Na zdjęciu to tylko replika z Rosji. Poszukiwania Bursztynowej Komnaty trwają – i są nowe tropy
Bursztynowa komnata, nazywana niekiedy ósmym cudem świata, od lat rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów. Ostatni raz była widziana w 1944 roku, po czym ślad po niej zaginął. Jest to prawdopodobnie jedyny tak duży skarb, który po prostu zniknął bez śladu. Od wielu lat badane są coraz to nowe tropy potencjalnych miejsc, gdzie mogłaby się się znajdować ta niesamowita bursztynowa instalacja. W 2021 roku na północy Polski zorganizowano aż dwie wyprawy, które mogą przynieść choć mały przełom w sprawie.
Arcydzieło gdańskich bursztynników
Historia Bursztynowej Komnaty zaczyna się w 1701 roku, kiedy to Fryderyk I Hohenzollern zamówił jej stworzenie u Andreasa Schlütera, gdańskiego mistrza bursztyniarskiego. Łącznie prace nad jej wykonaniem trwały aż jedenaście lat, a sam projekt był realizowany przez kilku mistrzów gdańskiego cechu.
Szacuje się, że do jej stworzenia użyto aż sześciu ton bursztynu. Dzieło było imponujące i zachwycało najbardziej wpływowych gości podberlińskiego pałacu Charlottenburg. Gdy w 1716 roku car Piotr I Wielki wizytował w Prusach, również miał okazje zobaczyć ten monumentalny wystrój. Dzieło gdańskich mistrzów miało go zachwycić.
Syn Fryderyka I Hohenzollerna Fryderyk Wilhelm podarował carowi ową komnatę na dowód przyjaźni. Dar ten miał również pieczętować zawarty sojusz. Najpierw komnata trafiła do Petersburga, by w 1755 roku carowa Elżbieta przeniosła ją do pałacu w Carskim Siole (oddalonego o około 25 km od Petersburga, obecnie teren miasta Puszkin). Komnata znajdowała się tam aż do 1941 roku, kiedy to została zrabowana przez Nazistów i przewieziona do zamku krzyżackiego w Królewcu (obecny Kaliningrad).
W 1944 roku komnata ponownie została spakowana do skrzyń. Co stało się z nią dalej? Nie wiadomo. To właśnie w tym miejscu historia Bursztynowej Komnaty się urywa.
Zaginiony skarb
Poszukiwania tego niezwykłego dzieła trwają praktycznie nieprzerwanie od czasów powojennych. Przez dziesiątki lat tysiące amatorów, urzędników i służb specjalnych starało się odnaleźć Bursztynową Komnatę.Przez lata pojawiało się wiele śladów i wiele miejsc, w których naziści mogli ukryć ten skarb. Wśród potencjalnych miejsc wymieniano między innymi Kraków, podziemia Zamku Książ – inne wersje mówiły o miejscach na terenie kompleksu Riese (gdzie też miał się znajdować legendarny Złoty Pociąg, który według niektórych mógł przewozić skrzynie z Bursztynową Komnatą), na liście znalazły się też Człuchów, Kaliningrad czy dziesiątki innych miejsc.
W ubiegłym roku pojawiły się nowe ślady i możliwe miejsca ukrycia skarbu, które obecnie są sprawdzane.
Tunele w Mamerkach
Kiedy w 2016 zaczęto poszukiwania Bursztynowej Komnaty w Mamerkach, ta osada leśna północy Mazur stała się sławna na całą Polskę, a media donosiły na żywo o postępach w poszukiwaniach. Niestety skarbu nie znaleziono, jednak nie przestano szukać. Niedawno media znów donosiły o Mamerkach.Albin Marciniak/East News
Poszukiwania nie przyniosły jednak przełomu. – Znowu nie znalazłem Bursztynowej Komnaty, ale jestem bardzo zadowolony z poszukiwań. Udało się nam zejść do czterech technicznych tuneli. To nam pokazało, że potrafimy odnajdywać miejsca, o istnieniu których nie wiedzieliśmy dotąd – mówił cytowany przez Onet Bartłomiej Plebańczyk, który od kilku lat prowadzi poszukiwania legendarnej Bursztynowej Komnaty. Skąd przypuszczenie, że właśnie w Mamerkach mogła zostać ukryta Bursztynowa Komnata? Służba Bezpieczeństwa w sekrecie miała tam przywieźć Ericha Kocha.
Erich Koch – człowiek, który wiedział, gdzie ukryto komnatę?
