żadne chrześcijaństwo, to tylko pobożny teatrzyk na pokaz, w którym wszystkie dekoracje są z tektury.

Pedofilia i jej tuszowanie, niezdrowy związek Kościoła z obecną władzą, ksenofobia i zacofanie niektórych duchownych, historyczne zbrodnie oraz pazerność na pieniądze to realne problemy, które trawią Kościół od środka, a wymieniać można je długo. Tyle że to nie jest wiara, to problemy instytucjonalne – godne potępienia i wymagające pilnej reakcji, kary i reformy. Inaczej instytucja Kościoła w ogóle nie przetrwa i mało kto się w niej ostanie, co wcale mnie nie dziwi.

Tyle że rykoszetem dostają i ludzie wierzący, i sama religia. Jakim cudem doszliśmy do momentu, w którym wszystko, co związane z wiarą zbiera potworny hejt?

Każdy ksiądz pedofilem

Nie żartuję: wystarczy wejść pod jakikolwiek link w mediach społecznościowych czy film na YouTube związany z Kościołem, żeby zatonąć w oceanie obrzydliwych, nienawistnych komentarzy. Kilkanaście zakonnic z jednego klasztoru zakaziło się COVIDEM-19? Dobrze im tak, leżenie krzyżem jakoś ich nie uratowało, boki zrywać. Ksiądz śpiewa z dziećmi wesołe piosenki? Obrzydliwy pedofil. W kościele można płacić kartą? Zdelegalizować religię.

Za przewiny jednostki lub grupy nie powinni płacić wszyscy. Tak jak ogółowi policji dostało się za ataki funkcjonariuszy na kobiety podczas marszów przeciwko zakazowi aborcji, tak ogół ludzi Kościoła i wyznawców religii katolickiej (niesłusznie) ponosi karę za czyny przestępców seksualnych, skorumpowanych hierarchów i nienawistnych duchownych, którzy dawno odeszli od Chrystusowych przykazań o miłości.

Zapomnieliśmy o uniwersalnej zasadzie, żeby nie oceniać wszystkich jedną miarą. Mamy klapki na oczach i nie widzimy, że naprawdę nie wszyscy katolicy są zacofanymi homofobami, przeciwnikami praw kobiet, nacjonalistami i wyborcami PiS. Wszystkich wrzucamy do jednego wora, zamykamy oczy. Pałujemy na oślep.

Zapomnieliśmy też o szacunku. Jasne, są w Kościele ludzie (i oni są niestety najgłośniejsi), którzy nie szanują innych, ale to wcale nie mieści się w granicach chrześcijaństwa. My nie jesteśmy nimi, my musimy szanować wszystkich. Co wcale nie znaczy, że mamy się z nimi zgadzać.

Głośno apelujemy o tolerancję inności i mniejszości, ale zapominamy o ludziach wierzących. Ich można obrażać – ich wierzenia, tradycję, wychowanie. Można śmiać się, że codziennie się modlą, uczestniczą w nabożeństwach, szanują religijne symbole. Przeszkadzać w mszach świętych i deptać religijne wizerunki. Owszem, w dzisiejszej Polsce termin "obraza uczuć religijnych" jest nadużywany i źle interpretowany, ale te uczucia wciąż zasługują na szacunek. Tak jak każde inne uczucia każdego innego człowieka.

Mądra wiara nie zamyka oczu

Żeby było jasne: nie chodzi o zamykanie oczu na zło, które wyrządza Kościół i bezkrytyczne podejście do religii. Wręcz przeciwnie, powinniśmy głośno protestować przeciwko niegodziwościom i kwestionować przestarzałe dogmaty. Na tym polega mądra wiara.

Krytyka jest konieczna. W tym wszystkim zapomnieliśmy jednak o duchowości, wierzeniach, rodzinnych tradycjach. Kościół to naprawdę nie tylko ojciec Rydzyk i pedofilia. To coś znacznie większego.

Pewna mądra i bardzo wierząca osoba powiedziała mi: "Kościół jako społeczność kiedyś się oczyści i odbuduje. Będzie mniej liczny, ale silniejszy i pozostanie tylko czysta wiara". Być może, nie mnie to oceniać. Moja relacja z wiarą jest skomplikowana, ale wiem jedno: chrześcijaństwo to miłość, dobro i szacunek. Brzmi górnolotnie, ale to jedyne, co się liczy. I mam nadzieję, że wszyscy – łącznie z władzami Polski i Kościoła – to sobie przypomną.