Jedną z osób, które miały wiedzieć, gdzie skrywana jest Bursztynowa Komnata, miał być dr Alfred Rohde, kustosz muzeum w Królewcu. Został on pojmany przez Armię Czerwoną i wszelki słuch o nim zaginął. Drugą osobą znającą losy komnaty po 1944 miał być Erich Koch, gauleiter Prus Wschodnich. Według jego zeznań to właśnie on miał być osobą, która zleciła demontaż i ukrycie Bursztynowej Komnaty. Uwierzono mu.Jak się później okazało, wiara w jego słowa uratowała mu życie, SB i KGB liczyły, że zarządca Prus Wschodnich w końcu wyjawi sekret i położenie skarbu. Domniemana wiedza na temat komnaty uchroniła naczelnika okręgu przed egzekucją, na którą został skazany. Kiedyś Koch miał wziąć gazetę, w której był artykuł o poszukiwaniach komnaty, i powiedzieć "tam jej nie znajdą". Koch do końca swoich dni przesiedział w więzieniu w Barczewie i jako jedyny osadzony w całej historii tego ośrodka przesiedział wyrok samotnie.
Operacja Hanibal i wrak SS Karlsruhe
Koch nigdy nie wyjawił sekretu. Może nie wiedział, gdzie znajduje się komnata, a była to wyłącznie wyrachowana gra ze Służbą Bezpieczeństwa. Innym tropem, który obecnie jest badany, jest SS Karlsruhe. Ten niemiecki parowiec był jednym z ostatnich statków, który opuścił Królewiec podczas operacji Hanibal. Warto przypomnieć, że była to największa morska ewakuacja w historii, szacuje się, że liczba ewakuowanych była trzykrotnie większa niż pod Dunkierką.SS Karlsruhe był niewielkim parowcem i zarazem ostatnim statkiem, który opuszczał port podczas ewakuacji. Co więc niezwykłego w tym niepozornym parowcu? Okazuje się, że swoją ostatnią podróż rozpoczął on z zadziwiająco dużym ładunkiem jak na ten statek i silną eskortą. To właśnie ze względu na ten spory ładunek i miejsce, w którym Bursztynowa Komnata była widziana po raz ostatni, wysnuto hipotezę, że właśnie parowiec Karlsruhe mógł przewozić ów skarb.
Bursztyn trafił na dno Bałtyku?
Parowiec, który mógł przewozić bursztynową komnatę, nigdy jednak nie dotarł do portu. Został zatopiony 13 kwietnia 1945 roku. Z 1083 osób, które znajdowały się na pokładzie, przeżyło zaledwie około 100. Statek ten miał zatonąć w ciągu trzech minut, zabierając ze sobą cały ładunek. Przez dziesiątki lat wrak ten leżał na dnie Bałtyku, a miejsce jego zatonięcia pozostawało tajemnicą.Dopiero w 2020 roku, czyli ponad 75 lat od jego zatonięcia, udało się odkryć miejsce, w którym spoczął parowiec. Dokonała tego grupa Baltictech, złożona z polskich i zagranicznych pasjonatów.
– Szukaliśmy jego wraku od ponad roku, kiedy to zdaliśmy sobie sprawę, że może to być najciekawsza, nieodkryta dotąd historia z dna Bałtyku – mówił Tomasz Stachura, szef ekspedycji, w wywiadzie dla trójmiejskiej "Wyborczej".
Po pierwszej misji na profilu Baltictech na Facebooku uchylono rąbka tajemnicy. "Podczas nurkowań na wraku natrafiliśmy na skrzynie oraz resztki pojazdów. Skrzynie są rozsypane na dnie, ale cześć nieuszkodzonych nadal spoczywa w ładowniach statku" – wyjaśniono.
W materiale TVN24 Tomasz Stachura stwierdził z kolei, że "jeśli Niemcy mieli wywieźć Bursztynową Komnatę poprzez morze, to Karlsruhe był dla nich ostatnią szansą". – My jej oczywiście tam nie widzieliśmy, ale skrzynie, które widzieliśmy w ładowniach, poprzewracane i przysypane mułem, jakby pobudzają wyobraźnię bardzo mocno – dodał.
Płetwonurek Tomasz Zwara w tym samym materiale stwierdził, że priorytetem tej misji była ewakuacja ludzi i tak duży ładunek może świadczyć o tym, że starano się wywieźć również cenne przedmioty – w tym możliwe, że i elementy Bursztynowej Komnaty.
Czy kiedyś uda znaleźć się Bursztynową Komnatę?
Misja eksploracji Karlsruhe była bardzo szeroko zakrojona, jednak nie przyniosła przełomu, na który liczyli śledzący tę wyprawę fani poszukiwania skarbów. Obecnie nie można jednoznacznie potwierdzić lub zaprzeczyć tezie, że na tym statku były transportowane skrzynie z Bursztynową Komnatą.
Ekipa Baltictech na swoim profilu na Facebooku podczas wyprawy publikowała aktualizacje, z których można dowiedzieć się m.in., że nie otwierano skrzyń, które są zamknięte, ani też nie odkopywano tych pod mułem. Skrzynie, które były otwarte bądź rozbite, zawierały sprzęt wojskowy i prywatne rzeczy cywili uciekających przed Armią Czerwoną.